DooM Collector’s Edition – czy fani klasycznych odsłon „dumiaka” powinni go mieć
Do końca tego roku ma się ukazać Doom Eternal – sequel ciepło przyjętego shootera od id Software sprzed trzech lat. Jeżeli chodzi o mnie i moją styczność z tą legendarną serią, to wstyd się przyznać, ale nigdy nie miałem okazji zagrać; nawet u znajomego. Na szczęście zmieniło się to we wrześniu zeszłego roku, kiedy zakupiłem część pierwszą. I nie tylko.
Tutaj muszę jednak powiedzieć, że mam pewną awersję wobec niektórych wznowień klasyków; tak samo nie podchodzi mi emulacja „dosówek”. Dlatego zakup oryginalnego Dooma na Steamie czy GOG-u odpadał, gdyż jest zintegrowany z DOSBoksem. Niemniej, nie należę też do osób, które popadają w drugą skrajność, z tego powodu zdobycie egzemplarza na dyskietkach w kartonowym pudełku nie dość, że by mnie sporo kosztowało, to jeszcze wymusiłoby na mnie zainstalowanie Windowsa 9x lub XP, by odpalić grę bez emulacji.
Dlatego zdecydowałem się na półśrodek, jakim jest windowsowa reedycja. DOOM Collector’s Edition, lub też The Ultimate Doom Trilogy – bo tak się zowie reedycja – to pakiet trzech części serii, wydany w roku 2001. Po ograniu już wszystkich klasycznych „dumów” mogę z czystym sumieniem i bez obaw zabrać głos, czy edycja kolekcjonerska to faktycznie złoty środek i czy jest warta zachodu, by zainwestować w ten tytuł. Zapraszam do lektury.
Krótka lekcja o historii zagłady
Dooma chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Na wszelki wypadek jednak parę słów wypowiem na temat tej produkcji. Wydana w roku 1993 gra to kamień milowy w przemyśle elektronicznej rozrywki, najpopularniejszy tytuł w portfolio id Software oraz domniemany ojciec współczesnych FPS-ów. Już rok później shooter ten doczekał się kontynuacji, a także licznych konwersji na inne platformy (nie tylko różnej maści komputery) oraz dodatków, spin-offów itd.
Doom to rasowa strzelanka, która opowiada o misji UAC (Union Aerospace Corporation) na Marsie, które niestety odkrywa portal do samego piekła. Jak łatwo się domyślić, z zaistniałego wypadku nie wychodzi nic dobrego: już wkrótce demony z piekła rodem atakują ludzi – jednych mordując, drugich torturując, a jeszcze innych infekując, przez co zamieniają się oni w zombi. Jedyną nadzieją na uratowanie ziemskiej kolonii jest jednoosobowa armia w postaci anonimowego kosmicznego marine, przyodzianego w zielony kombinezon. Tak więc Doom stanowi miks szybkiej akcji oraz science-fiction ze szczyptą horroru (co trochę przypomina późniejszy produkt firmy, czyli Quake’a). Następne części Dooma, poza kilkoma wyjątkami, nie odbiegały od oryginalnej formuły.
Zawartość ostatecznego wydania
W skład The Ultimate Doom Trilogy, jak sama nazwa wskazuje, wchodzą wszystkie trzy części Dooma wydane na PC przed rokiem 2000 – czyli The Ultimate Doom, Doom II: Hell on Earth oraz Final Doom. Pierwszy tytuł z brzegu to po prostu debiutancka odsłona, tyle że w najnowszej (z 1995) wersji, wzbogacona o drobne aktualizacje oraz czwarty, dodatkowy epizod pt. „Thy Flesh Consumed”, opracowany we współpracy z samymi graczami. Jako że część druga serii nie doczekała się nigdy niczego konkretnego pod kątem chociażby łatek, to przejdę od razu do ostatniego tytułu. Final Doom to nazwa samodzielnego dodatku do „dwójki” – ot, zestaw nowych map i kilku utworów soundtracku, nic więcej (nawet walki z bossami wyglądają identycznie co w Hell on Earth). Gdyby jednak spojrzeć na samą kwestię ilościową leveli, to Final Doom można by spokojnie zaliczyć jako spin-off, jeśli nie nawet pełnoprawną kontynuację. Bowiem produkt przygotowany w 1996 przez dwie różne firmy (inne niż id Software) zawiera dwie kampanie, TNT Evilution oraz The Plutonia Experiment – każda po 32 poziomy, co daje łącznie 64 misji! Wszystkie trzy gry mieszczą się oczywiście na jednym krążku CD i normalnie się instaluje, już za jednym zamachem.
Oprócz plików instalacyjnych gry, płyta zawiera read-me w .doc, instrukcje w PDF-ie oraz DirectX 8.0 i Acrobat Reader w wersji 5.1. Wnętrze pudełka natomiast trochę biednie się prezentuje, bo oprócz płyt, znajdziemy tylko kartę rejestracyjną w dawnym serwisie Activisionu. Ale zaraz, zaraz, jakich płyt, skoro gry i instrukcje mieszczą się na jednym „sidiku”? Otóż Collector’s Edition w roku 2003 doczekało się wznowienia (oraz jednocześnie debiutu w kilku krajach, w tym Polsce), które zostało wzbogacone o kolejną płytę CD. Drugi kompakt został opracowany z myślą o nadchodzącej premierze Dooma 3 – z tego też powodu znajdziemy tam tapety, screenshoty, wywiady z twórcami (w tym z samym J. Carmackiem) oraz inne materiały prasowe dotyczącego Dooma z 2004 roku. Miły gest, tym bardziej, że 15 lat temu nie każdy miał jeszcze dostęp do Internetu. Ale na temat promocyjnego krążka CD wypowiem się jeszcze w tym tekście. Teraz skupmy się na istocie tego wpisu, czyli na tym, jak dokładnie funkcjonują gry z reedycji i jakie to ma znaczenie dla gracza.
Jak to wszystko działa?
Jak już zostało przeze mnie napomknięte, reedycja z lat 2001-2003 jest dedykowana Windowsom – jest to więc port na platformę Microsoftu. Jednak bardzo wierny port, gdyż całość opiera się na plikach WAD, które również stanowiły budulec DOS-owej wersji. Sztuczka polega na tym, że za plik wykonywalny – którego zadaniem jest prawidłowe zinterpretowanie kodu gry – służy aplikacja „silnika” o nazwie Doom95. (Jak sama nazwa wskazuje, docelową platformą tego programu jest Windows 95. I spokojnie, na Win10 też ruszy). Osobą odpowiedzialną za port był Gabe Newell*, przyszły założyciel Valve. Po uruchomieniu aplikacji naszym oczom ukazuje się launcher, który w przystępny sposób oferuje sporo opcji. Oprócz wczytania zapisanej gry czy dowolnej mapy na świeżo, można zmienić głośność, rozdzielczość ekranu, sterowanie klawiaturą/myszką/dżojstikiem, a nawet mocno zmodyfikować rozgrywkę, jeżeli chodzi o grę na czas, jak również potwory – wzmacniając je lub całkowicie usuwając z mapy. Ekran startowy Doom95 również w łatwy sposób umożliwia konfigurację gry przez LAN.
Na pierwszy rzut oka Doom w 32-bitowej wersji wypada lepiej od oryginału. Jednak diabeł, a może i sam Piekielny Baron tkwi w szczegółach. Tryb 640×480 co prawda brzmi lepiej niż 320×200, jakie obsługiwało wydanie z DOS-a, ale rozdzielczość VGA kilka lat od premiery portu już nie robiła takiego wrażenia. Ponadto Doom95 nie korzysta z dobrodziejstw akceleratorów graficznych, ma stałe, zablokowane 30 klatek na sekundę oraz nie odtwarza muzyki w najlepszej możliwej jakości. Jeszcze więcej problemów sprawiają nowsze systemy operacyjne. Brak obsługi myszy od „ikspeka” wzwyż to jeszcze pikuś… By odpalić tę wersję Dooma na Viście lub nowszej „windzie”, trzeba bawić się w kopiowanie brakujących plików w folderze gry. A jeżeli chcesz zagrać z kumplem przez sieć – to możesz pomarzyć. Doom95, podobnie jak oryginał, obsługuje multiplayer z wykorzystaniem kabla szeregowego COM, modemu telefonicznego oraz protokołu internetowego IPX. Newell i jego koledzy nie pokusili się jednak o dodanie obsługi TCP/IP – a szkoda, bo dziś mało kto posiada telefon stacjonarny, by mógł połączyć się z linią TP SA, a Win7 zerwał ze wsparciem IPX. Ponadto miałem problemy z nagrywaniem dema z rozgrywki (tak, omawiany port obsługuje coś takiego). Czy niemożność zarejestrowania gameplayu również wynikał z problemów kompatybilności z najnowszymi Windowsami? Trudno mi powiedzieć.
Reedycja a DOS-owy oryginał i nowoczesne wydania
Poza wyżej wymienionymi zmianami, Doom95 od dosówki różni się jeszcze lekko zmienionym menu opcji (już w samej grze) oraz… brakiem odpowiedniego komunikatu w chwili odkrycia sekretu. W przypadku zapisanych stanów gry, nie jestem pewien, czy można swobodnie żonglować nimi między tymi wersjami gry – ale wydaje mi się, że nie powinno być problemu. Jeżeli chodzi o porównanie edycji z „ostatecznej trylogii” do steamowych wersji klasycznych Doomów, to nie powinno ono odbiegać znacząco od tego, co jest napisane na początku tego akapitu (poza takimi oczywistościami jak płynność rozgrywki czy możliwość włączenia wspomagania różnych rzeczy dzięki DOSBoksowi). A co do wydań na nowsze platformy, trudno mi się odnieść; wiem tylko, że np. Doom na pierwszym xBoksie posiada dwa nowe levele.
Inaczej sprawa ma się już z innymi portami/silnikami, które mocno ingerują w struktury gry (jak najbardziej in plus), dzięki czemu Doom jest znacznie odświeżony i lepiej przystosowany do współczesnych maszyn. Takich modyfikatorów istnieje kilka i wszystkie z nich zostały opracowane przez fanów serii. Ja, już przy ogrywaniu Final Doom, posłużyłem się portem GZDoom. Oprócz kompatybilności z obecnymi komputerami, cudo to oferuje szereg opcji – od audiowizualnych przez gameplayowe. Można w nim dowolnie ustawiać niemal wszystkie parametry rozgrywki (bez konieczności wpisywania komend w konsoli). Nieskończona amunicja? Proszę bardzo! Chcesz celować myszą wertykalnie? Nic nie stoi na przeszkodzie! I tak dalej, i tak dalej… Największe wrażenie robią jednak możliwości poprawy grafiki. GZDoom bez problemu obsługuje 1080p (a nawet więcej), filtrowanie tekstur, antialiasing, przeźroczystość, a także ślady na ścianach oraz sprite’y wysokiej rozdzielczości. Oczywiście wszystkie te opcje i inne udogodnienia można wyłączyć, by móc się poczuć jak w roku 1993. Niestety sejwy zapisane pod egidą GZDoom nie są kompatybilne z Doom95 (nie wiem jak z pozostałymi fanowskimi portami-silnikami).
Podsumowanie
Czy po tym wszystkim, co napisałem wyżej, powinienem polecić fanom klasycznych odsłon „dumiaka”, by zaopatrzyli się w DooM Collector’s Edition? Cóż, Doom95, pomimo kilku drobnych mankamentów, kilka lat po premierze oryginału był naprawdę udanym i wartościowym portem. Niestety wydanie zbioru trzech części na początku lat dwutysięcznych, bez jakiegokolwiek ulepszenia silnika Doom95, było już mniej wartościowe. Implementacja wygładzania tekstur czy obsługi TCP/IP w rozgrywce sieciowej naprawdę by dużo dała. Nawet zakup reedycji The Ultimate Doom Trilogy, zawierającej materiały promocyjne Dooma 3, nie jest opłacalny – tapety są dostępne tylko w rozdzielczościach 800×600 i 1024×768, a filmików, w tym trailera, nie da się powiększyć na cały ekran (wszystkie rzeczy są wyświetlane w specjalnym, flashowym launcherze). Jest to więc edycja kolekcjonerska tylko z nazwy.
Niemniej, pudełko na półce prezentuje się ładnie, a sam fakt posiadania legalnej kopii gry – nawet tak wiekowej – jest miły. No i pliki WAD z tej edycji można uruchomić za pomocą innego, lepszego programu – jak chociażby wspomniany przeze mnie GZDoom. Co oczywiście polecam zrobić. Albo też zagrać w ostatniego Dooma, co zapewne by polecił redakcyjny kolega, Czarek.
*Co ciekawe jednak, jego nazwisko nigdzie się nie pojawia w dokumentach.
Z wykształcenia politolog i dziennikarz, z zamiłowania bloger. Oprócz grami, interesuje się także kinem i astronomią. Propagator krytycznego myślenia i poprawnej polszczyzny – czy też, pisząc z duchem języka internetowego: gramatyczny nazista – tak dobry, że może sprawdzić Twoją pracę dyplomową lub inny tekst, a także udzielić korepetycji z WOS-u. Swoje felietony na temat historii, problemów społecznych i memów internetowych publikuje na blogu bednarskiprzemyslaw.pl – tam też można znaleźć szczegóły oferty usług korektorskich i korepetytorskich.
Pingback: DOOM 64 za darmo! [Darmowe gry SIERPIEŃ 2022 #3] - TesterGier.pl
Pingback: RETROMANIAK #93: Stare gry, MS-DOS i lekcje informatyki - TesterGier.pl
Pingback: RETROMANIAK #107: Dwuwymiarowe przestępstwo?! Grand Theft Auto – recenzja [PC] - TesterGier.pl
Pingback: RETROMANIAK #121: Legendy i podania, czyli SEGA Saturn w pigułce - TesterGier.pl