Pyrkon 2017 – Mój pierwszy raz na festiwalu
Pyrkon jest definitywnie największym w Polsce festiwalem szeroko pojmowanej fantastyki i chyba nie musimy go nikomu przedstawiać. Ogrom z was najprawdopodobniej na nim było, bądź na nim będzie. Ja, oraz mój redakcyjny kolega o nazwisku Dusza odwiedziliśmy Pyrkon pierwszy raz. Ja przyjechałem prywatnie, a on jako oficjalny wysłannik naszego portalu. Jakie mieliśmy wrażenia? Czy nam się podobało? Czy zachęcamy do przyjazdu? Czy opłaca się tam jeść hamburgery i pić piwo?
Zapraszam do przeczytania krótkiego, luźnego artykułu i obejrzenia galerii zdjęć.
Pyrkon: początek
Nie mogę powiedzieć bym miał szczęście co do pociągów w dzień przyjazdu. Poruszam się nimi dość często, aczkolwiek pierwszy raz od długiego czasu jechałem tymi, które lubię zwać „bydlęcymi”. Starymi, w których w ciasnych przedziałach trzeba się tłoczyć z obcymi ludźmi. Miałem o tyle dobrze, że miałem gdzie siedzieć, gdyż nie wszyscy mieli te szczęście i musieli koczować na korytarzach. Nie miało to absolutnie nic wspólnego z samym festiwalem, aczkolwiek miałem definitywnie gorszy humor.
Pierwszą rzecz, jaką zauważyłem po wyjściu z dworca głównego były chodzące tłumy ludzi. Spora ilość była poprzebierana za ulubione postacie z komiksów, filmów, gier i anime. Nie muszę wspominać dużej popularności Harley Quinn i Kylo Rena, prawda? O ile ten drugi dawał radę, to tych pierwszych, porządne cosplaye widziałem chyba dwa. Reszta była dość… słaba. I mało atrakcyjna. Oczywiście przebrane były za wersje filmowe, a nie komiksowe. A szkoda.
Gdy wchodziłem na teren festiwalu przypomniałem sobie, że nie mam biletu. Tak wiem, jestem kretynem – pojechałem na festiwal bez biletu. I muszę w tym miejscu pochwalić organizatorów – wystarczyło zdjęcie biletu, a dokładnie sam kod by wydać mi przepustkę. Pracownicy przy kasach byli dobrze zorganizowani, mili i służyli pomocą. Szkoda tylko, że nie dostałem upominków dla ludzi, którzy zamówili bilet wcześniej, jednakże zasłużyłem na to swoim zapominalstwem (Tutaj powinno pojawić się z a b a w n e zdjęcie pewnego humanoida, zwanego nosaczem. Nie pojawi się).
Pyrkon: piątek
Ponownie widzieliśmy tłumy. Licealiści i gimnazjaliści przemieszani z studentami i nielicznymi weteranami fantastyki w średnim wieku. Dość głośno i szumnie, aczkolwiek z kulturą. Nikt nie walnął mnie barkiem w trakcie przemieszczania się, mimo, że posiadam naturalny talent do wpadania na ludzi. Sporo nastolatek z tabliczkami z napisem „hug me”. Nic dziwnego, zjawisko tego typu dzieciaków jest powszechne na takich imprezach. Normalny dodatek, który momentami wzbudza sympatię, a momentami żenuje, jednakże generalnie raczej wzbudzają pozytywne emocje – miło jest się czasem do kogoś przytulić.
Pierwsze co zrobiłem, to udałem do miejscowego centrum wymiany towarów, by zobaczyć na co mogę wydać ciężko zarobione w redakcji pieniądze (nie miałem żadnych pieniędzy, tym bardziej od redakcji). Oczywiście, niemalże wszystkie ceny były zawyżone. Mała figureczka R2-D2? 50 złoty. Bluzka, prawdopodobnie z ogromnym dodatkiem poliestru? Cztery dyszki. I to taka, którą zaprojektowałbyś sam. Zaskoczyły pozytywnie niektóre ceny książek – na półce czeka już na mnie do przeczytania „książkizacja” Łotra 1. Ceny nie podam, jednakże muszę powiedzieć, że była bardzo przystępna. Mówiąc ogólnie, ceny nie odstawały absolutnie od tych, które spotkasz na jakimkolwiek innym festiwalu. Momentami było nawet taniej – każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Spotkałem również słynnego youtubera, Dema300, który dla niepoznaki nazywany jest czasem Demem3000. Podpisał mi i mojej partnerce komiksy swojego autorstwa, które zakupiliśmy w straganiku obok (youtuber nie prowadził bezpośredniej sprzedaży), dzięki czemu poczułem ciepło w serduszku. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko podpisu Klocucha, jednakże jak powszechnie wiadomo – marzenia aż tak często się nie spełniają.
Z chudszymi portfelami dziarsko udaliśmy się na jakąś prelekcję, by posłuchać ludzi od nas mądrzejszych i ciekawszych. Bądź pozornie takich. Jako fani nauki przybyliśmy oczywiście na wykład, który pozwoliłby nam poszerzyć nasze horyzonty myślowe. Zasnęliśmy na nim. Prelekcję prowadziła pewna Pani, która była mocno zajarana radiem, falami radiowymi, historią radia i radzieckich anegdot. Widać było, iż jest to osoba z dużą wiedzą, jednakże chyba stres ją zjadł, gdyż było dosyć…. nudno.
Pyrkon: sobota
Pomieszałem dni. Drugiego kupiłem książkę i zdobyłem autograf Dema. Mam nadzieję, że wybaczycie mi błąd w mej opowieści.
Wróciliśmy na Pyrkon (nie spaliśmy na salce, tylko u znajomej) i pierwsze co, to spotkaliśmy się z moim redakcyjnym kolegą, Aleksandrem Duszą, fanem neuroshimy, 3DSa i męskiej przyjaźni. Postanowiliśmy pokręcić się po konwencie, porobić zdjęcia dla portalu i nakręcić relację wideo, by później podłożyć pod nią podcast. Z niewiadomych dla nas przyczyn z 8 godzinnego nagrywania nakręciło się 40 minut. Te gorsze 40 minut, w trakcie których trzęsła się ręka albo widać nasze niezbyt atrakcyjne twarze. Będę marudził na to przez następne kilka miesięcy. Cały, ciężki trud na darmo.
Spotkaliśmy dużo Harley Quinn. Naprawdę dużo. Był to najczęstszy cosplay, jaki widzieliśmy. Momentami dość mocno przeczył on powszechnemu poczuciu estetyki. Nie tylko mojemu. Na wyróżnienie zasługują fani Warhammera, szczególnie spotkani przez nas berserker Khorna i komisarz Varrick. Mieli naprawdę dopieszczone stroje, a wyznawca Władcy Czaszek górował posturą nad otaczającymi go zwykłymi ludźmi. Prawdopodobnie dzięki pewnemu rodzajowi szczudeł, aczkolwiek to tylko mój domysł – nie mam absolutnie żadnej wiedzy na temat szlachetnej sztuki tworzenia tak wspaniałych strojów.
Po spacerze udaliśmy się na prelekcje, która tym razem dotyczyła nie nauk ścisłych, lecz psychologicznych, a dokładnie uzależnienia od gier komputerowych. Prowadzący wykazał się luźnym usposobieniem, naturalną charyzmą i delikatnym egocentryzmem. Opowiadał on z jednej strony zabawne, a z drugiej smutne anegdoty dotyczące jego rozmów z szkolnymi psychologami i nauczycielami, które dotyczyły problemu uzależnień od gier komputerowych. Nie wdając się w szczegóły – większość pracowników szkolnych nie ma absolutnie żadnego pojęcia na ten temat, a ichniejsza wiedza na temat gier kończy się jakoś na Mario, bądź GTA: Vice City. Zaskoczeniem była duża aktywność uczestników – naprawdę byłoby miło widzieć taką powszechną integrację na każdym wykładzie na studiach.
Potem kolejny spacer i kolejne prelekcje – jedna dotycząca problemu totalitaryzmów, a druga stosunków seksualnych w książkach. Pierwsza przyjemna, bardzo ogólnikowa i nie zapadająca w pamięć. Druga za to była bardzo ciekawa i zabawna. Prowadzący niesamowicie często zagadywał ludzi na sali, rzucając zabawnymi anegdotkami i mówiąc w sposób bezpośredni i dojrzały. Miło było być w miejscu, w którym temat seksualności nie był żadnym tabu i można było na ten temat porozmawiać z jednej strony żartobliwie, a z drugiej poważnie. Średnia wieku była zaskoczeniem – generalnie była wysoka jak na ten konwent. Powód tego był jeden – w tym samym momencie i dokładnie w tym samym budynku odbywała się prelekcja na temat fetyszy i wyuzdań, na którą była ogromna kolejka pełna młodych ludzi. Moje zażenowanie wzbudziła tylko jedna rzecz – prelegent sprecyzował, że skupi się on na stosunku mężczyzny i kobiety, nie na homoseksualnym, co część widowni skwitowała szczerymi, głośnymi oklaskami. Nie mam pojęcia czemu miał ten wiwat służyć. Bardzo możliwe, iż była to pewna, polityczna manifestacja klaskających.
W między czasie, pomiędzy wykładami poszliśmy pograć w gry planszowe na wielkiej sali, na której od rana do nocy jest pełno ludzi. Znalezienie wolnego stolika graniczy z cudem, a zwęszenie go kwitowane jest gromkimi oklaskami i owacjami na stojąco od reszty graczy. Planszówek jest bardzo dużo – od jakichś zgadywanek po wciągające strategie. Można było je wypożyczyć całkowicie za darmo, a sama obsługa była bardzo miła i profesjonalna – Pan, z którym rozmawialiśmy był cholernie kompetentny. Wiedział absolutnie wszystko. Gdyby na jakimś uniwersytecie był kierunek dotyczący gier planszowych – on mógłby wykładać teorię.
Skoczyliśmy też na stoiska gier indie. Naszą uwagę przykuła prosta gra, którą mogę nazwać podwórkowym sformułowaniem – „bijatyka”. Po wyborze bohatera, który jest polskim szlachcicem, możemy walczyć z kolegą siedzącym obok. Absolutnie świetne. Wiem, że powinienem napisać o jeszcze innych, dostępnych do przetestowania tytułach, jednakże to mnie naprawdę zachwyciło. Chętnie bym tu nawet napisał tytuł tej produkcji, jednakże zgubiłem wizytówkę jej przemiłego twórcy. Jeśli gdzieś się z tym arcydziełem spotkacie – wesprzyjcie jego twórcę! (edit: gra się nazywa Suspearia. Sprawdziłem. )
Podsumowanie
Reasumując – polecam Pyrkon każdemu, by się przekonać jak to wygląda. Żaden artykuł czy materiał wideo nie zapozna was z klimatem tego typu imprez. By go poczuć ważne jest nastawienie. No i milej zawsze jest jeśli jedzie się z grupą przyjaciół. Dla niektórych minusem może też być średnia wieku, która jest dość niska. Dla innych uboga strefa gastronomiczna. Były burgery, małe pizze i drogie koncerniaki, czyli jak na typowym konwencie. Brakowało mi trochę smaków z innych części świata, aczkolwiek nieopodal była moja ulubiona naleśnikarnia. Dla mnie wadą było to, że prelekcje były momentami za krótkie i mało konkretne. Idąc na wykład o totalitaryzmie miałem nadzieję, że dowiem się czegoś ciekawego na ten temat. No, ale chociaż wiem, jak sprawdzić preferowane reklamy na facebooku.
Artykuł chciałem napisać w stylu luźnym. Miał on na celu przedstawienie odczuć osoby, która była na Pyrkonie pierwszy raz i mieć formę opowiastki. Jeśli byliście na „Pyrce” – podzielcie się swoimi wrażeniami! I oczywiście zapraszam do obejrzenia zdjęć, wykonanych przez mojego redakcyjnego kolegę.
Absolwent Bezpieczeństwa Wewnętrznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, specjalizujący się w sprawach terroryzmu oraz konfliktów międzynarodowych i społecznych. Wychowany na strategiach fan RPG-ów. Od lat „złoty” gracz Ligi Legend. Zakochany w „małym trójmieście kaszubskim” i wiecznie tęskniący ku stolicy pierników.
Dziękuję bardzo za te kilka słów o grze:)
Tu Twórca Suspearii
Gra mi się spodobała, więc grzechem byłoby o niej nie wspomnieć 😀