Horizon: Zero Dawn a rdzenni Amerykanie
Horizon: Zero Dawn mierzy się z kwestią kulturową
Tak dobra gra jak Horizon: Zero Dawn musiała wreszcie spotkać się z krytyką na podłożu społecznym. Wynika to bowiem z tego, że jeśli coś cieszy się dużym zainteresowaniem, łatwiej zauważyć niedociągnięcia. Tak było i w tym przypadku – jednak tym razem mowa nie o jakichś błędach w rozgrywce, nie o technicznych jej aspektach, a o języku, jaki jest stosowany do opisania rzeczywistości w niej zawartej.
Dia Lacina, dziennikarka będąca pochodzenia rdzennego dla Ameryki Północnej wypowiedziała się dość krytycznie na temat słów, jakimi określa się plemiona występujące w grze, podobne przecież do tych, które onegdaj zamieszkiwały północny kontynent amerykański. Określenia te faktycznie są niewybredne – dzikusy, prymitywy i tym podobne. Nic więc dziwnego, że Lacina zdenerwowała się nie na żarty. W Ameryce Północnej wciąż mamy do czynienia z rdzenną mniejszością etniczną. Dziennikarka ta określiła całą tę narrację jako „kolonialistyczną”, jako żywo będącą odbiciem myślenia ludzi białych o rodowitych mieszkańcach Ameryki.
Trudna historia narodów zjednoczonych
Lacina przypomniała, że bardzo wielu rdzennych Amerykanów bierze udział w tworzeniu gier. Wspomina ona też sytuacje, w których Overwatch nie zastanawiał się nawet przez chwilę, czy skonsultować się w sprawie swoich skórek odnoszących się do kultury tubylczej. Ma twórcom jednocześnie za złe, że zamiast porozmawiać o tym z natywnymi Amerykanami, wybierają raczej stereotyp utrwalony przez Hollywood. Jednocześnie znowu przytacza słowa o „prymitywnych” i „dzikich” kulturach, na bazie których opiera się cała estetyka opisywania Horizon: Zero Dawn.
Pamiętajcie, że tubylcze ludy ciągle tu są. I kiedy piszecie o nich, musicie brać pod uwagę, że piszecie o nas, nawet jeśli ubrane jest to w fikcję. A historia pewnego słownika jest bardzo stara i bardzo mroczna i powinniście mieć ją na uwadze.
Na odpowiedź Guerilla Games nie trzeba było wcale długo czekać. Ich główny twórca tekstów, John Gonzales, postanowił odnieść się do zarzutów Laciny. Powiedział on, że jej wypowiedź została przez nich przemyślana, owe ciężkie słowa zaś wzięto pod lupę. Podkreślił, że ich intencją nie było nikogo obrazić ani w jakikolwiek sposób zranić. Dodał również, że podczas tworzenia Horizon: Zero Dawn dokładnie przyjrzeli się kulturom rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, służyły im bowiem za inspirację. Nieporozumienia, jak twierdzi, wynikają jednak nie z tego, że Aloy jest brana pod uwagę jako stereotypowa natywna Amerykanka, ale stylistycznie raczej ktoś z czasów, kiedy Wikingowie niepodzielnie rządzili na morzach. Podkreślił przy tym, że w dobie internetu ciężko jest przewidzieć, kogo się urazi swoimi słowami.
„Brave” nie taki odważny
Lacina była zadowolona, że ktoś w ogóle zainteresował się sprawą, chociaż na tę odpowiedź nie wykazała też ogromnego entuzjazmu. Mimo to, jej apel przyniósł pewne skutki – pracownicy Guerilla Games naprawdę pochylili się nad rzeczonymi zagadnieniami i przedyskutowali je. W szczególności chodziło o słowo „brave”, które pierwotnie w tubylczej kulturze amerykańskiej (aczkolwiek nie całej) oznaczało dzielnych wojowników, zaś zostało wypaczone przez przybyszów z Europy. Co więcej, owe słowo było używane tylko przez część plemion – więc oznaczało wrzucenie wszystkich natywnych Amerykanów do jednego worka. To mniej więcej tak, jakby nazwać Polaka Rosjaninem – tylko dlatego, że oboje są Słowianami.
Najwyraźniej, dialog między graczami a twórcami ciągle ma się dobrze. Wszyscy pamiętamy też zarzuty, jakie stawiano grze Wiedźmin 3: Dziki Gon. Pomimo konfliktu, który wtedy narósł wśród fanów, udało się chyba wypracować jakiś konsensus. Cały problem rozbijał się bowiem o brak postaci o innym kolorze skóry niż biały w grze. Jedni argumentowali to tym, że stosunkowo jednorodna etnicznie Polska nie musi w swojej kulturze odwoływać się do innych ras i kultur. Inni podkreślali z kolei, że Wiedźmin 3 stał się marką międzynarodową i nie odniósłby żadnej szkody, a nawet wręcz przeciwnie, gdyby dał sobie nieco różnorodności. W tej kwestii fandomu nie da się pogodzić tak łatwo, a wielu uważa, że mieszanie gry i polityki to zły pomysł. Mimo to, w dalszym ciągu się tak dzieje. Ludzie, którzy grają, chcą, by bohater ich odzwierciedlał przynajmniej w jakimś stopniu, a im gra popularniejsza, tym większa szansa na konflikt.
Czy w Horizon: Zero Dawn doszło do takiego nieporozumienia? Nie ma co do tego wątpliwości. Zobaczymy jednak, jak ta dyskusja dalej się potoczy.
Polonistka, entuzjastka fantastyki, graczka RPG. W wolnym czasie, którego nie posiadam, pochłaniam dziesiątki książek, gier, filmów i seriali.