RETROMANIAK#28 – JEDI KNIGHT: DARK FORCES II
Dawno, dawno temu, w niekanonicznej już galaktyce lat 90. Lucas Arts robił świetne gry z uniwersum Star Wars. Niektóre z nich były już obiektem moich recenzji, ale zajmie jeszcze trochę czasu, aż opisze dla was ogrom produkcji ze stajni George’a Lucasa. Sztandar Imperium Galaktycznego, Starej Republiki czy Ruchu Oporu niesiony był przez armie developerów i twórców aż do 2012, kiedy to najsłynniejsza gwiezdna space-opera, stała się łupem Disneya.
Wtedy to opowieści, które przez lata budziły emocje, stały się legendami, a „Myszka Mickey” zaczęła budować uniwersum Star Wars od nowa. Po starych czasach zostały wspomnienia w książkach, komiksach, czy grach komputerowych. Z okazji premiery The Last Jedi, chciałbym zabrać was w sentymentalną podróż o 20 lat do tyłu i zobaczyć jak wtedy wyglądały wydarzenia mające miejsce po „Powrocie Jedi”. Nie przedłużając zapraszam was na recenzje Jedi Knight: Dark Forces II.
świat
PERYPETIE KYLE’A KATARNA
Historia, którą dzisiaj się zajmiemy, jest opowieścią jednego człowieka – Kyle’a Katarna. Ten oficer Rebeliantów, odpowiedzialny za wykradniecie planów pierwszej Gwiazdy Śmierci oraz zniszczenie prototypu Czarnych Szturmowców, czyli potencjalnie najmocniejszej piechoty Imperium, po upadku Imperatora chce rozwiązać swoje problemy z przeszłości. Dociera do informacji, o swoim zmarłym ojcu, który pomimo przeżycia rozkazu 66 (dla niewtajemniczonych, był to rozkaz, który został wydany przez Imperatora i zakładał zniszczenie wszystkich rycerzy Jedi w trakcie kształtowania się Imperium Galaktycznego) ginie przez nieznane siły zła. Jak się niebawem okazuje, były inkwizytor Palpatine’a- Jerec, po upadku swojego dawnego Pana, sam ma ambicje na odbudowanie gwiezdnej potęgi. Przy pomocy innych, skuszonych przez ciemną stronę mocy, Sithów zaczyna ekspansje, która może pogrążyć ledwo budzącą się Nową Republikę. Do akcji wkracza więc nasz bohater, który w trakcie tej przygody sam odkryje, że jest czuły na potęgę mocy i będzie miał szanse położyć kres zakusom odradzającym się siłom zła, bądź też samemu pogrążyć się w ciemności, przejąć dziedzictwo Vadera’a i stać się Mrocznym Lordem.
rozgrywka
NIEDOCENIANY REWOLUCJONISTA FPS-ÓW
W końcówce lat 90, FPS-y były stanowczo jedną z najpopularniejszych form tworzenia dla przemysłu growego. Świetne wyniki finansowe Quake’a, Wolfensteina, Duke Nukema, czy Dooma, utwierdzały tylko twórców w słuszności tworzenia takich gier. Niemniej, gdybyście spojrzeli bardziej trzeźwym okiem na tamte legendarne produkcje, były one dosyć odtwórcze i czerpały w większości z modelu, wypracowanego przez Id Software przy produkcji Wolfenstein 3D w 1992 roku. Nawet pierwsza część Dark Forces, której omawiany tytuł jest kontynuacją, czerpał z kolegów po branży bardzo mocno. Wydana w 1997 roku gra, była jednak całkowicie inna. Jako pierwsza pozwalała na celowanie poziome i pionowe oraz używanie miecza świetlnego. Miała dosyć proste sterowanie, możliwość używania mocy, intuicyjne strzelanie, jak też miała zaimplementowane rozczłonkowywanie przeciwników
Nie można tutaj nie wspomnieć o samej przyjemności płynącej z bycia rycerzem Jedi w grze. Po każdym poziomie zyskujemy punkty doświadczenia, które możemy przełożyć na umiejętności. Z jednej strony mamy takie zdolności jak superprzyśpieszenie, superskok, ale z drugiej, kiedy przejdziemy na ciemną stronę mocy, możemy korzystać z takiego inwentarzu jak rażenie piorunami, czy podduszenie. Jak zostać sithem? W dosyć interesujący, ale łatwy sposób, wystarczy, że będziemy zabijać nie tylko atakujących nas przeciwników, ale i neutralnych NPC-ów. Duże uproszczenie? Owszem.
Za to same misje ciężko nazwać jakimkolwiek ułatwieniem. W trakcie naszych perypetii poznamy wiele planet, osobistości i miejsc, które zapadną nam w pamięć na całe lata. Sam, przechodząc to po wielu, wielu podejściach w przeszłości, na potrzebę tej recenzji nie raz i nie dwa, zderzyłem się z nostalgią, jak i doceniłem wielki kunszt twórców w kreowaniu różnorodności każdego z miejsc. Każdy z poziomów jest inny, bardzo nieliniowy i wymaga od człowieka dużej ilości pomyślunku, żeby nie zgubić się w takim labiryncie. Musicie wiedzieć, że elementy platformowe, zawarte w produkcji ocierają się o masochizm i nawet mając doświadczenie z tytułem, często kończyłem swoje życie przygnieciony przez windę, czy spadając w przepaść. Na wielką pochwałę zasługuje także różnorodność przeciwników, oprócz wspomnianych Sithów, mierzyć się będziemy z Tuskenami, Mandalorianami, Szturmowcami, oraz zróżnicowaną ilością ras obecnych w uniwersum. Każdy przeciwnik ma inne bronie, wytrzymałość i technikę walki, a potyczki z bossami mogą być dosyć problematyczne, szczególnie na wyższych poziomach trudności, chyba że odkryje się jeden prosty, domowy trick, który polega na przechyleniu kamery, bieganiu wokół antagonisty i zadawaniu ciosów mieczem świetlnym. Niemniej, akcji nie brakuje i cały czas trzeba mieć oczy szeroko otwarte.
W Jedi Knight, istniała także możliwość rozgrywki online, dzisiaj jednak wszystkie serwery milczą.
GRAFIKA
NIE KAŻDA STAROŚĆ JEST WSPANIAŁA
No i tu po raz pierwszy muszę się pogodzić ze smutną rzeczywistością. Dzisiaj gra wygląda koszmarnie, ale to już jest stanowcza wada produkcji z raczkującego 3D, że nie wytrzymują tak dobrze próby czasu. Wtedy jednak, można było mówić o dużej sensacji. Jakby na to nie patrzeć z perspektywy roku 2017, to te 20 lat wcześniej ta oprawa była po prostu świetna. Pełno kolorów, różnorodnych modeli postaci, jak też możliwość grania w bardziej retro oprawie wektorowej. Kiedy ktoś jeszcze nie miał tej nowoczesnej technologii, mógł sobie i tak pograć, poprzez wybranie w menu opcji, która wyłączała obiekty trójwymiarowe w produkcji. Bardzo ludzkie podejście, na które mało który twórca w dzisiejszych czasach się decyduje. To dzieło Lucas Arts, trzeba po prostu traktować jako etap w rewolucji i obrzucanie z dzisiejszej perspektywy grafiki błotem, wydaje mi się po prostu nieodpowiednie. Wtedy produkcja wyglądała po prostu dobrze i tego się trzymajmy.
Z ciekawszych rzeczy, nie do końca graficznych, mogę dodać, że cutscenki grane były przez prawdziwych aktorów! Owszem, sam poziom wykonania i gry aktorskiej pominę, ale sam fakt, że były to pierwsze ujęcia filmowe z uniwersum Gwiezdnych Wojen, od czasu Powrotu Jedi budowało wtedy wielki klimat produkcji. Samych scen jest całkiem sporo, co dziwi, bo powierzchniowo gra zajmuje 670 MB, także może i są w kiepskiej jakości, ale stanowią interesujący dodatek do całości.
DŹWIĘK
O samej warstwie dźwiękowej , ciężko cokolwiek powiedzieć. Proste odgłosy przeciwników, ściągnięte prosto z oryginalnej trylogii odgłosy przeciwników, blasterów i mieczy świetlnych. Trochę więcej można powiedzieć, o wspomnianych cut-scenkach, gdzie jakość dialogów nagrywana była za pomocą tostera i jakkolwiek słabe te teksty nie są, to ich montaż stoi na jeszcze niższym poziomie. Całość ratuje obecna w tym elemencie muzyka, skomponowana przez Johna Williamsa, która jest po prostu kultowa, niemniej w samej rozgrywce nie występuje, a gdybyście się zdecydowali pominąć przerywniki filmowe po każdym poziomie, to byście jej w ogóle nie usłyszeli. Zmarnowany potencjał, ale przynajmniej nic nie rozprasza w trakcie niesienia sprawiedliwości mieczem świetlnym.
JAKOŚĆ
Dark Forces II doczekało się reedycji na gog.com, co mogłoby sugerować, że gra powinna chodzić płynnie. Cóż, jest tak, ale czasem jest to okupione dużą ilością cierpliwości. Gdy pierwszy raz chciałem uruchomić tytuł i ustawić go na największe możliwe rozdzielczości, jakości i akceleracje 3D, wyłączył się i nie chciał się uruchamiać, nawet poprzez przywrócenie programów do ustawień zgodności za starszymi wersjami Windowsa. Musiałem jeszcze raz go przeinstalować i po powtórzeniu tych ustawień zaczął się minimalizować, niemniej dział.
Na słowo krytyki, zasługiwać może także śmieszna praca kamery, która pozwala oszukiwać Dark Forces. Wiecie, że udało mi się ubić kilku Sithów bez skrzyżowania z nimi miecza świetlnego? Albo, że uderzenie pięścią może być bardziej skuteczne niż seria z blastera? Niestety, takie małe błędy wpływają na samą rozgrywkę, która na niej traci, albo zyskuje, tu już wszystko jest kwestią punktu widzenia.
OCENA
- Świat: 10/10
- Rozgrywka: 8/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 5/10
- Jakość: 6/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i5-5200U 2.2 GHz (3 MB Cache)
- Monitor: 15.6 cali Full HD
- Grafika: NVIDIA GeForce 940M z 2GB VRAM
- Pamięć: 8 GB DDR3L SDRAM
- Dysk: HDD 1 TB 5400 RPM
- System: Windows 10
- +Kyle Katarn!
- +Miecze świetlne i używanie mocy to zawsze argument na plus
- +Dobre, jak na 1997 rozwiązania graficzne
- +Dużo akcji
- +Wyzwanie dla lubiących trudniejsze tytuły
- +Zróżnicowany świat i przeciwnicy
- +Możliwość zakończenia rozgrywki jako Sith, albo Jedi
- +Proste sterowanie
- –Praca kamery
- –Taka sobie stabilność
- –Nieadekwatnie trudne poziomy
- –Dosyć toporne użycie miecza świetlnego
- –Tragiczne cutscenki
- –Niewykorzystany potencjał muzyczny
I to tyle na dzisiaj, trzymajcie się ciepło, ja zapraszam na naszego Facebooka, YouTube’a i do uczestnictwa w dyskusji na naszej portalowej grupie. Do zobaczenia!
A imię moje 40 i 4…. witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak”.Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.