Super Mario Odyssey – nowe szaty króla [recenzja]
Mario, jeden z najbardziej rozpoznawanych facetów w branży gier elektronicznych, jest z nami od ponad trzydziestu lat. W tym czasie zdążył już wielokrotnie ratować świat przed złym Bowserem, ścigać się na gokartach czy chociażby grać w tenisa. Ostatnio jak go widzieliśmy, to w strategicznej grze turowej uwalniał świat od niepokornej istoty wprowadzającej chaos poprzez łączenie ze sobą najdziwniejszych rzeczy jakie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić (Mario Rabbids). Wydane 27 października 2017 roku Super Mario Odyssey to powrót do klasycznych odsłon serii, choć inspirowane Mario 64 niż Super Mario Bros. Czy warto dać mu szansę?
Świat
Fabuła gry jest prosta by nie rzec prostacka. Nasz dzielny bohater raz po raz ściera się z Bowserem. Niestety to starcie nie poszło mu najlepiej i nie dość, że nie udaje mu się pokonać odwiecznego wroga, to jeszcze traci swoją kultową czapkę. Po przebudzeniu się spotyka Cappy’ego. Duszka, który może zmienić się w niemal dowolne nakrycie głowy (teoretycznie nie jest to taki klasyczny duszek, bo zdecydowaną większość jego ciała stanowi kapelusz z oczami, ale wiecie o co mi chodzi). Po krótkiej rozmowie (są dialogi, choć bez dźwięku – tylko pisemne kwestie) panowie szybko dogadują się i postanawiają dogonić złego Bowsera by odzyskać księżniczkę Peach oraz Tiarę – siostrę Cappy’ego. Przyznacie, że nie brzmi to jak wielowątkowa, skomplikowana historia, ale gry z serii Mario zazwyczaj nie skupiają się na intrygującej fabule, a raczej na przemyślanej rozgrywce. Tak też jest tym razem.
ROZGRYWKA
Super Mario Odyssey to na pozór prosta platformówka. Nasz tytułowy bohater potrafi skakać zarówno po platformach, jak i głowach przeciwników. Oznacza to, że niemal każdego wroga możemy po prostu zmiażdżyć. Jednak nie to jest główną atrakcją gry. Nasz nowy przyjaciel – Cappy – dodaje do naszego zasobu ruchów możliwość wcielania się w inne postacie. Wystarczy podejść do przeciwnika i rzucić w niego czapką. Jeśli nie miał nic na głowie to „wcielamy się” w przeciwnika i tymczasowo opanowujemy nowe umiejętności.
Przykładowo kultowe goomby nie ślizgają się na lodzie a żaby znacznie wyżej skaczą. Szybko zauważymy, że zdecydowana większość plansz oparta jest o tę prostą mechanikę. Jak wypada ona w praktyce? Rewelacyjnie! Nie ma nic przyjemniejszego niż wcielenie się w lawową kulkę i spokojne przepłynięcie niedostępnego w innej sytuacji terenu. Dzięki temu plansze stają się znacznie ciekawsze i otwarte dla gracza. Jest co zwiedzać, bo światów jest trzynaście, a każdy z nich to zupełnie inna kraina (lodowa, podwodna czy zwykłe miasto).
GRAFIKA
Od strony graficznej ciężko coś zarzucić Super Mario Odyssey. Piękna, trójwymiarowa grafika wyciska ostatnie soki z Nintendo Switch, ale w zamian dostajemy prawdziwą ucztę dla oka. Niemal wszystko co widzimy jest bardzo cukierkowe i urocze. Niestety z nieznanych mi powód twórcy postanowili część gry zrobić w dość realistycznym stylu, co całkowicie nie pasuje do Mario. Widok wielkiego tyranozaura wzbudza co najmniej zdziwienie podobnie jak normalni ludzie. Wytrąca to gracza z klimatu i nieco niszczy „bajkowość świata”.
DŹWIĘK
Ludzie zajmujący się oprawą muzyczną w Super Mario Odyssey prawdopodobnie założyli się z grafikami, o to, kto wykona lepszą robotę. Spieszę Wam donieść, że tylko o włos przegrali ten zakład. Oprawa muzyczna jest niesamowita. Główny motyw z gry zapada w pamięć niemal od razu, a „Jump Up, Super Star” do dziś nucę sobie w autobusie. Jeśli nowsze aranżacje nie przypadną Wam do gustu, to możecie posłuchać sobie 8-bitowych wersji lub wybrać ze sporej bazy dodatkowych utworów. Dla każdego coś miłego.
JAKOŚĆ
Ciężko mi przyczepić się do Super Mario Odyssey. Gdybym miał wskazać dwie rzeczy, które nie przypadły mi do gustu, to prawdopodobnie był by to tryb wieloosobowy i tzw. endgame. Zacznijmy od tego drugiego. Po ukończeniu głównego wątku gry dowiadujemy się, że możemy nadal zbierać księżyce, które były nam potrzebne w kampanii. Większość z graczy na tym etapie gry będzie miała ich około dwustu co stanowi tylko 1/5 wszystkich. Pozostaje nam więc wrócić się do wcześniej odwiedzonych światów i uważnie je przeszukać. O ile samo szukanie jest dość przyjemne (twórcy gry wykazują wiele pomysłowości w ukrywaniu znajdziek) o tyle nagroda jaką za nasz wysiłek otrzymujemy jest co najmniej niewspółmierna, do czasu jaki będziemy musieli poświęcić.
Jeszcze dziwniejszy jest ryb współpracy. Teoretycznie jeden z graczy steruje Mario a drugi Cappym. W praktyce kamera podąża tylko za tym pierwszym a tym samym ciężko mi stwierdzić dla kogo miałby taki tryb być przeznaczony. Może do grania ze znacznie młodszym graczem? Nie wiem. Co-op wygląda jak wciśnięty na siłę.
OCENA
Super Mario Odyssey to świetna gra zręcznościowa, która pomimo niewielkich wad zasługuje na znalezienie się na liście gier, które obowiązkowo warto przejść na Nintendo Switch. Po prostu przestańcie czytać ten tekst i lećcie do sklepu po swój egzemplarz!
- Świat: 9/10
- Rozgrywka: 10/10
- Grafika: 10/10
- Dźwięk: 9/10
- Jakość: 10/10
Platforma testowa NS
- +To nowe Mario!
- +Chce się do niej wracać
- +Niesamowicie grywalna
- –Co-op wciśnięty na siłę
- –Nieprzemyślany „endgame”