RETROMANIAK #1 STAR WARS EPISODE I: RACER
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… a raczej dobre kilka lat wstecz, niczym plaga mnożyły się produkcje, które oparte były o licencje filmowe. Najczęściej były to straszne średniaki, albo wręcz gry tak złe, że wpisywały się na czarną listę branżowych potworków. Takie tytuły jak Iron Man, czy Catwoman umiały napsuć człowiekowi dużo krwi, zniechęcając do dalszej rozgrywki. Zdarzały się jednak chlubne wyjątki, a jeden z nich przed nami, także zapinajcie pasy, wsiadajcie do ścigaczy, bo przed nami Star Wars Episode I: Racer.
MOC JEST W TOBIE SILNA.
Słowem przypomnienia, w Gwiezdnych Wojnach z 1999 roku, czyli z Mrocznego Widma w pamięci widzów, prócz irytującego Jar-Jara, na pewno została sekwencja pełnego emocji wyścigu na piaszczystej planecie Tatooine. Niektórzy z cyników uważają, że właśnie ta scena była najlepsza w całej historii prequeli tzw. klasycznej trylogii. W całości tkwił wiec bardzo duży potencjał pieniężny, który podsycany był przez rewelacyjne wyniki oglądalności Episode I, co sprawiło, że studio Lucas Arts, należące do fundatora marki i całego Uniwersum Gwiezdnych Wojen, czyli do George’a Lucasa, ochoczo wzięło się za produkcje gier, które powiększyłyby i tak dużyzysk z filmu. Na bazie Epizodu I doczekaliśmy się kilku gier, które przykrył mrok historii, z jednym, dobrym wyjątkiem, tym wyścigowym właśnie.
Gra, która ukazała się na rynku w 1999 zabierała nas jeszcze raz, jako pilota zawodów typu pod-racer, na wyprawę po całej galaktyce w celu wygrywania zawodów w tej dyscyplinie. Tak banalny pomysł, przeniesiony na realia Gwiezdnych Wojen bardzo zapalił. Oprócz znanej sekwencji wyścigu ze wspomnianego Tatooine, mieliśmy inne, różnorodne planety, które już potem najczęściej nie występowały w komiksach, czy książkach sygnowanym logo Star Wars.
Sam najlepiej pamiętam wyścigi na wspomnianym, dobrze znanym torze z filmu, jak też na wodnistej i pięknej planecie Aquilaris. Dużo krwi i nerwów straciłem też na Oovo IV, gdzie moim zdaniem tory były po prostu najtrudniejsze. Sama gra, podzielona była na poszczególne sekwencje wyścigów, poczynając od poziomów łatwych (Amateur Podracing Circuit), kończąc na tych najtrudniejszych (Invational Podracing Circuit). Jeśli chodzi o możliwość wyboru zawodników, mieliśmy do wyboru bohaterów znanych z filmu, jak też wymyślonych na potrzeby gry. Sam najchętniej sięgałem po Anakina Skywalkera, z którym w tamtym okresie się dosyć mocno identyfikowałem.
A co było zrobić, żeby wygrywać wyścigi? Trzeba było wykazać się refleksem, szybką kordynacją palców na joysticku, jak też… dobrą strategią. Otóż po wygraniu każdego wyścigu, dostawaliśmy nagrodę pieniężną, na ulepszenia do ścigacza. I o ile pierwsze poziomy można wygrywać bez jakiejkolwiek interwencji w bolid, o tyle w kolejnych potrzebne były aktualizacje. A zmieniać mogliśmy wszystko: napęd, przyczepność, musieliśmy też modyfikować wytrzymałość, co przekładało się na lepsze wyniki w wyścigach.
Żeby ścigacz był też sprawny, potrzebowaliśmy całej armii robotów technicznych, które kupowało się u sprzedawcy części, znanego z filmu, czyli Watto. Najlepsza taktyką na wygraną było wierne trwanie i ulepszanie jednego ścigacza. Niby po każdym wygranym wyścigu dostawaliśmy nowego pilota, jednak regularnie ulepszany bolid był w stanie wygrywać z każdym, jak też nie traciliśmy pieniędzy na ulepszenia na kolejne statki.
Co do samej rozgrywki, momentami bywała trudna, szczególnie na większych poziomach trudności, które były bardzo śrubowane, a dla dzisiejszego gracza, który nie jest obeznany z zamysłem programistów sprzed 20 lat w ogóle nie do przejścia. Naprawdę, tamtejszy poziom średni, był odpowiednikiem dzisiejszego trudnego, co może dzisiaj odstraszać od gry, ale nikt nie powiedział, że granie na easy przynosi ujmę. Z punktu widzenia dzisiaj, odstraszać może też grafika. W 1999 wcale nie konieczne było robienie gier w 3D, co sprawiało, że ta gra naprawdę zgarniała bardzo dużo pochwał za grafikę, która dzisiaj wygląda jak ciosana w bloku drewna, ale jak pamiętam moje pierwsze potyczki w nią z roku 2001,to budziła wtedy ogromny szacunek.
PODSUMOWANIE
Star Wars Episode I: Racer pokazał twórcom, że nie należy bać się sięgać po popularne licencje filmowe. Gra miała bowiem więcej pozytywnych odbiorów niż sam film. Dynamiczna ściganka, jest bardzo dobrze wspominana, do tego stopnia, że doczekała się nawet swojej, już nie dość dobrej kontynuacji. Jednak nadal czuć w tym potencjał pieniężny, ponieważ rok temu mieliśmy reedycję kontynuacji Racera na PlayStation IV. Według mnie była to jedna z lepszych wyścigówek, w jakie grałem. Barwna, kolorowa, oparta o lubiane przez mnie motywy i nawet grając na potrzeby pisania tego materiału, jeszcze kilkukrotnie na mojej twarzy zagościł dziecięcy uśmiech tak, jak te dobre 16 lat temu, zachęcam więc do poszperania w ustawieniach komputera, albo znalezienie dobrego emulatora i sprawdzenia na własnej skórze, jak wyglądała ta ogromna prędkość.
Tyle do mnie na dzisiaj, mam nadzieje, że dobrze bawiliście się wracając do lat waszego dzieciństwa. Ja kłaniam się nisko, zachęcam do lajkowania naszej strony, komentowania i udostępniania materiału i całuje was czule.
Niech Moc będzie z Wami!
A imię moje 40 i 4…. witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak”.Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.