Gry, w których brakuje multiplayera
Jedne to wielkie blockbusterowe hity, nastawione na czystą rozrywkę. Drugie to ponadczasowe komentarze społeczne, pełne artystycznego kunsztu i symboliki. A jeszcze inne to dobre, ale nieszczególnie niczym się wyróżniające tytuły, starające się wyśrodkować dystans między fabułą a akcją.
Tak, gry single-playerowe potrafią być różne. Są to zazwyczaj dzieła zamknięte pod kątem wykonania, kompletne same w sobie, a często wystarczy do tego po prostu zdolność twórców, dająca znośność w finalnym odbiorze gry. Mimo to czasem pozostaje nieodparte wrażenie, że czegoś brakuje… A czego konkretnie? Multiplayera!
Tak jest, to rozgrywka wieloosobowa sprawia, że w elektronicznej rozrywce jest coś niesamowitego, a jednocześnie magicznego. Można by nawet rzec, że jest to wręcz trzon całej gałęzi tego przemysłu IT, bo pierwsze komercyjne tytuły elektroniczne – na czele z Pongiem – stawiały przecież na rywalizację z innym graczem (człowiekiem), a nie maszyną. Jednak jeszcze w latach 70. „multik” wcale nie stał się regułą, a w latach 90. zaczęła się wysuwać na pierwszy plan fabuła i fabularyzacja rozgrywki. Zresztą to opowiadana historia była przyczyną, a jednocześnie skutkiem pewnego trendu na mocno liniowe tytuły, o których niedawno pisałem.
Niestety pewne gry, które były czysto single-playerowymi produkcjami, do dziś pozostają „solowe”… Ale puśćmy wodze fantazji i zastanówmy się, jakie to tytuły zasługują na tryb wieloosobowy, i jak mogłoby to wyglądać. Jeszcze dodam, że chodzi mi o multiplayer w jak najszerszym znaczeniu, tj. obejmujący także kooperację oraz wspólny gameplay nie poprzez sieć, a obok siebie, w „kanapowy” sposób (czyli tzw. gorące krzesło oraz dzielony ekran). Bez zbędnego przedłużania… Oto subiektywno-obiektywna lista 10 tytułów, w których brakuje multiplayera, i który to wieloosobowy tryb dobrze by im zrobił. Zapraszam! (kolejność alfabetyczna).
Call of Juarez: Gunslinger
Gunslinger z 2013 roku to jak dotąd najnowsza i przez wielu postrzegana jako najlepsza odsłona westernowego cyklu od Techlandu. Ostatnia część mocno wyróżnia się na tle pozostałych – wątek rodziny McCallów został porzucony, rozgrywka stała się bardziej zręcznościowa i dynamiczna, a stylistyka lekko komiczna. To również pierwszy CoJ, który został pozbawiony trybu wieloosobowego. I bardzo mi tego brakuje.
I jasne, [że] to kampania fabularna zawsze była mocną stroną serii wrocławskiego producenta. Niemniej przez wiele lat uwielbiałem szybkie pojedynki na rewolwery w pierwszym Call of Juarez (multi w Więzach Krwi nie przypadło mi do gustu), natomiast niesławny The Cartel wprowadził tryb kooperacji. Gunslinger natomiast, ze swoim gameplayem oraz charakterystycznym stylem graficznym, wydaje się ubogi bez gry wieloosobowej. Przyjemny feeling broni, lekko rysunkowa kreska oraz rozgrywka oparta na punktacji i widowiskowych akcjach, przypominająca Bulletstorma czy serię Borderlands, jest wręcz stworzona do rozgrywek sieciowych.
Conflict Desert Storm II
Seria Conflict to obecnie zapomniana marka; ale ja mam z nią miłe wspomnienia – zwłaszcza z pierwszą częścią. Sequel (a właściwie sidequel) Desert Storma zebrał mieszane oceny, ale niemal każdy wskazywał – w tym i ja – że brakuje trybu wieloosobowego. Tym bardziej że w dwójce Pustynnej Burzy gameplay nabrał większej dynamiki i zręczności. W potencjalnym multiplayerze CDS2 mógłby się również pojawić tryb, którego mi bardzo brakowało w oryginalnej odsłonie – kooperacji. Rozgrywka oparta na taktyce i dowodzeniu kilkuosobową drużyną komandosów to wręcz idealna okazja dla implementacji co-opa, a nie tylko drużynowego deathmatchu czy pojedynku na kontrolowanie terenu poprzez flagi.
Multiplayer ominął nie tylko drugiego Desert Storma, ale także Conflict: Vietnam. Tryb wieloosobowy wrócił dopiero w Global Storm, wraz z co-opem, którego brakowało w oryginalnej odsłonie serii.
Gorky 17
Pierwsza część przygód Cole’a Sullivana to jeden z towarów eksportowych na przełomie wieków rodzimej branży growej. To także udana strategia turowa z elementami RPG, wciągającą fabułą i przyjemną rozgrywką. Niestety pozbawiona trybu wieloosobowego. W multiplayerze do Gorky 17 widziałbym zarówno fabularyzowaną kooperację, jak i drużynowe potyczki żołnierzy NATO i Specnazu (Federacji Rosyjskiej). Na nudę nie można by narzekać – szeroki wachlarz broni oraz różne statystyki definiujące bohaterów miałyby niewątpliwie pozytywne przełożenie na wrażenia z multi. A jako że walki przebiegają w turach, to opcja wieloosobowej gry mogłaby być dostępna wyłącznie lokalnie, tzn. przebiegać na jednym komputerze; podobnie jak ma to miejsce w Wormsach.
Grand Theft Auto (uniwersum 3D)
GTA 3 zatrząsnęło ówczesną sceną gier w ogóle, jak i zmieniło oblicze marki Rockstara nie do poznania. Wkroczenie do pełnego trójwymiaru, skupienie się na fabule… długo by wymieniać. Jednak w pewnym miejscu nastąpił też znaczny regres – tzw. generacja 3D, czyli Grand Theft Auto III, Vice City i San Andreas (a także okolicznościowe spin-offy) zostały pozbawione multiplayera. Sieciowy moduł rozgrywki, który umilał czas w klasycznych, „dwuwymiarowych” odsłonach króla sandboksu, powrócił do serii dopiero za sprawą czwartej części z 2008 roku. I tak, wiem, że powstało sporo modów do kultowej już trylogii z czasów PS2 i pierwszego Xboksa – jednak były to nieoficjalne modyfikacje i dodatki, a do tego nie zawsze udane. No i mogli się cieszyć nimi wyłącznie pececiarze. Więc gdzie tu sprawiedliwość?!
Hard Reset
Pierwsza gra polskiego studia Flying Wild Hog, twórców późniejszego rebootu Shadow Warrior, to taki Painkiller, tyle że w klimatach futurystycznych. A jak Painkiller, to znaczy szybka akcja, grom wystrzelonych pocisków i morze wyplutych łusek. Natomiast sceneria przypominająca trochę Łowcę Androidów oraz Ghost in the Shell to miła odskocznia od realiów wojennych, gangsterskich czy fantastycznych. Wielka szkoda, że w reedycji o nazwie Redux również nie znalazło się miejsca dla komponentu wieloosobowego.
Hotline Miami 1 & 2
Kochasz lata osiemdziesiąte, kolorowe, pastelowe światełka, muzykę elektroniczną oraz wizje na haju? To Hotline Miami jest stworzone dla ciebie! Ta arcytrudna gra (a właściwie dwie gry) swym gameplayem może niejedną osobę doprowadzić na skraj załamania nerwowego. A gdyby ginąć i próbować przetrwać nie wśród komputerowych uzbrojonych domowników, do których się włamujemy, a wokół wirtualnych postaci innych graczy? Frustracja może i byłaby mniejsza, ale adrenalina – na pewno nie. Aspekt rywalizacyjny z kolegami w tak pięknie stylistycznej serii, jak gorąca linia Miami, sprawiłby, że oba tytuły byłyby mile widziane na różnych eventach growych, jak i w domowym zaciszu wielu osób. A może by też jakiś co-op w HM? Czemu nie!
Kangurek Kao (seria)
Ktoś tu może się teraz zaśmiać, że przywołuję gry dla dzieci – ale hej, to przecież Kangurek Kao! A jak to się mówi: gimby nie znajo… Tak, w tej legendarnej serii „gierek dla dzieci” nie tylko „boksowaliśmy się” z rozmaitymi przeciwnikami, ale również, od czasu do czasu, mieliśmy okazję rywalizować z innymi zwierzątkami, głównie poprzez wyścigi. I tak, były to frustrujące etapy tych trzech gier, ale powiem wam szczerze, że chętnie spróbowałbym swych sił z kolegą czy nieznajomą mi osobą zza oceanu. Tate Multimedia – jeżeli będzie się brać za kolejnego kangura – wiecie co robić.
Mafia (trylogia)
Growy Ojciec Chrzestny to już klasyka elektronicznej rozrywki. Cała trylogia jest serią ważną w przemyśle gier wideo, i to włącznie z niesławną trójką. Scenariusz, napisane postaci, gra aktorów, ścieżka dźwiękowa – to wszystko przekłada się na wyjątkowość Mafii, godnego konkurenta dla GTA i innych gier gangsterskich oraz sandboksów. Brak tu jednak multiplayera sieciowego, który przedłużyłby znacznie żywot wszystkich produkcji spod tego znaku. Pojedynki mafiosów, ucieczka przed policją, nielegalne pościgi czy fabularny tryb kooperacji – w niemal każdej formule sprawdziłby się potencjalny multiplayer czy to pierwszej, czy drugiej, czy trzeciej Mafii. Co więcej, można znaleźć w tej czeskiej serii mechaniki, które niestety nie rozwinęły swych skrzydeł w kampanii dla pojedynczego gracza. Mam tu na myśli choćby patent z debiutanckiej odsłony, który polegał na możliwości zasiadania w samochodzie jako pasażer i strzelania przez okno z Tommy Guna. W solowej rozgrywce takich okazji mieliśmy niestety mniej niż kilka. A w multiplayerze? No jak znalazł!
Max Payne + Max Payne 2: The Fall of Max Payne
Maksior „Ból” kojarzy się nam przede wszystkim z mrocznym Nowym Jorkiem, klimatem noir, krwawą, osobistą wendettą, komiksem oraz efektownymi strzelaninami w zwolnionym tempie. I być może ta ostatnia rzecz przesądziła o tym, że w dwóch odsłonach Maksa Payne’a zabrakło multiplayera. Ale trójka z 2012 roku od Rockstar Games pokazała, że jednak to możliwe! Klasyczna dylogia to tak świetne gry, że multik w nich musiałby być po prostu skazany na sukces!
Do dwóch pierwszych odsłon Maksa Payne’a powstało wiele modyfikacji – z postaciami z Matriksa, z widokiem FPP, z walką à la Bruce Lee, a nawet z terapią dla arachnofobów. A gdzie multi, ja się pytam!?
A jak sobie wyobrażam tryb wieloosobowy w pierwszej i drugiej części smutnych perypetii nowojorskiego gliniarza? Na pewno klasyczny deathmatch FFA lub drużynowy, ale można by się tu oczywiście pobawić konwencją. Może coś z samochodami? Albo konkurs na największą demolkę otoczenia? Kto wie… Natomiast w The Fall of Max Payne na pewno bym widział także co-op dla dwóch graczy, którzy mogliby wcielić się w Monę oraz tytułowego bohatera.
Najnowsze Wolfensteiny
Seria Wolfenstein to marka mocno związana z gatunkiem FPS oraz tematem II wojny światowej, okraszonej wątkami futurystycznymi i paranormalnymi. Przynajmniej w single-playerze. Za to multiplayer zawsze był przyziemny. Opcja wieloosobowej rozgrywki pojawiła się w RtCW oraz Wolfie z 2009 roku, ale najpopularniejszy komponent sieciowy w tej serii przypada akurat na darmowe, samodzielne rozszerzenie pt. Enemy Territory. Aż dziw bierze, że The New Order oraz kolejne odsłony idą śladem Wolfa3D, porzucając „multika”.
A wielka szkoda, bo eliminowanie nazi-ludzi i nazi-mechów jest przyjemne nawet po zakończeniu II wojny światowej, a brutalność oraz nieraz groteskowa stylistyka aż się proszą o tryb wieloosobowy. Ludzie z MachineGames mogliby albo postawić na stary, sprawdzony multi z RtCW/ET, albo zachować swój własny styl i wizję świata, w którym żyje Blazkowicz. Myślę, że jednak niezależnie od opcji, gra na wiele osób w ostatnich odsłonach legendarnej serii strzelanek byłaby po prostu miodna.
A wy co sądzicie o tej liście? Dodalibyście jakiś tytuł, bądź odjęlibyście? A może macie inną receptę i spojrzenie na udany multiplayer w tych grach, w których go zabrakło? Jak zawsze, podzielcie się z nami w komentarzach – pod tym wpisem, jak i na łamach oficjalnej grupy fanów naszego portalu, czyli Testerzy Gier!
Z wykształcenia politolog i dziennikarz, z zamiłowania bloger. Oprócz grami, interesuje się także kinem i astronomią. Propagator krytycznego myślenia i poprawnej polszczyzny – czy też, pisząc z duchem języka internetowego: gramatyczny nazista – tak dobry, że może sprawdzić Twoją pracę dyplomową lub inny tekst, a także udzielić korepetycji z WOS-u. Swoje felietony na temat historii, problemów społecznych i memów internetowych publikuje na blogu bednarskiprzemyslaw.pl – tam też można znaleźć szczegóły oferty usług korektorskich i korepetytorskich.
Pingback: Stray – recenzja [PS4] - TesterGier.pl
Pingback: RETROMANIAK #129: Worms Armageddon – recenzja [PC] - TesterGier.pl