Mortyr 2 – recenzja po latach [PC]
II wojna światowa. Aliancki komandos działający samotnie na tyłach wroga. Tajna broń Hitlera do zlikwidowania. Cała Europa do przemierzenia. Dużo Niemców, dużo strzelania, dużo wybuchów. Brzmi jak Medal of Honor?
A skądże! Tak można by opisać Mortyra II – sequel kultowej polskiej strzelanki. Jako że w tym roku przypada okrągła rocznica debiutu oryginalnego Mortyra oraz 15-lecie jego kontynuacji, postanowiłem wrócić do tego drugiego tytułu po ponad dekadzie. O wrażeniach z rodzimego „medala” do poczytania niżej.
ŚWIAT
W przeciwieństwie do swojego słynnego poprzednika, Mortyr II: For Ever nie przynależy do gatunku science-fiction (historia alternatywna), a opowiada całkiem przyziemną historię osadzoną w czasie II wojny światowej. Tytułowy bohater – Sven Mortyr (nie mylić z Sebastianem M., protagonistą poprzedniej części) – to szpieg skandynawskiego pochodzenia, działający na usługach Jego Królewskiej Mości. Kontakt aliantów w Norwegii daje cynk, że u nazistów trwają zaawansowane prace nad bronią o potężnej sile zniszczenia. Nie pozostaje nic innego, jak skontaktować się ze wtyczką u Niemców oraz odnaleźć wysokiego rangą oficera niemieckiego stacjonującego w jednej z norweskich wiosek, który podobno posiada istotne informacje nt. Wunderwaffe. Jednak naziści organizują zasadzkę i eliminują wszystkich z czwórki agentów specjalnych, którzy mieli podjąć się tego zadania. Za wyjątkiem jednego – Svena Mortyra właśnie. Tak się rozpoczyna niemal samotna droga po nitce do kłębka, jakim jest rakieta V2, przebiegają przez cztery państwa: Norwegię, Polskę, Jugosławię i Grecję.
W historii nie uświadczymy wielu sensacyjnych scen, dramatycznych ujęć, romansowych dialogów czy nagłych zwrotów akcji. Ba, fabuła jest głupia jak but!, niepozbawiona kilku nielogiczności; za to wyposażona w mało emocjonujące rozmowy i przemyślenia bohaterów oraz finałowa scenę, która… trwa w nieskończoność, i to bez wyświetlenia listy płac czy nawet zwykłej planszy z napisem „Koniec”. Jednak mimo tych sporych niedociągnięć, świat jest najmocniejszą stroną drugiego Mortyra. Już sam fakt realiów drugowojennych – a uwielbiam historię II wojny światowej – zmusza mnie do wysokiej oceny, nie mówiąc o możliwości odwiedzenia całkiem sporej części Europy. Zarówno mroźna i pokryta grubą warstwą śniegu norweska wioska, zielone łąki i lasy w Jugosławii, jak i prawosławny (?) klasztor u podnóża gór w Grecji oferuje ładne widoki i niezapomniany klimat. Gra stylistycznie przypomina połączenie przygód Franka Dolasa, Tylko dla Orłów oraz Parszywej Dwunastki wraz z Return to Castle Wolfenstein i pierwszymi odsłonami MoH-a. Coś jak przeciętne, ale znośne kino wojenne w starym stylu – z przeplatającymi się humorem, powagą i szybką akcją, bez popadania w żadną skrajność.
ROZGRYWKA
Poziom gameplayu w Mortyrze II to kwestia dyskusyjna, nawet dziś. Pozwólcie więc, że zacznę najpierw od wad. W produkcji Mirage Interactive kuleje sporo rzeczy: sztuczna inteligencja przeciwników, kolizja obiektów, sterowanie i celowanie. Największą udrękę, a zarazem zagwozdkę stanowią Niemcy – jedni stoją w miejscu jak kołki, nawet po odniesieniu ciężkich ran, bądź błąkają się po kątach, nie reagując na głównego bohatera; inni potrafią dostrzec gracza z odległości stu metrów i celnie, bez żadnego zmęczenia, wystrzelić w naszym kierunku serię z karabinu automatycznego, wypróżniając cały magazynek… Zaraz, jaki magazynek!? – naziści w ogóle nie przeładowują broni! Ponadto Niemcy potrafią zabić własnych kolegów z oddziału czy nawet siebie samych, jeśli źle rzucą granatem, a ten odbije się od np. sufitu lub framugi. Jeżeli chodzi o strzelanie ze strony gracza, to nie każde użycie pukawki w boju niesie satysfakcję.
No właśnie – broń – i z tym tematem powoli przechodzimy do plusów rozgrywki. Sven Mortyr ma do dyspozycji karabin snajperski Mauser, peem MP40, karabinek FG42, słynne Stielhandgranate i pancerfausta, a nawet rusznicę (karabin) przeciwpancerną model PzB38! Do cichego eliminowania wrogów (pierwsza i przedostatnia misja to etapy skradankowe) służą natomiast nóż, pistolet Luger z tłumikiem oraz wyciszona, eksperymentalna wersja pistoletu maszynowego MP28 z noktowizorem. Oręż różni się pod kątem szybkostrzelności, ciężaru, celności, odrzutu, zadawanych obrażeń, a nawet skórki, w zależności od scenerii; z każdej broni również inaczej się strzela, choć nie każde użycie giwery daje satysfakcję, o czym już wspominałem. Niemniej, do najprzyjemniejszych należy strzelanie ze stacjonarnych karabinów maszynowych MG34. Za pomocą tego całego ekwipunku możemy likwidować nie tylko żywych Niemców, ale także niektóre obiekty oraz większość pojazdów – te nieuzbrojone (ciężarówki Opel-Blitz), jak i uzbrojone (ciężki czołg Maus). Sami naziści także są urozmaiceni, nie tylko pod kątem mundurów.
Mimo że gameplay może wydawać się toporny czy też irytujący, twórcy postarali się o urozmaicenie rozgrywki, i to właściwie przez całą grę, na przestrzeni tych dostępnych jedenastu etapów. Np. pierwszy level stanowi nie tylko samouczek, ale i cichą misję ratunkową. Na następnej mapie mamy za zadanie zniszczyć wrogie działa, w innej misji uratować naukowca, w kolejnej trochę pogłówkować, a w jeszcze innej siąść za sterami śmigłowca Flettner Fl 282 „Kolibri”. I tak, większość z tych urozmaiceń nie należy do przyjemnych – jazda samochodem wyposażonym w MG34 czy spalinową drezyną jest śmiesznie wolna, przez co w trakcie przejażdżki można ziewać z nudów, korzystanie z działa przeciwpancernego bywa toporne, latanie helikopterem frustrujące (a do tego krótkie i nudne – bo maszyna jest nieuzbrojona), a rozgrywka i fabuła – nawet w etapach skradankowych – mocno liniowe. Mimo to, autorów i tak należy pochwalić, że nie odwalili gameplayu na jedno kopyto. I muszę nawet przyznać, że to strzelanie do wrogów w mundurach Rzeszy czasem może sprawiać frajdę, a niektóre misje są widowiskowe i przyjemne, zwłaszcza trzeci rozdział, o nazwie 'Okopy’ – kiedy to lądujemy w, nomen omen, okopach, po stronie niemieckiej. Na ekranie dużo się dzieje, krew i łuski zlewają się z piachem, a z głośników wydobywają się krzyki Wehrmachtu i wybuchy. Normalnie Call of Duty pełną gębą, jak się patrzy! Na całkiem wysoką ocenę w tym segmencie recenzji miał wpływ także tryb wieloosobowy, który miałem okazję przetestować nie raz – i multiplayer jest naprawdę znośny i akceptowalny w pełni, jeśli nie nawet lepszy od trybu dla pojedynczego gracza. Szkoda tylko, że wielu gamerom udostępniono wyłącznie małe, cztery mapy oraz jeden tryb, deathmatch free-for-all.
GRAFIKA I DŹWIĘK
Mortyr II: For Ever, podobnie jak legendarny poprzednik, korzysta z autorskiego silnika twórców. Argon Engine, bo tak się nazywa silnik [recenzowanej gry], korzysta z dobrodziejstw DirectX 8.1 i potrafi nie tylko generować dynamiczne cienie, symulować odbijanie światła, obsługiwać antyaliasing i tworzyć lustra, ale odpowiada także za fizykę obiektów. Niestety dalej już nie jest tak kolorowo. Większość tekstur straciła na ostrości przez te lata, a modele i inne efekty wizualne już nie robią takiego wrażenia jak kiedyś. Odległość rysowania obiektów, nawet na najwyższych ustawieniach graficznych, jest strasznie krótka, przez co gęstą trawę widzimy w odległości najwyżej dziesięciu metrów. Najgorzej chyba jednak wypadają postacie ludzkie – a konkretniej ich animacje. Wirtualni żołnierze nie kłapią ustami podczas rozmów, ich ruchy należą do pokracznych, a rag-doll wygląda… sam nie wiem, czy śmiesznie, czy żałośnie.
Niemniej trzeba przyznać, że całościowo – a zwłaszcza na statycznych obrazkach – gra aż za bardzo nie odstrasza. Biało-zimowe bądź łąkowo-zielone widoki są naprawdę przeurocze! Na ekranie możemy być świadkami kołyszącej się na wietrze trawy, wraz z latającymi obok owadami, albo też padającego śniegu lub deszczu, który osadza się na ekranie monitora. Również ślady butów pozostawione w grubym śniegu, flary świetlne oraz wybuchy potrafią i dziś umilić oko gracza. Największe jednak wrażenie zrobiła na mnie – i dziś, i te kilkanaście lat temu – możliwość stłuczenia większości żarówek oraz zaświeconych lamp i świeczek. Generalnie nie jest tragicznie i w dniu premiery mógłbym wystawić śmiało sześć, jeśli nie nawet siedem oczek za grafikę – w roku pańskim 2019 nie może być to (tu?) jednak więcej niż 4 punkty.
Sfera audio za to kuleje, często upadając. I ledwo się podnosi. O fatalnym stanie świadczą nagrania głosowe… Zarówno dialogi, jak i monologi Mortyra oraz innych postaci są tak fatalne, że… Ach, szkoda, kurde, pisać, szkoda strzępić klawiaturę, naprawdę! (Cóż, całe szczęście, że kwestii mówionych w grze jest mało, ale to naprawdę mało). Audio kiepsko wypada również pod kątem techniczno-technologicznym – nie ma płynnego zanikania dźwięków w miarę zwiększania dystansu (odgłosy po prostu nagle się urywają, ucinają), a do symulacji echa wykorzystano nie skomplikowane algorytmy, a po prostu „spreparowane”, przygotowane już z góry osobne zestawy plików. Słabo, oj, panowie, słabo… Sytuację w udźwiękowieniu Mortyra II ratują tylko niektóre efekty dźwiękowe (np. strzelania, wybuchów itd.) oraz muzyka. Ścieżka dźwiękowa w wykonaniu Tomasza Kurjaty to żadne dzieło sztuki, ale na tle tych nielicznych dialogów wypada naprawdę nieźle, a niektóre kawałki potrafią nawet wpaść w ucho. Mi do gustu szczególnie przypadł utwór o nazwie Monastery.
JAKOŚĆ
Jeden z ostatnich produktów firmy Mirage nie cierpi na błędy, które by uniemożliwiały rozgrywkę. Ale w dniu premiery tytuł był krytykowany za fatalną optymalizację – na konfiguracji zalecanej Mortyr II nawet na średnich ustawieniach potrafił mieć częste czkawki oraz zbyt długie czasy wczytywania map. Dziś, ja na swoim obecnym kompie, mogłem odpalić grę ze wszystkimi opcjami na „high” i spokojnie delektować się rozgrywką w ponad 60 klatkach; ale i tak na jednej z map, w pewnym miejscu, płynność potrafiła zejść chwilowo do 5 FPS!! Oczywiście wydajność silnika to jedno, a inne kwestie związane z programowaniem to drugie. Gra z opóźnieniem wczytuje obiekty, przez co przeciwnicy wielokrotnie będą się nagle pojawiać (a nawet respawnować obok) na naszych oczach, a ich [wrogów] inteligencja, jak już pisałem, leży na samym dnie. Kolizja obiektów nie zawsze działa, co powoduje śmieszne wyrzucanie przedmiotów w siną dal, a nawet nieumyślną śmierć gracza w czasie… wysiadania z tylnej paki ciężarówki. Ponadto denerwuje fakt, że dla naszego bohatera sporo lekkich nierówności terenu jest za wysoka, przez co musi on skakać, by wejść na ten wyższy, ale ledwo widoczny gołym okiem poziom. I ostatnia rzecz – niekiedy pewne efekty, jak cienie czy iskry, potrafią być widoczne, mimo że… są schowane za pagórkiem czy ścianą. Takie artefakty nie utrudniają rozgrywki, ale momentami są denerwujące. Nie wiem też niestety, czy to wynika ze specyfiki silnika graficznego, czy po prostu gra „wariuje” na współczesnych kartach GPU.
OCENA
Mortyr II: For Ever to słaba gra, nie ma co się oszukiwać. Ale nie jest to też jakaś kaszanka, gniot, paździerz, ani metr mułu. To ledwo co przeciętniak, który piętnaście lat temu miał szansę być całkiem zjadliwą i atrakcyjną grą. Niestety słaba optymalizacja silnika, fatalna inteligencja przeciwników, kakofoniczne głosy oraz parę innych, mniejszych upierdliwości zjadły tę grę. O ile pierwszy problem zniknął z czasem, o tyle pozostałe mankamenty pozostały do dziś.
Jeśli chodzi już o moją spowiedź, to muszę przyznać, że pomimo wielu niedoskonałości, mam pewien sentyment do tej gry. Urozmaicenie rozgrywki, bogate lokacje oraz niepowtarzalny klimat – przypominający ten z pierwszej odsłony Mortyra – robią swoje. O ile Akcje Dywersyjne są krótkie, beznamiętne i po prostu nudne, o tyle Mortyr II irytuje swoimi głupotkami fabularnymi, koszmarnym polskim dubbingiem i pewnego rodzaju uciążliwością rozgrywki. Jednak widać, że w produkt, choć finalnie nieudany, włożono wiele serca. Dlatego taka, a nie inna ocena.
- Świat: 6/10
- Rozgrywka: 4/10
- Grafika: 4/10
- Dźwięk: 4/10
- Jakość: 4/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i5-4460 3.2 GHz
- Monitor: 17″ LCD NEC LCD170V
- Grafika: nVidia GeForce GTX 950, 2 GB VRAM
- Pamięć: 8192 MB RAM Goodram
- System: MS Windows 7 Home Premium SP1
- Myszka: A4Tech XGame Laser Oscar X750 EF
- Klawiatura: Art
- +Całkiem nieźle zaprojektowane i urozmaicone od strony wizualnej poziomy
- +Zróżnicowany gameplay
- +Gra nie jest krótka
- +Feeling niektórych broni jest okej
- +Większość soundtracku stoi na przyzwoitym poziomie
- +Nawet ładne menu główne oraz ogólny interfejs gry, w tym HUD
- +Akceptowalny multiplayer…
- –…tylko szkoda, że taki skromny
- –SI przeciwników
- –Koszmarny dubbing (zwłaszcza polski)
- –Momentami za trudna
- –Pewne glitche graficzne i fizyczne
- –Optymalizacja (kiedyś)
Z wykształcenia politolog i dziennikarz, z zamiłowania bloger. Oprócz grami, interesuje się także kinem i astronomią. Propagator krytycznego myślenia i poprawnej polszczyzny – czy też, pisząc z duchem języka internetowego: gramatyczny nazista – tak dobry, że może sprawdzić Twoją pracę dyplomową lub inny tekst, a także udzielić korepetycji z WOS-u. Swoje felietony na temat historii, problemów społecznych i memów internetowych publikuje na blogu bednarskiprzemyslaw.pl – tam też można znaleźć szczegóły oferty usług korektorskich i korepetytorskich.