Historia lubi się powtarzać…? Call of Duty: Black Ops 2 – recenzja [PC]
Już za parę miesięcy dostaniemy Call of Duty: Black Ops 4, który ma zmienić nie do poznania dotychczasowe oblicze tego cyklu. Z tej okazji postanowiłem cofnąć się o kilka lat, do czasu, kiedy franczyza stała jeszcze pośrodku – między tym, co oferowały pierwsze części, włącznie z Modern Warfare, a tym, do czego zmierzają ostatnie odsłony CoD-a. Na tapetę wziąłem więc drugą część podserii Black Ops od studia Treyarch.
A powrót ten okazał się dosyć przyjemny, acz… tylko na chwilę. O tym, co wytrąciło mnie z równowagi podczas rozgrywki, zapraszam do przeczytania w niniejszej recenzji.
ŚWIATBlack Ops II stanowi pośrednią kontynuację Call of Duty: Black Ops, którego miałem przyjemność recenzować niecały rok temu. Nazwałem go pośrednim sequelem, bo – podobnie jak w pierwszym BO – czas akcji jest rozłożony na kilkadziesiąt lat. Najbardziej wysunięty w przeszłość punkt gameplayu stanowi rok 1986, a po drugiej stronie – 2025 rok naszej ery. Tak, proszę państwa, Black Ops II to pierwszy Call of Duty, który wybiegł tak daleko w przyszłość. W tych dwóch epokach – lat 80. XX wieku i 2025 A.D. – poznajemy wielu bohaterów, zarówno starych, jak i nowych: w grze powracają m.in. Alex Mason, główny protagonista CoD Black Ops, i jego starzy koledzy, czyli Frank Woods i Jason Hudson. Mamy też okazję spotkać, wzorem poprzedniej części, autentyczne postaci, jak Manuel Noriega czy Jonas Savimbi.
Jeśli ktoś grał w część z 2010, to powinien pamiętać, że Mason i spółka w 68′ uratowali świat, powstrzymując tajniaków z ZSRR przed przemianą zimnej wojny w gorący konflikt. Wkrótce agent CIA usuwa się w cień, odpoczywając od niebezpiecznej pracy i zakładając rodzinę. Jednak pomimo odejścia ze służby oraz pewnej stabilizacji politycznej w skali globu, przeszłość nie zapomina o Masonie – wraca on na pola walki, m.in. wspierając mudżahedinów w Afganistanie przed inwazją Sowietów. Podczas jednej z akcji spotyka na swej drodze Raula Menendeza – nikaraguańskiego terrorystę, który w wyniku przyszłych, przykrych okoliczności, zaczyna mścić się, zamieniając życie Masona i jego bliskich, w tym rodziny, w koszmar.
Zgadza się, rodziny, bo tak naprawdę centralną postacią opowieści nie jest Alex Mason, a jego syn, David, którym mamy okazję pokierować w roku 2025. I choć cała historia jest nie mniej interesująca niż w pierwszym Black Opsie – gdzie powiązania między czasami zimnowojennymi a przyszłymi nie wydają się z początku takie oczywiste – i również pełna plot twistów, to jednak świat przedstawiony w sequelu nie przypadł mi za bardzo do gustu. Jest to spowodowane przede wszystkim wizją przyszłości: czyste, sterylne ściany, świecące pierdółki i wszędobylstwo dziwacznych gadżetów przypominają bardziej chore/mokre (niepotrzebne skreślić) sny futurologów z końca ubiegłego wieku, niż to, co prawdopodobnie zastaniemy w rzeczywistości już za kilka lat. Jednak rzeczą, która kompletnie mnie zbiła z tropu, to część pojazdów bojowych: kto, do cholery, używa w roku 2025 bezzałogowych maszyn kroczących!?! Brzydkie to i jeszcze nieporadne – serio, daleko im do wdzięku i pewnego majestatu AT-AT z Gwiezdnych Wojen czy ogromnych botów wojskowych z pierwszego Deus Eksa. Ponadto CoD Black Ops II nie stara się wyjaśnić kulisów politycznych z przyszłości, za bardzo się skupiając się na losach samych Masonów oraz ich przyjaciół i wrogów.
Ostatnim grzechem głównym futurystycznej części gry jest jej stylistyka fabularna – gra momentami próbuje być śmieszna, przez co staje się niepoważna i odrealniona. Strzelanina w rytmie dubstepu czy występ autentycznego gospodarza pewnego amerykańskiego talk-show to tylko wierzchołek góry lodowej… Nie wierzycie? To poczekajcie, aż miną napisy końcowe! (Chyba jedynym dla mnie pozytywnym aspektem roku 2025 jest jeden z naszych towarzyszów, niejaki Mike Harper). Dlatego jestem tak bardzo niezadowolony z małej liczby misji osadzonych w realiach historycznych.
ROZGRYWKA
Pomimo fabularnego skoku serii w przyszłość, Call of Duty: Black Ops II w warstwie gameplayowej na pierwszy rzut oka oferuje to samo co poprzednie części, czyli szybką akcję, oskryptowane misje, masę wybuchów, multum postaci na ekranie oraz patetyczność znaną z hollywoodzkich blockbusterów. Jednak wraz z osadzeniem akcji w nieco odległej przyszłości, pewne mechaniki gry uległy lekkiej zmianie – zarówno w trybie single, jak i multiplayer. Oprócz konwencjonalnego uzbrojenia w postaci wszelakiej maści broni palnej i białej, mamy do dyspozycji bardziej futurystyczny sprzęt: drony, miniaturowe pająki atakujące impulsem elektromagnetycznym czy te nieszczęsne, już wcześniej wspomniane, roboty kroczące. Do tego dochodzą przeróżne dodatki do uzbrojenia oraz polepszenia atrybutów bohatera – to wszystko wybieramy przed każdą misją, mamy więc do czynienia z całkiem bogatą customizacją ekwipunku. Oczywiście nasi przeciwnicy też dysponują zaawansowaną technologią: część z nich jest ubrana w mundur załamujący światło, przez co stają się oni przeźroczyści, niczym filmowy Predator. Na szczęście gracz może się zaopatrzyć w karabin z celownikiem, który ma wbudowany skaner podczerwieni lub też wykrywacz „friend-or-foe” (przyjaciel czy wróg)! Dlatego też, pomimo futurystycznych gadżetów, trudno mówić o spłyceniu czy pogorszeniu rozgrywki pod kątem trudności.
Drugą istotną zmianą względem poprzednich części są tzw. grupy uderzeniowe – zestaw kilku opcjonalnych misji na czas. Ktoś pewnie powie, że coś podobnego pojawiło się już w Modern Warfare 2, jako „Special Ops”. Tyle że grupy uderzeniowe w Black Opsie II są wplecione w samą kampanię, pomiędzy głównymi misjami. Kolejnym ich wyróżnikiem jest to, że oferują widok taktyczny: polecenia żołnierzom i botom możemy wydawać zdalnie, z poziomu bazy dowodzenia, co jak najbardziej przywołuje skojarzenia ze strategiami czasu rzeczywistego. Oraz co najważniejsze, pominięcie tych misji, jak również ich przegrana – a wierzcie mi, o porażkę nietrudno, bo misje te są cholernie trudne – ma wpływ na dalsze etapy gry; podobnie zresztą jak kilka decyzji, które podejmuje gracz w trakcie właściwej kampanii. Nie ma co oczekiwać złożoności dialogów i rozgałęzienia wątków jak w serii Mass Effect czy Wiedźminach, ale miło, że autorzy z Treyarch postawili na nieco mniej linearne doświadczenia płynące z gry.
Co do kampanii [dla pojedynczego gracza] jeszcze, to zaskakuje możliwość wcielenia się w… tych złych. Mowa jednak nie tylko o biernym obserwowaniu wydarzeń z perspektywy antagonisty, ale także aktywnym kierowaniu, wliczając w to strzelanie! Jedno, wielkie WOW! Jeśli natomiast chodzi o słynny już tryb zombie, nie uległ on większym zmianom. I dobrze.
GRAFIKA
Z ocenianiem gier po latach od strony technicznej, a zwłaszcza wizualnej, jest zawsze ten problem, że werdykt może być niesprawiedliwy – nawet gdy różnica między premierą a recenzją wynosi ledwo kilka lat. Nie ma co się oszukiwać, grafika Call of Duty: Black Ops II jak na rok 2012 była dobra, ale nic poza tym – trudno więc oczekiwać, że sześć lat później wrażenia się w ogóle nie zmienią. Dość powiedzieć, że jest to ten sam poziom od czasu pierwszego Modern Warfare – w recenzowanej produkcji nie uświadczy się wielu innowacji graficznych względem poprzedniczek. (Na szczęście już dwie następne części, czyli Ghosts i Advanced Warfare, wniosą serię na wyższy poziom).
Nie ma więc mowy o żadnym regresie – ba, pomimo leciwego wieku IW Engine, grafika w Black Ops II wcale tak źle się nie prezentuje. Trzeba pochwalić przede wszystkim modele postaci i ich animacje, zwłaszcza twarzy. Jedyne, do czego mógłbym się naprawdę przyczepić, to jakość tekstur – niektóre z nich są nieostre, lekko rozmazane. Już nie wspominając o estetyce, jaką kierowali się projektanci poziomów osadzonych w przyszłości.
DŹWIĘK
Zdecydowanie najsłabsza strona omawianego tytułu. Efekty dźwiękowe, co prawda, brzmią poprawnie, ale nic poza tym – są za ciche (grając na głośnikach, musiałem mocno podkręcać regulator) i nie mają takiej mocy. Podobnie jak muzyka. Dotąd w każdym pecetowym Call of Duty, który ogrywałem, przynajmniej jeden utwór ze ścieżki dźwiękowej wywoływał u mnie zachwyt. Do dziś uwielbiam odsłuchać m.in. „Soviet Victory” z Call of Duty 2, „Ranger Lead The Way” z MW2 czy „Brave Soldat” i dżingiel Nazi Zombies z World at War. Natomiast z Black Ops II żaden kawałek nie wpada w ucho i nie zapada w pamięć.
Nie pomogło tutaj nawet zaproszenie takich osobistości jak… Skrillex. Dobrze, że w warstwie audio chociaż dubbing się broni – aktorzy umiejętnie podłożyli głosy pod swoje postacie. Choć oczywiście nie oczekujcie tutaj gry godnej Oskara lub innej prestiżowej nagrody.
JAKOŚĆ
Jako, że od Modern Warfare 2 wzwyż, każdy Call of Duty wymaga klienta Steam, to grając po latach z automatu dostaje się załataną grę. Jak zawsze seria może pochwalić się stabilnym silnikiem, płynną rozgrywką na słabszych konfiguracjach oraz prawie zerową liczbą bugów. I byłaby tutaj dziesiątka, ale niestety Black Ops II zawiesił mi raptem kilka razy komputer – ale to pewnie tylko dlatego, że już dawno nie robiłem porządku – zarówno na dysku, jak i wewnątrz jednostki.
OCENA
Drugi Black Ops wywołał u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, mamy nadal do czynienia z wartką akcją, wciągającą fabułą oraz zróżnicowanymi etapami, w których możemy siąść za sterami różnych pojazdów (a nawet pojeździć konno!). Ponadto cieszy urozmaicenie rozgrywki w postaci swobodnego doboru wyposażenia przed misją oraz pewna nieliniowość fabuły – co tylko po raz kolejny dowodzi tego, że Treyarch nie boi się eksperymentować, chcąc tchnąć w serię Call of Duty życie. Z drugiej strony, futurystyczne etapy mocno mi nie podeszły, tak samo multiplayer nie przypadł mi do gustu. Z innych wad muszę wymienić słabą, elektroniczną muzykę, lekko przestarzałą oprawę graficzną, średnio wyreżyserowane i zmontowane cut-sceny oraz kilka innych udziwnień.
Jeśli mam być szczery, to Black Ops II jest pierwszym CoD-em, przy którym bawiłem się najwyżej dobrze, jeśli nie nawet średnio. Mam nadzieję, że kolejny tytuł z serii – Ghosts, za którego właśnie zaraz się zabieram – okaże się chociaż ciut lepszy.
- Świat: 6/10
- Rozgrywka: 8/10
- Grafika: 7/10
- Dźwięk: 5/10
- Jakość: 9/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i5-4460 3.2 GHz
- Monitor: 17″ LCD NEC LCD170V
- Grafika: nVidia GeForce GTX 950, 2 GB VRAM
- Pamięć: 8192 MB RAM Goodram
- System: MS Windows 7 Home Premium SP1
- Myszka: A4Tech XGame Laser Oscar X750 EF
- Klawiatura: Art
- +Przyjemnie się strzela
- +Nawet wciągająca fabuła, pełna zaskakujących wydarzeń
- +Przełom względem poprzedników, choćby w postaci małej nieliniowości
- +Tryb Zombie nadal daje radę, podobnie jak fragmenty osadzone w latach osiemdziesiątych…
- –…tylko szkoda, że jest ich tak mało
- –Mało przekonująca wizja niedalekiej przyszłości
- –Nudna, mało epicka muzyka
- –Kierowanie pojazdami mogłoby być lepiej wykonane
Z wykształcenia politolog i dziennikarz, z zamiłowania bloger. Oprócz grami, interesuje się także kinem i astronomią. Propagator krytycznego myślenia i poprawnej polszczyzny – czy też, pisząc z duchem języka internetowego: gramatyczny nazista – tak dobry, że może sprawdzić Twoją pracę dyplomową lub inny tekst, a także udzielić korepetycji z WOS-u. Swoje felietony na temat historii, problemów społecznych i memów internetowych publikuje na blogu bednarskiprzemyslaw.pl – tam też można znaleźć szczegóły oferty usług korektorskich i korepetytorskich.