Venom – kiedy twórcy mieszają koncepcje – recenzja filmu
Najnowszy twór wytwórni Sony w reżyserii Fleischera to kolejna postać z uniwersum Marvela, która dostała własny film.
Od czasu zakupu praw do Spider-mana, Sony wydawało lepsze lub gorsze filmy ze stajni Marvela. Przypomnę, iż wytwórnia jest w posiadaniu praw do uniwersum kultowego człowieka-pająka od 1998 roku. W taki sposób doszliśmy do momentu, w którym studio postanowiło wykorzystać kolejną postać z tego uniwersum – pod nóż poszedł Venom, czyli przeciwnik pająka z komiksów. Od początku produkcja wydawała się mieć problemy; przez etap tworzenia przewinęło się 4 scenarzystów (w tym Scott Rosenberg oraz Kelly Marcel). Z tego właśnie powodu obawiano się konsekwencji, które może przynieść taka rotacja. Reżyserii podjął się Ruben Fleischer, reżyser, z którego dorobku najbardziej doceniam Zombieland z 2009 roku.
Venom opowiada historię Eddiego Brocka (granego przez Toma Hardy’ego), dziennikarza, który przez swój temperament traci pracę oraz dziewczynę (graną przez Michelle Williams). Motorem napędowym historii staje się Carlton Drake (Riz Ahmed), przedsiębiorca-naukowiec. To dzięki niemu pośrednio dochodzi do spotkania Eddiego z drugim głównym bohaterem tej historii – Venomem (któremu głosu użyczył również Tom Hardy), kosmiczną formą pasożyta zdolnego przeżyć na Ziemi tylko dzięki symbiozie z innym organizmem. Historia to klasyczna opowieść o „złym naukowcu” i „dobrym bohaterze”, który musi go powstrzymać wykorzystując swoją tajemniczą moc.
Film jest zdecydowanie nierówny – pewne rzeczy robi naprawdę dobrze, natomiast niektóre wychodzą znacznie gorzej. Na plus na pewno można zaliczyć obsadę aktorską – Tom Hardy jest świetnym aktorem, który podnosi poziom produkcji i, pomimo pewnych nieścisłości w filmie, to właśnie jego warsztat pomaga nam wczuć się w jego postać. Kolejną osobą unoszącą film jest Michelle Williams, która pomimo grania drewnianej postaci, zdaje się wiedzieć co gra i robi to, co najlepsze dla obrazu. Tego jednak nie mogę powiedzieć o postaci granej przez Riza Ahmeda – jest to jeden z gorszych złoczyńców w historii filmów o super-bohaterach. Jego rola zdaje się funkcjonować tylko jako katalizator zdarzeń.
Kolejną rzeczą, której obawialiśmy się po dwóch trailerach filmu, była niepewność gatunku. Okazuje się, że były to słuszne obawy – film zaczyna się w klimatach thrilleru, by zaraz potem zostać tworem typowo znanym z kina super-bohaterskiego, okraszonego dużą dawką humoru (w tym też czarnego, niczym sam Venom). Te przeskoki mogą być nieco niekonwencjonalne, a jednak zdają się wpasowywać w formę całego filmu.
Największe wrażenie robi jednak relacja Eddie-Venom. To oni są motorem napędowym filmu; ich lekko toksyczna relacja, która spowodowana jest koniecznością współpracy, to najlepszy aspekt tego filmu, który wyszedł perfekcyjnie. Tom Hardy rozmawiający z samym sobą to soczysta dawka humoru i przemyśleń.
W podsumowaniu muszę przyznać, że Venom jest filmem nierównym, robiąc pewne rzeczy świetnie, a inne co najwyżej poprawnie. Mimo to, film daje dużo radości i swobodnej rozrywki, czyli dokładnie to, na czym powinno opierać się kino super-bohaterskie. Osobiście uważam, że jest to dobry początek nowego cyklu produkcyjnego Sony. Polecam tytuł wszystkim, którzy chcą filmów nieco odmiennych od produkowanych przez MCU i jednocześnie dających dużo luzu.
Sukces finansowy filmu zapewne zapewni nam sequel. Kto wie, może przy jego produkcji zostanie włożone dużo więcej pracy, która zaowocuje naprawdę dobrym filmem…
Autor recenzji: Krzysztof Rollauer (gościnnie)
Od czasu do czasu publikujemy teksty napisane przez naszych przyjaciół i znajomych, jeżeli chciałbyś zobaczyć swój tekst na łamach naszego portalu, napisz do nas maila i daj się poznać – kontakt[małpa]testergier.pl – pamiętaj, aby wpisać w tytule „Tekst gościnny: <tytuł tekstu>”. Odpowiemy na każdą wiadomość!