RETROMANIAK #45 – Donald Duck: Quack Attack
Tak jak wspominałem tuż przed przerwą w moim pisaniu najprawdopodobniej najlepszego cyklu retro w polskim internecie, jakim jest Retromaniak, zabrałem się za emulację gier ze starych konsol.
Żeby za bardzo nie wchodzić w szczegóły, mogę powiedzieć tylko, że dzięki emulatorowi PlayStation 2, Segi Dreamcast czy chociażby Nintendo 64, mogłem przypomnieć sobie wiele wspaniałych i poniekąd już zapomnianych gier. Dzisiaj chciałbym opowiedzieć o odpowiedzi Disneya na Crasha Bandicoota, jaką było Donald Duck: Quack Attack. Zapraszam do lektury!
ŚWIAT
Take Me Down to The Kaczogród City
Donald Duck: Quack Attack (albo jak chciał polski wydawca – Szalone Przygody Kaczora Donalda…) zadebiutowały na rynku w roku 2000. Cała gra poświęcona była pamięci Carla Barksa. Kim był ów jegomość? Takim trochę Stanem Lee czy Jackiem Kirbym dla Marvela – kreatywnym twórcą uniwersum, bez którego komiksy z Kaczorem Donaldem najprawdopodobniej nie miałyby racji bytu. To on w swojej głowie stworzył takie postaci jak Sknerus McKwacz, Diodak, Bracia Be, Magika De Czar, czy też sam wymyślił miasto Kaczogród, w którym po dziś dzień rozgrywają się przygody najsłynniejszego animowanego kaczora.
Niestety, nic nie trwa wiecznie i Barks umarł w wieku 99 lat w 2000 roku. Disney Interactive, które dzisiaj jest już dosyć zapomnianym developerem, postanowiło uczcić pamięć swojego wieloletniego pracownika, twórcę, i chciało umieścić wszystko to, co stworzył w jednej grze. Tak właśnie powstała dzisiejsza gra, która powstała w kooperacji z nikim innym, jak UbiSoftem.
Akcja tytułu dzieje się w Kaczogrodzie, w którym doszło do porwania ukochanej Donalda – Daisy. Nasz uroczy bohater z pomocą mistrza wynalazków, Diodaka, podróżuje po różnych wymiarach w celu znalezienia ukochanej, pokonania złego czarodzieja Merlocka, odwrócenia czaru, jaki ów rzucił na zabawki Hyzia, Dyzia i Zyzia, a także pokonaniu wspomnianej Magiki De Czar i Braci Be. Jeśli ktoś wychował się na gazetce „Kaczor Donald” czy Megagigantach, ten znajdzie tu dla siebie raj, jak też wróci pamięcią do najpiękniejszych chwil dzieciństwa.
rOZGRYWKA
Crash z Disneya
Gra jest typową dla końca lat 90. platformówką. Czemu typową? Wystarczy powiedzieć, że w tamtym okresie ten rodzaj gier miał się naprawdę dobrze. Wspomniany Crash, Spyro czy z krajowego podwórka Kangurek Kao – te wszystkie tytuły łączyła bardzo podobna stylistyka i niestety, ale z biegiem lat muszę przyznać, że dzieło Disneya inspirowało się w dosyć dużym stopniu tym pierwszym. Bardzo podobne projekty poziomów czy powielane etapy z legendarnej produkcji Naughty Dog…
Niemniej gra trzyma swój poziom. Pomimo dosyć błahego sterowania, które sprowadzało się do klawiszy ruchu i dwóch dla ataku i skoku, to produkcja jest dosyć trudna i save’owanie jej wydaje się jedynym logicznym pomysłem. Czemu tak jest? Otóż zaczynamy z pewnym limitem żyć i w momencie zmarnowania go, musimy przechodzić całą fabułę od początku. W tym momencie produkcja jest po prostu bezlitosna i z góry usuwa wszystkie osiągnięcia, jakie mamy. Także ogrywając (przynajmniej wersję na N64), przygotujcie swoje nerwy na nie lada próbę.
O tym, że jest to produkcja wyjątkowa, niech świadczy ilość nawiązań i easter eggów związanych z komiksami Carla Barksa. Oprócz samych postaci, które były wymysłem jego wyobraźni, możemy także przebrać Kaczora Donalda w stroje, które odnosiły się do kultowych i legendarnych opowieści z uniwersum.
GRAFIKA
Ale to już było…
Tak samo, jak typowy jest gameplay, tak samo grafika jest taka. Jak na 2000 rok i możliwości konsoli Nintendo, rzecz nie wypada najgorszej. Owszem, to 3D starzeje się najgorzej i nie jest to żadne odkrycie. Wtedy jednak tak właśnie wyglądała standardowa grafika do gier dla najmłodszych. Disney, który w owym czasie realizował bardzo dużo tytułów, pokazywał podobny silnik, chociażby przy okazji Toy Story 2. O ile dzisiaj patrzenie się na kanciasty ekran może przeszkadzać, to wtedy był to standard. Dlatego uważam, że po prostu z zadania spisano się poprawnie, zachowując jednak pewien bardzo kolorowy charakter komiksowych odpowiedników.
DŹWIĘK
Słynny kompozytor niesłynnej muzyki
O ile gra sama w sobie często porusza się wzdłuż linii easter eggów, to nawet w przypadku oprawy dźwiękowej nie mogło być inaczej. Musicie wiedzieć, że w Ameryce gra sprzedawana była jako Donald Duck: Going Quackers. Czemu jest to takie istotne? Ponieważ nawiązuje do lat 80. i nagranego albumu z muzyką dla dzieci o tej samej nazwie. Pomimo że ścieżka dźwiękowa z gry nie odnosi się bezpośrednio do tego muzycznego wydawnictwa z 1980, to i tak możemy w niej znaleźć wiele nawiązań. Za muzykę produkcji odpowiadał Shawn K. Clement, który w świecie zasłynął jako kompozytor do Buffy: Postrach Wampirów. Niemniej, ze swojej roli spisał się w sposób dobry, dodając zróżnicowaną i melodyjną oprawę dźwiękową do poszczególnych etapów i bossów.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=oOeZ45-2j_8]
JAKOŚĆ
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Produkcja największe swoje problemy ma od strony generalnej dostępności tytułu. Pomimo dystrybucji na wszystkie liczące się w tamtych czasach platformy, to jej zniknięcie może być porównywane do słynnego Złotego Pociągu. Na potrzeby tej recenzji próbowałem znaleźć wersję na PC, jednak po instalacji okazało się, że mam za mocny komputer i nawet próby odpalenia programu w trybie zgodności z Windowsem XP nie pomagały za bardzo. Emulacja PS2 też nie była najlepsza, chociaż najładniejsza graficznie. Zostało mi więc nic innego, jak próba na emulacji Nintendo 64 i wszystko poszło dobrze. Jeśli więc pamiętacie tę grę z dzieciństwa i chcielibyście do niej wrócić, to niestety w grę wchodzą tylko niekonwencjonalne rozwiązania. Tak samo zdobycie tytułu w wersji polskiej może okazać się tak owocne, jak poszukiwanie świętego Graala. Niemniej sam się dziwię takiemu obrotowi rzeczy. Przecież Disney nadal istnieje i mógłby wydać reedycję, patrząc na to, jak ciepło ta produkcja została przyjęta prawie 20 lat temu.
OCENA
This is just a Tribute
Pomimo że gra jest jawnie inspirowana największymi platformowymi klasykami lat 90., to nie ujmuje jej to uroku. Jako odpowiedź na produkcje ukazujące się na PSX-a była urocza, pełna charakterystycznych bohaterów i zabawna. Jeśli ktoś spędził dzieciństwo z komiksami z Kaczorem Donaldem, to jest to tytuł stanowczo dla niego. Nawet dzisiaj znajdzie w nim wiele aluzji, fantastycznego wykorzystania materiału źródłowego i frajdy w dosyć wymagającym poziomie trudności.
- Świat: 10/10
- Rozgrywka: 7/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 7/10
- Jakość: 6/10
Platforma testowa PC/N64
- Procesor: Intel Core i5-6400 2.70GHz
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 960
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 10 Home
- +Najprawdopodobniej najlepiej zrealizowana produkcja z Kaczorem Donaldem
- +Praktycznie dla każdego
- +Znajome postaci i masa easter eggów
- +Świetny tribute dla legendarnego Carla Banksa
- +Kolorowa oprawa graficzna
- –Jest niestety aż za mocno inspirowana Crashem Bandicootem
- –Przestarzała grafika 3D
- –Momentami aż za trudna, nawet na łatwym poziomie trudności
I to tyle na dziś, do zobaczenia za tydzień, trzymajcie się ciepło, ja zapraszam na naszego Facebooka, YouTube, a także do uczestnictwa w dyskusji na naszej portalowej grupie. Na razie!
A imię moje 40 i 4…. witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak”.Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.