Ben Drowned, czyli jak nastraszyć fanów Zeldy
Spośród najbardziej dziwacznych creepypast, Ben Drowned ma szczególne znaczenie. Oczywiście, docieramy do mrocznej historii, którą opowiada gracz, twierdząc, że creepypastą ona nie jest. Rozłóżmy jego opowieść na czynniki pierwsze.
Bohater dociera do pewnego dziwnie wyglądającego starca o szklanym oku, który oferuje mu do kupienia Maskę Majory. Chociaż dziadek wygląda groźnie i odpychająco, opowiadający postanawia mu zaufać i zakupuje kartridż z grą. Ta jest nieco podniszczona, ale chodzi bardzo płynnie. Rzecz jasna, znajduje się na niej stary save – „BEN”. Bohater dochodzi do wniosku, że zapewne chodzi o wnuczka owego dziwnego starucha.
Nie powinieneś był tego robić…
Bohater rozpoczyna grę iście sfrustrowany, ponieważ niektórzy NPC nazywają go czasem „Link”, a czasem „BEN” właśnie. Zirytowany postanawia skasować stary save, który jego zdaniem buguje rozgrywkę. To jednak nie rozwiązuje problemu – tam, gdzie nazywali go „BEN” pojawia się teraz puste miejsce zamiast imienia. Próbuje wykorzystać glitche gry, by zyskać dla siebie dodatkowy dzień, niestety to kończy się tym, że od razu gracz spotyka się ze Skull Kidem. Potem przeżywa kilka strasznych chwil, kiedy muzyka nie działa jak należy, co chwila zostaje atakowany przez kogoś, prześladuje go statua Elegii, a potem jeszcze na dodatku ginie. A kiedy nie ginie, znajduje w save’ach plik o nazwie „TWOJA KOLEJ”. Znerwicowany, wyłącza grę.
Oczywiście, nie, żeby porzucił dalszy zamiar gry. Po pewnym czasie wrzuca filmiki na YouTube, a następnie próbuje dalej przejść grę. Po śnie ściga go statua. Gracz usiłuje skontaktować się ze sprzedawcą („dziwnym staruchem”) który sprzedał mu ten okropny kawałek rozgrywki, jednakże dowiaduje się, że ten się wyprowadził. Gra jednakże dalej, przeżywając coraz to straszniejsze historie, ginąc od ognia, próbując walczyć muzyką z wrogiem, robiąc absolutnie wszystko, by cokolwiek się w jego sprawie ruszyło. Tekstury się rozmazują, a jego ciągle ściga dziwna statua, o której jest przekonany, że to wzmiankowany Ben. Niedługo później udaje mu się dowiedzieć, że chłopiec o takim imieniu zginął w wypadku niedaleko domu rzeczonego starucha.
Po pewnym czasie gracz się wyprowadza. Wszystko dokumentuje na YouTube, ale najpierw zostawia swoje notatki i przemyślenia kumplowi z tego samego pokoju. Jak się okazuje, rzecz jasna, statua, którą nazywał BEN, śniła mu się po nocy. Nie mógł znaleźć starucha, martwił się i odchodził od zmysłów. Nic dziwnego. W końcu komputer „kazał” mu skorzystać z Cleverbota. Gdy ten to zrobił, okazało się, że Ben opętał jego komputer i żąda od niego, aby ten grał w grę.
Deal with the devil, jak to mówią
Ben próbuje następnie przekonać głównego bohatera, żeby ten uwolnił go z komputera, to da mu spokój. Na przemian prosi go i grozi mu, straszy i próbuje przekonać do tego, by gracz go wypuścił. Ten jest bliski załamania nerwowego. „Ben” bawi się z nim na różne sposoby, raz go uspokajając, innym razem ponownie przyprawiając o ciarki. Tak czy inaczej, bohater zdaje sobie sprawę, że Ben był chłopcem, który utonął – ale jak to się stało? Tego bohater się nigdy nie dowie.
Reszty dowiadujemy się z jego notatek – bohater postanawia ostatecznie spalić kartridż i laptopa, prosi jednak graczy, by nie odpalali jego filmików, gdyż w przeciwnym razie Ben może dostać się do ich komputerów. Cała historyjka kończy się zdaniem „nie powinieneś był tego robić, Matt. Nie powinieneś był…”.
Ot, i cała opowieść.
Świetna mistyfikacja
Filmiki faktycznie wyglądały bardzo prawdopodobnie, ale jak się potem okazało, łatwo było je spreparować. Po jakimś czasie pojawiło się jeszcze kilka strasznych stronek na ten temat, ale autor, ostatecznie (sic) wypłynął, chwaląc się, że był to jego świetny sposób na zabicie czasu. Facet nazywa się Alex Hall i świetnie bawił się naszym kosztem. Parę razy robił on sobie jeszcze żarty z graczy i ich łatwowierności.
Dlaczego gracze tak bardzo się przestraszyli? Mogłabym się teraz nieco pośmiać, ale fakt jest taki, że po przeczytaniu tej creepypasty zapaliłam wszędzie światło i zasłoniłam okna. To dobrze napisany kawałek opowieści, po którym zaczniemy się obawiać, czy coś nie dzieje się nie tak z naszym komputerem. Wszystko jest zmontowane na tyle precyzyjnie, że faktycznie można temu ulec. Straszna historyjka, która się za tym kryje, opowiedziana jest faktycznie w sposób, który przypomina pospiesznie nabazgrane notatki. Napięcie jest budowane w dobry sposób, a gra wykorzystuje elementy, które sprawiają, że zaczynamy się martwić o własne życie. Wydłubane, puste oczy, maski, „jesteś następny” i tego typu zabiegi stylistyczne sprawiają, że historyjki o duchach opowiedziane w tej formie nadal robią na nas wrażenie.
Cała historia była na tyle dobrze skonstruowana, że trafiła do popkultury memów oraz na stronę tvtropes.com. Tam też rozprawiono się ze wszystkimi motywami, które zaistniały w creepypaście – mantrą „nie powinieneś był tego robić” oraz „nie rozmawiam z tobą, Ben”.
Ben Drowned jest przykładem tego, jak dobrze pisze się historyjki o duchach. Można komuś nieźle urządzić wieczór takową, zwłaszcza tym, którzy w Maskę Majory grali. Świetne przygotowanie, do tego narracja faktycznie prowadzona w tamtym czasie na jednej z platform (osławionym 4chanie) oraz staranność, z jaką ją przygotowano sprawia, że to jedna z ciekawszych internetowych perełek.
Polonistka, entuzjastka fantastyki, graczka RPG. W wolnym czasie, którego nie posiadam, pochłaniam dziesiątki książek, gier, filmów i seriali.
Pingback: Czy Herobrine istnieje?