Dałem Need For Speed drugą szansę. Było warto? – Recenzja po latach [PC]
Need for Speed sprzed pięciu lat to gra wyścigowa ze zręcznościowym modelem jazdy. Została stworzona przez studio Ghost Games i wydana przez Electronic Arts; produkcja miała swoją premierę w listopadzie 2015 r. na konsolach PlayStation 4 i Xbox One, zaś na PC ukazała się w marcu 2016 r. na platformie Origin.
Zapowiedź Need for Speed od razu rozbudziła moje nadzieje na powrót serii do tzw. „złotej ery”. Jest to termin używany przez fanów marki, którzy nazywają okres przypadający na lata 2003-2006, kiedy to swoje premiery miały gry o podtytułach Underground (obie części), Most Wanted (recenzja Mateusza) oraz Carbon. To właśnie te części są do dzisiaj uważane za najlepsze odsłony serii.
Sam uważam Underground 2 za jedną z najlepszych gier komputerowych, w jakie kiedykolwiek zagrałem. Po części pewnie przez pryzmat nostalgii, którą we mnie wzbudza, ale też po części dlatego, że to po prostu bardzo dobra gra. Powrót do nielegalnych nocnych wyścigów i ogromu możliwości tuningu samochodów, a do tego nowoczesna oprawa audiowizualna – ta wizja nowej (pięcioletniej już) odsłony serii od razu chwyciła mnie za serce.
Od Need for Speed z 2015 roku jednak się odbiłem. Bardzo nie spodobał mi się model jazdy, było za mało ikonicznych samochodów, a sam produkt był mocno niedopracowany. Poczułem się wtedy mocno zawiedziony. Teraz – “na chłodno” i po prawie pięciu latach od premiery (czterech od ukazania się wersji na PC) – postanowiłem dać tej odsłonie drugą szansę. Czy było warto? Zapraszam do recenzji.
ŚWIAT
W Need for Speed wcielamy się w bezimiennego mężczyznę i wkraczamy na scenę ulicznych wyścigów w Ventura Bay. Poznajemy grupkę pasjonatów motoryzacji, z którymi zaczynamy się spotykać i ścigać. Już od pierwszych przerywników wideo, charakter i temperament każdego z naszych nowych znajomych jest dla nas bardzo wyrazisty (Amy, Robyn, Manu, Spike i Travis). Szybko poznajemy też ich motywacje oraz preferowany styl jazdy.
Ventura Bay jest w moim odczuciu miastem o wystarczającej wielkości. Może wydawać się małe, jednak jest dosyć zróżnicowane – przejedziemy się tu zarówno po ulicach przedmieść, jak i szerokich autostradach czy krętych, górskich drogach. Miasto ma także kilka miejsc charakterystycznych i niektóre z nich naprawdę zapadają w pamięć (np. South Port Bridge).
Komunikacja z innymi postaciami, monitorowanie postępów oraz przeglądanie mapy odbywa się w interfejsie na wzór smartfona. Ukończone wyścigi są też komentowane przez innych kierowców (sterowanych przez komputer) na platformie podobnej do Twittera. Takie „wpisy” znajdziemy także na ekranach ładowania – tutaj zawierają one wskazówki odnośnie rozgrywki. Uważam te akcenty za ciekawe rozwiązanie, dodające klimatu całej produkcji i osadzające ją w naszej kulturze.
Klimat świata jest budowany także przez obecność w grze osób nieodłącznie kojarzonych ze sceną motoryzacyjną. Mam na myśli postacie takie jak np. Ken Block, które także ścigają się po ulicach Ventura Bay.
W Ventura Bay nie spodobały mi się źle zaprojektowane drogi, a przecież to dość istotny aspekt gry wyścigowej. Wiele zakrętów i skrzyżowań ma bardzo niekorzystnie rozplanowany przebieg i fatalnie rozmieszczone statyczne elementy otoczenia – tak, że zamiast szybko przez nie przejeżdżać, musimy uważać na słupy energetyczne czy zbędne barierki. W grze zręcznościowej, jaką Need for Speed jest, drogi powinny być zaprojektowane jak jeden wielki tor wyścigowy. W tej odsłonie ma się wrażenie, że niektóre trasy były stworzone tak, aby irytować gracza i zmuszać go do jak najczęstszego podziwiania ekranów kraksy.
ROZGRYWKA
Model jazdy w Need for Speed to rzecz, która odrzuciła mnie przy pierwszym podejściu do produkcji. Liczyłem na wrażenia płynące z prowadzenia auta przynajmniej podobne do tych z części ze „złotej ery”. Niestety – jak to mówią – nadzieja matką głupich. Byłem srogo zawiedziony. Wracając do gry na potrzeby recenzji postanowiłem, że spróbuję zwalczyć swoje fanowsko-nostalgiczne oczekiwania do tej odsłony serii; że dam jej szansę na równy start.
Podszedłem więc teraz do Need for Speed z dystansem i nawet zdarzały się chwile, kiedy grało mi się przyjemnie. Jednak były to jedynie momenty. Ogólnie rzecz biorąc – model jazdy dawał mi takie wrażenie, jakbym jeździł po szynach. Przypomnę tylko: samochody nie jeżdżą po szynach. Do tego kiepska mechanika Brake to Drift. Dla jasności – uważam, że w częściach Hot Pursuit (reboot z 2010) czy Most Wanted (reboot z 2012) ten model driftingu był wykonany bardzo dobrze, ale w recenzowanym Need for Speedzie coś nie zatrybiło. Rozumiem jednak, że casualowym graczom mechanika Brake to Drift nawet w takim (gorszym od poprzedniczek) wykonaniu może się podobać. Ja, za całokształt modelu jazdy, daję tej części Need For Speed duży minus.
W Need for Speed stajemy przed pięcioma drogami rozwoju. Do ukończenia gry i tak musimy skończyć je wszystkie, ale taki podział historii był dla mnie dobrym rozwiązaniem. Wątki, a zarazem rodzaje stawianych przed nami zadań, dzielą się na:
— Amy – Tuning;
— Robyn – Ekipa;
— Manu – Styl;
— Spike – Prędkość;
— Travis – Bezprawie.
W miarę przechodzenia kolejnych misji, jesteśmy coraz bliżej spotkania z ikoną danej dziedziny i wzięcia udziału w wyścigu z nią. Dla przykładu: wspomniany wcześniej Ken Block jest ikoną Stylu. Po ukończeniu danego wątku możemy zdobyć samochód jego ikony – te prowadzą się zaskakująco dobrze i obudziły we mnie poczucie otrzymania faktycznie dobrej nagrody.
Bardzo podobało mi się, jakie samochody mamy do wyboru na początku gry – Civic Type-R, Mustang Foxbody i BRZ Premium. Są to modele dosyć łatwo dostępne, a zatem prawdopodobne jest, że znalazłyby się w posiadaniu początkującego miłośnika wyścigów samochodowych (zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych). Właśnie takie szczegóły budują ten bardzo dobry klimat ulicznych wyścigów. Reszta pojazdów budzi we mnie mieszane odczucia. Znajdziemy tu kultowe samochody sceny tuningowej (np. RX-7 Spirit R, Skyline, Supra) oraz kilka nowszych modeli ulicznych zabawek (np. Focus RS, Impreza WRX STI, M2 i M4). Uważam jednak, że pojazdów tej klasy jest zdecydowanie za mało. Do tego, bardziej ekskluzywne modele (supersamochody) nie są na tyle zróżnicowane, na ile mogłyby być.
Tuning wizualny jest zdecydowanie bardziej rozbudowany, niż w poprzednich częściach Need For Speed – za to duży plus. Tylu opcji przerabiania naszych samochodów nie mieliśmy chyba od części zatytułowanej World z 2010 roku (a to aż pięć lat!). Ilość możliwości zmiany poszczególnych części naszej maszyny jest niestety uzależniona od niej samej – niektóre samochody mają bardzo dużo części zamiennych, inne (zwłaszcza supersamochody) bardzo mało. Ogólnie, tuning nie jest na poziomie części ze „złotej ery”, ale ja i tak byłem bardzo zadowolony. Podczas tuningowania samochodów zabrakło mi tylko możliwości swobodnego poruszania kamerą z poziomu wybierania określonej części. Bardzo fajną nowością w serii jest strojenie zawieszenia (stance tuning), chociaż w moim odczuciu daje trochę za mały zakres możliwości. Ulepszenia osiągów dają nam faktycznie poczucie ulepszania naszego samochodu i odblokowują nam opcje dostosowywania go. Nie jest to poziom hamowni z Underground 2 ani tuningu z dwóch części Shift, jednak mamy wpływ na najważniejsze aspekty prowadzenia naszej maszyny. Ogromny plus dla Need for Speed z 2015 należy się za bardzo wygodny i przejrzysty edytor wrapów. Praca nad oklejaniem samochodu jest dzięki niemu bardzo prosta i przyjemna.
Pościgi w Need for Speed to nieśmieszny żart… Wozy policyjne bardzo łatwo zgubić, a wykonanie niektórych misji z wątku Bezprawie wymaga nie lada cierpliwości. Najpierw trzeba znaleźć jakiś radiowóz (mimo zaznaczonych na mapie posterunków, stoją obok nich tylko czasami), a potem przez np. 5 minut (bo tyle jest potrzebne do zaliczenia misji) pilnować jadący za nami wóz, żeby się przypadkiem nie zgubił… Nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem pościgów w tej serii, ale to, co zobaczyłem w Need for Speedzie, było jakąś błazenadą. Oryginalny Most Wanted – gdyby nie żył dalej w sercach fanów – przewracałby się w grobie… Jedyne, co mi się spodobało w kontaktach ze stróżami prawa, to trwałe blokady drogowe. Byłem zaskoczony, że policja mogła na czas pościgu kompletnie zamknąć jakąś drogę, zmuszając gracza do zawrócenia. Akurat to się twórcom udało.
Fatalnym aspektem rozgrywki jest wymuszenie stałego dostępu do internetu. O niepraktyczności tego rozwiązania świadczą chociażby moje problemy z Need for Speedem podczas tworzenia tej recenzji. W jeden deszczowy wieczór mój radiowy odbiornik Internetu dał pogodzie za wygraną. Mi urwało wyścig, w który właśnie brałem udział i tej nocy już nie było mi dane się więcej ścigać. Innym razem natrafiłem na powtarzający się problem w jednym z wyścigów – gra za każdym razem, w dokładnie tym samym momencie, zawieszała się. Rozwiązaniem okazało się przełączenie rozgrywki z innymi graczami na sesję samodzielną w opcjach gry (sesję samodzielną, która nadal wymaga połączenia z internetem, wrrr). Przez wymuszenie stałego dostępu do internetu nie ma też możliwości zapauzowania gry (np. w celu zrobienia szybkiej notatki do recenzji; wrrr intensifies).
Główny wątek w Need for Speedzie zamknąłem w ok. 15 godzin, na 44. poziomie (ostatnie ulepszenie samochodu odblokowuje poziom pięćdziesiąty) i z 78% ukończenia całości produkcji. Brałem udział tylko w wyścigach wymaganych przez misje, więc zostało mi ich jeszcze kilka do odhaczenia. Na dodatek: po zdobyciu 25 poziomu odblokowujemy Eddie’s Challenge, czyli serię 15 wyścigów, po ukończeniu których możemy zdobyć samochód Eddiego z pierwszej części Underground (Nissan Skyline GT-R V-Spec). Moim zdaniem całkiem miły ukłon w stronę fanów, tym bardziej że nie jest to płatne DLC. Po ukończeniu gry dostajemy także dostęp do trybu Prestige, w którym czeka na nas 41 wyścigów z trybu kariery z podniesionym poziomem trudności. Jak na moje oko, to po prostu mocno leniwe zagranie ze strony twórców i sztuczne wydłużanie rozgrywki, ale jeśli komuś nie przeszkadza powtarzanie tras, to zapewne będzie się dobrze bawił.
Innym sposobem na wydłużenie rozgrywki są znajdźki: darmowe części samochodowe, miejsca do „kręcenia bączków” oraz dwa rodzaje punktów widokowych. Te darmowe części nie mają dla mnie żadnego sensu, ze względu na to, że możemy znaleźć części do określonych modeli aut (możemy ich po prostu nie posiadać).
GRAFIKA I DŹWIĘK
Używałem wysokich ustawień graficznych, rozdzielczości 1920 × 1080, SSAO oraz TAA (niektóre opcje grafiki były okupione kosztem chwilowych spadków płynności obrazu z 60 do 50-45 fps). Need for Speed wygląda świetnie – tekstury są bogate w szczegóły, odbicia w kałużach robią wrażenie, a modele samochodów wyglądają znakomicie. Czasem musimy chwilę poczekać na załadowanie się tekstur grywalnych pojazdów (przy włączeniu gry) oraz felg (przy ich wyborze podczas tuningu), jednak mi to nie przeszkadzało.
A teraz, pora na plot twist: Need for Speed wygląda też okropnie. Skąd te dwie skrajne opinie w jednej recenzji? Gra jest rozmyta i niewyraźna. Żeby nie wydłubać sobie oczu z poirytowania dyskomfortem wywołanym tym problemem, korzystałem z opcji wyostrzenia obrazu w nakładce GeForce Experience. Szukając informacji o tej niedogodności w internecie, natrafiłem na kilka wątków na różnych forach, których założyciele opisywali ten sam problem. „Rozwiązaniem” okazało się wyłączenie TAA. Jeśli ta technika antyaliasingu uniemożliwia komfortową rozgrywkę, rozmywając obraz (co jest bardzo męczące dla wzroku), to dlaczego nie została naprawiona w aktualizacji lub usunięta? Duuuży minus.
Za bardzo duży plus Need for Speed uznaję przerywniki filmowe. Pod względem ich jakości i scenografii nie mam nic do zarzucenia – same pochwały. Do tego ujęcia z żywymi aktorami i naszym komputerowo wygenerowanym samochodem w tle zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Kiepskie dialogi oraz na siłę i do przesady „młodzieżowy” scenariusz pozostawiam bez dłuższego komentarza – uznaję, że taka była wizja twórców i odtwórców ról. Jednym może się to podobać, innych irytować, jeszcze innych bawić i wprowadzać w pozytywny nastrój.
Dźwięk jest zrealizowany dobrze, a odgłosy samochodów są przekonujące. Grze, która nie jest realistycznym symulatorem, w zupełności wystarczą. Warto wspomnieć także o muzyce. Więc wspominam: jest. Żadnych hitów, które chodziłyby mi po głowie dniami, żadnych irytujących piosenek, przez które wyłączałbym dźwięk. Utwory pasują do klimatu imprez i nocnych wyścigów. To tyle.
Jeśli w grach wideo zwracacie szczególną uwagę na muzykę, zapraszam was do posłuchania przeczytania artykułu Łukasza:
JAKOŚĆ
Ocenę jakości Need for Speed zacznijmy od okropnie długiego ekranu wczytywania przy uruchomieniu gry. Wynika on pewnie z wymuszenia stałego dostępu do internetu: gra – musi nas zalogować na serwerze, my – musimy czekać, i czekać, i czekać… Dodatkowo nie możemy rozpocząć rozgrywki w samotnej sesji. Jeśli chcemy tak grać, to musimy wejść do gry z innymi użytkownikami, wygrzebać z opcji grę samemu i ponownie odczekać swoje na ekranie ładowania.
Jednym z największych mankamentów Need for Speeda jest niedopracowanie. Chociażby sytuacje z pogodą i porą dnia (a raczej porą nocy), które potrafią zmienić się momentalnie, czy problemy z kamerą, pracującą w taki sposób, że nie widzimy drogi, tylko nasz samochód. A to jedynie drobnostki – tak na rozgrzewkę. W Need for Speedzie doświadczymy także różnych błędów, które potrafią nas rozgrzać do czerwoności. Pod koniec wyścigu nie wczytała mi się mapa, nie miałem już szansy wyhamować i spadłem w bezdenną otchłań. Samochód przyczepił mi się do jakiejś niewidocznej krawędzi – kraksa. Nie wczytali się przeciwnicy i wyścig, w którym liczy się czas jednego okrążenia, przejechałem sobie sam. Przynajmniej udało mi się, jakimś cudem, ustanowić najlepszy czas. 🙂
Muszę wspomnieć jeszcze o okropnie niezbalansowanej sztucznej inteligencji, a przez to o nierównym poziomie trudności. Mimo że grę określiłbym jako łatwą, to niektóre momenty w poszczególnych wyścigach były okropnie trudne. To za sprawą sztucznej inteligencji właśnie. Czasem jesteśmy na przedzie już po pierwszym zakręcie, a czasami przeciwnicy jadący obok nas dostają nagłego przypływu mocy i uciekają daleko do przodu, tak mniej więcej przed ostatnim zakrętem. Czasem zostawiamy ich w tyle tak, że znikają z minimapy, czasem musimy kilka razy powtarzać dany wyścig, bo nie udało nam się wygrać.
PS Przytoczone wyżej sytuacje nie są jednorazowymi incydentami!
OCENA
Need for Speed – gra wyścigowa ze świetnym klimatem nielegalnych wyścigów i średnio zrealizowaną rozgrywką. To twór stojący jedną nogą na szerokiej autostradzie świetnej oprawy audiowizualnej, drugą na szutrowej i dziurawej drodze marnej jakości pozostałych elementów produkcji. Jeśli chcemy zanurzyć się w świat nocnych wyścigów i tuningu, musimy zaakceptować ten rozkrok, w którym ta część kultowej serii się znalazła.
- Świat: 8/10
- Rozgrywka: 6/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 8/10
- Jakość: 4/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i5-6400 3.30 GHz
- Grafika: ASUS Strix GeForce GTX 960 4 GB
- Pamięć RAM: 8 GB DDR4 2133 MHz
- System: Windows 10 Pro 64-bit
- Kontroler: Sony DualShock 3
- +Świetny klimat nocnych wyścigów
- +Znakomita jakość przerywników filmowych
- +Szczegółowe modele samochodów
- +Powrót tuningu wizualnego
- –Bardzo specyficzny model jazdy
- –Źle zaprojektowane drogi
- –Wymuszenie stałego połączenia online
- –Policja wciśnięta na siłę
Głównie interesuje się grami wideo, ale poza tym także technologią, motoryzacją i mediami audiowizualnymi. Jest fanem gier wyścigowych, nie lubi skomplikowanych strategii i horrorów. Na co dzień studiuje dziennikarstwo na UWr.
Pingback: Need for Speed Unbound – recenzja [PS5] - TesterGier.pl