Bajkowa przygoda w piaskownicy. Supraland – recenzja [PC]
Jak nauczyło nas Toy Story, zabawki też mogą mieć uczucia. A co jeśli zakładałyby rodziny i własne miasta? I do życia potrzebowałyby m.in. wody?
Recenzowana w tym wpisie przygodowa gra akcji próbuje właśnie odpowiedzieć na te niecodzienne pytania. I robi to w świetnym stylu! Zapraszam do lektury recenzji, która mogła powstać dzięki gog.com!
Świat
Pewnego razu Stwórca postanowił stworzyć świat. Umieścił w nim roślinność, przedmioty różnego rodzaju (wkrętaki, kilofy, gumki…) oraz, co najważniejsze, czerwonych i niebieskich ludzików. Założyli oni wioski i rodziny, lecz niestety stosunki między nimi nie były najlepsze. Z czasem Czerwoni dostrzegli, iż ich źródło wody wyschło i naturalnie zrzucili winę na wrogów. W tym miejscu pojawia się nasz główny bohater – syn Króla/Królowej wioski, który zostaje wysłany w niebezpieczny świat, by dotrzeć do Niebieskich i odzyskać wodę.
Tak wygląda historia gry. Jak widzicie, przypomina bajkę dla dzieci i głównie dla nich jest przeznaczona. Supraland idealnie nada się dla młodszych osób, nie ma tu krwi, a język jest prosty. Gorzej z poziomem trudności samej rozgrywki, ale do tego wrócę później. Jednak nie myślcie, że stary koń nic tu nie znajdzie – nie jest to prostolinijna przygodowa gra akcji, a bardziej (jak zresztą sam autor mówi) miks Portala (i innych mu podobnych) z Zeldą i Castlevanią. Jednak nie uprzedzajmy faktów.
Rozgrywka
Rozgrywkę najlepiej opisuje ten wykres. Najważniejszymi elementami są eksploracja, zagadki i walka. Rozbijmy je na czynniki pierwsze.
Eksploracja
Zwiedzanie mapy jest najlepszym elementem gry. Świat jest sporawy oraz aż cieknie sekretami i zakamarkami. Do dyspozycji dostaniemy 172 (!) mniej lub bardziej ukrytych skrzynek z ulepszeniami do naszych gadżetów i samego bohatera. Ważne jest, by zaglądać praktycznie wszędzie – do jaskiń, na skały, a nawet poza mapę. Po drodze warto zbierać monety (kupimy za nie upgrade’y w sklepach porozstawianych po piaskownicy), a także wyglądać za mocno ukrytymi trupami Czerwonych, którzy zawsze do czegoś nawiązują (np. do Vault Boya).
Wspomniane ulepszenia są bardzo przyjemnie przemyślane. W skrzyniach i kramikach możemy znaleźć boosty do zdrowia, regeneracji tegoż, obrażeń zadawanych przez nas i większe szanse na trafienie krytyczne. Czasami dostaniemy też gadżety, które pomogą przy odkrywaniu kolejnych znajdziek – np. buty, które niszczą niebieskie deski lub zdolność skakania po kaktusach, które normalnie nas ranią. I tak działa cała gra – badamy każdy segment mapy, znajdujemy nowy przedmiot, używamy go do odkrycia nowych zakamarków. Przypomina to gatunek metroidvanii, co nie?
Tak dochodzimy do łyżki dziegciu w tej mlekiem i miodem płynącej krainie. Backtraking jest niezwykle męczący. Choć od razu muszę nadmienić, że twórca pododawał wyskoczenie i rury teleportacyjne, ale chodzi mi bardziej o rozmiar samej mapy. Tereny są często strasznie puste i rozdzielone na mniejsze. Odnogi prowadzą do kolejnych odnóg, więc po pewnym czasie jesteśmy kompletnie zagubieni tam, gdzie już byliśmy. Troszkę pomagają tabliczki informacyjne, jednak wskazują drogę tylko do kilku rejonów mapy.
Zagadki
Nie odstąpią od nas co krok. Cała gra (nawet walka z bossem) to jedna wielka łamigłówka. Chodząc po świecie, co rusz natrafiamy na włączniki, przełączniki, guziki i zamknięte drzwi. Niektóre środowiskowe zagadki nie zawsze można rozwiązać od razu. Dla przykładu, nie przeskoczymy nad przepaścią, bo nie mamy podwójnego skoku. Przypomina to poziomy z gier Lego – nie zrobisz misji na 100% za pierwszym razem, bo twoja postać nie umie czegoś zrobić. I właśnie ci z was, którzy uwielbiali maksować legódkowe światy, odnajdą się w Supraland w trymiga.
Łamigłówki mają bardzo różny poziom trudności. Do połowy gry są tak łatwe, że nie zwracasz zbytnio uwagi, co trzeba zrobić. Gorzej jest później, gdy gadżetów jest o wiele więcej i musimy łączyć ich zastosowania. Jednak główną przeszkodą rozwiązywania zagadek jest słabe wprowadzanie w nowe reguły gry oraz silny nacisk na spostrzegawczość. Dajmy taki przykład – mamy broń, która strzela zielonymi kulami. Przycisk wskazuje, że musi być ona koloru czerwonego. Każdy wtedy pomyśli, że być może da się ją pokolorować w specjalnej maszynie (chyba najbardziej pospolita z zagadek w grze). Jednak takowej maszyny nie ma pobliżu. Co robisz? Strzelasz inną bronią do kulki i zmieni się wtedy w czerwoną.
Co prawda twórca pododawał NPC, którzy często dają rady, to jednak niewiele nam mówią („wszystko masz, to nie jest takie trudne!”). Jednego z gadżetów musiałem nauczyć się sam, bo tutorial typu „lewym strzelasz, prawym przyciągasz, powodzenia” nie uczył praktycznie niczego. Narzekam na to, bo młodzi gracze mogą mocno zagubić się w gąszczu mechanik i ostatecznie porzucić grę. Jednak, żeby nie było, że narzekam – jestem zaszokowany, jak dużo pomysłów miał twórca. Każdy segment to zabawa z czymś innym – raz porzucamy piłką, raz będziemy tworzyć mikstury, innym razem podrobimy karty dostępu i tak aż do końca gry i jeszcze dalej.
Walka
Całe szczęście, że jest jej tak mało… System walki jest zrobiony na doczepkę, choć spełnia swoje założenie. Głównym narzędziem jest drewniany miecz, którym uderzamy szybciej, niż nie jeden karabin wystrzeliwuje pociski (albo jak skomentował jeden recenzent – jak kosiarka). Poza tym zadaje największe obrażenia. Jest też „pistolet” i kilka dodatkowych broni, które praktycznie się nie nadają do walki, bo są diabelnie wolne. Przeciwników jest z 5 rodzai, od szkieletów i łuczników, kończąc na wielkich wulkanicznych golemach. Najgorsi są ci ostatni, bo kładą nas często na dwa uderzenia i turlają się po mapie. Dodajmy jeszcze, że przeciwnicy się odradzają. Czasami uświadczymy całą chmarę wrogów, przy której nasz Rambo-ludzik z maszynowym mieczem nic nie jest w stanie zrobić i szybko przywita się z ekranem „nie żyjesz”. Na szczęście śmierć nie zabiera nic, prócz naszego honoru i czasu.
GRAFIKA I DŹWIĘK
Supraland jest napisany na silniku Unreal Engine 4, więc całkiem świeżym. Oznacza to, że developerzy mogą poszaleć suwakami, dodając efekty świetlne czy odbicia. Nie inaczej jest tutaj – oprawa jest dość prosta, ale dzięki mocy UE4 robi duże wrażenie. Sporo obiektów ma tutaj odbicia, światło dynamicznie oddziałuje na powierzchnie, a sztuczki w renderowaniu mapy ukrywają niedoskonałości. Same tekstury są całkiem ładne, a sam styl gry naprawdę daje radę – prosty, bajkowy, ale przyjemny.
W oglądaniu dzieła (S)twórcy przeszkadza jednak potężna głębia ostrości, którą można na szczęście wyłączyć. Zresztą, widzicie na screenach, że praktycznie nie widać tła. Lekko zepsuty jest też kontrast świateł – albo coś jest za ciemne, albo za jasne (różowe kryształy aż smażą nasze oczy).
W kwestii audio nie mam zbyt dużo do powiedzenia. Dźwięki są zapewne pobrane z internetu, a i tak niewiele ich jest. Muzyki zresztą też; ta włącza się tylko czasami, więc przez sporą część gry jest wręcz głucho. Za to doceniam piosenkę „Warum, Warum”, grającą z okazji napisów końcowych.
Jakość
Supraland stworzyło studio Supragames, czyli Niemiec David Münnich z pomocą kilku znajomych. Ta sama ekipa zrobiła wcześniej Supraball, polecam sprawdzić, tym bardziej że jakiś czas temu przeszła na model F2P (to taki Rocket League, ale z piłkarzami i wyrzutniami piłek). Zważając na to, że grę zrobiła praktycznie jedna osoba, nie mogę wytykać niedoskonałości. Bo jednak Supraland ma ich kilka – tutaj utkniemy, tam fizyka zwariuje, coś się zglitchuje, a mapa ma parę luk i niedokończonych projektów. Jednak jeszcze raz powtórzę – rzadko kiedy zdarza się tak rozbudowana produkcja, przy tak małej ekipie. Do tego autor nie pozostawił swojego dziecka na pastwę losu, wypuszczając całe setki patchy, kilka w ciągu tygodnia (przynajmniej na Steamie i do lipca).
Muszę jednak nadmienić parę rzeczy. Niewiele dobrego mogę powiedzieć o optymalizacji. Choć gra działała mi względnie dobrze, to przy większych lokacjach lub bitwach klatki szalały. Zdarzyły mi się też poważne ściny. Nie jest to zbytnio szybka gra, więc ilość klatek da się wybaczyć. Denerwuje za to reset lokacji po wyjściu z gry. Dajmy na to, że musimy przenieść jakiś przedmiot z innej części mapy. Gdy dojdziemy z nim do celu i wyłączymy grę, wszystkie rzeczy wrócą do pierwotnego stanu (oczywiście poza znajdźkami i ulepszeniami). Dlatego warto zrobić wszystko na danym obszarze, zanim zakończymy zabawę. Na koniec pochwalę polską wersję językową, która jednak nie jest idealna – natrafiłem na nieprzetłumaczony dialog, a nazwa jednego bossa brzmiała Rattle hag, zamiast (jak mówią sami NPC) „Kościany rycerz”.
Ocena
Supraland może nie być grą dla każdego. W przygodzie gumowego ludzika odnajdą się głównie ci, którzy uwielbiają zaglądać w każdy zakamarek mapy i rozwiązywać różnorodne łamigłówki. Na pewno nie mogę polecić fanom np. Call of Duty, bo gra nie jest liniowa, a system walki jest śmiechu warty. Jednak jeśli szukacie spokojnej, logicznej produkcji, przy której chcecie się zrelaksować i po prostu pochodzić po świecie, przy okazji rozwiązując zagadki – to jedyna gra w swoim rodzaju. Jeśli nie jesteście pewni co do kupna, polecam demo gry! Czekam na już zapowiedziane DLC i ufundowany przez fanów sequel!
- Świat: 9/10
- Rozgrywka: 9/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 7/10
- Jakość: 8/10
Platforma testowa PC
- Procesor: AMD FX 6100 3.30 GHz
- Monitor: Samsung SyncMaster 961BW
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 660
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 7
- Myszka: TRACER Fairy Black RF NANO
- Klawiatura: Mechaniczna Tracer
- +Godziny spokojnej eksploracji i rozwiązywania zagadek
- +Ogromna ilość znajdziek i ulepszeń postaci
- +Niezła grafika
- +Jak na tak mały zespół – dobrze zrobiona technicznie…
- –…choć silnik gry nie domaga
- –Potworny system walki
- –Dużo pustych rejonów mapy, w których łatwo się zgubić
- –Słabe wytłumaczenie zasad gry i nowych zagadek
Humanista, pasjonat historii i języków obcych (przede wszystkim angielskiego) oraz j. polskiego. „Pececiarz” od urodzenia, choć posiada obydwie kieszonsolki Sony. Spokojny człowiek, który lubi pisać to, co czytacie :P.
Pingback: Supraland, Assassin's Creed Origins i inne gry za darmo! [Darmowe gry CZERWIEC 2022 #3] - TesterGier.pl