NowośćRecenzjaTemat dnia

RETROMANIAK #10: GUITAR HERO: WORLD TOUR

Będąc przez ostatnie kilka dni na przystanku Woodstock, w którego trakcie rozdawałem redakcyjne naklejki myślałem o grze, która najlepiej odpowiada temu, co jest kwintesencją festiwalu będącego dziełem Jurka Owsiaka, czyli muzyce. To właśnie ona ciągnie wielu młodych ludzi do nauki gry na gitarze, perkusji, założenia zespołu, zdobywania sławy i jest jeden tytuł, który najlepiej oddaje te aspiracje – Guitar Hero. Cały cykl to istna legenda branży i poniekąd najlepsza gra o tematyce muzycznej, ale dzisiaj porozmawiamy o najbardziej rozbudowanym i moim zdaniem, najlepszym przedstawicielu. Przed Wami czwarta cześć tego cyklu o podtytule World Tour, zapraszam do lektury.

MIAŁEM 10 LAT, GDY USŁYSZAŁ O NICH ŚWIAT

Seria Guitar Hero po raz pierwszy zagrała riff na nośnikach naszych domowych platform w 2005 roku. Sama gra była wielką rewolucją, która wynosiła gry muzyczne w zupełnie inny poziom. Do zwyczajowej płyty z tytułem, produkcja dawała nam w ręce plastikową gitarę, jednak nie jako gadżet do zbierania kurzu w pokoju, a jako prawdziwy kontroler do imitowania gry na tym szlachetnym instrumencie. Nie trzeba było długo czekać, a gra zaczęła się sprzedawać w milionach egzemplarzy. Mnóstwo amatorów rockowych brzmień dostało lekarstwo na swój brak umiejętności muzycznych i zaczęło dzierżyć swój własny gitarowy krzyż w akompaniamencie największych sław. Seria słynęła z dobrego soundtracku i młodzi odbiorcy mogli poznać klasyków muzyki w postaci  Guns N’Roses, Rolling Stones, czy Black Sabbath, a starsi wyjadacze szaleć przy dobrze znanych i lubianych utworach. Seria rozwijała się, w pewnym momencie oprócz bycia gitarzysta mogliśmy zostać basistą, muzyka stawała się coraz bardziej zróżnicowana gatunkowo, a w grze zaczęli pojawiać się celebryci pokroju Slasha, Zakka Wylde’a, czy Toma Morello. Niebywałym sukcesem był też poziom trudności: nawet na początkowych poziomach ciężko było maksować wynik, a co dopiero na najtrudniejszych. W 2008 roku ojcowie Herosa Gitary zaprezentowali swoje najdoskonalsze dzieło; World Tour.

Guitar Hero World Tour Recenzja
Cała Sala, śpiewa z nami! Tańcząc walca, walczyka parami

IT’S A LONG WAY TO THE TOP, IF YOU WANNA ROCK N’ROLL

Jaka jest kariera rockmana? Wie to każdy – zaczyna się na skromnych występach u znajomych, potem w małych klubikach, knajpach, na targach stanowych (bądź też Odpustach na warunki Polskie) i powoli budujemy swoją reputację, szacunek i fanów. Ale zanim to się stanie, musimy wybrać sobie odpowiedni image, charakterystyczna nazwę i styl zespołu. Z tym na pomoc graczom przybywał bardzo, ale to bardzo rozległy tryb tworzenia artysty i zespołu, który był całkowitą nowością. W poprzednich częściach naszego bohatera/bohaterkę wybieraliśmy z bazy wgranych postaci. Tutaj zaś, tworzyliśmy grywalną postać od samego początku, na nasze, bądź wyimaginowane podobieństwo. Możliwości doboru było tak dużo, że sami mieliśmy w zadaniu zaprojektowanie nazwy i loga naszego zespołu, które potem przewijało się przez całą grę. Oprócz tego modyfikowaliśmy swoją gitarę, bass, albo perkusję i mikrofon, w zależności od wyboru fachu naszej postaci.

Guitar Hero World Tour Recenzja

Wspomniane założenie dopasowania naszej postaci instrumentów było wielką innowacją i jakże trafionym pomysłem. Właśnie w World Tour developerzy dali nam do użytku perkusje, jak też mikrofon, przez co jeszcze bardziej mieliśmy wrażenie bycia w rockowym zespole. Neversoft zrezygnował z kabli do podłączania odpowiedników scenicznego sprzętu, przez co mogliśmy szaleć bez ograniczeń po całym pokoju. Jako ciekawostkę powiem, że w wersji na PC dodano do przyrządów do gry podczerwień. Jakże proste i jak genialne rozwiązanie. Dzięki dodaniu tych walorów, każda większa zakrapiana domowa impreza, kończyła się graniem w multiplayer, śpiewaniem, uderzeniem w perkusje i dobrej, oraz uzależniającej zabawie.

 

Guitar Hero World Tour Recenzja
Podobny zestaw kosztował krocie. Posiadaliście?

Ponadto, ścieżka dźwiękowa, oraz bardzo duża ilość licencji jeszcze bardziej sprawiała, iż czuliśmy się jak cząstka tego muzycznego świata. Swój udział w produkcji wzięli: Ozzy Osbourne (Black Sabbath), Sting (The Police),Travis Barker (Blink-182), czy chociażby zmarły już, ale wiecznie żywy w popkulturze Jimi Hendrix. Co do muzyki, oprócz zawsze goszczonego rocka, którego reprezentowały dinozaury tej dyscypliny, zaproszono punk rock, grunge, rap rock, pop, czy country. Słowem: dla każdego coś miłego, ale z dużym poszanowaniem korzeni serii. Kolejną atrakcją, było granie w znanych w światku muzycznym miejscach: swój koncert mogliśmy zagrać w sklepie Amoeba Shop (największej sieciówce z płytami muzycznymi na świecie), festiwalu OzzFest, w trakcie sylwestra na nowojorskim Time Square, czy kultowych dla muzyków barach/scenach House of Blues. Swoje występy zaliczaliśmy też w odległych i różnorakich miejscach na świecie, w tym na przykład w Polsce.

Guitar Hero World Tour Recenzja
Granie ze Stingiem na jednej scenie umie powodować ciarki

Słowo poświęcę też samej oprawie graficznej, która idealnie spełniała swoją rolę na 2008 rok; była bardzo kolorowa, komiksowa, dobrze odwzorowywała gwiazdorów, ale też wzorowała się na kreskach znanych z okładek płyt rockowych i metalowych.

THIS IS THE END, MY ONLY FRIEND, THE END

Pomimo wielkiego sukcesu sprzedażowego, jak też dobrych wyników wydań specjalnych z zespołem Aerosmith i Metallica, gra zaczęła obniżać loty, jak też zmieniać swoją wizję artystyczną, przez co wielu fanów odpuściło sobie uderzenia w plastikowe klawisze. Produkcja doczekała się łatki produktu dla beztalenci muzycznych, co uważam za dosyć duży nietakt. Znając przypadki osób, których zetkniecie z dziełem Neversoftu i Activision nie tylko kształtowało gust muzyczny, ale i motywowało do prawdziwego grania. Pomysł plastikowych instrumentów udało się przebić dopiero Rocksmith, która to nie dość, że wymaga podłączenia prawdziwej gitary do konsoli/komputera to dodatkowo rzeczywiście uczy muzycznego rzemiosła.

Późniejsze wcielenia Guitar Hero nigdy nie przebiły tego, co zaznaliśmy w World Tour. Nawet pomimo premiery w 2015 roku GH: LIVE, które było szumnie zapowiadane i zwiastowało powrót, tej bądź co bądź, zasłużonej dla gamingu marki to reaktywacja nie okazała się dobrym pomysłem. Pomimo fotorealizmu, nowy Heros Gitary stracił swoje unikatowe, rockowe korzenie zastępując je bardziej rapowanym, czy też popowym brzmieniem, co rozczarowało wszystkich, którzy byli zżyci z marką.  Kończąc tekst, mam same dobre wspomnienia z tą grą. Umiała bawić, kształtować gusta, które towarzyszą mi do dnia dzisiejszego, jak też pozwalała na kupę godzin zabawy z kolegami pod ekranem.

Dziękuje wam bardzo za dziś, do zobaczenia w kolejnym wtorkowym Retromaniaku. Zapraszam też do lektury innych tekstów i o komentowanie i like’owanie tego tekstu.


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Mateusz "Don Mateo" Wysokiński

A imię moje 40 i 4.... witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak".Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *