Wiedźmin 3 a materiał źródłowy
Wiedźmin 3: Dziki Gon jest tytułem, który został ograny chyba przez wszystkich. To jedno z najlepszych dzieł, które stworzyła nasza polska scena, prawdziwy klejnot w koronie CD Projektu RED. Jest się czym chwalić zagranicą.
Postanowiłam ostatnio przysiąść do gry z nieco innym nastawieniem – mianowicie, zechciałam przeżyć przygody Geralta raz jeszcze, ale tym razem, biorąc pod uwagę kontinuum – odnieść je do sagi, spróbować się zastanowić nad pewnymi posunięciami oraz rozwiązaniami. Grało mi się jeszcze lepiej.
Katedra Historii Najnowszej
Sigismund Dijkstra, agent na usługach Jego Królewskiej Mości Vizimira, ostatnio widziany, jak z dwójką tajemniczych osób znikał po drugiej stronie przełęczy Elskerdeg. Powędrował do Zerrikanii i tam słuch o nim zaginął. O towarzyszącym mu Boreasie Munie i Isengrimie Faoiltiarna – tym bardziej. Bowiem Dijkstrę (pod przykrywką Sigiego Reuvena zresztą) spotykamy w Novigradzie. Z dalekich krajów przywiózł ze sobą trolla Barta i chęć odegrania się na tych, którzy go skrzywdzili, zarówno na Filippie Eilhart, jak i na młodym Radowidzie.
Ori Reuven, jego najbliższy zausznik, jak wiadomo, zmarł. Nie ma o nim nawet wzmianki. O Boreasie i Isengrimie też, chociaż ten drugi miał pierwotnie pojawić się w grze, razem z Iorwethem. Została nam po nim jedynie karta gwinta, bardzo charakterystyczna, bowiem ten legendarny przywódca Wiewiórek lubił wsadzać wysmarowanych miodem ludzi prosto w mrowisko.
Dijkstra został odwzorowany tak wiernie, jak to tylko możliwe. Ani myśli przebaczyć Filippie, wypomina Geraltowi złamaną nogę na Thanned, knuje spiski i żartuje sobie złośliwie ze wszystkich dookoła. Zabicie go przyszło mi z ciężkim sercem, ale nie wyobrażam sobie, by wiedźmin pozostawił na pewną śmierć Roche’a, Talara i Ves. Zwłaszcza, kiedy dwoje z nich pomogło mu w Kaer Morhen. Geralt szczyci się swoją neutralnością, lecz nigdy nie robi świństw przyjaciołom.
Ale elfy…
Z drugiej strony pierwszy poważny zgrzyt odczułam już po tym, jak przechodziłam tę grę po raz pierwszy. Kiedy odczarowujemy Umę, naszym oczom ukazuje się Avallac’h. Podejrzewałam, że będzie to właśnie on, ale z drugiej strony nie chciało mi się wierzyć. Geraltowi zresztą też nie – od razu powiedział, że nie można mu ufać, na co gorliwie przytaknęłam. Avallac’h, Lis, także widział w Ciri tylko kawałek mięsa, który trzeba było podetknąć Królowi Olch (zgadzam się w tym wypadku z Goebbelsem… znaczy, Ge’elsem). Nigdy nie prezentowała dla niego szczególnej wartości, był po prostu milszym Vilgefortzem. Jego absolutnego zaufania do niej po prostu nie kupuję – wydawało mi się, że jednorożce wyraźnie przedstawiły sprawę.
Eredin jest nawet gorszy. Ja wiem, że narwany przywódca Czerwonych Jeźdźców nie był przesadnie subtelny, ale to, co się działo, było zbyt wielkie nawet na niego. Po pierwsze, Eredin był bardzo zdziwiony, kiedy Ciri powiadomiła go o śmierci Auberona Muircetacha. Być może, rzecz jasna, scena z sennej wizji tyczyła się już momentu, w którym Król Dzikiego Gonu pogodził się z faktem, iż Auberon nie żyje, tym niemniej… „Wcale tak nie było”!
I jeszcze jedno. Ciri była kiedyś absolutnie zafascynowana Eredinem. Był on przecież bardzo przystojny, prawda?
Prawda?
Dobry tatko
Jeden z największych kawałków piasku między moimi zębami. W doskonałej kreacji Emhyra (który, prawdę mówiąc, nigdy nie traktował Geralta tak, jak w grze, bowiem miał do niego pewien respekt – nawet, ostatecznie, oddał mu Ciri) wkrada się poważny błąd. Cesarz ma zamiar abdykować na rzecz Ciri, tak? Doskonale. Więc jak wytłumaczy się z faktu, że poślubił Cirillę Fionę Elen Riannon z Cintry? Fałszywą Cirillę, która była jego pretekstem do przejęcia tronu jej kraju? Powiedział nagle poddanym „a, wiecie, to właściwie nie Ciri, Ciri to moja córka i jest gdzieś tam, w ataku na Cintrę spreparowałem sobie casus belli”? Jasne, to mogłoby tłumaczyć część złości opozycji na niego, ale dlaczego Cintra nie złapała za miecze? Przecież tak ordynarnego numeru nie da się wybaczyć.
I druga sprawa. Dlaczego Emhyr var Emreis zgrywa się, jakby nic nigdy się nie stało? Jakby nie zabił Pavetty, swojej żony, oraz, jakby nie miał zamiaru spłodzić wcześniej dziecka z własną córką, uprzednio chcąc jeszcze zamordować jej opiekunów?
I czemu Ciri w ogóle zgodziła się z nim rozmawiać? Poprzednio ten człowiek zrujnował jej życie.
Miłość życia
Przyklasnęłam natomiast na przygodzie związanej z Ostatnim życzeniem. Zawsze uważałam, że to jeden z lepszych motywów – dżinn, który połączył Geralta i Yennefer. Podobnie jak on i Ciri, tych dwoje zawsze się odnajdowało, bez względu na wszystko. To bardzo ładnie zazębiło się z całą historią. Żałuję jedynie, że nigdy nie zobaczyliśmy konfrontacji Yen z Triss – ostatecznie, jakby nie było, rudowłosa przyjaciółka wykiwała tę czarnowłosą już po raz drugi. A na Thanned padły bardzo stanowcze słowa, czyż nie?
Utrata pamięci przez Yen, fakt, że była ona osobą, która robiła ogromne wrażenie na Emhyrze… wszystko to wspaniale wpasowało się w książkową narrację.
Co z tą Lożą?
Kolejna sprawa. Jak doskonale wiemy z materiału źródłowego, czarodziejki z Loży zostały poddane torturom i wymordowane co do jednej. Zadbał o to przecież sam Willemer, kapłan Wiecznego Ognia. Mogło się to, oczywiście, zdarzyć w Redanii rządzonej przez Radowida, ale co w sytuacji, kiedy Novigradem rządziłby Dijkstra albo Nilfgaard? Sprawa nie jest już taka jasna. Ten pierwszy wolałby Filippę wykończyć samemu, nie angażując w to świętobliwych. Nilfgaardczycy z kolei pewnie szybko pozbyli się novigradzkich łowców czarownic. Nie mówiąc o tym, że na sto procent Filippa powinna zrobić karierę w stolicy cesarstwa, jeśli z tejże miałaby wycofać się Yennefer.
Ot, zagadka.
Pytań i wątpliwości mam znacznie więcej. Jestem zdania, że Wiedźmin 3: Dziki Gon to absolutnie fantastyczna adaptacja dalszych przygód Geralta. To po prostu wyjątkowo dobrze napisany kawałek historii. Twórcy też, pewnie w jakiejś mierze celowo, nie wytłumaczyli nam wszystkiego. Pewne rzeczy musimy dopowiedzieć sobie sami (relację Avallac’h-Ciri chociażby). Ale pytania pozostają.
W ogóle, strasznie żałuję, że nie pojawiła się ani na jotę świątynia Melitele, wiecie? To był ważny etap przygód Geralta. Wielka szkoda, że nie mieliśmy z nią do czynienia. Ellander mogło być bazą wypadową całkiem dobrej ilości questów.
Smutno mi też, że nijak nie da się skaptować Regisa do pomocy w Kaer Morhen. Wiadomo, jest jeszcze osłabiony, ale i tak moim zdaniem wyglądałby fantastycznie, wchodząc do Kaer Morhen. Wątpliwości co do Letho zniknęłyby jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, gdyby Geralt przedstawił starego druha, wampira wyższego.
A wy? Czego wam zabrakło z samej sagi w tej grze?
Polonistka, entuzjastka fantastyki, graczka RPG. W wolnym czasie, którego nie posiadam, pochłaniam dziesiątki książek, gier, filmów i seriali.