RETROMANIAK #55: Escape from Monkey Island – recenzja [PC]
Czołem, Retromaniacy! Witam was po tygodniowej przerwie w najprawdopodobniej najlepszym cyklu z grami retro.
Dzisiaj, dzięki wielkiej uprzejmości firmy GOG, przeniesiemy się w naszym wehikule czasu do roku 2000 i przyjrzymy się jednej z najbardziej legendarnych i kultowych produkcji przygodowych w historii – Escape form Monkey Island. Zapraszam do lektury.
ŚWIAT
HEJ, HA, PAN KOPTER, POLEJ, HEJ, HA, KIELICHY WZNIEŚMY, TO ZROBI DOSKONALE MORSKIEJ OPOWIEŚCI
Dawno, dawno temu w odległej przeszłości sprzed prawie 20 lat LucasArts robiło całkiem niezłe gry przygodowe. Tak, firma, do której należała potężna marka Gwiezdnych Wojen, umiała tworzyć własne, oryginalne pomysły, dosyć dalekie od powielania schematów z dalekiej galaktyki. Wystarczy wspomnieć tylko kultowe Grim Fandango czy omawiany dzisiaj tytuł, który był czwartą częścią przygód najsłynniejszego growego pirata ówczesnych lat – Guybrusha Threepwooda.
Do zwiedzenia z Guybrushem i jego kompanami będziemy mieli Mêlée Island – wyspę, która już istniała w uniwersum serii, a której wybranka serca naszego pirata była gubernatorem. Niestety, ale zbieg okoliczności sprawił, że została uznana przez mieszkańców za zmarłą, a jej posiadłość miała zostać wyburzona. Przed naszymi bohaterami pełna politycznej intrygi, humoru i zwrotów akcji przygoda, w której nie brakuje zapamiętywanych złoczyńców, przerysowania i kilku godzin śmiechu.
ROZGRYWKA
PRZYGODA, PRZYGODA, KAŻDEJ CHWILI SZKODA
Pomimo zaliczenia do klasyki gier przygodowych, to Escape from Monkey Island starało się zatrzeć tę granicę i pozbyć się charakterystycznego dla produkcji ów gatunku kursora. Jak to zrobiono? Postawiono na interaktywność postaci i obracanie się głową w celu wskazywania NPC i obiektów do interakcji – była to jedna z bardzo niewielu przygodówek z rozpisanym sterowaniem nie tylko na myszkę, ale także klawiaturę, a także joystick (ta ostatnia opcja jak najbardziej rekomendowana).
Jeśli jednak niemniej jest to przygodówka, to nie powinno jej brakować najważniejszego elementu, jaki charakteryzuje gatunek, czyli zagadek. Tych nie brakuje, można wręcz powiedzieć, że są na każdym kroku i ich zróżnicowanie jest bardzo duże. Od takich, które są w stanie wywrócić fabułę o 180 stopni i rozbawić, po bardzo uciążliwe i zupełnie niepotrzebne epizody (szczególnie pewne starcie z małpami…). Uważam też, że poziom ich jest bardzo nierównomierny – z jednej strony łatwo przychodziło mi rozwiązywanie kolejnych kłopotów i problemów, a z drugiej musiałem wziąć kartkę papieru, żeby rozpisać sobie logiczne flow. Więc pomimo familijnej otoczki, produkcja potrafi zadziwić także tych doświadczonych wyjadaczy klawiatury.
grafika
CZYSTA ELEGANCJA TRÓJWYMIAROWEGO KLOCKA
Escape from Monkey Island było w swojej dziedzinie istnym pionierem. Nie dość, że wybijało się w sferze omawianej już mechaniki rozgrywki, to jeszcze był jedną z pierwszych gier w prawdziwym 3D. Fani, przyzwyczajeni do pikselozy, narzekali oraz bali się, że projekt nie wypali, co można było odczuć przy ówczesnych recenzjach produkcji. Warstwa graficzna odgrywa tutaj bardzo zintegrowaną role z rozgrywką, więc rozwiązania budziły kontrowersje i emocje, ale powiem, że sprawa się udała. Pomimo przestarzałego jak na dzisiejsze czasy sterowania i interakcji z otoczeniem, to ówcześnie wszystko się sprawdzało i działało w dość zadowalającym stylu. Kolorowe, różnorodne krajobrazy Karaibów, jak też niezapomniane projekty postaci nadają dziełu LucasArts wyraz uniwersalny i pomimo tylu lat na karku, nadal może się podobać, a „plastusiowość” idealnie wpisze się w estetykę i styl gry.
DŹWIĘK
BARWNY SOUNDTRACK BARWNYCH PRZYGÓD
Pomimo małej dbałości o soundtracki w tamtych latach, to muszę przyznać, że ten jest bardzo rozległy. Każdy etap produkcji ma własny, odmienny dźwięk, który w sumie składa się na ponad dwugodzinną ścieżkę muzyczną, która – nawiasem mówiąc – jest bardzo przyjemna. Piracki klimat i lekka, pachnąca tamtym karaibskim światem muzyka bardzo dobrze siada, a poczują się tutaj szczególnie dobrze miłośnicy bardziej egzotycznego brzmienia. Z perspektywy czasu trzeba także pochwalić nagrania dialogów. Ja wiem, że dzisiaj fakt, że warstwa głosowa zgadza się z ruchami ust, jest raczej oczywista, ale wtedy taka dbałość budziła podziw. Sama gra aktorska postaci także przeszła do legendy, świetna robota.
JAKOŚĆ
WESOŁE JEST ŻYCIE STARUSZKA
Pomimo że produkt osiągnął 20 lat na karku, praktycznie nie czuć problemów w sensie stricte rozgrywki. Co prawda, gracz, który gra po raz pierwszy, poczuje się dziwnie w bardzo archaicznej warstwie rozgrywki, ale wszystko jest do przezwyciężenia. Produkcja trzyma się dobrze, nadal jest bardzo grywalna i wciągająca. Dobrze, że GOG postanowił wznowić sprzedaż tego legendarnego produktu LucasArts i gra jest dostępna teraz na wyciągniecie każdej ręki.
OCENA
PODSUMOWANIE
Z recenzjami takich tytułów jak Escape from Monkey Island zawsze mam problem. Z jednej strony jest to klasyk, a z drugiej muszę zwracać uwagę na to, jakby gra została przyjęta w 2018. Mam wrażenie, że to nadal jest bardzo ciekawa propozycja dla graczy, którzy tęsknią za przygodówkami, w których trzeba oderwać się od schematu rozgrywki. Niestety sterowanie się bardzo postarzało, niemniej sam klimat, żarty, poczucie humoru, grywalność oraz historia bronią się po dziś. Nic dodać, nic ująć, moja ocena jest całkowicie zasłużona.
- Świat: 10/10
- Rozgrywka: 9/10
- Grafika: 10/10
- Dźwięk: 10/10
- Jakość: 10/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i5-6400 2.70 GHz
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 960
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 10 Home
- +Istna klasyka platformówek
- +Humor, muzyka, atmosfera, klimat
- +Bardzo dobra, „plastusiowa” grafika
- +Jakość
- +Ciekawa fabuła i innowacyjne rozwiązania rozgrywki…
- –…które są już jednak mocno archaiczne
- –Niektóre zagadki są bardzo trudne, a niektóre zupełnie niepotrzebne
I to tyle na dziś! Do zobaczenia za tydzień, trzymajcie się ciepło; ja zapraszam na naszego Facebooka, YouTube’a, a także do udziału w dyskusji na naszej portalowej grupie. Więcej informacji o omawianej grze znajdziecie na stronie produktu na GOG-u. Na razie!
A imię moje 40 i 4…. witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak”.Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.