TurtlePop: Journey to Freedom na Nintendo Switch [recenzja]
Witajcie na naszej wyspie! Pełnej miłości, radości i spokoju.
Czy pomożecie nam dotrzeć do magicznego portalu?
ŚWIAT
TurtlePop: Journey to Freedom to gra niecodzienna. Zaczynamy na wielkiej wyspie jako mały żółw. Naszym głównym zadaniem jest oswobodzenie kolegów. Na kilkudziesięciu planszach staramy się znaleźć bezpieczną drogę do magicznego portalu, który pozwala nam na ucieczkę. Stopniowo poznajemy kolejne rodzaje żółwi, które mają swoje unikalne właściwości. Np. pomarańczowa Deephi jest cięższa, co powoduje, że nie może skakać, ale za to doskonale służy jako transporter dla innych, mniejszych żółwi. Gdy cała szóstka (Bebo, Deephi, Slimmie, Smarts, Willis i Sparky the Turtle) znajduje się jednocześnie na ekranie, mamy prawdziwy ból głowy.
ROZGRYWKA
Czy graliście może w Lemmings? TurtlePop dość szybko spodoba się fanom tej gry. Początkowo dość szybko eskortowujemy kolejne maluchy do teleportu na końcu planszy, ale z czasem gra robi się dosyć trudna i musimy się zdrowo nagłówkować, by wygrać. Wielką pomocą okazuje się dodatkowy żółwik latający w balonie. Po naciśnięciu „ZL” tracimy kontrolę nad ratowanymi stworkami, a pod nasze panowanie dostaje się latający przyjaciel. Ten może nakarmić swoich kolegów różnymi rodzajami przysmaków (są niezbędne, by np. Deephi nie spadała jak kamień, a swobodnie opadała przez, co dolecimy znacznie dalej), burzyć przeszkody za pomocą bomb czy dokładać różnokolorowe klocki, do których wrócimy za chwilę.
Gdy gramy we dwóch, jeden z graczy porusza żółwiami, a drugi balonikiem. Daje to pole do niemal nieskończonych kombinacji, choć wszystko zależy od dobrej woli latającego, bo gdy nie chce współpracować, to może nam znacząco utrudnić grę. Wszystkie dodatki zdobywamy poprzez kolekcjonowanie kart. Po przejściu dowolnego etapu dostajemy skrzyneczki, z których wypadają nam karty pozwalające stawiać kolejne budynki (oraz je rozwijać). Niektóre z nich produkują różne materiały, inne zwiększają nam możliwości bohaterów, jeszcze inne po prostu dostarczają nam lokalnej waluty.
System ten wydaje się być klasycznym sposobem na wyciąganie od graczy prawdziwych pieniędzy, ale w tym miejscu mogę was uspokoić. Po zakupie gry nigdy nie zostałem poproszony o wydanie choćby złotówki. To bardziej powód, by regularnie wpadać do gry i poświęcać jej choćby kilka minut dziennie. Nie zapomniano również o gwiazdkach (nasz wynik na danej planszy może być oceniony na maksymalnie trzy gwiazdki), dwóch lokalnych walutach i etapach bonusowych.
Największą zmianą w stosunku do oryginalnych „Lemingów” jest system 3-match. Spieszę wam z wyjaśnieniami. Otóż w niektórych planszach droga do celu zablokowana jest przez wielkie tablice z klockami do dopasowania. Niczym w klasycznym 3-match, układamy je w przynajmniej trój-klockowe grupy, pozbywając się ich z planszy. Wszystko przy nieustannie tykającym zegarze.
GRAFIKA
Od strony graficznej jest mega słodko. Cała gra jest narysowana w prześlicznym, kreskówkowym stylu. Od samego patrzenia można dostać cukrzycy. Jeśli chcecie kupić grę dla młodszego brata lub kogoś, kto niezbyt lubi poważną, trójwymiarową grafikę, to TurtlePop: Journey to Freedom będzie rewelacyjnym wyborem. Dość powiedzieć, że krótka, kilkuminutowa „runda w żółwie” zawsze poprawia mi humor.
DŹWIĘK
Dźwięki w grze nie są idealne. To proste, urocze melodyjki, które wpadają jednym, a wypadają drugim uchem. Kilka minut po ostatniej rozgrywce nie będziecie pamiętali czego tak naprawdę słuchaliście.
JAKOŚĆ
Trudno mi wskazać w tej grze jakiekolwiek wady. Technicznie spisuje się bez zarzutu. Przez kilka godzin, jakie spędziłem z nią podczas testów, nigdy się nie zawiesiła, a czasy ładowań między poziomami wynosiły kilkanaście sekund. Z racji swojej dość prostej grafiki, TurtlePop: Journey to Freedom nie zużywa zbyt wiele mocy konsoli, przez co staje się świetną pozycją na dłuższą podróż pociągiem. W trybie stacjonarnym gra się równie przyjemnie co w trybie przenośnym.
Zdecydowanie najlepszą częścią gry jest tryb wieloosobowy. Wspomniałem już wcześniej o możliwości przejścia całej kampanii w trybie współpracy, ale na tym nie kończy się zabawa. Najprzyjemniejszym jej częścią jest Arena Battle, gdzie jeden z graczy nakłada koronę, a reszta próbuje mu ją ukraść. To taka tutejsza odmiana berka, ale sprawdza się znakomicie i daje wiele radości.
Trochę obawiam się o przyszłość gry. Obecnie nie ma w niej żadnych mikropłatności, ale gra jest zaprojektowana tak, by ich wprowadzenie było niesamowicie łatwe. Mam nadzieję, że twórcy nie pójdą tą drogą. Prawdopodobnie wielu graczy chciałoby ułatwić sobie kolejne etapy, których poziom trudności rośnie lawinowo, więc pokusa wprowadzenia mikrotransakcji jest spora.
OCENA
TurtlePop: Journey to Freedom to sympatyczna, prosta do nauczenia, a trudna do opanowania, perfekcyjna mieszanka Lemmings z grami typu 3-Match. To idealny prezent dla młodszego odbiorcy oraz osób lubiących gry logiczne. Szczerze polecam!
- Świat: 7/10
- Rozgrywka: 10/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 6/10
- Jakość: 9/10
Platforma testowa NS
- +Kreskówkowa, urocza grafika
- +Wciągający gameplay
- +Pozwala wysilić szare komórki
- –Poziom trudności rośnie zbyt szybko
Klucz do recenzji dostarczyła firma DigiPen Game Studios. Dziękujemy!