FUNKO Fusion, czyli dobre marki to za mało. Recenzja [STEAM DECK]

Funko Fusion miało bardzo dobry pomysł na siebie. Zrobić klona LEGO Dimensions, wraz ze sterowaniem z The Skywalker Saga, zamieniając tylko marki i duńskie klocki na własne figurki. Co jednak z tego, skoro finalny produkt wygląda jak wielki śmietnik?

Po grę sięgnąłem jako fan LEGO, który nie jedną klockową gradaptację znanych filmów widział i ogrywał. Prawda jest jednak taka, że fani gier o duńskich klockach niekoniecznie znajdą tu coś dla siebie. Oczywiście figurki Funko nie mają nic związanego z budowaniem czy kreatywnością – tego więc w recenzowanej dziś grze nie znajdziemy. Zastać tu można jednak absurdalną fabułę, nudną rozgrywkę i tonę błędów. Jednak nie uprzedzajmy faktów.

Dziękujemy studiu 10:10 Games za dostarczenie klucza do gry.

Pomysł na świat jest niezrozumiały i czułem się, jakbym grał w stare MMO po pominięciu intra. Pojawiamy się jako figurka w ramach jednej z dostępnych marek w jakiejś siedzibie. Ratujemy lisa, poznajemy parę postaci, nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się Zły; walczymy z bossem (a te potyczki są wybitnie wręcz nudne)… i tak kończy się oryginalna fabuła; reszta czeka [na] nas w światach inspirowanych kilkoma markami. Cut-scenki są absurdalne, nic z nich nie zrozumiesz, reżyseria nie istnieje, do tego są zbyt straszne dla młodych graczy. O co tu chodzi? Mnie się nie pytajcie; przejdźmy dalej.

Zaczynamy od dowolnie wybranego świata. Znajdziemy tu m.in. Jurassic Park / World, Coś Carpentera (tak, horror sprzed ponad 40 lat…), The Umbrella Academy czy Battlestar Galacticę. Oprócz głównych światów odblokować możemy również poziomy sekretne – to około półgodzinne etapy z jeszcze innych mediów, takich jak Szczęki, Five Nights at Freddy’s czy Niezwyciężony. Komplet marek może nie jest zły i w sumie chętnie zagrałbym w LEGO z taką fabułą, jednak już sam wstęp gry Funko zapowiada, że to tylko wydmuszki.

Każdy świat nawiązuje do swoich pierwowzorów (filmów), jednak mówienie, że je opowiada, to „w wielkim skrócie” srogie nieoszacowanie! Cut-scenek mamy tu może parę minut na cały świat, a zadania na mapach są w całości losowe. Wspomniane już The Thing zaczyna się od… szukania i ratowania sześciu husky. W filmie też taki występował, spoko. W Jurassic Worldzie za to już po sekundzie zewsząd wyskakują dinozaury oraz pracownicy parku (?) chcących nas załatwić. Może się czepiam, ale fabularny chaos i brak jakichkolwiek dialogów przypomina czasy pierwszego LEGO Star Wars, a i tak tam umiano przedstawić pełną historię.

funko fusion recenzja

Inna sprawa, że mapy są zrobione w naprawdę leniwy sposób. Na większości będziemy musieli szukać czegoś na często sporych obszarach. Je można przejść od 3 minut do pół godziny – jest ich pięć na dany świat. Wspomniany etap z The Thing uśpił mnie i zupełnie nie byłem ciekawy finału (spoiler: była walka z helikopterem, którego i tak mogliśmy załatwić parę razy w trakcie misji…). Abym odetchnął od negatywów, pochwalę świat Battlestar Galactiki, który ma misje już lepsze. Pierwsza to zadanie eskortowania cywilów w zniszczonym mieście (inteligencja NPC-ów jest fatalna, ale mniejsza to), a druga to obrona statku przed falami przeciwników. Nadal nie brzmi to interesująco, ale dało się grać. Podobnie jak w grach LEGO, tak i tu będziemy musieli wracać do tych etapów, by je wymaksować. Znajdziek jest od groma, a że nie chce się ich zbierać, to inna sprawa. I tak, nie znajdziemy tu otwartego świata prócz pustego huba.

Co do rozgrywki, to sporo przyjdzie nam tu postrzelać. Każda z kilku dostępnych na świat postaci ma inne giwery i zdolności. Do tego na mapie możemy otworzyć skrzynki, w których znajdziemy silne spluwy z limitowaną amunicją, power-upy czy apteczki. Te ostatnie są bardzo ważne, bo uświadczymy tu system żyć – po śmierci musimy wrócić do opakowań z figurkami, a gdy odrzemy już wszystkie z paru serduszek – zaczynamy poziom od początku. No, chyba że zginiemy w strefie bez wskrzeszeń. Gdzie one się znajdują? Nigdy nie wiadomo, giniesz i cofasz się na początek… Oczywiście większość znajdziek przepada wraz z tobą, bo system zapisu też tu jest skopany.

funko fusion recenzja

Czas na ostatnią sprawę… czyli stronę techniczną gry. Nie mam już zapasu unikatowych wulgarnych epitetów przy sobie, więc pozwólcie, że opowiem historię. Jako pierwszy świat wybrałem Jurassic World. Zadaniem było odnalezienie kilku dinozaurów i ich uśpienie. Gram więc, szukam, zwiedzam i zbieram znajdźki. Nagle — crash! Lecę od początku. Dinusie nie chciały się pojawić – spędzam minuty na bieganiu w kółko, a potem drugie tyle dla zagadki. Olewam grę na dziś, wyłączam. Nazajutrz lecę od początku i szybko przedostaję się do końcowej zagadki. Podnoszę kluczowy przedmiot, a ten… przykleja się do rąk! Nic nie mogę zrobić, nic nie działa. Restart, jeszcze raz. Pomijam wrogów – i to jest błąd: zabijają mnie. Zaraz obok jest punkt odrodze… Zaraz, jak to „Powtórz misję od nowa”? Po cholerę były te wszystkie serduszka?! Robię pięć wdechów i lecę ten sam poziom po raz piąty. Wiem dokładnie, co gdzie jest i co muszę zrobić. Sukces – przechodzę go w trzy minuty.

funko fusion recenzja

Takich przygód nie miałem już w dalszych etapach, ale to nie zmienia faktu, że gra leży i kwiczy pod względem technicznym. Grałem na Steam Decku na najniższych ustawieniach – około 40 fps, więc da się grać, ale i tak jest to beznadziejny wynik, jak na taki tytuł (więcej klatek miałem już w nowym God of War…). Crashe, duże zawiechy podczas śmierci, głupia sztuczna inteligencja, bugi blokujące rozgrywkę… I to długo po premierze! Od tego czasu powstało dużo płatnych, ale i też darmowych DLC, więc tutaj jakiś plus.

A czy gra ma jeszcze jakieś zalety? Bardzo dobrze wykonane są figurki. Jest ich mało, ale każda charakteryzuje się czymś związanym z filmem, np. Ian Malcolm (z Parku Jurajskiego) posiada pochodnie do walki wręcz. Jednakże przez niewielką ich ilość nie znajdziemy tu żonglowania postaciami, by rozwiązać zagadkę. Grafika i audio stoją na dość średnim poziomie, więc powiedzmy, że nie jest źle. Duża szkoda, że niszczenie otoczenia jest bardzo ograniczone, a system walki na dłuższą metę przeszkadza. A, miałem mówić o plusach… 42 poziomy to całkiem dużo i gra na trochę starczy, Te sekretne etapy są przyjemne, a wraz z kolejnymi DLC jeszcze ich przybędzie. Powinienem pochwalić (dodany w aktualizacji) tryb co-op, ale jest on dostępny tylko online. Twórcy wiedzieli, że gra prędzej wybuchnie, niż podzieli ekran do lokalnej kooperacji.

funko fusion recenzja

Kończąc już ten smutny wywód, Funko Fusion to zdecydowanie najgorsza gra z 2024 roku, w którą grałem. Przyjemność płynąca z gameplayu może wynikać tylko z ciekawych marek, ładnych figurek czy nawiązań do kultowych filmów i seriali. Jest to jednak gra wideo, a patrząc pod tym względem, to twórcy (w tym Jon Burton, przez wiele lat czołowa postać w Traveller’s Tales!) wyłożyli się na niemal każdym elemencie. Potworny level design, sterta bugów, monotonia i nuda bijące z ekranu… Nie skreślam tego studia i mam nadzieję, że jeszcze się rozkręcą, ale chęć zakupu Funko Fusion – już jak najbardziej.

LEGO Harry Potter Collection – remaster nawet nie z nazwy. Warto kupić po raz trzeci?

Rembus

Humanista, pasjonat historii i języków obcych (przede wszystkim angielskiego) oraz j. polskiego. "Pececiarz" od urodzenia, choć posiada obydwie kieszonsolki Sony. Spokojny człowiek, który lubi pisać to, co czytacie :P.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *