Poznań Game Arena 2017 – relacja
Poznań Game Arena to jedne z licznych targów organizowanych w ciągu roku w Polsce. Czy jest to impreza, która wyróżnia się na tle pozostałych?
Ten rok dla TesterGier.pl był pełen emocji i wrażeń. Od 8 miesięcy naszego istnienia odwiedziliśmy wiele imprez, targów i festiwali poświęconych temu, co wszyscy kochamy i uwielbiamy. Grom. Nasza redakcja jest rozrzucona nie tylko po Polsce, ale i za granicą. Gdyby nie Internet, prawdopodobnie nigdy nie mielibyśmy okazji się poznać. Żyjąc w rzeczywistości, w której co raz częściej poświęcamy większość naszego czasu na kontakty przez Internet, zawsze cieszę się, kiedy mam okazję poznać osobiście osoby, z którymi współpracuję na co dzień.
W tym momencie siedzę w powrotnym pociągu z Poznania do Warszawy. Jak przystało na geeka, piszę tekst na mobilnej wersji Worda na swoim smartfonie wsłuchany w akustyczne dźwięki gitary Jamesa Bartholomew. W Poznaniu spędziłem niecałe 24 godziny, a połowę z tego czasu przebywałem na terenie hal Międzynarodowych Targów Poznańskich. Czy warto było pojawić się na Poznań Game Arena?
Tak było
Na stacji Poznań Główny zostałem przywitany przez członków redakcji, Natalię i Szymona, wraz z ich znajomym, wschodzącą gwiazdą YouTube – Krystianem.
Po wyjściu z dworca, już po pierwszym rzucie oka na ilość osób stojących w kolejce przy bramkach do wejścia na targi, zazdrościłem moim redakcyjnym kolegom, że mieli okazję przebywać na targach podczas piątkowego VIP DAY. Na teren Poznań Game Arena dostaliśmy się około godziny 11, czyli 2 godziny po otwarciu imprezy, a już mieliśmy problem ze znalezieniem miejsca, aby usiąść na chwilę i porozmawiać. Po ustaleniu wstępnego planu działania, rozdzieliliśmy się.
To była moja pierwsza wizyta na terenie Poznańskich Hal i wrażenie zrobił na mnie ogrom przestrzeni, jaki był przeznaczony pod to wydarzenie. Nie bez powodu mówi się, że PGA to największe targi gier w Polsce. Targi gier to niepowtarzalna okazja, aby spędzić czas wśród ludzi, gdzie na każde dziesięć osób na metrze kwadratowym dziewięć z nich to gracze. 10% to pracownicy oraz przytłoczeni rodzice.
Gdzie ja jestem?
Nie należę do osób posiadających najlepszą orientację w terenie, dlatego zrobiwszy dwukrotne okrążenie na dość niedużym obszarze wokół czterech hal i nie potrafiąc znaleźć przejścia dalej, kontemplując nad swoją nieporadnością, udałem się do widocznego na horyzoncie punktu informacyjnego. Otrzymawszy czarnobiałą mapkę, przypomniałem sobie wszystkie dobre praktyki z orientacji w terenie omawiane podczas licealnych zajęć PO (miałem piątkę) i udałem się w nieodkryte przeze mnie jeszcze tereny. Na moje pocieszenie, nie tylko ja miałem problemy z lawirowaniem wokół hal. Próbując z pewną grupką ludzi przedostać się z jednej hali do drugiej, ochroniarz odprawił nas z kwitkiem, gdyż nie skorzystaliśmy z odpowiedniego przejścia. Nie miałbym nic przeciwko całej tej sytuacji, gdyby desygnowane przejścia były widocznie oznaczone.
Jako że drzemie we mnie 13 letnie dziecko i niezmiennie od najmłodszych lat uwielbiam różne technologiczne gadżety i zabawki, to od momentu ogłoszenia Nintendo Switch mój wewnętrzny hype dotyczący tej konsoli nie maleje. Wręcz przeciwnie. Co każde kolejne targi, na których mam okazję zagrać na tej platformie, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie ucieszę się z żadnego innego prezentu pod choinką, jeżeli nie będzie to Nintendo Switch (hint!).
Sprawy organizacyjne swoją drogą, ale moja obecność na targach była głównie spowodowana chęcią zagrania w najnowsze gry. Ilość tytułów, jakie można było wypróbować, przekraczała moje najśmielsze oczekiwania. Mario Odyssey, Fifa 18 (Switch), Frostpunk i Warlocks 2: God Slayers to gry, które wywarły na mnie największe wrażenie.
Mario Odyssey
Zaznaczam na początku, że nie jestem wielkim fanem postaci jaką jest Mario. Moją nastoletnią miłością był Crash Bandicoot i nadal zachodzę w głowę, jak można było zmarnować potencjał tego poczciwego torbacza. Mimo że nie jestem wielbicielem wszystkim znanym wąsatego hydraulika, to gra, jaką jest Mario Odyssey, trafia w moje wszystkie czułe punkty. Rozgrywka przywraca wspomnienia z takich gier jak Crash, Spyro, Croc czy Kangurek Kao.
W demie dostępne były dwa królestwa. Sand oraz Metro Kingdom. Pierwszy świat, w który zagrałem, było zatłoczone miasto, w którym biegaliśmy pomiędzy samochodami oraz ludźmi. Ludźmi dwa razy wyższymi od nas oraz kompletnie innej postury. Pomimo początkowego poczucia nieswojości, uczucie to przeminęło w momencie, kiedy dostałem się na „plac budowy” zawieszony w chmurach. Elementy platformowe z dala od centrum miasta skutecznie odciągnęły moją uwagę od tych „dziwolągów”.
Natomiast w piaskowym królestwie poczułem się jak w domu. Klimat i otoczenie zbliżone i kojarzone ze znanymi mi platformówkami. Goomba i rośliny Piranie rozmieszczone po okolicy, ruchome platformy, ukryte mosty, proste łamigłówki, czy też momenty, w których sterujemy postacią w 2D. Poza naszym głównym celem, jakie jest zbieranie księżyców (cel widoczny na mapie), mamy możliwość eksploracji otoczenia oraz próby rozwiązania licznych pobocznych minigier, zagadek lub platform sprawdzających naszą zręczność. Animacje są płynne, a otoczenie prześliczne.
Główny element rozgrywki, czyli rzucanie naszą czapką Cappy, wydaje się dość nieintuicyjny. Nigdy do końca nie byłem pewny, czy jestem w stanie przejąć element, w który rzucam czapkę, czy nie – mam nadzieję, że ta wiedza przychodzi po prostu z czasem. Ciekawe jest to, że naszym nakryciem głowy możemy także rzucać poprzez gest Joyconem. W ciągu 30 minut, które spędziłem grając w tę grę, szybko opanowałem sterowanie i z ogromną radością i łatwością korzystałem z możliwości jakie daje granie na odseparowanych od siebie kontrolerach.
Jedyna rzecz, która mi się nie podobała, to kamera, która w niektórych obszarach gry ustawiała mi się automatycznie w taki sposób, że widziałem ziemię. Regularne poprawianie kamery gałką było koniecznie, aby zobaczyć co jest przede mną.
Moim zdaniem jest to tytuł, który spowoduje, że każdy zagorzały fan platformówek poważnie zastanowi się nad zakupem konsoli Nintendo Switch.
Fifa 18 (Switch)
Jeszcze pół roku temu nie zainteresowałbym się tym tytułem w ogóle. Jednak ze względu na to, że ostatnimi czasy mam okazję regularnie rywalizować ze znajomymi w FIFĘ, śledziłem premierę jej najnowszej części. Nie ma to jak stara dobra rywalizacja w trybie dla dwóch graczy przed jednym ekranem. Co gdybyśmy rywalizacje sprzed telewizorów przenieśli do pociągów, samolotów lub każdego innego miejsca na ziemi?
Z tego właśnie powodu musiałem wypróbować wersję FIFA 18 przeznaczoną na przenośną konsolę Nintendo Switch. Do tej pory widziałem jedynie prezentacje oraz klipy wideo z rozgrywki, ale żaden film czy opinia znaleziona w Internecie nie zastąpi trzymania kontrolera we własnej dłoni.
„Lokalny matchmaking” był niezawodny i szybko znaleziono mi partnera do gry. Mecz Real Madrid vs Arsenal miał się zaraz rozpocząć. Czas trwania połowy był ustawiony na 9 minut (nigdy w życiu nie grałem tak „długiego” meczu).
Graficznie, FIFA 18 na platformie Nintendo Switch, wygląda rzeczywiście zdecydowanie gorzej w porównaniu do swoich starszych braci. Twarze piłkarzy wyglądają sztucznie, animacje potrafią być drętwe, a murawa nie wygląda tak zielono i żywo, jak na innych platformach. Nie mniej jednak, rozrywka jest tak samo płynna, jeśli nie płynniejsza!
W FIFA 18 grałem także na PS4, ale w wersji na Nintendo Switch grało się inaczej. Nawet wydaje mi się, że lepiej. Piłka nie przylegała aż tak do nogi gracza, co pozwalało na ciekawe zwroty akcji. Podania oraz przyjęcia piłki były zdecydowanie mniej precyzyjne (mimo topowych drużyn), co pozwalało na widowiskowe i częste przejęcia inicjatywy przez przeciwnika. W przyszłości na pewno będę chciał raz jeszcze skonfrontować swoje wrażenia z gry.
Mój przeciwnik bardzo emocjonalnie podchodził do rozgrywki, dzięki czemu atmosfera przypominała rywalizację ze znajomymi. Serdecznie pozdrawiam mojego rywala i dziękuję za emocjonujący mecz. Po zagorzałej walce, mecz Real Madrid vs Arsenal zakończył się wynikiem 4:2.
Frostpunk
11 bit studios, studio odpowiedzialne za znaną i popularną grę This War of Mine, pracuje nad kolejnym tytułem, w którym przetrwanie będzie motywem przewodnim. Tym razem na zdecydowanie większą skalę. Dosłownie.
W Frostpunk odpowiedzialni będziemy za utrzymanie przy życiu małej społeczności zgromadzonej dookoła wielkiego silnika na parę. Gra sprawdzi nasze umiejętności zarządzania ludźmi i zasobami w konfrontacji z nieubłagalnym zimnem. Ludzie, aby przetrwać, zmuszeni są do ciągłego dostarczania paliwa do silnika oraz zdobywania jedzenia podczas bezlitosnej zimy. W trakcie pokonywania przeciwności losu będziemy powiększać nasze miasto zdobywając niezbędne surowce oraz budując kolejne budynki użytku publicznego. Podczas rozgrywki wielokrotnie będziemy musieli podjąć ciężkie moralne decyzję, podobne do tych, do których przyzwyczaiło nas This War of Mine.
Sterowanie w grze przypomina klasyczne gry strategiczne z tą różnicą, że kamera umieszczona jest w centralnym miejscu mapy, w którym znajduje się silnik parowy i to wokół niego obraca się nasz widok. Mieszkańców przypisujemy do odpowiednich zadań, które zostają wykonane w ciągu dnia, tak, aby osadnicy mogli bezpiecznie wrócić na noc i ogrzać się w cieple pracującego sinika. Oczywiście, jeżeli uprzednio zadbaliśmy o węgiel.
Grafika jest przyjemna dla oka, szczególnie podobały mi się animowane wstawki, podczas których podejmujemy decyzje mające konsekwencje dotyczące funkcjonowania naszej społeczności. Oprawa graficzna oraz dźwięk idealnie się ze sobą komponują dając odczuć, że sytuacja, w której się znajdujemy, jest beznadziejna.
Frostpunk zapowiada się naprawdę interesująco, z przyjemnością zagram w pełną wersję tej gry, której premiera rzekomo ma się odbyć jeszcze w tym roku.
Warlocks 2: God Slayers
PGA udostępniło wystarczająco dużo miejsca, aby każdy niezależny deweloper mógł pokazać owoc swojej pracy zainteresowanej widowni. Podczas eksplorowania stanowisk najróżniejszych gatunków i rodzajów gier, trafiłem do boksu polskiego studia Frozen District.
Warlocks 2: God Slayers to gra RPG w bardzo popularnym ostatnimi czasy stylu pixel-art. Miano gry role-playing-game jest w pełni zasłużone. Niech Was nie zmyli prezentacja w 2D. Spłaszczona rozgrywka będzie dotyczyć jedynie grafiki. Mimo poruszania się w dwóch wymiarach, w grze będziemy mieli dostęp do takich elementów jak klasy postaci, rozwój umiejętności i zarządzanie ekwipunkiem. W Warlocks 2, poza głównym wątkiem fabularnym, będą istniały także zadania poboczne.
Od samego początku widać, że autorzy humorystycznie podeszli do swojego świata i bohaterów. Postacią, którą miałem okazję zagrać, był chłopiec, który do walki z potworami wykorzystywał swojego towarzysza Fenixa. Natomiast ataki specjalne wykorzystywały pasek „zabawy”, a że największą frajdą dla naszego bohatera jest zadawanie ciosów przeciwnikom, sami możecie sobie wyobrazić co z niego za psychopata. Nic tak nie umila zabijania hord przeciwników, jak puszczanie muzyki z boombox’a, którego dźwiga ze sobą pod pachą. Miejcie na uwadze, że to była jedna z trzech dostępnych „klas” postaci i pozostałe dwie mają inną charakterystykę.
Wart wspomnienia jest też poziom trudności. Rozproszony rozmową z jednym z autorów gry na jej temat, poległem pod naporem bezlitosnych potworów. W grze jest zdecydowany nacisk na unikanie ciosów i odpowiednie wykorzystywanie swoich umiejętności, ponieważ przedmiotów leczniczych nie jest za wiele.
Deweloperzy mają jeszcze wiele pomysłów, które miejmy nadzieje zostaną należycie wykorzystane. Będę na bieżąco śledził poczynania twórców i z chęcią zagram w finalną wersję gry. Premiera Warlocks 2: God Slayers zaplanowana jest na pierwszą kwartę roku 2018.
Podsumowanie
Na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, na których organizowany był Poznań Game Arena, spędziłem wspaniale czas. Miałem okazję zagrać w najnowsze gry, porozmawiać z pełnymi pasji deweloperami, po raz pierwszy poczuć na własnej skórze chorobę wirtualną (VR motion sickness) oraz zobaczyć świetne przebrania cosplayerów.
To, co wyróżnia tegoroczne targi PGA od innych imprez w tym roku, to skala wydarzenia, możliwość rozmowy z twórcami na temat ich gier oraz przede wszystkim hale przepełnione atrakcjami. Stoiska sprzedażowe były obecne, ale najczęściej otoczone różnymi atrakcjami, przez co nie rzucały się w oczy. Ani przez chwilę nie odczułem, że znajduję się na kiermaszu, gdzie każdy się stara coś mi na siłę sprzedać.
Jestem rozczarowany tylko z jednego powodu. Z powodu, że nie zostałem chociaż jeden dzień dłużej. Ilość oraz zróżnicowanie dostępnych gier i widowisk była zdecydowanie zbyt duża. Jeden dzień na zobaczenie wszystkich stoisk, zagranie w każdą grę i porozmawianie z każdym deweloperem to zdecydowanie za mało i nie będę ukrywał, że pozostał niedosyt. Teraz już wiem, żeby za rok przeznaczyć na PGA cały weekend.
Po dniu pełnym wrażeń, w lekko rozszerzonym redakcyjnym gronie, udaliśmy się na w pełni zasłużone piwo, podczas którego dyskutowaliśmy na temat gier oraz wrażeń z targów.
Moi redakcyjni koledzy i koleżanki codziennie uświadamiają mi jak duża i zróżnicowana jest branża gier oraz zainteresowania i upodobania osób grających w gry wideo. Rozrywka interaktywna jest takim medium, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Podobnie jest też na Poznań Game Arena – każdy tam znajdzie coś dla siebie. Do zobaczenia za rok!
Jeżeli podobała wam się ta relacja i chcielibyście przeczytać więcej podobnych w przyszłości (Warsaw Games Week już za tydzień!) odwiedzajcie nasz portal oraz śledźcie nas na Facebooku oraz Youtube.
Zdjęcia z PGA 2017
Pasjonat gier od komputerowych, po planszowe. Z przyjemnością śledzę nowinki technologiczne. Uwielbiam biegać, jeździć na rolkach oraz uczyć się nowych rzeczy.