RETROMANIAK #79: RESIDENT EVIL – Code: Veronica X. Recenzja [PS3]
Pod koniec ubiegłego wieku Capcom podjął decyzję o przygotowaniu portu Resident Evil 2 na Segę Saturn. Okazało się to niemożliwe bez poświęcenia jakości, więc skupili się na innym projekcie, dedykowanym Dreamcastowi. Tak powstał Resident Evil – Code: Veronica.
Nie każdy o tym wie, ale gra początkowo projektowana była jako kontynuacja „dwójki” i ostatecznie miała otrzymać numerowane wydanie. Istotne jest to, że w tamtym okresie w studiach Capcomu równocześnie powstawała jeszcze jedna gra – przygotowywany na PlayStation spin-off serii, który dzisiaj znany jest jako Resident Evil 3: Nemesis. Co się stało? SONY bardzo naciskało na wydanie na ich konsoli kolejnej, numerowanej części. W wyniku porozumienia, wcześniej wspomniana gra została zredukowana do pobocznej części i wydana jako Resident Evil – Code: Veronica (w Japonii pod nazwą BIOHAZARD Code: Veronica). Gra w 2001 i 2003 roku trafiła kolejno na PlayStation 2 i GameCube’a, w wersji X, uzupełnionej o kilka wstawek filmowych. Recenzowana przeze mnie wersja (PS3) pochodzi z 2011 roku i uważana jest za jak dotąd najlepszą edycję gry, nawet względem wydania na PlayStation 4!
ŚWIAT
Resident Evil – Code: Veronica X kontynuuje historię Claire Redfield, która poszukuje swojego brata Chrisa. Z prologu dowiadujemy się, że nasza bohaterka włamała się do europejskiej siedziby Umbrelli, następnie została pojmana i przetransportowana do więzienia w kompleksie treningowym na wyspie Rockfort. Tutaj rozpoczynamy właściwą rozgrywkę. Warto zauważyć, że Code: Veronica X straszy inaczej, redukując ilość scen z krwią. Poza kilkoma tanimi straszakami, gra serwuje nam trochę inne doznania niż w poprzednich odsłonach serii. Poruszając się po okolicznych włościach poznajemy gospodarza wyspy, a ten, jak widać, cierpi na daleko idące zaburzenia osobowości. Relacje i zachowania rodzeństwa Ashfordów są co najmniej niepokojące. Jest mrocznie, niekomfortowo i podejrzanie cicho – tak jak fani serii lubią najbardziej.
ROZGRYWKA
Czym byłby Resident Evil, gdyby nie specyficzne sterowanie? Zdecydowanie inną grą! Klasyczne odsłony serii opierały się na mechanice poruszania się podobnej do czołgu, która z jednej strony wymuszona była przez budowę ówczesnych gamepadów, a z drugiej utrudniała nam swobodne wymijanie niebezpieczeństw, podnosząc poziom trudności. W końcu to survival horror, a nie spacer po parku rozrywki. Skąpe kieszenie nie pozwalają na dźwiganie dużych zapasów, a dobre zarządzanie ekwipunkiem potrafi przesądzić o „być albo nie być”. Dodajmy do tego wyjątkowo kruchą na zdrowiu bohaterkę i biednie porozrzucane naboje, a otrzymamy to, z czego ta seria słynie.
Gra jest dłuższa od poprzedniczek, ale nie ciągnie się w nieskończoność. Ukończenie jej w ciągu jednego popołudnia wcale nie jest takie proste, jakby się nam mogło wydawać. Resident Evil – Code: Veronica X nie pieści się z graczem; jest trudniejsza niż poprzednie odsłony i bardziej wymagająca, ale za to ją kochamy. Zagadki stoją na satysfakcjonującym poziomie, a wracanie do poprzednio odwiedzonych lokacji zwykle wiąże się z jakąś atrakcją. Po jej ukończeniu otrzymujemy dostęp do Battle Mode, w którym przyjdzie nam zmierzyć się z całą hordą paskudnych potworów!
GRAFIKA I DŹWIĘK
Resident Evil – Code: Veronica X pod wieloma względami wyróżnia się na tle innych gier z serii. Prerenderowane tła zostały zastąpione przez lokacje wygenerowane w pełnym trójwymiarze, w wielu miejscach kamera porusza się za graczem, a i same modele postaci są bardziej szczegółowe. To wszystko buduje specyficzny klimat tej części. Wydanie na Dreamcasta robiło w swoim czasie niezłe wrażenie. RE Code: Veronica X w wersji na PlayStation 3 nie imponuje już pod tym względem. Co prawda zmieniono paletę barw, przez co kolory nie wyglądają na sprane, oświetlenie też zostało ulepszone, ale rozdzielczość niektórych tekstur woła o pomstę do nieba. Szczególnie źle wypadają animacje otwierania drzwi – ilość detali na piksel kwadratowy jest przerażająco niska. Sytuacji nie ratuje wsparcie dla panoramicznych ekranów. Powiedzmy to szczerze: wersja na PlayStation 3 została wydana niemal dekadę po zremasterowanym Resident Evil na konsolę ubiegłej generacji – a ta graficznie zamiotła całą serię.
Najgorzej, jak jest za cicho…
Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, ta stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie. Śmiało mogę powiedzieć, że jest jedną z lepszych w całym cyklu. W moim odczuciu w grze za mało jest odgłosów sugerujących czyhające na nas niebezpieczeństwo. W „dwójce” dla przykładu mogliśmy usłyszeć dyszenie Lickera, zanim kamera pozwoliła nam dojrzeć jego paskudną paszczę. Potęgowało to poczucie zagrożenia, które czeka na nas tuż za rogiem. Tutaj uda się nam usłyszeć zombie walące do okien czy zajadające się całkiem świeżą ofiarą, ale to raczej rzadkość. Niejednokrotnie zdarzy się, że poza polem widzenia czeka na nas Bandersnatch, którego obecność zdradza nam silne ramię, lejące nas z odległości.
JAKOŚĆ
Fałszywe bezpieczeństwo
Fani klasycznych odsłon serii będą zadowoleni, chociaż gra kpi sobie ze schematów, do jakich przywykliśmy. Wydaje nam się, że rozwiązaliśmy zagadkę rodziny Ashfordów, zainicjowany zostaje proces autodestrukcji bazy, pojawia się licznik czasu, a na dokładkę gospodarz podsyła nam Tyranta. Temu ostatniemu obowiązkowo trzeba uzupełnić poziom ołowiu we krwi. Następnie uciekamy do samolotu, finałowa walka – i to już koniec. Ale czy aby na pewno? Niespodziewanie nie było wielkiego wybuchu i w żadnym wypadku nie jesteśmy jeszcze bezpieczni. Prawdziwa zabawa zaczyna się tutaj. Następuje nieoczekiwany zwrot akcji: Claire nikogo nie ratuje, nie odnajduje też brata, nawet nie udaje się jej uciec. Capcom nieźle to rozegrał. Jednego możecie być pewni – takie gry były lepsze przed wynalezieniem powszechnie dostępnego Internetu.
A, i jeszcze jedno, przechodząc do technicznego aspektu jakości, w tej sekcji recenzji – Claire obraca się w miejscu jak manekin na taborecie, tupiąc przy tym jak jeżyk. Ta myśl towarzyszyła mi od ucieczki z więzienia aż po ekran końcowy. Ot, taki tam glitch.
OCENA
Zmierzając do oceny końcowej w niniejszej recenzji, mam parę refleksji. Jeżeli jesteś fanem/fanką serii, a przy okazji nie przeszkadza ci szata graficzna, to jest to pozycja obowiązkowa. Natomiast jeśli dopiero rozpoczynasz przygodę z serią – lub jesteś tutaj, bo urzekł cię odświeżony Resident Evil 3 z 2020 roku albo najnowszy Resident Evil VIllage, – to omijaj tę grę szerokim łukiem! Zniechęci cię, zanim ujrzysz pierwszego zombiaka. Zacznij od innej części; ta spokojnie poczeka na ciebie; gdy będziesz gotowy.
- Świat: 9/10
- Rozgrywka: 7/10
- Grafika: 6/10
- Dźwięk: 9/10
- Jakość: 8/10
Platforma testowa PS3
- +Klimat!!!
- +Ścieżka Dźwiękowa
- +Battle Mode
- –Przestarzała oprawa wizualna
- –Koszmarne sterowanie
- –Brak regulacji poziomu trudności
- .
- .
- .
- .
Dołączcie do nas na Facebooku a także do naszej grupy. Oglądajcie co nowego u nas na TikToku! Macie chęć na coś innego? Zapoznajcie się z naszymi pozostałymi recenzjami!