RETROMANIAK #90: The Legend of Zelda: The Wind Waker – recenzja [GCN]
Seria The Legend of Zelda jest jedną z najważniejszych marek Nintendo. Powiedziałbym, że ciąży na niej brzemię niezawodności. Wyprawy „Zielonego Kapturka” już od wielu lat są synonimem prawdziwej przygody życia!
The Legend of Zelda: The Wind Waker to czarująca platformówka wydana na przełomie 2002 i 2003 roku na Nintendo GameCube. W grze wcielamy się w postać chłopca imieniem Link. Zgodnie z lokalną legendą, każdy młodzieniec, osiągając odpowiedni wiek, otrzymuje strój – taki sam, jaki nosił legendarny rycerz, który pokonał złego Ganondorfa. Dziś są urodziny naszego bohatera i właśnie rozpoczyna się jego wielka przygoda.
Nintendo w swoim portfolio ma świetnie sprzedające się marki: Pokémony, Mario czy właśnie Zeldę. Są to tytuły, które z każdym kolejnym wydaniem niemal natychmiast stają się światowymi hitami. Wbrew pozorom, The Legend of Zelda: The Wind Waker to gra o bardzo burzliwych początkach. Kiedy Nintendo pierwszy raz zaprezentowało Wind Wakera, społeczność graczy oszalała… ze złości! Poprzednia odsłona serii (The Legend of Zelda: Twilight Princess) była grą osadzoną w kompletnie innym klimacie – mroczniejszą i poważniejszą, prezentującą świetną i szczegółową oprawę audiowizualną. Pod tym względem, cukierkowy Wind Waker prezentuje się jako gra infantylna i dziecinna. Na szczęście jest to tylko pierwsze wrażenie!
ŚWIAT
Lokacje wręcz czarują nas swoim unikalnym klimatem przygody. Poszczególne wysepki żyją własnym życiem, a ich mieszkańcy mają liczne problemy, które chętnie dla nich rozwiązujemy. W ten sposób świat wypełniony jest drobnymi zadaniami pobocznymi. Możemy poszukiwać skarbów, robić zdjęcia tubylcom, korzystać z poczty czy grać w różne minigry dostępne tu i ówdzie. Najciekawsza jednak jest eksploracja!
Jest to pierwsza odsłona serii, w której możemy mówić o względnie otwartym świecie i niemal nieograniczonej eksploracji. Na papierze brzmi świetnie, w rzeczywistości nie jest jednak tak kolorowo. Świat przedstawiony w The Legend of Zelda: The Wind Waker jest największą zaletą recenzowanej gry, ale skrywa w sobie zarazem jego najgorszą wadę.
Mamy tutaj do czynienia z jednym, wielkim archipelagiem z dziesiątkami drobnych wysp na ogromnym morzu. Przede wszystkim poruszanie się między poszczególnymi lokacjami zajmuje stanowczo za dużo czasu. Niekiedy dotarcie z jednej wyspy na drugą potrafi zająć bite dziesięć minut. Żeglowanie szybko zaczyna nas nudzić, a myśl o przepłynięciu całej mapy wzdłuż i wszerz mierzi krew w żyłach. Ponadto, wspomniany otwarty świat w zasadzie jest dosyć zamknięty. Wiele wysp kryje w sobie ciekawe lokacje… Ale nie dostaniemy się do nich bez odpowiedniego wyposażenia, więc nie ma sensu zbytnio zbaczać z kursu. Koniec końców, nasza cudowna łódź sama nieraz przypomni nam, że powinniśmy płynąć w zupełnie innym kierunku, uniemożliwiając swobodną eksplorację.
ROZGRYWKA
Jak na porządną platformówkę przystało, The Legend of Zelda: The Wind Waker kładzie nacisk na przemierzanie różnorodnych lokacji – od leśnych ścieżek po wulkaniczne wnętrza. Gra w tym celu systematycznie wyposaża nas w coraz to nowsze i ciekawsze zabawki. Te oczywiście umożliwiają nam dostanie się do nowych miejsc, ale służą także do rozwiązywania licznych zagadek porozsiewanych po świecie. Nintendo w specyficzny sposób przedstawia nam nowe sposoby wykorzystywania ekwipunku. Zamiast znanych wszystkim gotowych rozwiązań i samouczków, daje nam pole do kreatywnego kombinowania: wielki liść posłuży nam za spadochron, ale możemy go użyć też do wachlowania, a długi kij świetnie spuści łomot wrogom i przyda się też jako pochodnia itd. Gra prowadzi nas tak, abyśmy sami wpadli na dogodne rozwiązanie.
W kwestii wyposażenia warto wspomnieć, że podtytułowy Wind Waker, czyli nasza zaklęta batuta, może wykonywać różne zaklęcia, np. zmieniać kierunek wiatru, wpływać na pory dnia czy korzystać z mocy cyklonu, aby przenosić się w różne miejsca na mapie. By wykorzystać jej moc, musimy każdorazowo odegrać odpowiednią melodię we właściwym tempie – nie możemy wybrać jej z listy czy przywołać szybkim ruchem. Ponadto musimy pamiętać, jak zagrać dane zaklęcie!
Warto nadmienić, że The Legend of Zelda: The Wind Waker daje ciekawe możliwości po podłączeniu przenośnego Game Boya Advance do GameCube’a. Wybierając z ekwipunku tingle tuner, możemy przywołać do zabawy drugiego gracza, który wspomoże nas w rozgrywce! Połączenie nie jest wymagane do ukończenia tytułu, ale z całą pewnością daje nam sporo zabawy.
GRAFIKA I DŹWIĘK
Jak już wcześniej wspominałem, Wind Waker to odsłona dosyć kontrowersyjna, jeśli chodzi o oprawę wizualną. Gra zaprojektowana została w oparciu o technologię cell shadingu. Świat skąpany jest w mocnych i jaskrawych kolorach, a postacie są wyjątkowo barwne. Mają również mocno przerysowaną mimikę twarzy. Cała ta cukierkowa otoczka sprawia, że The Legend of Zelda: The Wind Waker przypomina bajkę dla dzieci. Nintendo podjęło ryzykowne zagranie, decydując się na taką oprawę, ale nie był to przypadek. Malowniczy świat świetnie spaja się z baśniowym klimatem, dając niesamowity efekt.
Ścieżka dźwiękowa jest genialna. Wszędzie przygrywa nam na ogół skoczna muzyka, która wprawia nas w wesoły nastrój przygody. Odgłosy walk są przyjemne dla ucha, chociaż ponownie przywołują na myśl kreskówkowe dźwięki przemocy. Nie mam w zasadzie żadnych zastrzeżeń co do udźwiękowienia gry. No, może poza jednym: niestety ale nie uświadczymy dialogów; zamiast tego wszystkie postacie wydają z siebie bliżej nieokreślone jęki. Myślę, że wynika to z ograniczonej ilości miejsca na płycie. GameCube obsługuje nieco mniejsze nośniki niż standardowe CD (a tym bardziej DVD); nagrania z dialogami z pewnością zajęłyby znaczną część i tak ograniczonego miejsca na kompakcie.
JAKOŚĆ
Nintendo ma bzika na punkcie jakości swoich produktów. Ich największe marki są wyjątkowe właśnie dlatego, że są pieczołowicie projektowane. To samo tyczy się The Legend of Zelda: The Wind Waker. Jest to solidna produkcja, urzekająca wyjątkowym światem i fabułą, popychającą do eksploracji. Każda kolejna lokacja jest ciekawa i nie odczuwamy zmęczenia materiałem. Jedynie żeglowanie jest niepotrzebnie wydłużone. Sterowanie jest intuicyjne, chociaż wielokrotnie zdarzało mi się mylić poszczególne przyciski – ot, przyzwyczaiłem się do liścia pod X oraz linki pod Z. Sam interfejs bardzo czytelnie przedstawia nam, co gdzie mamy ustawione.
OCENA
The Legend od Zelda: The Wind Waker to bajeczna historia o chłopcu, który wyrusza uratować swoją młodszą siostrę. Z początku możemy odczuwać zaniepokojenie infantylnością tytułu, na szczęście bardzo szybko nasze wątpliwości zostają rozwiane. Nintendo pieczołowicie dba o swoje największe hity – są starannie pielęgnowane, rozwijane. Wielkie N bardzo dba o jakość swoich produktów i The Wind Waker jest tego świetnym dowodem!
- Świat: 8/10
- Rozgrywka: 10/10
- Grafika: 9/10
- Dźwięk: 10/10
- Jakość: 9/10
Platforma testowa GCN
- +Klimat!
- +Świetna muzyka
- +Pomysłowe łamigłówki
- +Połączenie z Game Boy Advance
- –Zbyt długie żeglowanie
- –Brak dubbingu
- .
- .
- .
- .
- .
Kiedyś nałogowo grał w Tony Hawka, dziś miłośnik gier roleplay i rpg – grind to dla niego podstawa. Mimo słabości do ubiegłych generacji nie pogardzi czymś świeżym. Z wykształcenia andragog, prywatnie gracz z dwudziestoletnim stażem.
🙂