RETROMANIAK #137: Metal Gear Solid – recenzja [PSX]
Kiedy w 1998 roku ukazał się Metal Gear Solid, Hideo Kojima niemal natychmiast został okrzyknięty geniuszem. Wydany na PlayStation tytuł udowodnił, że gry komputerowe potrafią opowiadać historie rodem z ekranów kin!
Tematem niniejszego RETROMANIAKA będzie jeden z najważniejszych tytułów w historii całej branży gier wideo. Metal Gear Solid to produkcja, która w zasadzie udowodniła wszystkim, że gry na konsole to nie tylko ogłupiająca zabawa dla dzieciaków, ale ambitna rozrywka, wcale nie gorsza od dobrego kina akcji! Za wspomniany tytuł odpowiada studio KONAMI, znane chociażby z takich produkcji, jak Silent Hill, Pro Evolution Soccer czy uwielbiana przez starsze pokolenie Contra. Ojcem serii jest natomiast Hideo Kojima.
ŚWIAT
Zacznę od istotnego komentarza: Metal Gear Solid w zasadzie nie jest pierwszą odsłoną serii – ani pod względem czasu powstania, ani pod względem chronologii. Nie oznacza to, że gracz niemający wcześniej styczności z serią nie będzie mógł czerpać z niej przyjemności – po prostu nie wyłapie kilku subtelnych mrugnięć w jego kierunku. Śmiało można zasiąść do zabawy, nie przejmując się, że coś nas ominie – i tak część ze smaczków można zrozumieć dopiero po gruntownym zapoznaniu się z całą sagą, a i to nie gwarantuje, że coś przypadkiem nam nie umknie! Na fabułę serii trzeba spojrzeć holistycznie, a pierwszy Metal Gear Solid jest świetnym punktem, od którego można zacząć poznawać serię: to właśnie ta gra wyniosła ją na wyżyny i to właśnie do niej najczęściej pojawiają się odniesienia w następnych odsłonach, a ponadto zrozumienie drugiego MGS-a będzie o wiele prostsze.
Jest rok 2005, na Alasce dochodzi do zbrojnego przejęcia bazy wojskowej przez jednostkę FOXHOUND. Członkowie wspomnianej grupy pod wodzą Liquid Snake’a siłą opanowują kompleks, w którym trwają ściśle tajne badania nad projektem o nazwie Metal Gear REX – bojowym pojazdem dwunożnym wyposażonym w głowice nuklearne. Naszym celem jest wdarcie się po cichu do wnętrza bazy i zlikwidowanie zagrożenia ze strony terrorystów. Ponieważ cała sprawa ma najwyższy poziom poufności, na misję zostaje wysłany tylko jeden człowiek… ale to nie byle kto: to legendarny żołnierz Solid Snake!
Cała historia ma o wiele głębsze dno niż można by się spodziewać – od samego początku aż po ostatnie linie dialogowe fabuła odkrywa różne mniej lub bardziej istotne wątki. Opowieść w Metal Gear Solid przekazywana jest na dwa sposoby. Po pierwsze – przez Codec, czyli nasze „radyjko” do komunikowania się ze światem. Dzięki niemu niemal w dowolnym momencie możemy zadzwonić do jednej z kilku postaci i poprosić o pomoc. Naszym głównym kontaktem jest emerytowany pułkownik Roy Campbell, który dostarcza nam wszelkich informacji związanych z naszą misją, przewijającymi się postaciami itd. Warto nadmienić, że Roy nie grzeszy uczciwością i nie mówi nam o prawdziwych motywach stojących za całą operacją. Poza nim będziemy kontaktować się np. z naszym medykiem czy lokalnym specem od broni. W ten sposób zapisujemy również stan rozgrywki. Drugim filarem opowieści są przerywniki filmowe zrealizowane w całości na silniku gry. Jest ich naprawdę sporo, a na dodatek niektóre z nich potrafią trwać nawet bite dwadzieścia minut! Często też przeplatają się z rozmowami prowadzonymi przez Codec, tworząc wyjątkowy rodzaj narracji. Od razu widać, z jakim rozmachem podszedł do produkcji Hideo.
ROZGRYWKA
W 1998 roku Metal Gear Solid zawstydziło inne produkcje, również pod względem gameplayu. Przede wszystkim jest to gra, która wymaga od nas nieustannego skradania się – otwarta konfrontacja nie jest najlepszym rozwiązaniem. Szczególnie na początku rozgrywki trzeba uważać, gdyż losowa wpadka na strażnika może szybko zmienić się w ekran GAME OVER. Dopiero z czasem nasz pasek zdrowia ulega wydłużeniu, dzięki czemu możemy znieść więcej obrażeń, ale nie cieszyłbym się przedwcześnie – im dalej w głąb bazy, tym solidniejsza ochrona!
Na początku zabawy Snake nie posiada żadnej broni, co nie znaczy, że jest kompletnie bezbronny – może np. ogłuszyć przeciwników serią ciosów, odwrócić ich uwagę przy użyciu hałasu lub, w ostateczności, złapać od tyłu strażnika i skręcić mu kark! Nie jest to jednak takie proste, a przy małym błędzie natychmiast rozlegnie się alarm! Na szczęście w ciągu kilku minut powinniśmy dostać się do naszej pierwszej pukawki. W czasie naszej przygody wpadną nam w ręce różnego rodzaju gadżety, np. gogle termowizyjne czy noktowizor. Niezwykle przydatne okażą się tabletki powstrzymujące drżenie rąk czy wykrywacz min lądowych. Możemy nawet przebrać się za kartonowe pudło i przemieszczać niepostrzeżenie po bazie! Warto jednak uważać, bo strażnicy mogą nabrać podejrzeń. Co ciekawe, możemy w ten sposób zabrać Snake’a do innej części kompleksu – wystarczy ukryć się w odpowiednim kartonie na pace ciężarówki. Warto nadmienić, że co rusz zmienia się otoczenie i sposób, w jaki się poruszamy – w kilku miejscach oprócz strażników napotkamy kamery, czujniki laserowe, zapadnie w podłodze itp. Z pewnością nie możemy narzekać na nudę. Na szczególną uwagę zasługują tutaj potyczki z poszczególnymi bossami – starcie z kobietą snajperem czy cybernetycznym ninją zdecydowanie należą do najciekawszych momentów w grze.
Charakterystycznym znakiem rozpoznawczym Metal Gear Solid są absurdy wplecione w poważną opowieść – możemy np. zabawić się w chama wobec kobiety i oberwać z liścia, pozwolić psu obsikać nasz karton czy przykleić komuś do pleców ładunek C4 i zdetonować go w bezpiecznej (wyłącznie dla nas) odległości. Jeden ze strażników zakochuje się w kobiecie, która bezlitośnie go nokautuje, okrada z munduru i zostawia nieprzytomnego w korytarzu. Dodam tylko, że uraz na jego psychice odcisnął tak głębokie piętno, że w czwartej części oboje biorą ze sobą ślub! Zresztą ten sam strażnik cierpi na demoniczne rozwolnienie, które przysporzyło mu wielu problemów na przestrzeni całej serii MGS!
Poza główną grą mamy do dyspozycji kilka wirtualnych misji, w czasie których możemy poćwiczyć skradanie się czy strzelanie z poszczególnych broni. Na ich podstawie powstała nawet cała osobna gra – Metal Gear Solid: VR Missions! Ponadto mamy dosyć obszerny dokument wprowadzający nas do świata Metal Geara i obecnej misji.
GRAFIKA I DŹWIĘK
Metal Gear Solid jest świetnym dowodem na to, że nawet z paskudnej maszkary można zrobić prawdziwą piękność. Tekstury otoczenia są bardzo słabej jakości i pozostawiają wiele do życzenia, ale trzeba przyznać – twórcy w umiejętny sposób wykorzystali właściwości nieśmiertelnych telewizorów CRT. Na starym kineskopie wszystko jest ładnie wygładzone i wycieniowane, a liczne niedoskonałości całkiem nieźle się maskują. Sylwetki poszczególnych postaci zostały zrealizowane na tyle dobrze, że trudno znaleźć im godnego konkurenta pośród gier na PlayStation. Jedynym ich mankamentem są twarze, a raczej ich brak – Hideo Kojima nie chciał, aby w tak poważnej, kinowej produkcji jego główny bohater miał kretyńskie, pozbawione emocji spojrzenie! Całość jednak wygląda naprawdę imponująco jak na konsolę piątej generacji, chociaż nowy telewizor obnaży każdą wadę produkcji.
Udźwiękowienie Metal Gear Solid stoi na najwyższym poziomie – bez dwóch zdań! Poszczególne motywy muzyczne świetnie budują atmosferę; szczególnie motyw wykrycia bossów i walki z nimi. Tytuł umiejętnie operuje nie tylko dźwiękiem, ale również ciszą – w wielu momentach słychać wyłącznie szumiący wiatr itd., a gracz i tak ma przeczucie, że coś się zaraz wydarzy. Wykrzyknik alertu jest dziś tak rozpoznawalny, że nawet ludzie, którzy nigdy nie grali w MGS-a, go rozpoznają!
Dialogi są wyjątkowo długie, ale przy tym nie nużą gracza – nasze rozmowy przez Codec brzmią przekonująco, ponadto bez trudu wyczujemy, kiedy milczenie jest wymowną formą przekazu. Z daleka widać (a raczej słychać), że aktorzy głosowi zostali świetnie obsadzeni w swoich rolach. Zresztą głos Solid Snake’a, w którego wciela się David Hayter, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych w całej branży gier komputerowych – to już nie lada osiągnięcie! Tytuł jest w całości dubbingowany – nie znajdziemy w nim ani jednej linii dialogowej, która jest niema. W czasach piątej generacji to była rzadkość!
JAKOŚĆ
Co do jakości produkcji, nie mam tutaj żadnych zastrzeżeń. Chciałbym jednak zaznaczyć, że Hideo świetnie zna się na rzeczy i potrafi w przekonywający sposób przemawiać do gracza. W kilku miejscach gra przełamuje czwartą ścianę: w szczególności w czasie potyczki z Psycho Mantisem – wspomniany przeciwnik posiada zdolności kinetyczne i np. wywołuje wibracje na gamepadzie, wmawia nam, że nasz telewizor zmienił źródło sygnału czy wreszcie odczytuje przechowywane na karcie pamięci zapisy z innych gier, aby komentować nasze personalne preferencje. Psycho Mantis potrafi również czytać w myślach, więc na czas walki z nim musimy przepiąć pada pod port dla drugiego gracza! W 1998 roku to był naprawdę niezły bajer. To tylko kilka z całej masy smaczków zawartych w grze.
OCENA
Metal Gear Solid to tytuł, na który zdecydowanie warto rzucić okiem – nie tylko z sentymentu do serii i gatunku, ale również po to, aby na własnej skórze przekonać się, jak wyjątkowa to produkcja. Warto zapoznać się z nią w jej oryginalnej wersji, ale jeśli nie macie takowej możliwości, zawsze możecie zagrać w nią w ramach Metal Gear Solid: Master Collection. Gorąco polecam!
- Świat: 9/10
- Rozgrywka: 9/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 10/10
- Jakość: 9/10
Platforma testowa PSX
- +Świetnie opowiedziana historia
- +Wyjątkowo wciągający gameplay
- +Liczne smaczki od twórców
- +Kapitalne udźwiękowienie gry
- –Dzisiaj nie wygląda już tak dobrze
- –Niektóre przerywniki są jednak za długie
- –Pełne zrozumienie fabuły jest chyba niemożliwe
- .
- .
- .
- .
Strona główna › Forum › RETROMANIAK #137: Metal Gear Solid – recenzja [PSX]