Gry zabijają
Kiedy już pojawi się informacja o schwytanym mordercy, dziennikarze aż przebierają nogami
Kim był? Czy był muzułmaninem? Czy był kibicem? Był mężczyzną? Nie miał przyjaciół? Grał w gry komputerowe? Ha, w dziesiątkę! Co z tego, że grywał okazjonalnie w pasjansa albo od czasu do czasu włączył Simsy. Ważny jest przekaz – grał. Gry zabijają!
Przerzucanie się odpowiedzialnością to norma we współczesnym społeczeństwie. Kiedy Douglas Kelley wysnuł śmiałą tezę o tym, że naziści z Norymbergi byli w gruncie rzeczy normalni, w społeczeństwie amerykańskim zawrzało. Jak to normalni? Z tą ilością krwi na rękach nikt nie byłby normalny! To, co jednak przerażało Amerykanów, to konstatacja, która kryła się za tą tezą – tezą, że w odpowiednich warunkach każdy człowiek jest zdolny do morderstwa. Zachodniemu społeczeństwu nie mieściło się w głowie, że ktoś mógłby powiedzieć, że oni, cywilizowani, humanitarni, cali na biało, mogliby być krwawymi zabójcami.
Kozioł ofiarny jaki jest, każdy widzi
Kiedy Anders Behring Breivik dokonał rzezi na norweskiej Utoyi, tu i tam przekradała się do świadomości medialnego obrońcy subtelnie zakamuflowana informacja – Breivik był fanem gier. Lubił zagrać rundkę w Call of Duty, grywał też w World of Warcraft, grę, którą nasz rodzimy natemat.pl nazwał zresztą strategiczną. Jeden z socjologów, Wiesław Godzic, wysnuł nawet śmiałą teorię, że strzelanki (WoW to faktycznie prawie CS:GO, nie?) sprawiły, że Breivikowi ciągle wydawało się, że znajduje się w grze komputerowej.
Czapki z głów, wszystko jasne. Anders Breivik wcale nie chciał popełnić mordu na tle ideologicznym, po prostu się nie wylogował. Za przemoc odpowiadało nie jakieś tam wychowanie, zaburzenia osobowości, problem z określeniem swojej roli społecznej czy chroniczna nienawiść do oponentów politycznych… za przemoc odpowiadały gry.
Wojsko też uczy zabijać
W ostatnim czasie internet zarzuca nas informacjami, że wojsko prowadzi różne spotkania z uczniami, zachęcając ich do wstąpienia na służbę wojskową. Gdzieś między wierszami pojawia się informacja, że dzieciom wydaje się, iż świat podobny jest grze komputerowej, w której można bezkarnie zabijać dla zabawy. Tak, właśnie tak myślą dzieci. Co za głęboka i przemyślana konkluzja. Mówi się, że mają problemy z odróżnieniem świata rzeczywistego od wirtualnego. Dawniej mówiło się po prostu, że młodzież lubi marzyć, fantazjować, ma sporą wyobraźnię. Utożsamiano to raczej z czymś dobrym, niż złym. Obecnie spłyca się to tylko do jednego – do tego, że dzieciaki mają w głowie siano, w dodatku podszyte krwawą rzeźnią prosto z ekranu komputera. Gry zabijają, krzyczą socjologowie, których kariera ogranicza się do pokrzykiwania w mediach.
Strzelają, bo grają
Gdyby Adolf Hitler żył we współczesnych czasach i dokonał, czego dokonał, pewnie ktoś znalazłby na dysku jego komputera Hearthstone i zapiał z radości. Byłby dowód, że morderczy dyktator spędzał czas na zabawach, które doprowadziły do wojny.
Miesiąc temu w Dzienniku ukazał się wywiad z Maćkiem „Sawikiem” Sawickim. Pojawiło się więc symptomatyczne pytanie dziennikarki Anny Sobańdy:
Mówisz o tym, że kontakt z grami to dla dziecka nauka rywalizacji i gry zespołowej. Tymczasem grom zarzuca się propagowanie przemocy i brutalizację, która niekorzystnie wpływa na rozwój dzieciaków, a w skrajnych sytuacjach doprowadza do dramatów takich, jak strzelaniny w amerykańskiej szkołach.
Wspaniale. Nastolatki strzelają, bo grają. Sawicki próbował jakoś wybrnąć z pytania, w którym postawiono już tezę, ale nie było to łatwe.
Nie, pani Anno. Strzelaninom w amerykańskich szkołach nie jest winny fakt, że dzieci grają w gry. Spłycanie problemów, które pchnęły ich ku morderstwu tylko do gier oznacza właśnie rozmycie odpowiedzialności. Bo skoro nie jest winny rodzic, szkoła, kolega, czy w końcu choroba psychiczna, to co? Gry, rzecz jasna, wirtualny przeciwnik, którego łatwo okładać drewnianym mieczem po głowie. Ponieważ świadomość na temat tego, o czym gry są i jak wyglądają jest w społeczeństwie niewielka, tym lepiej dla tezy. W końcu nikt nie podsunie nam pod nos faktów, najbardziej upartej rzeczy pod słońcem.
To kto wreszcie zabija?
Setki psychologów, socjologów i ludzi nauki głowią się nad tym, co popycha ludzi do morderstwa. Nie da się do wszystkich zastosować jednej diagnozy, to zawsze są przypadki jednostkowe. Przyjmijmy jednak na chwilę, że teza o tym, iż to gry są winne zabijaniu, jest prawdziwa. Zabijanie nie jest jednakże wynalazkiem najnowszego, ani poprzedniego millenium. Od początku czasu, kiedy tylko człowiek zobaczył, że może kamieniem rozłupać głowę innego człowieka, istniał mord. Zabijano dla zasobów, zabijano z zazdrości, zabijano to, czego się nie rozumiało. Gry komputerowe nie są novum w tej kwestii.
Żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego, należy spędzić wiele czasu nad rysem psychologicznym danego zabójcy. Zadać sobie wiele pytań i udzielić odpowiedzi, nawet takich, które wcale się nam nie podobają. Musielibyśmy bowiem dojrzeć rzeczy, które chcemy ukrywać – że same media na co dzień epatują setkami obrazów przemocy, nasycają widzów strachem przed obcym, a wreszcie z rozmiłowaniem opisują coraz to drastyczniejsze historie. W wirtualnej rzeczywistości poczucia strachu nie ma. Jest współpraca, kreatywność, kooperacja. Złość czy agresja wynikają najwyżej z tego, że ktoś się dał zabić przeciwnej drużynie. Te emocje są jednak porównywalne z tymi, które towarzyszą nam w trakcie oglądania meczu piłki nożnej.
Ludzie są dobrzy, gry są dobre
Gra jest takim samym narzędziem, jak każde inne. Nie ma w sobie ani dobra, ani zła, jest tylko produktem. Do popełnienia złego czynu można oczywiście potrzebować zapalnika, ale tym może być wszystko, książka czy film również. Czy mamy usunąć z naszej przestrzeni wszystko, co mogłoby nas popchnąć do czynu zabronionego? Zostalibyśmy w idealnie płaskim, białym świecie o miękkich ścianach. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, nie da się sprawić, by morderca nie zabijał. Można edukować, można monitorować sytuację dzieci, które wychowują się we współczesnym najlepszym ze światów, ale ostatecznie nikt i nic nie sprawi, że krew przestanie płynąć.
Pełna hipokryzji postawa mediów nie pomaga. Łatwo im mówić o tym, jak mordercze są gry, kiedy między śniadaniem a obiadem serwują nam lunch w postaci raportów ze strzelanin i doniesień o brutalnych zabójstwach. Wojciech Bieroński szerzej pochylał się nad tym tematem, polecam więc poczytać, co miał do powiedzenia.
Gry zabijają więc, ale tylko myślenie w dziennikarzach.
Polonistka, entuzjastka fantastyki, graczka RPG. W wolnym czasie, którego nie posiadam, pochłaniam dziesiątki książek, gier, filmów i seriali.