RogueVania – test gry Dead Cells
Tęsknisz za czasami, kiedy w grze nie było quicksave’a i checkpointów? Podobała ci się seria Dark Souls? Zagrałeś w Cupheada, bo słyszałeś, że jest „trudny”? Jesteś fanem gier roguelike? Dead Cells z pewnością zaspokoi twoją masochistyczną potrzebę dostawania srogiego wycisku od gry! Przygotuj się na jazdę bez trzymanki, bez poduszek powietrznych i z przeciętymi hamulcami. Wysoki poziom adrenaliny i bolesna nauka na własnych błędach, tyle obiecali w opisie swojego dzieła developerzy i dokładnie to udało im się sprezentować graczom.
Kiedy gra poinformowała mnie, że najlepiej grać przy użyciu pada, nie rozumiałem, o co chodzi. Przecież najwygodniej gra mi się na klawiaturze. Potem mnie olśniło. Padem o wiele łatwiej rzucić, kiedy nerwy puszczają po kolejnej nieudanej próbie przejścia tego samego poziomu. Tak, Dead Cells to jedna z tych produkcji, które kochasz i nienawidzisz jednocześnie.
Świat
Świat jest mroczny i pełen wrogów – to najlepsze podsumowanie uniwersum Dead Cells. Nasz główny bohater budzi się w więzieniu (skąd my to znamy) jako nieumarły wojownik (ekhm). Po krótkiej rozmowie ze stojącym nieopodal rycerzem bezimienny protagonista, uzbrojony w zardzewiały miecz i drewnianą tarczę, rusza do walki z hordami przeróżnych potworów. Przemierzając kolejne lokacje o optymistycznych nazwach jak Promenada Potępionych czy Toksyczne Kanały, zbiera złoto i przedmioty, by osiągnąć… no właśnie, co? Nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że wszystko, co napotka na swojej drodze, będzie próbowało zrobić mu krzywdę.
Na pochwałę zasługują tu celowe odniesienia do innych gier (i nie tylko) oraz humor developerów. Bat z Dead Cells do złudzenia przypomina ten z pierwszych Castlevanii, do których przecież gra otwarcie nawiązuje. Sandały Spartiaty pozwalają nam kopać przeciwników i spychać ich z platform ku nieuniknionej śmierci. W celu ominięcia trafienia przez wroga, najlepiej wykonać szybki przewrót w przód, tak jak w znanych i lubianych Soulsach. Takich smaczków jest więcej i bardzo umilają one godziny spędzone na bezskutecznych próbach przejścia kolejnych poziomów.
rozgrywka
Dead Cells to gra czerpiąca wiele z takich serii jak Metroid czy Castlevania. W skrócie, biegamy, skaczemy, siekamy wrogów i giniemy. Oj, często giniemy. Nasza postać może posiadać dwa rodzaje bronie, dwa przedmioty aktywowane (np. granaty, wieżyczki strzelające), jeden amulet oraz miksturę leczniczą wielorazowego użytku. Wszystko to zbieramy w trakcie rozgrywki i tracimy w momencie śmierci, z wyjątkiem uzdrawiającej flaszki, która zostaje z nami na dobre i na złe. Mamy też umiejętności specjalne otwierające nam nowe przejścia, lokacje i skarby. Zdobywamy je, pokonując bossów oraz mini-bossów, i na szczęście one też nie przepadają wraz z przegraną.
Zgodnie z założeniami gier roguelike, śmierć bohatera oznacza grę od początku oraz zmianę układu korytarzy w poszczególnych planszach. Zmienia się również rozłożenie oraz rodzaj broni, przedmiotów i ulepszeń, które znajdujemy po drodze. Dzięki temu za każdym razem, kiedy zaczynamy od początku, dostajemy nieco inną rozgrywkę. Z drugiej strony wymusza to elastyczność w tworzeniu na bieżąco zestawu bojowego z tego, co rzuci nam gra. Nasza postać posiada też trzy statystyki – Brutalność, Taktykę i Przeżycie. Są one istotne dla naszej strategii, gdyż każda z nich daje nam nieco inne bonusy, a podnoszone przez nas części ekwipunku mają określony kolor symbolizujący, która statystyka zwiększa obrażenia danego przedmiotu.
Warto wspomnieć o tym, co w Dead Cells dostajemy za masowe mordy na lokalnej florze i faunie. Przede wszystkim, za pokonanych wrogów dostajemy złoto, które oczywiście w razie śmierci tracimy. Waluta pozwala nam na zakupy w napotkanych sklepach oraz otwieranie płatnych drzwi, za którymi ukryte są przedmioty. Drugim łupem pozostawianym przez przeciwników są tytułowe komórki (cells). Dzięki nim możemy pomiędzy poziomami trwale ulepszyć postać lub odblokować nowe sztuki broni. Nie jest to jednak system grindu i typowego levelowania ułatwiający przejście gry, raczej urozmaicenie rozgrywki poprzez odblokowywanie nowych możliwości strategicznych. Nie ma więc mowy o bezmyślnym farmieniu, by ułatwić progres; zbawić cię mogą tylko własne umiejętności.
Jeśli chodzi o poziom trudności, sami autorzy w opisie gry przywołują symboliczną już serię Dark Souls jako porównanie. Muszę się tu jednak nie zgodzić. Dead Cells jest zdecydowanie trudniejsze. Przeciwnicy są szybcy i brutalni. Gra nie wybacza pomyłek. Walka jest dynamiczna, ciężko narzekać na rutynę, nawet samotny wróg to potencjalne zagrożenie utraty cennego zdrowia, a czasem i życia. Każdy kolejny poziom jest dwukrotnie bardziej zabójczy od poprzedniego, szeregowi wrogowie potrafią wykończyć pasek zdrowia jednym combosem, a system trwałego rozwoju postaci wcale nie daje znaczącej przewagi. O bossach nie wspominam, sami się przekonajcie. Jedyne wyjście to grać, ćwiczyć, eliminować błędy i zaczynać od nowa, raz za razem, godzina po godzinie, aż w końcu uda się dotrzeć do końca.
Na koniec coś dla największych twardzieli, czyli dodatki. Twórcy Dead Cells uznali, że zwykła rozgrywka może nie wystarczyć niektórym graczom, dodali więc system sekretów, achievementów, wyzwań oraz „daily run” do swojej produkcji. Wyzwania możemy podejmować w trakcie rozgrywki. Są to specjalne portale, z którymi czeka nas proste zadanie: pokonaj wszystkich wrogów, dobiegnij do końca, zmieść się w limicie czasu i nie daj się trafić. Bułka z masłem. Daily run z kolei odblokowujemy po pokonaniu pierwszego bossa. Jest to próba czasowa, w której pokonujemy wygenerowany na dany dzień poziom, na koniec którego walczymy ze wspomnianym bossem. Za nasz wysiłek otrzymujemy szansę zapisania się w rankingu dnia jako najlepszy gracz, jeśli okażemy się najlepsi. Chwała jednak nie trwa wiecznie, a każdy dzień to nowe wyzwanie.
grafika
W gatunku roguelike grafika nie ma za zdania zachwycać bogactwem detali czy zapierającymi dech w piersiach krajobrazami – i Dead Cells nie wyłamało się tu ze schematu. Ze względu na specyfikę tego typu gier, warto jednak ocenić funkcjonalność grafiki. Pojawiające się na ekranie postacie zdecydowanie odcinają się od tła, tak jak przepaści i pułapki zaznaczone są wyraźnie i bez wątpliwości. Nie uświadczyłem też problemów z hitboksami czy płynnością ruchów głównego bohatera. Lokacje urządzone są w mrocznym stylu, nie są jednak tak po prostu ciemne, ciężkie i przytłaczające. Wręcz przeciwnie, trzymają klimat i zachęcają do eksploracji.
Dźwięk
Podobnie jak z grafiką, nie ma tu wiele do opisania ze względu na gatunek. Gra nie posiada dubbingowanych dialogów. Muzyka przygrywająca w tle zmienia się w zależności do poziomu i jest dobrana adekwatnie do klimatu lokacji, nie kłuje w uszy i nie jest drażniąca. Dźwięki broni, potworów, umiejętności, skoków itd. są nieco monotonne, spełniają jednak swoje zadanie, dostarczając graczowi spójnych informacji o tym, co dzieje się na ekranie. Podoba mi się też dodanie oddzielnej ścieżki dźwiękowej w czasie odwiedzin w sklepie, pozwala to na odpoczynek i chwilę względnego spokoju w trakcie intensywnej rozgrywki.
Jakość
Gra jeszcze nie jest w finalnej wersji i przy każdym włączeniu ostrzega przed możliwymi błędami (grałem na wersji „Update 4 The Brutal Update”). Przyznam szczerze, że w czasie kilkunastu godzin zabawy tylko raz spotkałem niewidzialną ścianę zamiast budynku, dało się ją jednak ominąć, oraz raz wygenerowany tunel okazał się niemożliwy do przejścia, gdyż postać nie potrafiła skoczyć na odpowiednią wysokość i skończyło się resetem rozgrywki. Poza tym jednak gra działa płynnie, stabilnie, jest oszczędna dla zasobów komputera (0,3 GB RAM-u to nie zużycie w dzisiejszych czasach). Ekrany ładowania trwają po kilka sekund, developerzy zdecydowanie zadbali o jakość techniczną swojego produktu.
ocenaDead Cells to zdecydowanie gra dla twardych zawodników. W czasie rozgrywki prawdopodobnie wymyślisz parę nowych przekleństw, warto jednak poświęcić te kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt godzin, by poczuć radość i dumę z przejścia tego tytułu. Jestem bardzo zadowolony, że dane było mi się z nim zmierzyć. Ciekawi mnie, jak będzie wyglądała ostateczna wersja i o ile trudniejsze mogą stać się nowe poziomy, jeśli zostaną dodane.
- Świat: 8/10
- Rozgrywka: 10/10
- Grafika: 9/10
- Dźwięk: 8/10
- Jakość: 9/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i3-4005U 1.7GHz
- Monitor: 15,6 cali Full HD
- Grafika: NVIDIA GeForce 820M 2GB
- Pamięć: 4 GB RAM
- System: Windows 7 Professional
- +Ogromne wyzwanie
- +Uczciwy system walki
- +Klimat
- +Niewysoka cena
- –Wersja beta
- –Męcząca przy dłuższym posiedzeniu
- –Brak możliwości zmiany poziomu trudności
Chcielibyśmy gorąco podziękować serwisowi GOG.com za udostępnienie nam kopii gry do recenzji.
Jeżeli powyższy tekst zachęcił cię do spróbowania swoich sił w Dead Cells, tutaj możesz nabyć swoją kopię. Życzę powodzenia i wytrwałości, jeśli postanowisz podjąć wyzwanie.
Student, miłośnik gier wszelkiej maści, od FPSów przez survivale po planszówki i gry fabularne. Fan serii Final Fantasy. Uwielbiam: achievementy, współzawodnictwo oraz wyciskanie z gier 105% możliwości.
Pingback: Dandara: Trials of Fear Edition i inne gry za darmo! [Darmowe gry STYCZEŃ #4] - TesterGier.pl
Pingback: The Rogue Prince of Persia – czyli kolejny early access… | Recenzja gry [PC] - TesterGier.pl