Zwariowane zabawy w grach wideo
Do czego służą gry? Wiadomo, do grania. Tak się jednak składa, że czasami znudzeni gracze wymyślają naprawdę interesujące formy aktywności przy tym co robią z własną rozgrywką. W dużej mierze wynika to z niespożytej kreatywności ludzi. W rzeczywistości gracze mają bardzo, bardzo ciekawe pomysły, w związku z tym możemy przyjrzeć się kilku z nich i ocenić, czy i my wpadliśmy na taki.
Nowa czapka!
Skyrim to gra o nieskończonej ilości możliwości. Chyba właśnie dlatego ludzie wybierają czasem naprawdę szalone formy zabawy. Pomijam strzelanie z łuku do kur – to się zdarza, była to ulubiona zabawa mojej siostry. Jednak prawdziwie pokłady interesujących pomysłów to dopiero początek. Chyba jednym z najczęściej obieranych dowcipów jest zarzucanie przypadkowym NPCom koszy na głowę.
Ale to nie koniec durnowatych zabaw. Gracze lubią na przykład atakować NPCe i sprawiać, że te gonią je przez całą mapę. Wyobraźmy sobie teraz przeprowadzenie Ulfrica do Markartu. Da się? Da się! Samobójstwa z użyciem konia i klifu nawet nie liczę, bo za tym z kolei po prostu przepadałam. Kilka razy jakimś cudem udało mi się nie zginąć (gorzej z koniem). Napuszczanie mamutów na gigantów też było całkiem sympatyczną zabawą. Szczytem mistrzostwa jest natomiast trafić kogoś przy użyciu strzały wystrzelonej wysoko w powietrze. Mi się nigdy nie udało.
Najdziwniejszym, co widziałam w Skyrim, było definitywnie zamordowanie NPCa, ubranie się w jego strój i… robienie tego, co robił zwykle, chodzenie jego wytyczoną ścieżką i tym podobne. Wow, Ludzie Bez Twarzy pozdrawiają.
Balista do czegoś służy
Może drobnostka, ale jak to się mówi, mnie bawi. W Dragon Age: Początek mnóstwo zabawy sprawiło mi patrzenie, jak moja siostra w Głębokich Ścieżkach ustawia swoich towarzyszy drużyny w jednym rządku, a następnie strzela do nich z balisty, a oni składają się jak domino. Potrafiła to robić dobrą godzinę i nadal jej się nie nudziło. Jest to coś, co ewidentnie podziwiam.
Co ty wiesz o zabijaniu…
Ok, chyba najważniejszy punkt programu – The Sims. Gra stworzona tylko po to, byśmy mogli zabijać swoje awatary w możliwie jak najbardziej okrutny sposób. Było ich przynajmniej kilka. Nie mówię tu o skasowaniu barierki z basenu i czekaniu aż nasz bohater utonie. Mówię o rzeczach w stylu wybudowania domu, skasowania drzwi i rozpalenia kominków przy krzesłach. W ten sposób nasz Sim dostawał własne krematorium… w bardzo szybki sposób. Ale możliwości było mnóstwo. Naprawianie telewizora w kałuży wody, wypicie nieudanej mikstury, porwanie przez UFO (takie na dobre), zagłodzenie biedaka w zamurowanej komórce i wiele, wiele innych. The Sims dawało sposobność na upust swoich sadystycznych skłonności. A twórcy? W kolejnych częściach dodali JESZCZE WIĘCEJ MOŻLIWOŚCI.
Z drugiej strony, pamiętam sytuację, w której tworzyłam małżeństwo Simów, po czym zaniedbywałam ich dziecko i przychodziła po nie opieka społeczna. I tak w kółko. Stworzyłam chyba największy sierociniec na świecie.
Morderczy świat, mordercze zabawy
Fallout 4 nie jest może ulubioną grą entuzjastów gatunku, nie zmienia to faktu, że jego możliwości są naprawdę imponujące. Podobnie jak w Skyrimie, da się ściągnąć każdego niemal wszędzie. Zbuduj wioskę, ściągnij Deathclawa i baw się dobrze, bo to dopiero początek. Możesz też wyposażyć mieszkańców wioski w power armory, będą wyglądać bardzo ładnie. Można też powrzucać kości do dołu, a następnie spróbować w nich… popływać. Ewentualnie pobawić się w Sknerusa McKwacza i zrobić to samo z przedwojennymi pieniędzmi. No i ostatecznie: zrobić wielki stos ze swoich zabitych przeciwników, potężny kurhan z ciał. Ogranicza nas tylko nasza chora wyobraźnia, prawda?
Wiedźmińska moc
Oczywiście, nasza rodzima produkcja pod kątem robienia głupkowatych rzeczy nie może być gorsza, prawda? Spróbujmy więc przejść grę (tam, gdzie da się to zrobić) na piechotę lub wpław. Żadnej łódki, żadnej Płotki. Po prostu idziesz.
Inną ciekawą zabawą jest, rzecz jasna, przejście gry tylko dla samego Gwinta. Żadnego posunięcia się w fabule, o ile to nie jest konieczne dla zdobycia karty – i działamy! Grę kończymy, kiedy Geralt zbierze całą talię. Kogo obchodzi świat?
Gińcie i tak dalej!
Najlepszą rzeczą w Crusader Kings 2 jest rzecz jasna rozbudowa własnego państwa do potężnego imperium. Ale nie tylko. Niektórzy gracze znajdują inne przyjemności. Na przykład, z dodatkiem Way of Life starają się uwieść jak największą liczbę kobiet i zapełnić świat setkami swoich bękartów. Inni z kolei pragną śmierci – dlatego też zbierają pieniądze tylko po to, żeby nasyłać assasynów na kolejnych ludzi i patrzeć, jak jeden po drugim giną kolejne rody. Oczywiście, można też użyć odpowiedniego kodu, ale gdzie w tym wszystkim zabawa? Tak czy siak, topienie świata we krwi zawsze brzmi dobrze.
Równie dobrze brzmi też aresztowanie wszystkich wasali. I ich dzieci. I dzieci ich dzieci. I pozostałej części rodziny. A potem ścięcie ich wszystkich – po prostu!
Znacie jakieś inne „ciekawe” sposoby na urozmaicenie sobie gry? Słyszeliście o speedrunningu?
Polonistka, entuzjastka fantastyki, graczka RPG. W wolnym czasie, którego nie posiadam, pochłaniam dziesiątki książek, gier, filmów i seriali.