10 sekund z życia świeczki! Candleman – recenzja [PC]
Amatorzy gier indie od lat zadają sobie pytanie: „Czy gry od niezależnych twórców zawsze muszą wprowadzać nowatorskie, ambitne mechaniki i rozwiązania?”.
Candleman, czyli zręcznościowa platformówka od studia Spotlightor Interactive, udowadnia, że wcale nie muszą!
Zapraszam do przeczytania lub obejrzenia mojej recenzji, wybór pozostawiam wam.
Kopia recenzencka dostarczona dzięki uprzejmości serwisu GOG.com.
świat
Gra przenosi gracza do bliżej nieokreślonego, wyimaginowanego świata przesiąkniętego magią i ogólnie pojętą fantastyką. Rolę głównego bohatera pełni tutaj mała świeczka, której największym marzeniem (które bezpośrednio wiąże się z celem gry) jest okiełznanie światła wielkiej latarni morskiej, oświetlającej świat z oddali. Tytułowy Candleman przekłada słowa na czyny i rozpoczyna pełną niebezpieczeństw wędrówkę ku „oświeceniu”!
Fabularnie produkcja stoi na dosyć niskim poziomie, a jedynymi informacjami, mającymi uświadomić grającego o aktualnej sytuacji, są krótkie wstawki narratorskie, wprowadzane zazwyczaj na końcu każdego większego etapu.
Produkcja podzielona została na rozdziały, z których każdy zwiastuje kolejny kamień milowy długiej wędrówki. Pojedynczy segment charakteryzuje się wprowadzeniem nieco innej scenografii, w stosunku do poprzedniego, oraz nowych mechanik mających urozmaicić rozgrywkę.
rozgrywka
Podział na rozdziały oraz przypisane im poziomy pozwolił twórcom na wprowadzenie jednocześnie najważniejszej, ale i najmniej istotnej mechaniki. Na każdy level przewidziana jest konkretna liczba świeczek, które gracz ma okazję zapalić w trakcie jego przechodzenia. Fraza „ma okazję” nie została tutaj wprowadzona przypadkowo – świece są tu traktowane jak pewnego rodzaju znajdźki; lepiej lub gorzej poukrywane między elementami scenografii. Zbieranie ich absolutnie nie jest zobowiązujące, a zaliczenie wszystkich skutkuje pojawieniem się banalnej frazy tekstowej (często rymującej się z nazwą poziomu).
W świeczkowym świecie bardzo istotną rolę pełni gra światła. Gracz niejednokrotnie ma okazję przemieszczać się po omacku w egipskich ciemnościach, zważając na ukryte zagrożenia. Na język nasuwa się pytanie: dlaczego świeczka, która sama w sobie jest źródłem światła, miałaby mieć z tym jakikolwiek problem? Wytłumaczenie jest banalnie proste! Najistotniejszym ograniczeniem dla gracza jest fakt, że główny protagonista świeci się w sumie tylko przez 10 sekund na poziom. Całkowite wypalenie skutkuje natychmiastowym zgonem postaci i rozpoczęciem gry od ostatniego checkpointu.
Jeśli ktokolwiek uważa, że platformówki powinny być wymagające i oczekiwać od gracza wymyślnych planów działania, to nie powinien Candlemana w ogóle uruchamiać. Prostota bije od tej produkcji już od pierwszych minut rozgrywki, a stopniowanie trudności w ciągu pokonywania etapów jest pojęciem czysto teoretycznym. Śmierć bohatera to wydarzenie iście wyjątkowe (zdarza się jedynie w konkretnych miejscach, przy których gracz się zaciął), a większość poziomów można przejść za jednym podejściem.
Wyjaśniając tezę wspomnianą na wstępie: gra studia Spotlightor Interactive jest TYPOWĄ zręcznościową platformówką i nie wnosi do tego gatunku absolutnie nic, czego gracze nie znają z innych gier tego typu. Całość opiera się tylko i wyłącznie o dotarcie z punktu A do punktu B, pokonując przy tym elementarne przeszkody. Próżno tutaj szukać jakiegokolwiek dynamizmu czy wciągającej akcji (z wykluczeniem kilku bardzo drobnych wyjątków)! Monotonia jest na stałe zakorzeniona w tym tytule, a wcześniej wspomniane wprowadzanie nowych mechanik nic pod tym aspektem nie zmienia!
grafika
Świat spowity w mroku, który oświetla jedna mała świeczka, to dobra okazja na popisanie się umiejętnością realizacji tzw. gry światła, ale również możliwość ukrycia pewnych niedociągnięć oraz ograniczenia się do minimalnej ilości różnych tekstur i obiektów. Twórcy Candlemana skorzystali z obu, na pierwszy rzut oka, skrajności. Efekty świetlne rzeczywiście stoją tutaj na bardzo wysokim poziomie, a wszechobecny mrok i ukryte ścieżki pozytywnie wpływają na klimat tytułu oraz, oczywiście, jego założenia gameplayowe.
Z drugiej strony jednak wprawne oko ujrzy drugą stronę medalu. Podczas gdy same modele obiektów są starannie wykonane, to tekstury nałożone na nie rażą swoją jakością (a raczej jej brakiem). Mowa tutaj głównie o ich niskiej rozdzielczości, która sprawia, że obiekty wyglądają bardzo podobnie (jeśli nie gorzej) jak te znane z gry TES IV: Oblivion. Dysonans zachodzący między modelami a teksturą to jeden z najgorzej zrealizowanych aspektów tytułu!
dźwięk
Skoro mowa o budowaniu klimatu – dźwięk jest tutaj najmocniejszym ogniwem składającym się na ten efekt. Pierwsze skrzypce grają tutaj odgłosy otoczenia, czyli głównie kroków Candlemana oraz obiektów, po których stąpa. Warto zwrócić szczególną uwagę na te drugie – twórcy bardzo mocno skupili się na tym elemencie, co przełożyło się na realistyczne oddanie tego typu odgłosów.
Nieco gorzej kształtuje się sprawa muzyki lecącej w tle. Pomijając odgłosy grozy (które są wyjątkowo dobre), sam soundtrack prezentuje się bardzo przeciętnie. Muzyk tworzący oprawę dźwiękową wykonał swoją robotę unikając wpadek oraz niedociągnięć, ale widać, że jednocześnie nie poniosła go ambicja, pozostawiając graczy z czymś, o czym nie warto się rozpisywać.
jakość
Mimo wcześniej wspomnianej monotonii i braku nowości, trzeba przyznać, że tytuł wymigał się od dużych błędów mogących przeszkodzić graczowi w rozgrywce. Każdy poziom został dokładnie przygotowany i nie ma tutaj mowy o poważniejszych niedociągnięciach, czy glitchach, które w recenzowanej grze – na szczęście – można wyliczyć na palcach jednej ręki.
Inaczej jawi się sprawa polskiej lokalizacji językowej, która została wykonana ze szczegółową niestarannością! Bardzo liczne literówki, brak polskich znaków, błędy stylistyczne pozbawiające zdania sensu, a nawet błędy ortograficzne są w Candlemanie na porządku dziennym. Mowa tutaj nie tylko o pojedynczych przypadkach narracyjnych, ale także o bykach w menu wyboru poziomów czy menu pauzy! Nie wpływa to znacząco na samą rozgrywkę, jednak świadczy o braku dokładności ze strony deweloperów!
ocena
Candleman od studia Spotlightor Interactive to banalna produkcja niewnosząca do życia graczy absolutnie nic. Podział na rozdziały oraz króciutkie poziomy pozwolił deweloperom na stopniowe wprowadzanie nowych mechanik oraz scenografii, które mimo to mają niewielkie odniesienie do poziomu trudności oraz wyzwalania emocji w graczu. Wykorzystywanie gry światła jako głównej mechaniki stara się być kartą przetargową tytułu, jednak jej skąpe wykonanie oraz małe możliwości wykorzystania niwelują ten argument.
Twórcom udało się oddać przyjemny, nieco mroczny klimat, wynikający z efektów dźwiękowych oraz ukrytej w cieniu scenografii. Wynika z tego pewne poczucie tajemniczości i lekkiej grozy, mimo że gra sama w sobie nie jest straszna.
Tytuł to niesamowicie prosta platformówka 3D, która (co istotne na scenie indie) nie wnosi nic nowego i wyzwala poczucie monotonii i powtarzalności.
- Świat: 5/10
- Rozgrywka: 4/10
- Grafika: 6/10
- Dźwięk: 6/10
- Jakość: 6/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i5-6400 2.70 GHz
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 960
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 10 Home
- +Dobrze wykonane efekty świetlne
- +Wszechobecna ciemność wzmagana mrocznym klimatem
- +Scenografia urozmaicana w każdym rozdziale
- –Monotonna, pozbawiona dynamiki rozgrywka
- –Zbyt niski poziom trudności
- –Płytka, niezbyt absorbująca fabuła
- –Masa błędów językowych w polskiej lokalizacji
Weteran gier wideo, mający styczność z każdym gatunkiem. RPG’owy ekspert, scenariuszowy wyjadacz, growy znawca. Wszędzie dostrzega alegorie, nawiązania do ogólnopojętej kultury i głebokie przesłania egzystencjalne. Twórca wideo, zarówno tego dotyczącego gier, jak i tego bardziej ambitnego!