RETROMANIAK #73: Historia serii Call of Duty (4/4) – obecny stan
Powoli zmierzamy do końca współczesnej historii najpopularniejszej serii należącej do Activision. Ostatnio skończyliśmy na odsłonach z lat 2010-2014, które zmieniły to i owo w serii.
Nie inaczej było z młodszymi częściami, które nie tylko – w przynajmniej jednej kwestii – kontynuowały wcześniej zapoczątkowany trend w CoD-ach, ale i narobiły sporo zamieszania, przez co marka była hejtowana. Tego wszystkiego dowiecie się z niniejszego artykułu, czyli 73. odcinka Retromaniaka i już ostatniego poświęconego historii Call of Duty.
Przyszłość, przyszłość i jeszcze raz przyszłość
Modern Warfare z 2007 roku zerwał z drugowojenną „tradycją” Call of Duty, ale zdecydowana większość graczy, nie tylko fanów serii – prędzej czy później – przyzwyczaiła się do political fiction w mniej więcej współczesnych realiach. Mniej szczęścia za to miało Black Ops II, którego ponad połowa gry rozgrywała się w roku 2025. Nie wszystkim do gustu przypadły futurystyczne klimaty pełne robotyki, nanotechnologii, egzoszkieletów, sztucznej inteligencji i urządzeń typu stealth. Activision jednak nie słuchało krytykantów i w 2014 roku dostaliśmy Advanced Warfare od studia Sledgehammer Games. Pomimo osadzenia akcji w przyszłości, klimat i realia wydawały się jeszcze przyziemne. Nie to, co w grze przygotowanej wspólnie przez Treyarch i Raven Software, czyli Call of Duty: Black Ops III…
…w której głównym przeciwnikiem gracza stali się nie ludzie, a roboty sterowane przez SI. Gdyby pominąć już mocno futurystyczne realia, trzeci Black Ops właściwie niczym się nie różni od większości CoD-ów. Poza jedną rzeczą: gra jest nastawiona na ciągłą rywalizację oraz zdobywanie coraz wyższego poziomu doświadczenia. Nie mam tu jednak na myśli trybu wieloosobowego, a kampanię fabularną dla jednego gracza. W grze, niczym w typowym RPG-u, dobieramy grywalną postać, zdobywamy ikspeki, które wydajemy na ulepszenia, majstrujemy przy uzbrojeniu i jesteśmy atakowani komunikatami zachęcającymi nas do zakupu skórek czy map. Niniejszy tytuł doczekał się także masy DLC-ków, skupiających się głównie na trybie Zombies, który to doczekał się głębszej warstwy fabularnej, w przeciwieństwie do poprzednich odsłon.
CoD sprzed trzech lat od dziennikarzy zebrał całkiem wysokie noty, ale od zwykłych graczy – już bęcki. A przynajmniej na to wskazują oceny na Metacriticu i innych tego typu stronach, oscylujące wokół maksymalnie 5/10 (w zależności od platformy). (Sam też jestem średnio nastawiony wobec tej odsłony). Black Ops III ukazał się na PC, PS4, XBO oraz… PS3 i Xboksa 360. Był to ostatni Call of Duty, który zawitał na konsole poprzedniej (siódmej) generacji. Jednak wersja na starsze konsole, przygotowana przez zespoły Beenox i Mercenary Technology, zawierała wyłącznie tryby wieloosobowe. CoD Black Ops 3 to także pierwsze Call of Duty, które u nas ukazało się nakładem nie LEM-u, a firmy cdp.pl – wcześniej działającej jako CD Projekt. (O kwestiach licencyjnych odnośnie dystrybuowania gier na polskim rynku na przestrzeni lat, do przeczytania w tym obszernym artykule).
Niskie oceny od konsumentów dla Black Ops III to jednak nic w porównaniu z tym, co spotkało następną część – Infinite Warfare. Gracze pokazali środkowy palec, masowo (i trochę bezmyślnie) wystawiając łapki w dół, dislajki, pojedyncze gwiazdki i inne negatywne oceny produkcji autorstwa Infinity Ward, i to jeszcze przed premierą tytułu. Jedną z przyczyn było to, że akcja Call of Duty: IW odleciała w kosmos… i to dosłownie!
Jednak głównym powodem był hype spowodowany wokół Battlefielda 1, który odważnie postawił na I wojnę światową, a jego zwiastuny i obietnice składane przez twórców jeszcze bardziej nakręcały medialno-konsumencki szał, którego hasłem stało się #RIPCOD. Niech liczby mówią same za siebie: debiutancki trailer Infinite Warfare zebrał 3,7 mln łapek w dół (w stosunku 593 tys. w górę), przy czym pierwszy zwiastun od „Be-efa Jeden” to ledwo 44 tys. dislajków (do 2,2 mln pozytywnych głosów). Jednak pomimo obwieszczenia śmierci CoD-a przez hejterów, Infinite Warfare sprzedało się w blisko dwóch milionach egzemplarzy (sumując wszystkie platformy, na których wyszło – PC, PS4 i XBO) w sam weekend otwarcia. Swoją drogą, CoD:IW to pierwsze Call of Duty, które u nas ukazało się ze spolszczonym dubbingiem.
II Wojna Światowa – odkupienie win?
Activision jednak przewidziało chłodne przyjęcie Infinite Warfare i miało przygotowane na premierę tego tytułu dwa asy w rękawie. Pierwszym była minigierka Call of Duty: Siege – mobilna aplikacja na Androida i iOS-a, w formie strategii wzbogaconej o elementy znane z karcianek, mająca promować dużą odsłonę z 2016 roku. Drugim asem była… zremasterowana wersja oryginalnego Modern Warfare. Remaster – czy może właściwie remake, bo choć odświeżony tytuł hulał na tym samym silniku, to cechował się dużym postępem wizualnym – oprócz ładniejszej grafiki, oferował tę samą kampanię fabularną oraz multiplayer z odnowionymi dziesięcioma mapami, a także nowymi osiągnięciami do zdobycia i kilkoma drobnymi usprawnieniami.
Wydawca tytułu sprytnie wykombinował, żeby Call of Duty: Modern Warfare – Remastered było sprzedawane wyłącznie razem ze specjalnymi wydaniami Infinite Warfare (Legacy, Digital Deluxe oraz Legacy Pro Edition). Taka decyzja wkurzyła niektórych graczy, ale jednocześnie spowodowała, że liczba sprzedanych pudełek z CoD-em IW choć minimalnie się zwiększyła. Ostatecznie jakiś czas później odświeżony pierwszy MW został udostępniony osobno, bez konieczności zakupu większego, właściwego tytułu z 2016 roku. Call of Duty: Modern Warfare – Remastered, przygotowane przez Raven Software i dostępne na trzech platformach (PC/XBO/PS4), zebrało ciut niższe niż oryginał, ale nadal wysokie oceny (blisko 90/100). Najbardziej marudni i zawiedzeni dotychczasową polityką Acti gracze odczytywali to jako szansę na poprawę marki.
A ta miała wkrótce nadejść – i zjawiła się 3 listopada 2017 roku pod postacią Call of Duty: WWII. Tak jest, panie i panowie – CoD wrócił do korzeni, jeżeli chodzi o realia (i nie tylko zresztą, ale o tym za chwilę). Panowie ze Sledgehammer Games, wypuszczając tytuł na PC, PlayStation 4 i Xboksa One, pokazali, że nie są wcale gorsi od kolegów z Infinity Ward, tworząc równie ciekawą grę – nawet jeżeli nie ma w niej Kapitana Price’a. Jeśli chodzi o fundamenty, była to nadal liniowa strzelanka oparta na szybkiej akcji, wielkich emocjach i wszędzie upchanych skryptach. Nie znaczy to jednak, że WWII jest kalką poprzednich odsłon – bowiem Sledgehammer Games wprowadziło kilka ciekawych nowości i modyfikacji (choć nie są one aż tak rewolucyjne, jak te w Black Opsie II).
Pierwszą rzucającą się w oczy zmianą są… apteczki. Chowanie się za murkiem, obecne w serii od czasu Call of Duty 2, poszło w odstawkę. Nie znaczy to jednak, że apteczki leżą w losowych miejscach. Podręczny zestaw pierwszej pomocy nosi ze sobą główny bohater (lub pożycza od kompanów), który w dowolnym momencie może się podleczyć, co przywołuje na myśl skojarzenia z choćby Conflict: Desert Storm. Inną ważną zmianą jest to, że mamy tylko jedną kampanię (amerykańską) z jednym tylko grywalnym żołnierzem, a sama stylistyka poszła w mroczniejsze klimaty, oferując brutalniejszą i bardziej filmową narrację niż World at War oraz głęboką historię, niepozbawioną poważnych tematów o koszmarze wojny czy człowieczeństwie, na wzór serii Brothers in Arms. Gra ostatecznie nie okazała się kilerem wśród FPS-ów Anno Domini 2017, ale zebrała przyzwoite siódemki i ósemki (te pierwsze w przeważającej części).
Call of Duty: Battle Royale
Wspominałem akapit wyżej coś o zmianach – prawda? Ci, którym nie po drodze jest z CoD-em, niech słuchają: Call of Duty: WWII najwięcej i tak zmieniło odnośnie trybu wieloosobowego. O trybie Nazi Zombies nie ma co za bardzo wspominać, więc skupię się na klasycznej rozgrywce wieloosobowej. Otóż WWII podniosło do kwadratu (a może nawet do sześcianu) to, co pojawiło się już w trzecim Black Opsie. Mowa oczywiście o mocno społecznym i hazardowym charakterze multiplayera. W grze wieloosobowej customizacja postaci i oręża to konieczna podstawa tak samo, jak lootboksy – a to wszystko dostępne w tzw. kwaterze, czyli lobby, w którym gracze mogą swobodnie porozmawiać czy poćwiczyć strzelanie. Ponadto do dziś, co jakiś czas, przez wydawcę organizowane są weekendy specjalne, które odznaczają się tymczasowo dostępnymi i unikalnymi zestawami broni, skórek, gadżetów i innych bzdetów. Do CoD: WWII wyszła też ogromna masa mniejszych i większych dodatków (DLC) – oczywiście płatnych.
Najbardziej jednak krytykowanym aspektem multiplayera tej odsłony była… ekhm… poprawność polityczna. Ja wiem, że niektórzy nie lubią tego słowa, ale naprawdę nie chciałbym tu oceniać, czy decyzja Sledgehammer Games & Activision była słuszna. Faktem jest, że możliwość zagrania czarnoskórym żołnierzem w mundurze SS/Wehrmachtu czy w ogóle kobietą, jak i brak swastyk, występuje w tej grze – a niektórych ten fakt boli. Więc o ile singleplayer spoważniał, to multi – już niekoniecznie, ale na pewno mógł ucieszyć fakt, że mechanika wsparcia drużyny została ulepszona (da się „przejąć kontrolę” nad bombą), jak i że wreszcie zaimplementowano mecze polegające na wykonywaniu celów fabularnych, zupełnie jak w RtCW i Enemy Territory (mowa tu o Trybie Wojny).
Na chwilę obecną historię serii Call of Duty zamyka czwarty Black Ops, który ukazał się około trzech tygodni temu. W lutym tego roku pojawiły się pierwsze informacje na temat tegorocznej odsłony, oficjalnie potwierdzone przez Activision miesiąc później. Niektórych fanów mogła zaszokować wieść, że nadchodząca produkcja Treyarchu zostanie pozbawiona… kampanii singleplayer. Nie znaczy to jednak, że gra jest obdarta z jakiejkolwiek otoczki fabularnej – główna oś historii ma miejsce między wydarzeniami z drugiego i trzeciego Black Opsa; a oprócz niej mamy jeszcze inne wątki. Tytuł generalnie oferuje trzy główne tryby: fabularyzowany (podobnie jak UT czy pierwsze BF-y), a jednocześnie klasyczny multiplayer, co-op (również z silną warstwą narracyjną), znany bardziej jako Zombies, oraz ten popularny/nieszczęsny battle royale, tutaj zwany Blackoutem. W tym ostatnim typie rozgrywki zostały też udostępnione wszelakie pojazdy – naziemne, nawodne i powietrzne – pierwszy raz od 14 lat (czyli od czasu Call of Duty: United Offensive). Mamy też oczywiście do dyspozycji słynną mapę Nuketown.
Co prawda, tytuł nie został tak zjechany, jak poprzedni Black Ops czy Infinite Warfare – ale również spotkał się z mieszanymi odczuciami u zwykłych graczy. Acti może jednak śmiało ogłosić sukces: średnia z ocen krytyków, dla każdej z trzech platform (PC/PS4/XBO), to 86 punktów na 100; a ponadto Call of Duty: Black Ops IIII (lub jak kto woli: Black Ops 4) pobił rekord sprzedaży w stosunku do zeszłorocznej odsłony, w pierwszy weekend zarabiając ponad pół miliarda dolarów – co stanowi też imponujący wynik na tle całej serii. O tym, jak najnowszy CoD został oceniony przez TesteraGier, możecie przeczytać w recenzji redakcyjnego kolegi, o ksywce raNn. Warto również wspomnieć, że ta część została wydana u nas przez Cenegę i – podobnie jak dwie poprzednie części: WWII i Infninite Warfare – doczekała się pełnej polonizacji.
Co dalej?
Mógłbym już zakończyć w tym miejscu ten artykuł, jednak mocno nie wypada, a to z kilku względów. Po pierwsze, mimo że obecnie oczy wszystkich graczy są zwrócone w stronę Red Dead Redemption II, to Activision z całą pewnością długi czas będzie wspierać czwartego Black Opsa, wydając nowe DLC czy udostępniając tematyczne weekendy specjalne – jak to czynił przy Call of Duty: WWII. Ponadto w okolicach pierwszych przecieków na temat najnowszej części, pojawiły się plotki, że Modern Warfare 2 również doczeka się remasteru. Są to jednak doniesienia niepotwierdzone.
A co z pełnoprawnym sequelem? Ten na pewno się ukaże, bo nic nie zwiastuje tego, żeby Acti zrezygnowało z „tradycji”, jaką jest „coroczność” CoD-a, ani tym bardziej, żeby porzuciło swoją markę – bo jak wiadomo, nie zarzyna się kury znoszącej złote jaja. Mogę też wstępnie uspokoić tych uczulonych na battle royale, gdyż pierwsze ptaszki ćwierkają, że Black Ops IIII jest tylko odskocznią/eksperymentem i za rok dostaniemy kampanię dla pojedynczego gracza w filmowym stylu – jak zawsze zresztą. A o czym i w jakich realiach mogłaby być następna część? Jeżeli chodzi o developera, to kolej teraz wypada na Infinity Ward, czyli kreatorów cyklu. Możliwe więc, że dostaniemy albo z powrotem II wojną światową, albo prequel Modern Warfare, albo kontynuację CoD: Ghosts. Możemy teraz tylko gdybać – wszystkiego się dowiemy wiosną, więc musimy, tak czy siak, poczekać.
Przez ostatnie trzy tygodnie próbowałem w przystępny sposób opowiedzieć wam kompleksową historię Call of Duty oraz pokazać, że wbrew pozorom nie jest to jednostajna seria. Przez kilka lat w tym cyklu rządziła II wojna światowa, a na markę składało się wiele gier, w tym spin-offów i innych odpowiedników większych tytułów na konsole – te duże i małe – oraz telefony komórkowe. Modern Warfare to nie tylko realia współczesne, ale próba ukazania historii w jeszcze bardziej filmowy sposób.
Black Ops walory narracyjne podkręcił na maksa, ale jednocześnie przyczynił się do pójścia serii w stronę klimatów futurystycznych. To wtedy też, kilka lat temu, spin-offy i aplikacje mobilne spod znaku CoD-a zaczęły tracić na znaczeniu, podobnie wersje na komputery od Apple i konsole Nintendo. A w jakim kierunku pójdzie seria teraz? Trudno powiedzieć; ale jedno jest pewne: Call of Duty to obecnie jeden z najważniejszych i najbardziej dochodowych tytułów – nie tylko w branży gier, ale i w całej popkulturze – który narodził się na sukcesie Medal of Honor, by potem samemu dyktować warunki w przemyśle elektronicznym.
Kochani, dziękuję wam za te cztery Retromaniaki i obwieszczam, że za tydzień, po długiej przerwie, wraca Don Mateo. Od siebie też polecam polubić nasz fanpage, zasubskrybować kanał i podyskutować na grupie fanów Testera. Możecie też zajrzeć na mój prywatny blog. Trzymajcie się; cześć!
Z wykształcenia politolog i dziennikarz, z zamiłowania bloger. Oprócz grami, interesuje się także kinem i astronomią. Propagator krytycznego myślenia i poprawnej polszczyzny – czy też, pisząc z duchem języka internetowego: gramatyczny nazista – tak dobry, że może sprawdzić Twoją pracę dyplomową lub inny tekst, a także udzielić korepetycji z WOS-u. Swoje felietony na temat historii, problemów społecznych i memów internetowych publikuje na blogu bednarskiprzemyslaw.pl – tam też można znaleźć szczegóły oferty usług korektorskich i korepetytorskich.