Autostopem Przez Galaktykę + Mass Effect = The Outer Worlds – recenzja [PC]
Na The Outer Worlds czekałem od czasu pierwszego zwiastuna. Moją uwagę przykuły kolorki, system wad i legendarne studio Obsidian. Naprawdę mocno się napaliłem na nową przygodę, jednak szybko zostałem ugaszony wyłącznością gry dla Epic Games.
Nie będzie to jednak kolejny artykuł mówiący o tym, jak bardzo środowisko graczy nie lubi tej firmy (albo jak bardzo jest im teraz obojętna), a o bardzo dobrym RPG, który mogłem ograć za pomocą Xbox Game Pass. Zrobienie tego chwilę po premierze pozwoliło też, by hype opadł, a moje oczekiwania zrównały się z rzeczywistością. Dzięki temu mogłem zacząć grę z czystym umysłem i bawić się naprawdę nieźle.
Świat
Chociaż akcja gry dzieje się w przyszłości, w odległej galaktyce Arkadia, nietrudno się oprzeć wrażeniu, że Zewnętrzne Światy to mocne future-retro, w którym wiele rzecz wydaje się żywcem wyciągnięte z poprzedniego wieku i poddane nowoczesnemu liftingowi. Laserowy sztucer? Proszę bardzo. Urocze miasteczka? Bierz, ile wlezie. Zabieg taki powoduje, że dajemy się kupić temu osobliwemu klimatowi i odkrywać, co jeszcze zostało dla nas przygotowane. Jako gracz przyjdzie nam pokierować losami osadnika, którego statek przybył na miejsce wiele lat po czasie, a korporacje dla zachowania dobrych statystyk postanowiły nic z tym nie robić… Naszym zadaniem, po wybudzeniu nas przez jednego ekscentrycznego profesora, jest obudzić resztę zahibernowanej załogi. Nie będzie to oczywiście łatwe, ale na pewno znajdziemy sposób, by dopiąć swego.
Świat gry nie jest otwarty, dzieli się na kilka obszarów, które jednak są całkiem spore i zwiedzenie ich w całości zajmuje trochę czasu. Problemem jest jednak brak większej różnorodności. Terra 2 jest bardziej różowa, Monarch bardziej żółty, a Scylla bardziej pumeksowa. Statki kosmiczne czy stacje też wydają się mocno recyklingowane. Czy bardzo to przeszkadza? Nie, ale raczej z czasem zaczyna się to rzucać w oczy. Na pewno na pochwałę zasługuje kreowanie świata za pomocą plakatów, wpisów w dziennikach czy opowieści NPC, które można usłyszeć na każdym kroku. Same miasta są dość żywe, a za ich murami mamy szansę na walkę z kilkoma rodzajami robotów, potworami wzorowanymi na gigantyczne modliszki czy goryle i kilkoma frakcjami ludzkimi, które nie są zbyt przyjaźnie nastawione. Znów lekka bieda, jeśli chodzi o obiekty do odstrzelenia, więc jeśli The Outer Worlds byłoby FPS-em, na pewno nie zwojowałby świata gier…
Rozgrywka
Jednak wcale on FPS-em nie jest! Owszem, posiada elementy, ale to pełnokrwisty RPG z możliwością wyboru wyglądu postaci, perków i rozlokowania punktów umiejętności. W samym edytorze spędziłem godzinę, by stworzyć postać idealną pod mój sposób gry i już wtedy bawiłem się wybornie, wyobrażając sobie, co mnie czeka. Otwarty sposób rozwiązywania zadań, zwłaszcza że gra pozwala nam od początku możliwość zastrzelenia prawie każdej postaci niezależnej, także działał na wyobraźnię. Po premierze w środowisku graczy podniósł się szum, że nie ma to specjalnego wpływu na rozgrywkę, bo negatywna reputacja u jednej frakcji nie wpływa na inne, ale z drugiej strony mało kto próbował w ten sposób przechodzić grę, a nie wystrzelać wszystkich po skończeniu wszystkich questów (ja nic nie zrobiłem, nie macie na mnie dowodów, jestem dobrym człowiekiem!), co na pewno odbiłoby się na dalszej rozgrywce.
Innym elementem, który był wiele razy wymieniany przed premierą, to tzw. system wad. W teorii gra miała obserwować, w czym nam nie idzie, a kiedy przebrała się miarka: dać możliwość wybrania wady, która dawała nam różne minusy do statystyk, ale także nagrodę w postaci punktu talentu. Jednak rozgrywka zweryfikowała ten system, gdyż punkty te, kosztujące np. powolnym poruszaniem się postacią przez resztę gry wolniej, odejmowały też dwa punkty siły. Jedyny sens używania wad widzę wtedy, kiedy naprawdę sami chcielibyśmy sobie utrudnić rozgrywkę.
System walki, w połączeniu z dość nierównym poziomem trudności, jest dość drewniany. Grę przeszedłem na wysokim poziomie trudności i nie miałem problemu, by czasem rozwiązać coś w sposób siłowy, chociaż moja postać była raczej gadułą-pacyfistą. Problematyczne były jednak momenty, kiedy poziom trudności szedł kilka oczek wyżej, by za chwilę bez wyraźnego powodu wszystko wróciło do normy. Dobrze uzbrojeni i opancerzeni towarzysze także nie byli zbyt pomocni. Brak systemu osłon jak w Mass Effekcie powodował, że czułem frustrację, kiedy ginęli oni w głupi sposób i w sumie nic z tym nie mogłem zrobić.
Przymknąłem jednak na to oko, ze względu na to, że gra od samego początku oczarowuje nas klimatem. Postacie są dobrze napisane, świat gry spójny, a humor wylewa się z każdego zakamarka (chociaż nie zawsze ma on równy poziom, przez co zdarzał się cringe, jak w misji z toaletą). Towarzysze okazali się osobami, które bez dwóch zdań da się lubić, a ich los nie jest dla nas obojętny. Naprawdę miło spędzało mi się czas z charyzmatycznym Pastorem Maksem czy uzależnioną od pakowania się w kłopoty Ellie. Nie opuszczało mnie jednak wrażenie, że twórcy trochę inspirowali się (lub nabijali) z towarzyszy, których mogliśmy zrekrutować w Mass Effekcie. Było to widoczne zwłaszcza w przypadku Paravtti, która w wielu kwestiach przypomina Tali. Z drugiej strony, SAM wydawał się on znacznie lepszym skrzydłowym niż Legion. Niemniej jednak, takie połączenie Autostopem przez Galaktykę z trylogią Sheparda wydaje mi się bardziej niż udane.
Grafika i dźwięk
Chociaż powtarzalna, grafika w grze jest ładna i szczegółowa. Nie miałem żadnych problemów, by na swoim komputerze utrzymywać stałe 60 fps na ustawieniach wysokich i ultra. Może czasem brakowało troszkę RAM-u i miałem klatkowanie przez pierwsze 5-10 sekund po wejściu do nowej lokacji. Dźwięk był neutralny i chociaż nie zapada szczególnie w pamięć, to przynajmniej nie drażni, a to już duży plus. No może poza jednym dżinglem, który słychać było po prostu wszędzie… Z drugiej jednak strony, wydaje mi się to trochę smutne, że niektóre „indyki” mają lepszą oprawę audio. Albo po prostu jestem rozpieszczony po filmowym The New Colossus i jego genialnej oprawie dźwiękowej.
Jakość
Poza jednym błędem w postaci wywalenia gry czy dość średnim AI przecinków, nie doszukałem się większych bugów. Walka jest raczej tylko dodatkiem i nie da się jej traktować w tym tytule całkiem poważnie. Bardziej boli nieintuicyjne menu postaci, gdzie niektóre akcje da się wykonać tylko klawiaturą, a inne tylko myszką; jednak nie jest to coś, do czego nie da się przyzwyczaić po kilku godzinach rozgrywki.
OCENA
Po ponad 30 godzinach spędzonych z tym tytułem, mogę śmiało powiedzieć, że to kawał dobrej gry. Nie jest pozbawiona wad, jednak przeważają nad nią zalety, których jest naprawdę wiele. Każdy miłośnik kreatorów postaci czy poszukiwać alternatywnych wyjść z sytuacji powinien się odnaleźć w The Outer Worlds. Ja na pewno będę dobrze wspominał chwile spędzone na pokładzie Zawodnego wraz z moją doborową ekipą. A poza tym, w drodze jest DLC!
- Świat: 10/10
- Rozgrywka: 7/10
- Grafika: 7/10
- Dźwięk: 5/10
- Jakość: 9/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i7-3770
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 1060 6 GB
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 10 Pro
- +Fabuła, klimat i postacie
- +Niezła grafika
- +Całkiem niezły humor
- +DLC w drodze!
- +Bardzo dobra optymalizacja
- –Słaba oprawa audio
- –Mała różnorodność terenu i wrogów
- –Drewniany system walki i nierówny poziom trudności
Pingback: MARVEL's Guardians of the Galaxy ZA DARMO! Podsumowanie świątecznych gier od Epica 2023 - TesterGier.pl
Pingback: Wszystkie darmowe gry od Epic Games Store z roku 2023 - TesterGier.pl