NowośćRecenzjaTemat dnia

Nie każdy powrót jest dobry – test gry Bubsy: The Woolies Strike Back

Lata 90. to ważny czas dla gier komputerowych. Wynalezienie akceleratora 3-D, gry online czy premiera konsoli PlayStation. W tych dawnych czasach dużym powodzeniem cieszyły się platformówki, a takie tytuły jak „Kapitan Pazur”, „Sonic Adventure” czy „Rayman” mogły pochwalić się ogromną popularnością.

Jednym z zapomnianych tytułów tego typu jest seria gier Bubsy, która po swojej bardzo niesławnej, ostatniej części wraca po ponad 21 latach na ekrany komputerów. Jak to wypadło? Zapraszam do przeczytania testu Bubsy: The Woolies Strike Back.

Świat

POWIEW STAROŚCI

Każda szanująca się firma produkująca gry komputerowe miała w latach 80. albo pod koniec wieku swoją maskotkę. Sega miała Sonica, NamcoPacMana, a Nintendo… całą rzeszę bohaterów. Jedna z istniejących wtedy firm – Accolade – nie chciała być gorsza od światowych potentatów i powołała do życia rysia: Bubsy’ego, który inspirowany był postacią legendarnego włoskiego hydraulika, Mario.

Seria zadebiutowała w 1993 od całkiem niezłego tytułu, jakim był Bubsy in Claws Encounters of the Furred Kind, który zebrał fanów. Może nie był aż tak dużym fenomenem jak Sonic, ale miał pewną grupę odbiorców, będąc po prostu w miarę udaną platformówką. Problem, i to bardzo duży, zaczął się przy premierze trzeciej części przygód rysia: Bubsy 3D. Jak sama nazwa wskazuje, twórcy próbowali zadziałać z raczkującą wtedy technologią akceleracji trójwymiarowej. Zamiast hitu na miarę Crasha Bandicoota, powstała całkowicie niegrywalna abominacja produktu platformowego, która po dziś dzień doczekała się setek prześmiewczych recenzji i figuruje w dziesiątkach topek „najgorszych gier wszechczasów”. Nie muszę chyba dodawać, że po tym niebywałym sukcesie Bubsy przestał istnieć.

Brzydkie, niegrywalne, z zepsutym sterowaniem i grafiką – słowem: Bubsy 3D w pigułce

Akcja reaktywowanego w tym roku tytułu dzieje się tam, gdzie zakończyła się debiutancka odsłona i opiera się luźno na motywach znanych z dwóch pierwszych części serii: Bubsy ma za zadanie odnaleźć złote runo, które porwane zostało przez Woolies – kosmitów, których mieliśmy już okazję poznać. I tutaj zaczyna się nasza malownicza, ale jednak dosyć krótka przygoda…

Rozgrywka

POZYTYWNE ZASKOCZENIE UMIERA NAJSZYBCIEJ

Bubsy jest niczym innym jak zachowaną w 2,5D grą platformową. Owszem, modele są zrobione w 3D, ale całość odnosi się do największych klasyków gatunku. Pozytywnie z samego początku zaskoczyły mnie sterowanie, różnorodni przeciwnicy oraz ładne lokacje – czyli rzeczy, które wręcz powinny być obowiązkowe w grach tego typu. Skakanie (które jest świetne) i przemierzanie kolejnych platform jest efektywne i wciągające, dodatkowo mamy także etapy polegające na lataniu i pływaniu. Dobrze zaplanowane sekwencje walki z bossami przypominają wspaniałe czasy mojego dzieciństwa, a intuicyjność sprawia, że gra nie przynosi żadnego większego problemu, a nawet może sprawiać wrażenie efektownej – i tutaj zaczyna się problem…

Ja rozumiem w grach naprawdę wszystko i niejednym branża mnie zadziwiła. Widziałem płatne DLC, które nic nie wnosiły, zaimplementowaną opcję odblokowywania bohaterów po niebotycznym czasie w grze (pozdrawiam Electronic Arts), ale czegoś takiego jeszcze nie. Wyobraźcie sobie, że cały tytuł da się przejść w godzinę. Za pierwszym razem, gdy to zrobiłem, byłem tak zdziwiony, że ustawiłem czasomierz na podejście numer dwa. Ten wykazał, że grałem równo 80 minut. Za ten czas, nasi kochani przyjaciele, wydawcy gry życzą sobie okrągłe 30 dolarów, co w drobnym przeliczeniu daje około 140 złotych.

Czy są to pieniądze, które warto wydać? Definitywnie nie. Pomimo że gra nawet mi się podobała w stopniu umiarkowanym, to zamknięcie jej w tak krótkim czasie uważam za duże nieporozumienie. Ja jeszcze rozumiem, żeby to kosztowało symboliczne euro, albo dwa, ale nie kwotę, którą można spokojnie zainwestować w o wiele lepsze i bardziej uznane tytuły. Nie samymi pieniędzmi jednak człowiek żyje…

13 poziomów, 3 walki z bossami… za bogato to tutaj nie jest.

Grafika

W DOBRYM GUŚCIE…

Warstwa wizualna produkcji jak najbardziej mnie kupuje. Bardzo różnorodne przeszkody i wrogowie zostali tutaj wykonani z odpowiednią dbałością o jakość i są przyjemni dla oka. Otoczenie naszego rysia też się zmienia, ale wszystko zostało naprawdę ładnie zrobione. Wielki plus także za to, że zagrywka z 2D powoduje uczucie powrotu do retro i w sumie momentami czujemy się, jakbyśmy grali w bardzo dobry remake jakiejś legendarnej gry sprzed lat. Niestety tak nie jest, ale i tak gratuluję zrobienia przyjemniej grafiki, która z pozoru może przypominać dziecięcą, ale ogólnie rzecz biorąc utrzymuje wysoki poziom stylistyki i estetyki, a same projekty i różnorodność postaci są tylko dowodem na dużą wyobraźnię twórców.

Bardzo przyjemny kanion.

Dźwięk

…I BEZGUŚCIE

No i tutaj zaczynają się schody. Bo o ile warstwa wizualna pozwala mi spojrzeć na Bubsy: The Woolies Strike Back bardziej wyrozumiałym okiem, o tyle muzyka jest absolutnie koszmarna. W grze w sumie wykorzystane zostały dwa utwory, które są zapętlone przez cały czas trwania rozgrywki. Nie byłoby to nic złego, gdyby ta muzyka nie była po prostu mocno irytująca. Przypomina to ścieżki dźwiękowe z gier sygnowanych logiem Bakusia albo Danonków, ewentualnie jak dźwięki z pirackich instalatorów programów komputerowych. Muzyka irytuje, męczy, nie pozwala na spokojne granie, przez co ja sam w pewnym momencie byłem zmuszony ją wyłączyć. Zresztą, posłuchajcie sami:

Dźwięki postaci też są nagrane tak, że są jeszcze głośniejsze od tej muzyki, przez co w ogóle nie da się tego słuchać. Zresztą, odzywki, które miały być w założeniu „śmieszne”, nie bawią, a co najwyżej utwierdzają w wyłączeniu audio na czas gry.

Jakość

PRAWIE DOBRZE

Gra działa płynnie, jak też nie przeciąża zbytnio pamięci komputera (zajmuje w okolicach 1 GB). Niemniej, czasem musiałem czekać na załadowanie poziomu dłużej, niż na dołączenie do gry w Battlefieldzie 1, czy aktualizacji składów w FIFA 18. Jednak, jak już odpali, to raczej się nie zacina, dzięki czemu ten „speedruning” może być jeszcze szybszy.

Ocena

PODSUMOWANIE

Nowy Bubsy naprawdę starał się zmazać wielką skazę, jaka powstała po Bubsym 3D. Widać wiele dobrych pomysłów, które zostały zrealizowane zgodnie z planem, ale ten zawrotny czas rozgrywki nie pozwala na dłuższą interakcję z tytułem. Po skończeniu go nie pałamy żadną sympatią do tytułowego Rysia, a nawet mamy niesmak i jesteśmy zawiedzeni. Może i gra sprawdziłaby się dla dzieci – bo wiadomo, że młodszy użytkownik spędzi trochę więcej czasu przed komputerem; ale jak jest tutaj ktoś starszy, to absolutnie nie polecam.

Paradoksalnie, moim zdaniem jest to najlepszy tytuł z tą postacią w historii serii, ale nadal to nie jest dobra gra. O ile w warstwie wizualnej oraz przy sterowaniu twórcy poradzili sobie w miarę poprawnie, o tyle każdy inny wariant gry jest nieporozumieniem i pstryczkiem w nos dzisiejszego gracza. Ja już pomijam logiczny bezsens wracania do marki, której nikt nie kojarzy po tych 21 latach, ale jak już ogłaszać szumnie powrót, to przynajmniej warto to zrobić dobrze; w przeciwnym razie powstaje właśnie coś takiego jak Bubsy: The Woolies Strike Back.

Bubsy: The Woolies Strike Back
24/50
  • Świat: 5/10
  • Rozgrywka: 4/10
  • Grafika: 7/10
  • Dźwięk: 1/10
  • Jakość: 7/10
Paradoksalnie, moim zdaniem jest to najlepszy tytuł z tą postacią w historii serii, ale nadal to nie jest dobra gra. O ile w warstwie wizualnej oraz przy sterowaniu twórcy poradzili sobie w miarę poprawnie, o tyle każdy inny wariant gry jest nieporozumieniem i pstryczkiem w nos dzisiejszego gracza. Ja już pomijam logiczny bezsens wracania do marki, której nikt nie kojarzy po tych 21 latach, ale jak już ogłaszać szumnie powrót, to przynajmniej warto to zrobić dobrze; w przeciwnym razie powstaje właśnie coś takiego jak Bubsy: The Woolies Strike Back.

Platforma testowa PC

  • Procesor: Intel Core i5-5200U 2.2 GHz (3 MB Cache)
  • Monitor: 15.6 cali Full HD
  • Grafika: NVIDIA GeForce 940M z 2GB VRAM
  • Pamięć: 8 GB DDR3L SDRAM
  • Dysk: HDD 1 TB 5400 RPM
  • System: Windows 10
  • +Reanimacja starej marki
  • +Ładna grafika
  • +Proste sterowanie
  • +Bardzo kolorowa szata graficzna
  • Za niski poziom trudności
  • Bardzo krótka rozgrywka
  • O wiele za duża cena
  • Beznadziejna muzyka i odgłosy
  • Czas ładowania poziomów jest za długi

Jak oceniamy gry?

Bubsy: The Woolies Strike Back testowałem dzięki uprzejmości gog.com, który przekazał nam kopie do recenzji. Więcej informacji na temat gry znajdziecie tutaj.

I to tyle na dzisiaj, trzymajcie się ciepło, ja zapraszam na naszego Facebooka, YouTube, i do uczestnictwa w dyskusji na naszej portalowej grupie. Do zobaczenia!


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Mateusz "Don Mateo" Wysokiński

A imię moje 40 i 4.... witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak".Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *