RETROMANIAK #18 – PLAYBOY: THE MANSION
27 września życie zakończyła jedna z większych legend współczesnego dziennikarstwa, jak też twórca medialnej potęgi – Hugh Hefner. Znany z barwnego życia, założyciel Playboya – kultowego magazynu, skierowanego do doroślejszego odbiorcy zostawił za sobą dużo pięknych kobiet, opowieści i anegdotek. Mało jednak kto wie, że ten sympatyczny, starszy pan był także bohaterem własnej gry komputerowej, jak też wydanego do niej dodatku. Dzisiaj, w formie swoistego hołdu dla dorobku Hefnera, chciałbym przenieść się z wami do słynnej willi i zaprosić na to specjalne wydanie nowego Retromaniaka.
SEX, DRUGS AND… SEX
Kim był Hugh Hefner? Chyba nie trzeba go nikomu przedstawiać, jednak pro forma powiem, iż był to redaktor naczelny magazynu Playboy. Jego pismo powstawało od 1953, gdy młody wówczas copywriter znanego pisma Esquire porzucił swoją dotychczasową pracę, chcąc spróbować stworzyć własne czasopismo. Zadanie nie było łatwe, lecz szybko znalazł potężną niszę w ówczesnym rynku wydawniczym – brakowało pism dla mężczyzn, gdzie jako dodatek znajdowałaby się sesja z rozbieraną modelką. Pierwszą panią, jaką zaprezentowało debiutanckie wydanie, była słynna Marylin Monroe. Nic dziwnego, że dziennikarz osiągnął szybko sukces oraz status milionera, a jego życie zaczynało być realizacją filozofii hedonistycznej w stu procentach. Życie samego Hefnera cieszyło się zawsze sporą uwagą mediów i opinii publicznej, stąd też Ubisoft chciał sportretować jego poczynania, więc w roku 2005 wydał grę Playboy: The Mansion.
Ach to stare i poczciwe Ubi… nigdy się nie bało wpuszczania na rynek kontrowersyjnych i budzących dyskusji tytułów. Producenci m.in. South Park: Stick of Truth, w omawianym dzisiaj tytule zaprezentowali swojego rodzaju Simsy… Tutaj jednak podobieństwa do kultowej serii Electronic Arts się jednak kończą, gdyż oprócz bycia „symulatorem życia”, dostajemy grę, która momentami jest strategiczna, ekonomiczna, a może jednak, i co najważniejsze, erotyczna.
THE SIMS +18
Tak jak wspominałem, wcielamy się w role gospodarza słynnej willi Playboya. Do naszych codziennych zadań jest oczywiste dbanie o estymę i powodzenie marki, jaką jest Playboy. Do realizacji celu potrzebne są oczywiście pieniądze, które zarabiamy poprzez sprzedaż kultowego magazynu. Tutaj też twórcy dają nam pierwszą, ale bardzo atrakcyjną zabawkę w całym arsenale gry. Otóż sami będziemy odpowiadać za wygląd, skład i oprawę gazety. To my decydujemy, jak modelka ma być ubrana (czy raczej rozebrana) do zdjęcia, jak też wybieramy szatę graficzną wydania, no i to w naszej gestii leży zapraszanie dziewczyn, do sesji zdjęciowych, które mają miejsce w naszym domu.
Jeśli o samym domu mowa, sprawa też nie jest wcale taka oczywista. Życie hedonisty wymaga pewnych wydatków. Urządzanie i urozmaicanie wyglądu willi jest bardzo ważnym zadaniem w samej rozgrywce. Celebryci, z którymi możemy przeprowadzać wywiady, jak też słynne modelki chętniej będą przychodzić do miejsca, w których nie brakuje atrakcji. Swoją rezydencje poszerzać możemy o różne przyjemności, poczynając od barków z alkoholem, kortów tenisowych, zoo, czy kończąc na legendarnej „Jaskini Miłości”, która według legend miejskich, była miejscem największego, seksualnego rozpasania najgorętszych nazwisk Hollywood.
Jeśli jednak o samych uniesieniach miłosnych mowa…
SEKS A SPRAWA GROWA
Zawsze z dużą rezerwą patrzyłem na zagadnienie stosunku płciowego w grach komputerowych. Przedstawienie go zawsze niesie za sobą pewne problemy. Z jednej strony albo jest przerysowany, z drugiej pełen cenzury. Tutaj postawiono na miks tych dwóch skrajności i osiągnięto swoisty kompromis, który nie wyświadczył jednak Playboy: The Mansion przysługi. Przez pewien moment czujemy, że twórcy planowali przekroczyć magiczną granice tabu, ale i tak dostajemy rozmazane piksele w dolnych partiach ciał. Ja wiem, że nie wszystko musi być widać, ale w końcu to gra od lat 18 i bez problemu mogliby pokazać życie, takim, jakie ono jest.
Zresztą zasadniczo aspekt „życiowy” jest dosyć prosty. O ile w samym pierwowzorze, od Electronic Arts, prowadzenie relacji z otoczeniem nie było trudne, o tyle tutaj jest jeszcze bardziej uproszczone. Flirtowanie czy inicjowanie sytuacji jednoznacznych nie jest trudne. W rezultacie, cały przebieg życia zaczyna się nudzić, w momencie, w którym w kółko te same rzeczy. Niby budowanie, poznawanie nowych modelek i spotykanie nowych gwiazd sportu/ muzyki bawi, o tyle sam przebieg gry jest dosyć liniowy.
PODSUMOWANIE
Playboy: The Mansion cieszyło się jednak dosyć dużym powodzeniem. Niejeden mężczyzna na świecie chciałby chociaż przez moment poczuć się jak Hefner, a ta gra umożliwiała to w dosyć prosty, pieprzny i nawet ciekawy sposób. Może walor rozgrywki po kilku godzinach z tytułem nużył, ale różne smaczki bawiły i dobrze reklamowały markę. Dzięki zdobytemu powodzeniu, wypuszczono dodatek do gry o nazwie Playboy: The Mansion – Private Party, które dodawało co prawda dużo nowych obiektów do wybudowania, większą ilość seksownych strojów do sesji zdjęciowych, jak też możliwość organizacji jednej z tych słynnych Gal Playboya, to nie zmieniało mocno samej rozgrywki.
Myślę jednak, że sam Hugh mógł być zadowolony z gry – nie brakuje w niej pięknych kobiet, radości i wolności obyczajowej, o jaką legendarny dziennikarz zawsze zabiegał. Tytuł bardzo ciekawy i dosyć nieznany, więc jeśli sami chcecie zobaczyć, chociaż ten ułamek życia Hugh Hefnera, ta gra jest wszystkim, czego poszukiwaliście.
Ja już żegnam się z wami, zapraszam w następny wtorek, na kolejnego już Retromaniaka. Zajrzyjcie także na nasz Fanpage, YouTube i do zobaczenia.
A imię moje 40 i 4…. witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak”.Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.