The Beast Inside – recenzja po roku [PC]
The Beast Inside to tytuł, który swoją premierę miał już rok temu. Pomimo dosyć dobrych ocen można odnieść wrażenie, że przeszedł bez większego echa. Dla niewtajemniczonych – jest to polska odpowiedź na Resident Evil 7, grę stworzyło rodzime studio Illusion Ray, które środki na zrealizowanie produkcji zebrało na Kickstarterze. Grę wydano 17 października 2019 roku na PC. Natomiast w 2021 roku planowana jest premiera na Playstation 4 oraz Xbox One.
Świat
Fabuła The Beast Inside rozpoczyna się w momencie, gdy Adam – główny bohater pracujący jako kryptoanalityk dla CIA – przeprowadza się wraz z żoną Emmą na prowincję, żeby móc spokojnie pracować. Bohater otrzymał od rządu zadanie złamania pewnego kodu. Powodzenie tej misji miałoby wpływ na ostateczne zwycięstwo Stanów Zjednoczonych w zimnej wojnie.
Jednakże, jak to zwykle bywa w horrorach, dom na odludziu skrywa w sobie różne mroczne tajemnice. Adam przypadkowo odnajduje pamiętnik należący kiedyś do niejakiego Nicolasa, który był żołnierzem wojny secesyjnej i mieszkał w tym samym domu ponad sto lat wcześniej. Z pamiętnika można się dowiedzieć, że mężczyzna starał się odszukać swego zaginionego ojca, a w trakcie tego dochodzenia towarzyszyły mu pewne paranormalne zjawiska. Jednakże nie to było w tym wszystkim najdziwniejsze. Najbardziej zdumiewający był fakt, że opisywane w pamiętniku zdarzenia w jakiś sposób przeniknęły do życia Adama i kryptoanalityk musiał przeżywać je wszystkie na własnej skórze.
Fabułę gry podzielono na kilkanaście rozdziałów, które ukazują nam wydarzenia naprzemiennie z perspektywy Adama oraz Nicolasa. Ostatecznie losy obydwu postaci splatają się ze sobą, prowadząc do dosyć niespodziewanego finału, który również ma kilka wariantów. Akcja nie tylko toczy się dwuetapowo, prezentując nam wydarzenia z perspektywy dwóch różnych osób, ale przenosi nas też do różnych czasów. W przypadku Adama jest to rok 1979, w którym bardzo wyraźnie zaznaczony został kontekst zimnej wojny, natomiast wraz z Nicolasem przenosimy się do roku 1864.
Z Adamem mocno związany jest wątek odkrycia, że on i jego żona są śledzeni przez sowietów. Od tej chwili mężczyzna, posiłkując się gadżetami dostępnymi tylko dla CIA, takimi jak np. lokalizator kwantowy (o którym później), za wszelką cenę będzie starał się odszukać szpiega.
Rozgrywka
Akcja gry ukazana jest z perspektywy pierwszej osoby, a przedstawiony świat jest niezwykle mroczny i jak w innych tego typu grach (np. we wspomnianym już Resident Evil 7) zmierza w kierunku fotorealizmu. Nie ma tu jednak hord potworów, które możemy eliminować przy pomocy broni palnej. Oczywiście taką też będziemy dysponować, ale jedynie na nielicznych etapach gry. Pozostałe ukierunkowane są na badanie terenu i rozwiązywanie zagadek.
W zależności od tego, kim w danym momencie będziemy kierować, rozgrywka przedstawia się nieco inaczej. W przypadku Adama jest ona nastawiona przede wszystkim na przeszukiwanie lasu, jaskiń i opuszczonych posiadłości. Raczej nie spotkamy tutaj przeciwników, za to będziemy musieli rozwiązać serię kryptograficznych łamigłówek. Z kolei etapy z Nicolasem w roli głównej są bardziej mroczne. Nie będzie tutaj zagadek, natomiast bohater często będzie musiał zmierzyć się z przeciwnikami o nadprzyrodzonych mocach, aby odkryć historię związaną z jego ojcem. Broń palną będziemy mieli do dyspozycji wyłącznie wtedy, kiedy będzie to potrzebne.
Eksploracja i palpitacja serca
Dużą część gry poświęcamy na eksplorację. Przemierzamy zróżnicowane lokacje i zbieramy listy, zdjęcia i notatki, dzięki którym opowieść zaczyna układać nam się w pewną całość. Klimat gry oparty jest nie tylko na mrocznych lokacjach, ale pojawia się również dosyć prymitywne straszenie w postaci jump scare`ów. A to jakiś niespodziewany odgłos lub świst, a to ptak przeleci nam nagle przed oczami lub chwyci nas duch albo upiór. Jednak niekoniecznie należy uznawać to za wadę, ponieważ tego typu elementy nie dominują w grze i są dobrze wkomponowane w rozgrywkę. Straszenie gracza nie polega w tym przypadku wyłącznie na chęci doprowadzenia go do zawału serca.
Nie zabrakło również dosyć ciekawie skonstruowanych etapów skradankowych. Jednym z nich będzie opuszczona kopalnia pełna złowrogo nastawionych duchów. Tych niestety nijak nie będziemy się w stanie pozbyć, dlatego trzeba będzie cicho przemknąć obok nich. Ale żeby nie było zbyt łatwo, przez oznaczone korytarze będziemy musieli przejść zgodnie z pewnym schematem.
Upiorni przeciwnicy
Jako że przeciwnikami Nicolasa są duchy, oczywiste jest, że nie można ich zabić. Jednakże tutaj pojawia się pewne rozwiązanie, znane już z gry Alan Wake. Tytułowy bohater walczył tam z przeciwnikami za pomocą światła latarki, które unieszkodliwiało wrogów. Podobnie jest w grze The Beast Inside, ponieważ kule z pistoletu nie zabijają duchów, a jedynie na chwilę je unieszkodliwiają.
Ciekawym urozmaiceniem rozgrywki jest również lokalizator kwantowy, którym dysponuje Adam. Dzięki temu urządzeniu nasz bohater ma możliwość podążania za osobą, której szuka. Lokalizator bazuje na jej obecności w danym miejscu w niedalekiej przeszłości. Gadżet sprawia, że eksploracja rozległych połaci lasu staje się dużo łatwiejsza. I chociaż na początku gra polega głównie na przeszukiwaniu okolicy, to jednak później dochodzą do tego dodatkowe elementy, takie jak pogonie, ucieczki czy quick time events.
Jednym z elementów, obecnych zwłaszcza w epizodach z Nicolasem, jest zbieranie przedmiotów. Jak wiadomo, mężczyzna żył w czasach, kiedy nie wynaleziono jeszcze żarówek. Dlatego w trakcie penetracji zwykle ciemnych lokacji musi on wspomagać się zapałkami oraz lampą naftową. Podobnie sytuacja wyglądała w dwóch częściach Outlast, w których gracz, aby coś widzieć, musiał zbierać baterie do kamery. Jednakże baterii nie było zbyt wiele, co wywoływało dodatkowy niepokój przed ewentualnym odcięciem od źródła światła. W The Beast Inside zarówno zapałek, jak i nafty znajdujemy tak dużo, że nawet powolny eksplorator nie musi się martwić o ewentualne pogrążenie się w mroku. Należy to uznać za pewien minus, ponieważ tego elementu twórcy nie wykorzystali należycie i nie spełnia swojej funkcji.
Grafika i Dźwięk
Grafika w grze prezentuje wysoki poziom, a na szczególną uwagę zasługuje dbałość o szczegóły – wystarczy spojrzeć na odwzorowanie licznych przedmiotów porozstawianych na półkach i szafkach. Dobrze wyglądają również postaci, które zostały stworzone tak, że mogą rzeczywiście wywołać uczucie grozy. Lokacje zaprojektowano w sposób zróżnicowany, w związku z czym gracz nie poczuje monotonii. Będzie mógł przemierzać las (za dnia, jak i w nocy), zwiedzać opuszczone chaty i posiadłości, eksplorować jaskinie i kopalnie.
Jeśli chodzi o muzykę, to twórcy nie przesadzili z jej obecnością. Słychać ją głównie w momentach ważnych dla fabuły, przede wszystkim w cut scenkach. W trakcie gry również pojawiają się mroczne fortepianowe dźwięki charakterystyczne dla horrorów. Nie brakuje też wszystkich innych odgłosów, które mają za zadanie zbudować odpowiedni klimat – śpiew ptaków w lesie, skrzypienie podłogi, trzaski, piski.
Jakość
The Beast Inside jest grą, która jest dosyć trudna do oceny. Nie jest ona idealna i posiada wiele małych niedociągnięć, a jednocześnie jest na tyle dobra, że na te niedociągnięcia przymyka się oko. Oprawa wizualna jest tutaj atutem, nie tylko dzięki jakości tekstur, ale też dbałości o szczegóły i dobremu skomponowaniu poszczególnych elementów. Dodatkowo plusem jest też połączenie różnych stylów gry.
Nie jest to typowy symulator chodzenia, jak np. Layers of Fear czy inne gry autorstwa Bloober Team, ale nie jest to też shooter, w którym przemierzamy lokacje z bronią w ręku i strzelamy do przeciwników. W grze pojawiają się elementy obydwu tych gatunków, ale ich ilość i poziom nie są dla gracza męczące. Twórcy wszystko zaaplikowali nam w odpowiedniej dawce. Jednak, mimo to, kilka rozwiązań okazuje się chybionych, jak chociażby wspomniane zbieranie zapałek i nafty, których w grze jest nadmiar. Co więcej, w moim odczuciu, niekiedy zagadki, które rozwiązuje kryptoanalityk, są trochę zbyt długie, co czasami może nużyc. Tak się dzieje na przykład w przypadku już jednej z pierwszych łamigłówek, gdy Adam w swoim gabinecie rozwiązuje tajemny szyfr.
Ocena
The Beast Inside nie jest może survival horrorem wybitnym, który przeciera jakieś nowe szlaki w swoim gatunku, ale twórcy zrealizowali go bardzo dobrze. Gra się niezwykle przyjemnie, a w trakcie eksploracji klimatycznych i mrocznych lokacji nie pojawia się uczucie znużenia, co już jest wystarczająco dobrym powodem do tego, aby zapoznać się z tą produkcją.
- Świat: 7/10
- Rozgrywka: 8/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 7/10
- Jakość: 7/10
The Beast Inside to klimatyczna gra typu survival horror łącząca w sobie zarówno elementy skradanki, jak i shootera. Posiada pewne komponenty, które można uznać za niedopracowane, jednakże nie wpływają one w zbyt dużym stopniu na ocenę końcową.
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i7-8750H 2.20GHz
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 1050ti
- Pamięć: 16 GB RAM
- System: Windows 10 Home
- +Ciekawa historia
- +Dobrze budowany klimat
- –Zbyt długie zagadki
- –Obecność niepotrzebnych rozwiązań (zbieranie zapałek i nafty)
Miłośnik horroru i fantastyki pod wszelkimi postaciami, lubi gry przygodowe i shootery bez względu na platformę – PS4, PC lub Nintedo Switch. Absolwent filozofii na UG interesujący się duchowością Dalekiego Wschodu. W wolnych chwilach gra, biega lub oddaje się lekturze dobrej książki.