Top 10 głupich, dziwnych lub śmiesznych romansów w grach
W momencie, kiedy Baldur’s Gate 2: Cienie Amn rzuciło ciężką rękawicę, rozpoczynając erę interakcji z towarzyszami (a co za tym idzie – także romansowania z nimi), świat gier pochwycił ją i zaadaptował do siebie. Jak grzyby po deszczu pojawiły się wszelakie interakcje z naszymi wiernymi druhami, a część z nich – mniej lub bardziej – przerodziła się w linie romantyczne, którymi możemy się do tej pory… cóż, cieszyć. Były lepsze i gorsze romanse… my zaś opowiemy sobie o tych, które zrobiły coś naprawdę interesującego.
Uwaga: Poniżej znajdują się spoilery!
10: Anomen Delryn
Tak, rozpoczęcie tej nitki nie może się obyć bez jednego z najbardziej durnowatych romansów, jakie gry RPG wydały na świat. Anomen jest jedyną opcją romansową w grze dla kobiet, toteż zęby bolą na samą myśl o tym, co trzeba z tym nadętym palantem przechodzić. Ta postać nie ma w sobie absolutnie nic sympatycznego – co chwila albo się mądrzy, albo próbuje udowodnić, że jest we wszystkim najlepszy, a jak przychodzi co do czego, to tylko narzeka. Jedyny pożytek z niego to ten na polu bitwy, a i to czasami trzeba się napocić, żeby cokolwiek z niego było.
Anomen jest skazą, która będzie się potem ciągnęła przez bardzo wiele romansów stworzonych przez Bioware. Zupełnie, jakby ta firma uznała, że kobiety lubią świętoszkowatych facetów po przejściach.
Dzięki, nie.
9: Opcje romansowe dla Smugglera w SW: TOR
Nie będę się znęcać nad przypadkiem Corso Riggsa, bo w życiu nie widziałam, żeby gra w tak nachalny sposób próbowała mi wcisnąć opcję romantyczną. W zasadzie nie dało się uniknąć tego, by ta męczybuła nie próbowała się wpakować w międzynoże naszej żeńskiej postaci. Było to zarówno śmieszne, jak i żałosne, ale zabawna jest sama postać Smugglera. Widzicie, kochani, w wersji kobiecej jest to najbardziej rozwiązła postać, jaką zdarzyło mi się grać (może dlatego, że czeka mnie jeszcze imperialny Agent, który ma podobno analogiczny wachlarz wyboru).
Nie tylko możemy przespać się z kim chcemy na możliwie każdej planecie. Możemy zaliczyć szybki numerek z kolesiem, który próbował nas zabić (a po tym numerku możemy jeszcze mu powiedzieć, że ma małego, i tak będziemy musieli się z nim bić), a do tego jeszcze przeżyć gorący romans z drugim kolesiem, który próbował nas zabić. Żeńska szmuglerka zwyczajnie nie ma szczęścia do facetów.
8: Prawdziwa Miłość w Divine: Divinity
Lariansi to mistrzowie trollingu, o tym wiadomo nie od dziś. Kiedy zwiedzamy Rivellon, trafiamy do elfiej osady, gdzie poznajemy miłość życia – przystojnego elfa albo piękną elfkę. Po wymianie paru zdań możemy wyznać miłość naszemu wybrankowi życia, co, rzecz jasna, nie podoba się za bardzo jego lub jej ojcu. Jakby tego było mało, nasza przyszła połowica żąda od nas wykonania Questu w celu udowodnienia prawdziwości naszych uczuć. Zadanie, które się przed nami stawia jest iście niebanalne. Musimy odzyskać przedmiot, który był w posiadaniu ich rodziny od tysięcy lat. Ponieważ nie chce się nam szukać, idziemy do krasnoludów, by zrobiły dla nas podróbkę. Elfy kupują tę lipę i od tej pory mamy już ukochanego lub ukochaną.
Good job.
7: Romanse w Neverwinter Nights 2
Ech… mowa tu oczywiście o podstawce, bo bądź co bądź, Gann i Safiya byli naprawdę przyzwoitymi towarzyszami (o czym zaraz). Zarówno mężczyzna, jak i kobieta mają w tym wypadku analogicznie przekichane. Kobiety mają Casavira (z głosem Piotra Fronczewskiego), mężczyźni Elanee i nikt nie jest tak naprawdę zadowolony. Ze względu na pośpiech, Obsidian potraktował dodatkowe opcje romansowe – Bishopa i Neeshkę – absolutnie po macoszemu, względem czego, jedyne co Bishop umie zrobić, to nas zdradzić z powodu zazdrości. Neeshka, z drugiej strony, jest irytującą smarkulą, której nikt nie bierze na poważnie.
Sam Casavir to porażka jakaś okrutna. Podstarzały paladyn, któremu podoba się młodziutka bohaterka? Nie ma nigdy nic ciekawego do powiedzenia, coś tylko bredząc pod nosem. Elanee, z kolei, przypomina strasznie nudną wersję ekoterrorysty. Chyba miała być ukłonem w stronę Jaheiry, ale przypomina mi to raczej zgięcie się w pół po kopniaku w brzuch.
Obsidian wynagradza nam to Maską Zdrajcy, gdzie dostajemy romanse dojrzałe, świetnie napisane, stworzone przez interesujące postacie.
Taka sytuacja.
6: Triss Merigold
Pozwólcie, że zanim obrzucicie mnie stosem kamieni, wyjaśnię. Podobnie jak w przypadku Corso Riggsa, także w Wiedźminie zostałam niemal zmuszona do konieczności romansowania z Triss. Nieważne, że spuściłam ją po brzytwie w pierwszej części, w drugiej nagle mój Geralt budzi się z nią w łóżku. Całą grę starałam się ją ignorować (Iorweth i Saskia byli dużo ciekawsi), a kiedy już musiałam się z nią spotkać, naprawdę chciałam, żeby to się już skończyło. Jakby tego było mało, w części trzeciej wiedźmin nadal zachowywał się jakby nigdy nic. Poważnie. Znowu ruda czarodziejka z Temerii za wszelką cenę rzucała się na nas zza każdego rogu, a gra szeptem krzyczała mi do ucha „no weź ją, weź!”. Nawet Dijkstra robił mojemu Geraltowi z tego powodu wymówki.
Przestań, gro!
5: Alistair
To nie tak, że nie lubiłam Alistaira, bo jako postać był napisany naprawdę fajnie. Dużo gorzej podchodziło się do niego w momencie, gdy zamieniał się w opcję romansową. Z nieco dowcipnego, chociaż niegramotnego towarzysza zamieniał się w fontannę głupkowatych tekstów. Co chwila czegoś się czepiał („czemu poświęciłaś biednego Connora”, „czemu poświęciłaś biedną Izoldę”, „nie chcę być królem”, „och nie, co by Duncan powiedział”), był marudny i absolutnie nieznośny. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak moja Szara Strażniczka wytrzymała z nim resztę życia, ale zakładam, że jednak była wyrachowana i po prostu zależało jej na koronie. Inaczej nie umiem sobie tego wyjaśnić, tak bardzo kłuje mnie to w serce.
Nie, żeby Zevran był lepszy. Wyobrażam sobie, że mężczyźni mieli lepszy wybór między inteligentną, ale złośliwą Morrigan czy czułą i utalentowaną Lelianą. Naprawdę tak to sobie wyobrażam. Bo ja utknęłam z koniecznością romansowania z Anomenem Delrynem.
Znowu!
4: Fallout 4
„Kocham cię.”
„Ok.”
„Moja dawna miłość umarła.”
„Ok.”
„Syntki są złe.”
„Ok.”
„Albo i nie.”
„Ok.”
Dobrze, nie tylko romanse tak tam wyglądają, cała gra jest tak zbudowana. Idź do punktu A z punktu B, pocałuj tego, uśmiechnij się do tamtego, zrobione, cześć. Wygrałeś!
3. Ktokolwiek z Fable 3
Fable 3 ma dość… specyficzną fabułę. Zaczynamy młodym książątkiem (bądź księżniczką), które radośnie chodzi za rączkę z ukochanym lub ukochaną. Niestety, sprzeciwienie się starszemu, złośliwemu bratu kończy się tragicznie dla naszego związku. Kochany braciszek postanawia zdekapitować naszą życiową miłość i nawet jeśli uda się nam ją ocalić, to i tak musimy nieźle się potem napocić, by odzyskać jej serce. Na szczęście (?) mamy możliwość ukoić zranione serce i na nowo otworzyć się na uczucia. Jak to robimy? Zagadujemy najbliższą osobę, całujemy się, kupujemy pierścionek, bierzemy ślub, idziemy do łóżka, rodzimy dziecko – a wszystko to w ciągu jednego dnia!
Powiedzieć, że potraktowali to po macoszemu to jak nic nie powiedzieć.
2. Pokemon!… Czy tam raczej Wiedźmin
Znowu wracamy do świata Wiedźmina, tym razem pochylając się nad pierwszą grą z serii. Pamiętajcie te żenujące karty, które zbieraliśmy za każdą zaliczoną dziewkę? To było chyba najgłupsze, co dało się wymyślić w kwestiach seksu. Ja wiem, że Geralt chutliwym jest, bo taka to natura wiedźmaka, co dziewki obłapia, ale nie dajmy się zwariować. Takiego popisu głupoty nie widziałam od czasu, gdy włączyłam obrady polskiego Sejmu. Taki Gwint – tylko z panienkami, w dodatku nic się za specjalnie nie wygrywa. Aż zęby bolą.
1. Kaidan Alenko
Mass Effect. Gra, którą kochamy i nienawidzimy jednocześnie. Właściwie jej końcówka mogłaby nie istnieć. Porozmawiajmy jednak o najbardziej żałosnym romansie wszech czasów – związku komandor Shepard z Kaidanem Alenko. Właściwie nawet nie interesowałam się jego historią z pierwszej części – coś tam o tym, że trenował bycie biotykiem, ale mu nie szło, czy jakoś tak. Było to potwornie nudne, a romans ciągnął się jak flaki z olejem. Kaidan nie tylko był zresztą koszmarnie nudny, ale do tego głupi jak but u lewej nogi. Poświęciłam Ashley dla romansu napisanego przez znudzonego kancelistę. Dalej było tylko gorzej.
W drugiej części komandor Shepard spotyka Kaidana na Horyzoncie, gdzie dostaje potworny ochrzan pod tytułem „gdzie byłaś”, „co robiłaś”, „kim są ci goście z Cerberusa za tobą”, „już cię nie kocham, szmato” i tak dalej. Potem dostaje „przeprosinowego” e-maila o treści „wybacz, że tak zareagowałem, ale szok, a poza tym poznałem kogoś, cześć”. No to cześć.
Byłaby się na tym żenada skończyła, gdyby nie część trzecia. Shepard już dawno ułożyła sobie życie z Garrusem, a tu jak nie spadnie ci na głowę Kaidan. O, witaj, Shepard, żyjesz! Horyzont? Jaki Horyzont! Kocham cię! Ty mnie też?
Coś we mnie umarło. Umarło tym bardziej, że Shepard ma dwie możliwości – tłumaczyć się mniej lub bardziej agresywnie. Zamiast zasadzić niewiernemu kochankowi kopniaka prosto w słabiznę, komandor łzawym głosem wyjaśnia, że to nie tak, że było jej trudno, wybacz, że cię zdradziłam.
Chwila, chwila. „Zdradziłam”?
Żeby dopełnić definicji ZDRADY, trzeba być z kimś w związku, do wszystkich diabłów! Kaidan z Shepard zerwał, tak? To był definitywny koniec! Czemu ona się mu nagle tłumaczy jak przyłapana in flagranti małżonka? Przepraszam?!
Jest dobrze, jest źle
Jeśli mówić o złych romansach – to w sumie tyle. W samym SW:TOR znalazłabym ich jeszcze trochę (podobnie jak znalazłabym kilka naprawdę świetnych), ale spośród najdziwniejszych, najgłupszych i najśmieszniejszych związków – te figurują na szczycie listy. Jednakże mamy w grach całkiem sporo takich interakcji, na które aż miło popatrzeć. O czym wkrótce!
Polonistka, entuzjastka fantastyki, graczka RPG. W wolnym czasie, którego nie posiadam, pochłaniam dziesiątki książek, gier, filmów i seriali.
Pingback: RETROMANIAK #102: Miłość w grach retro - TesterGier.pl