RETROMANIAK #117: Jak wrócić do starych gier?
Każdy z nas od czasu do czasu mierzy się z tym problemem – jak wrócić do jakiejś starej gry i nie odbić się od niej. W końcu nie jest to takie łatwe zadanie, zwłaszcza gdy na co dzień gramy w piękne i dopieszczone, współczesne produkcje.
To może być tytuł, w który chętnie zagralibyśmy pod wpływem impulsu. Być może jest to coś, co wydawało nam się ciekawe, ale jakimś trafem ominęło nas w czasach świetności. Kiedyś z pewnością dopadnie nas chęć uruchomienia jakiejś leciwej produkcji. I tutaj zderzamy się z przykrą rzeczywistością – niektóre gry zestarzały się bez godności. Sterowanie jest jakieś mniej precyzyjne, a niektóre mechaniki – niedzisiejsze. W najgorszych wypadkach wstręt budzi samo patrzenie na ekran! Rozgrywka co raz przypomina nam o tym, że kiedyś mieliśmy znacznie niższe oczekiwania wobec gier. Co więc możemy zrobić, aby tytuł nas nie odrzucił już na wejściu?
Ze starymi grami zwykle wiążą się trzy kwestie: kompatybilność, oprawa wizualna oraz kulejąca rozgrywka. Na każdą znajdziemy jakieś rozwiązanie, ale jak coś jest beznadziejnym gniotem – pozostanie nim dalej. Z pustego i Salomon nie naleje.
Sprzęt, który będzie cieszyć oko…
Nie odkryję Ameryki, mówiąc, że najlepiej gra się na oryginalnym sprzęcie. Samo obcowanie z nim potrafi sprawić radość. Tym razem nie chodzi mi jednak wyłącznie o starą konsolę, na której ukazał się dany tytuł, ale także o całą otoczkę. Nowoczesne ekrany panoramiczne z wysoką rozdzielczością i HDR-em są idealne do grania w nowe produkcje, ale w tym przypadku świetnie podkreślają, jak brzydkie są nasze leciwe gry. Zresztą coraz częściej nie mają już starych i przestarzałych portów, a także nie radzą sobie z dziwnymi rozdzielczościami pokroju 240p czy 480i, które niegdyś były powszechnym standardem. Tymczasem stary, kineskopowy telewizor potrafi zdziałać cuda! Ze względu na swoją specyfikację ekran CRT maskuje bardzo dużo graficznych niedociągnięć, takich jak np. brak antyaliasingu.
Warto zainwestować np. w dobrej jakości kable (zazwyczaj SCART lub komponentowe) do naszej konsoli, dzięki którym obraz będzie jeszcze lepszy! Możecie również natknąć się na różnego rodzaju konwertery podbijające rozdzielczość obrazu i wyświetlające go w cyfrowej jakości poprzez port HDMI. W tym miejscu należy nadmienić, że nie dają one aż tak spektakularnych efektów, jak byśmy tego oczekiwali – w końcu sztucznie zwiększona zostaje ilość pikseli, a nie szczegółowość otrzymanego obrazu. Mimo wszystko porządny upscaler potrafi całkiem nieźle poprawić to i owo, ale kosztuje przy tym krocie! Z pewnością nie jest to zabawka dla każdego. Żadne przewody czy konwertery nie pomogą jednak, jeśli sama gra wygląda nieokazale.
Podrasowana grafika robi swoje…
Paskudne modele, tekstury niskiej jakości oraz zaawansowane opcje graficzne, które wywołują śmiech (albo raczej płacz) – tak, witamy w dziale gier retro. Wszystkie suwaki ustawione na Ultra, a tytuł nadal nie zachwyca naszych oczu… Nie ma rady, trzeba sięgnąć po mody. Zazwyczaj wystarczy kilka minut poszukiwań, aby w odmętach internetu znaleźć przyjazne dla oka modyfikacje. Najczęściej są to pakiety tekstur w wyższej rozdzielczości, nowe czcionki czy graficzne zmiany w interfejsie, chociaż zdarzają się i bardziej kompleksowe projekty. Doradzam jednak zachowanie umiaru, zwłaszcza że kilka źle dobranych modów potrafi totalnie schrzanić naszą grę, zmuszając nas do całkowitej reinstalacji!
W przypadku gier konsolowych sytuacja jest nieco inna. Zdarzają się gry, którym żadna naturalna siła nie pomoże. W tym momencie ostatnią deską ratunku jest solidny emulator, w którym podrasujemy nieco naszą gierkę. Możemy np. podciągnąć rozdzielczość renderowanej grafiki, dodać przyjemne dla oka wygładzanie obrazu, a w niektórych sytuacjach skorzystać z gotowej paczki tekstur w jakości HD! Przy odrobinie pracy nasz tytuł będzie wyglądał lepiej niż kiedykolwiek! Niektóre emulatory pozwalają również na stosowanie łatek czy też kodów, które zmieniają co nieco w rozgrywce.
Problemy natury technicznej
Nie będę owijał w bawełnę – jeżeli chcemy wrócić do jakiegoś pecetowego klasyka, pierwszą rzeczą powinno być sprawdzenie, czy znajdziemy ów tytuł na Steamie, GOG-u itd. Dlaczego? Z pewnością zaoszczędzimy sobie wielu problemów związanych z kompatybilnością. Uruchomienie jakiegoś starocia, chociażby z czasów np. Windowsa XP, na nowszych systemach operacyjnych bywa wyjątkowo kłopotliwe. Nie wystarczy wymusić tryb zgodności – to by było zbyt proste! Czasami potrzeba pogrzebać nieco w konfiguracji… albo szukać przez kilka godzin rozwiązania w internecie. Szkoda, byśmy gdzieś po drodze stracili cały zapał do grania jeszcze przed uruchomieniem gry! Oczywiście warto przy tym sprawdzić, z czym będziemy mieli do czynienia. Nie zawsze nowsze znaczy lepsze – jakiś czas temu pisałem o tym przy okazji gry Dracula 2: Ostatnie Sanktuarium.
A co, jeśli nie znajdziemy naszej gry w tych sklepach? DOSBOX umożliwi nam granie w tytuły z antycznego MS-DOS-a, i to w zasadzie bez znajomości linii komend. W przypadku nieco nowszych produkcji warto rozważyć postawienie sobie wirtualnej maszyny ze starym systemem operacyjnym na pokładzie. Jest to jednak robocze rozwiązanie, które niekoniecznie sprawdzi się na dłuższą metę. Być może warto zainwestować w autentyczny sprzęt z czasów, kiedy graliśmy w nasze ulubione gry? Zwłaszcza jeżeli mamy całkiem sporą listę tytułów, a przy tym odrobinę cierpliwości. Leciwy szrot w odpowiednich rękach może zagwarantować pełną kompatybilność z każdym tytułem! Warto sprawdzić, czy wciąż mamy w piwnicy starego peceta, który świetnie się do tego nada! Jeśli nie, to pozostają jeszcze przeróżne aukcje internetowe. Tak czy inaczej – jest jakaś nutka magii w przywracaniu do życia takich staroci.
Odkrywanie gier na nowo
To, co kiedyś sprawiało frajdę, dzisiaj może odsłaniać swoje słabe strony – stare gry były znacznie mniej złożone niż dzisiejsze produkcje. Liczne ograniczenia spłycają, a czasem nawet psują naszą rozgrywkę. Świadomość, że świat gry jest płaski i nudny, potrafi zabić całą frajdę. Na betonowy gameplay jest tylko jedna rada, a mianowicie – mody i fanowskie dodatki. Być może twórcy już dawno temu zapomnieli o swoim dziecku, ale wielu graczy z pewnością nie zapomniało. Jeśli mamy szczęście, to do naszej gry powinny być dostępne liczne modyfikacje, które potrafią całkiem nieźle namieszać w rozgrywce. Jest to także świetny sposób na odświeżenie tytułu, który znamy na wylot! Oczywiście nie spodziewajmy się cudów – nie wszystkie mody są warte uwagi, tak samo ich jakość bywa sprawą dyskusyjną…
Trudy związane z ujarzmieniem starocia może osłodzić nam wspólna rozgrywka – siłą wielu tytułów jest świetna zabawa w trybie dla dwóch graczy. Może i nie staniemy się przez to lepszymi graczami, ale przynajmniej nie będziemy w tej walce osamotnieni. W ten sposób szybko zapominamy o niedociągnięciach i skupiamy się na wytykaniu błędów naszemu przeciwnikowi! Wiecie, ile frajdy sprawia patrzenie na niezdarność drugiego gracza w trybie rywalizacji?!
Polecam od czasu do czasu odświeżyć sobie ulubione tytuły, tak aby wciąż czerpać z nich przyjemność. Mimo wszystko nie do każdej gry da się wrócić. W moich oczach Tomb Raider z 1996 roku na zawsze pozostanie totalnie niegrywalny… Nawet najszczersze chęci nie pomogą. W takich przypadkach pozostaje tylko modlić się o dobry remake gry albo jakieś nowsze wydanie dostosowane do dzisiejszych standardów…
A Wy macie jakieś tytuły, do których mimo chęci ciężko Wam wrócić? Podzielcie się z nami w komentarzach! Zapraszamy także do naszej grupy facebookowej!
Siedem powodów, dlaczego nie lubię wracać po latach do „starych” gier
Kiedyś nałogowo grał w Tony Hawka, dziś miłośnik gier roleplay i rpg – grind to dla niego podstawa. Mimo słabości do ubiegłych generacji nie pogardzi czymś świeżym. Z wykształcenia andragog, prywatnie gracz z dwudziestoletnim stażem.