RETROMANIAK #44 – STAR WARS: Republic Commando [recenzja]
Witajcie, Retromaniacy! Witam was po długiej przerwie w najprawdopodobniej najlepszym retro-cyklu w polskim internecie! Mam nadzieje, że zastępstwa prowadzone przez moich kolegów Jakuba i Przemysława przypadły wam do gustu i że dalej możemy kontynuować naszą niezwykłą podróż.
Dzisiaj po raz kolejny wracamy do największego dzieła George’a Lucasa, jakim bez wątpienia są Gwiezdne Wojny i poznamy losy najbardziej cenionych i lubionych komandosów Republiki – Delta Squad. Nie przedłużając, zapraszam na opowieść o STAR WARS: Republic Commando.
ŚWIAT
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…
…roku 2005, Lucasfilm wypuściło III Epizod najważniejszej space opery na świecie, jaką jest Star Wars. Cała akcje promocyjna była duża, ale nie ma w tym nic dziwnego. Wtedy też miał miejsce wielki renesans premier growych z tematyką gwiezdnowojenną. Do takich zaliczyć możemy LEGO Star Wars, która spoilerowała fabułę Zemsty Sithów, jak też omawianą dzisiaj produkcję. Pojawienie się na rynku Republic Commando było dosyć istotne, gdyż uchylało część wydarzeń z wojen klonów, które wspomniane zostały w filmowym – nomen omen – Ataku Klonów, oraz wielu już niekanonicznych komiksach i książkach, jak tez kreskówce z Cartoon Network.
Całość zaczyna się w 22 roku przed Bitwą o Yavin, na planecie zwanej Geonosis. To tam Wielka Armia Republiki przeszła chrzest bojowy w trakcie pierwszej bitwy w dziejach największego konfliktu odległej galaktyki. To tam Klony zadebiutowały jako zbrojne armie Republiki i zaczęły konflikt między Separatystami a Republiką. Wtedy też poznajemy czwórkę naszych bohaterów – Bossa, Fixera, Seva i Scorcha, którzy tworzą elitarne jednostkę Delta Squad.
Kim była wspomniana jednostka? To trochę tak jak Navy Seals zmieszane z KGB, tylko w kosmicznej otoczce i z o wiele bardziej różnorodnymi przeciwnikami. Musicie bowiem wiedzieć, że ta czwórka klonów była najbardziej elitarna z całej armii oraz w jej kompetencjach leżały zadania wywiadowcze, zbrojne i sabotaż.
Z naszymi bohaterami przemierzać będziemy więc bardzo różnorodne obszary działań wojennych: od Geonosis, przez flagowy okręt Republiki – Prosecutor – aż po zamieszkałą przez Wookiech Kashyyyk. Wszystko oczywiście w odmiennych plenerach, charakterystycznych dla każdego z tych miejsc oraz przeciwników, których nie brakowało – w grze znalazła się każda klasa droidów Separatystów, poczynając od zwykłego droida bojowego, aż po Droidedki i Super Battle Droidy, kończąc na bodyguardach Generała Grievousa i Geonozjanach. Atrakcji nie brakuje, także każdy prawdziwy fan uniwersum Lucasa znajdzie coś dla siebie.
ROZGRYWKA
You’re in the army now
Gra jest typowym FPS-em. Jednak nie aż tak zwykłym do bólu, a zawierającym bardzo dużo ciekawych mechanik. Jako szef całego oddziału – Boss – mogliśmy strategicznie rozgrywać potyczki z wrogami poprzez system rozkazów i poleceń. Sprowadzało się to do strategicznego rozegrania ataku, wysadzenia drzwi, nakazu ochraniania w trakcie samodzielnego ataku czy też rehabilitacji rannego kolegi. Tak naprawdę w naszej gestii było zarządzanie całym oddziałem i kontrolowanie jego stanu.
Dochodzimy tutaj do momentu, w którym aż trzeba powiedzieć, że rozgrywka w STAR WARS: Republic Commando była dosyć ciężką. Niby mieliśmy pod sobą oddział doskonale wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy, jednak nie zdawało się to na dużo, kiedy przeciwników było czasami pięć razy więcej od nas. Już pomijam nawet fakt, że musieliśmy dbać o stan zdrowia każdego z podwładnych, jak też samych siebie. Zdrowi komandosi byli jedną z potrzebniejszych rzeczy w osiągnięciu celu, więc często ryzykowaliśmy własnym życiem, by móc przywrócić kolegę do zdrowia. Tak samo to działało, kiedy my padaliśmy – wydawaliśmy rozkaz rehabilitacji i klon sterowany przez AI robił dokładnie to samo.
W arsenale nie zabrakło właściwie żadnego – kanonicznego czy niekanonicznego już – modelu broni znanych z uniwersum Star Wars; a także nawiązań do książek i komiksów, którymi developerzy musieli się mocno inspirować w trakcie procesu twórczego. Nawet sam Generał Grievous – który do tej pory znany był tylko czytelnikom komiksu Star Wars: Wojny Klonów oraz serialu Clone Wars, nadawanego na Cartoon Network – pojawia się na dosłownie 10 sekund rozgrywki.
Jak sami widzicie, i w tej nawie produkt miał sobą dużo do zaoferowania, proponując satysfakcjonujący poziom trudności oraz nowatorskie rozwiązania w kwestii prowadzenia rozgrywki i narracji.
grafika
Na zachodzie bez zmian
A teraz czas na anegdotkę. Pamiętam, jak po raz pierwszy spotkałem się z dziełem LucasArts. Było ono dostępne jako demo w którymś z popularnych ówcześnie pism branżowych (możliwe, że był to Play, ale ręki sobie nie dam uciąć) i byłem wręcz zafascynowany oprawą wizualną tytułu. Różnorodność świata, wielkie oddanie realiów uniwersum oraz bardzo poważna i ponura narracja od razu kupiły moje serce. To był dla mnie przełom, dowód na to, że można traktować Gwiezdne Wojny bardzo poważnie.
Z biegiem lat i na potrzeby pisania tej recenzji moja dziecięca fascynacja o wiele mocniej opadła. Niestety, ale od strony czysto graficznej tytuł się bardzo postarzał. Nie jest to jednak jego winą, po prostu nikt się nie spodziewał, że tamte rozwiązania tak szybko odejdą w niepamięć. Niemniej jak na 2005 był to wysoki poziom, który nie odbiegał grom na PS2 czy Xboxa, jestem więc daleki szkalowania go, a raczej pełen nadziei na wydanie remastera tytułu w HD. Ja wiem, że jest to niemożliwe póki co, bo oznaczałoby to włożenie przygód Delta Squad (sam oddział jest kanoniczny, gdyż pojawia się w trzecim sezonie The Clone Wars) z Republic Commando do głównego kanonu Star Wars, ale wiara to jedyne, co pozostało w tej kwestii.
DŹWIĘK
Symphony of Destruction
Oprawa graficzna i scenariusz definiują STAR WARSS Republic Commando jako produkcję poważną, pokazującą braterstwo Klonów i ich oddanie sprawie, jaką jest istnienie Republiki. Ale nie one same, bo mroku i pompatyczności całego obrazu dopełnia genialna mroczna ścieżka dźwiękowa, która zawiera w sobie nawiązania do muzyki klasycznej albo pompatycznych hymnów wojennych. Na wyróżnienie należy również nagrane świetnie udźwiękowienie broni, dialogów i wrogów, przez co rozgrywka jeszcze bardziej nas wciąga.
JAKOŚĆ
„Brotherhood is the very price and condition of man’s survival”
O jakości samej produkcji także nie mogę powiedzieć złego słowa. Nie zacina się, nie przeskakuje do ekranu, zadziała płynnie na każdych możliwych ustawieniach i systemach operacyjnych, od XP w górę. Jeśli macie słabszy komputer i poszukujecie dobrej gry, która nie będzie wyglądać źle – to jest wasz wybór. Dostępna jest także na platformie GOG, więc zawsze jest szansa samodzielnego zapoznania się z grą.
OCENA
A kto umarł, ten nie żyje
STAR WARS Republic Commando to po dziś jedna z moich bardziej ulubionych gier z uniwersum Star Wars. Cenię ją za fabułę, która szczególnie w końcowych etapach umie spowodować łezki w moich oczach, różnorodne rozwiązania w prowadzeniu starć oraz mroczną i niepokojącą oprawę. Jest to niewątpliwie jeden z wątków, za którym współcześni fani Gwiezdnych Wojen tęsknią i są nawet bardziej skłonni kanonizacji przygód Delty Squad oraz drugiej jej części (która była zapowiedziana, ale z powodu wykupienia LucasArts przez Disney, projekt anulowano) niż w przypadku Knights of The Old Republic. Ja polecam tytuł każdemu fanowi FPS, który nawet nie jest zbytnio pogrążony w świecie wykreowanym przez George’a Lucasa – poziom trudności jest dosyć wysoki, a każdy etap gry zapisuje się w głowie na lata.
- Świat: 9/10
- Rozgrywka: 10/10
- Grafika: 9/10
- Dźwięk: 9/10
- Jakość: 10/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i5-6400 2.70GHz
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 960
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 10 Home
- +Najmroczniejsze growe Gwiezdne Wojny
- +Interesujący model rozgrywki
- +Dobry FPS
- +Ta muzyka i generalna oprawa
- +Dobrze napisany scenariusz i bohaterowie
- +Satysfakcjonujący poziom rozgrywki
- –Stara grafika 3D
- –Momentami aż za trudna, nawet na łatwym poziomie trudności
I to tyle na dziś, do zobaczenia za tydzień, trzymajcie się ciepło, ja zapraszam na naszego Facebooka, YouTube, i do uczestnictwa w dyskusji na naszej portalowej grupie. Jeszcze raz dziękuje moim zmiennikom za ten długi czas, miło było wrócić. Na razie!
A imię moje 40 i 4…. witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak”.Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.
Pingback: Star Wars Outlaws - Wideorecenzja [PC] - TesterGier.pl