Tester gier komputerowych – mityczna praca marzeń
Praca jako tester gier komputerowych jest pewnego rodzaju marzeniem, które chociaż przez chwilę miało większość graczy na terenie całego świata. Myślą sobie wtedy, że „ej, skoro i tak w wolnym czasie gram, to fantastycznie byłoby móc na tym zarabiać!”. Jest to również pragnienie wielu dzieci – w końcu każde by chciało „zarabiać na graniu”. Rzeczywistość jest jednakże trochę inna i w tym krótkim artykule postaram się pokazać Ci, jak to wygląda, bo sam jako tester gier pracowałem.
Trudne początki
Było to dwa lata temu – tak się złożyło, że na kilka miesięcy wylądowałem w naszej, kochanej stolicy i poszukiwałem pracy. Dziwnym zrządzeniem losu w wyszukiwarce pewnej strony z ofertami pracy wyskoczyło mi na głównej karcie ogłoszenie, „Praca jako tester gier wideo!”. Pomyślałem – kurde, miałem takie marzenie! Chciałbym to robić! Nie wpadając w zbyt długą zadumę, wysłałem swoje, szybko sklejone CV. Oddzwonili prędko i kilka dni później, jako elegancko ubrany, młody człowiek ruszyłem w stronę zgrabnego wieżowca na rozmowę kwalifikacyjną.
Nie wiem, dlaczego miałem fałszywe wyobrażenie o tym, jak to będzie wyglądać. Nie spodziewałem się za biurkiem atrakcyjnej, młodej kobiety, która poprosi mnie bym zaczekał na jej koleżankę, która ma przeprowadzić ze mną rozmowę. To wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie. Jak normalne, ogarnięte korpo – no, ale wtedy mnie to dziwiło.
Po chwili oczekiwania zostałem wpuszczony do małego, przytulnego pomieszczenia, w którym znajdował się stolik z pecetem i xboxem. A za stolikiem kolejna, atrakcyjna kobieta. No cóż, doznania estetyczne raczej uspokajają, dzięki czemu nie byłem zestresowany,więc to na plus. Rozmowa była w języku angielskim, co na początku zbiło mnie z tropu, jednakże jakoś sobie poradziłem. O dziwo musiałem również wykonać zadanie – obejrzeć filmik z gry (to był chyba CoD), jak najszybciej przejść jedną misję, a następnie wszystko opisać (po angielsku) i odpowiadać na pytania. Zostały zapisane wszystkie moje preferencje co do gatunków gier i sprzętów. Wszystko trwało około godzinki. Powiedzieli, że zadzwonią. Wiadomo jak to się zawsze kończy, prawda?
Zadzwonili!
To jeszcze nie koniec
Pełen energii udałem się po około tygodniu czekania na szkolenie, prowadzone przez dwóch facetów, którzy wyglądali trochę jak Tadeusz i Miłosz z programu Hyper. Okazało się, że szkolenie jest jednocześnie kolejnym etapem rekrutacji. Kłamałbym, jeśli powiedziałbym, że mnie to zszokowało. To mnie akurat nie zdziwiło – pracodawca powinien sprawdzić poziom umiejętności swojego przyszłego pracownika. Szczególnie jego znajomość języka angielskiego, która na tym stanowisku jest priorytetowa.
Trwało to dwa dni. Czwartek i piątek po ustawowych 8 godzin pracujący. Drugi dzień zakończył się ogólnym sprawdzeniem umiejętności i ilością znalezionych bugów. Poziom wszystkich był wysoki, dlatego odrzucono dwie osoby, a było nas tam około 12. Podobno czasem był większy przesiew. Nie było to jednak ważne – udało mi się. Świat pracy jako tester gier stał przede mną otworem.
Początek
Szybko udało mi się dołączyć do pierwszego projektu – jednej z gier z uniwersum Star Wars na androida, w której jako początkujący rebeliant wykonywaliśmy różne misje, ulepszaliśmy nasz ekwipunek i tym podobne. Generalnie klasyczna tego typu gierka, po prostu w uniwersum Gwiezdnych Wojen ze świetną muzyką z filmów. Pracowało mi się przy tym ekstra. Byłem w zespole z dość inteligentnymi i zabawnymi osobami, z którymi można było pogadać o wszystkim, nie tylko o grach. Pierwszy tydzień był świetny. No praca marzeń. Łącznie prawie godzina przerwy w ciągu dnia. Darmowa, pyszna kawusia. Brak spiny. W miarę dobry zarobek jak na osobę wtedy bez żadnego wykształcenia i z minimalnym doświadczeniem zawodowym. Później jednakże nastała codzienność. Marazm dnia powszedniego. I moja nemezis.
Nienawiść
Czy wiesz czym jest nienawiść? Czy wiesz, co znaczy naprawdę czegoś nienawidzić. Kiedy spoglądasz na coś i jedyne co odczuwasz, to złość, niechęć do świata i chęć zniszczenia? Ja poznałem to słowo. Parafrazując Dak’kona z Planescape: Torment, znam to uczucie. A całe zrozumienie zdobyłem, gdy zasiadłem do gry o pewnych ptakach wystrzeliwanych z procy. Samobójcach naśladujących japońskich kamikaze, kaiteny, czy terrorystyczne samochody pułapki. By utrzymać się w branży trzeba być efektywnym. Pokazać, że umiesz znajdować bugi i przedstawiać problemy developerom. Ta gra nie miała bugów. Desantowałem moich małych podopiecznych w każdą ścianę. Zgwałciłem wszystkie graficzne blokady każdym ptakiem. I nic. Na szczęście byłem tam kilka dni. I trafiłem na grę, którą nienawidzę kochać i kocham nienawidzić. League of Legends.
Powrót Radości
Co jest lepszego w byciu fanem LoLa od grania swoim ulubionym bohaterem? Bycie fanem LoLa i granie bohaterem, o którym jeszcze nikt w społeczności nie wie, bądź takim, który nawet nie ma tekstur. Sprawdzanie interakcji bohaterów, działanie skilli, sklepu, przedmiotów. Co się stanie, jeśli będziesz skakał Kha’Zixem w róg mapy. Czy można uczynić z Urgota działo rakietowe. Jak zareaguje gra, jeśli spróbuję wykonać pięć interakcji Leoną, przy okazji używając trzech umiejętności na raz. O wiele fajniejsze niż ptaszki. I łatwiej było znaleźć błąd. Żyć nie umierać. No i do tego dość zabawne było to, że wracałem z pracy, gotowałem obiad i po jedzonku zasiadałem do komputera, by sobie odpocząć. Grając w LoLa.
Koreańskie Simsy Online
W międzyczasie trafiłem na kilka dni na dziwną grę, której nazwy nie pamiętam. Developer był chyba Koreańczykiem, a sama gra była czymś, co nazwałbym The Sims w wersji multiplayer. Mogłem stworzyć swoją postać w naprawdę bogatym kreatorze. I ubierać się w jakieś ciuszki, tańczyć i tym podobne. Śmiesznie było o tyle, że targetem twórców była raczej niepełnoletnia młodzież płci żeńskiej. Testowanie gry polegało na tym, że sprawdzaliśmy nowe interakcje i jakieś ubranka premium. Pewnego razu wszedłem do jakiejś lokacji, gdzie była rura i tańczyły sobie wokół jakieś bohaterki. Ekstremalnie znudzony stwierdziłem, że sprawdzę co się stanie, gdy jako ta postać (kobieta) się rozbiorę i zacznę na tej rurze tańczyć. Nie zauważyłem większych błędów w grafice i interakcji, jednakże reszta graczy uciekła przeklinając. Koreańskie społeczeństwo jest chyba dość pruderyjne.
Podsumowanie
Praca jako tester gier komputerowych jest bardzo ciekawa. Tak naprawdę codziennie są jakieś nowe wyzwania do podjęcia. Ludzie są w porządku i tak jak Ty – są graczami, łatwo znaleźć więc serdeczną nić porozumienia nie tylko z pracownikami ale i z bezpośrednimi przełożonymi. Wspomnieć trzeba iż podpisuje się pewnego rodzaju lojalkę, że nie zdradzi się tajemnic firmy, tego co się testuje, rodzajów znalezionych bugów, czy spoilerowania fabuły w internecie (co ktoś kiedyś zrobił z drugą częścią wiedźmina, mówiąc, że to Saskia jest smokiem). Jeśli się złamie umowę – można ponieść konsekwencje prawne. Do miejsca pracy nie można wnosić telefonów/pendrivów/laptopów/notebooków/itp.
Generalnie polecam. Jest w porządku do CV dla młodych ludzi, gdyż świetnie szlifujesz swój język angielski, umiejętności miękkie i prace w sytuacjach stresowych. W końcu wiesz, devowie czasem się śpieszą, bo chcą wydać nowego patcha do gry, a nie ma pewności co do wszystkich bugów.
No i świetne jest uczucie, gdy ktoś się jarą jakąś wydaną grą, a Ty wiesz, że to również dzięki Tobie. W dodatku jest to spełnienie marzenia, które jak wspomniałem na początku – raczej ma każdy gracz.
Absolwent Bezpieczeństwa Wewnętrznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, specjalizujący się w sprawach terroryzmu oraz konfliktów międzynarodowych i społecznych. Wychowany na strategiach fan RPG-ów. Od lat „złoty” gracz Ligi Legend. Zakochany w „małym trójmieście kaszubskim” i wiecznie tęskniący ku stolicy pierników.