Cruelty Squad – recenzja [PC]
Minął już ponad rok od wydania dziwacznego tworu fińskiego studia Consumer Softproducts. Czy gra nadal zasługuje na naszą uwagę?
Mowa o tytule, który zadebiutował jeszcze w formie early access w styczniu 2021 roku. Produkcja, początkowo odbierana jako nieśmieszny i niezrozumiały żart, zyskała skromną grupę oddanych fanów. Pomimo zrywów popularności – spowodowanych zachwytami zagranicznych recenzentów oraz odważną krytyką kapitalizmu – nigdy nie udało się grze (i jej twórcom) przedrzeć do mainstreamu. Co jest tego powodem?
Cruelty Squad po prostu nie robi dobrego pierwszego wrażenia. Jest jak dziwny i niepokojący kolega z klasy, którego omijaliście na korytarzu szkolnym w czasie przerw. Jednak przy bliższym poznaniu okazuje się, że jest to ciekawy i interesujący facet. Art design jest tutaj niestety sitkiem, które mogło przesiać zbyt wielu potencjalnych odbiorców. A przecież nie szata zdobi człowieka; tak jak niektórych gier nie zdobi oprawa graficzna. Czy pod względnie odpychającą warstwą wizualną może kryć się wartościowa zawartość?
ŚWIAT
Poza niecodzienną stylistyką – lore to najciekawszy aspekt recenzowanego Cruelty Squad. Świat osadzony jest w przyszłości, w której władza korporacji już dawno wyprzedziła swą siłą i wpływami takich graczy politycznych jak państwa czy rządy. W miarę postępu technologicznego okazało się, że ludzie są w stanie obejść problem śmierci niskim kosztem. Tak, w tym świecie możliwa jest rezurekcja. Na papierze brzmi to dobrze, w praktyce zaś doprowadziło do nihilistycznego podejścia egzystencjalnego społeczeństwa. Pozbywając się czynnika ryzyka śmierci, okazuje się, że pewne rzeczy – do których motywowałby czas pozostały nam na tej planecie – nie zostaną przez niektórych wykonane nigdy.
Osoby, które miały już okazję ograć Cyberpunk 2077, mogą zwrócić uwagę na to, że przedstawiony świat jest podobny. Późny kapitalizm, który pod obietnicą lepszego jutra, okazuje się brutalnie przeliczać człowieczeństwo i jego atrybuty na czysty zysk. Z tą różnicą, że wizja przyszłości w Cruelty Squad nie jest wizją ugrzecznioną. Jest obrzydliwa i swojej obrzydliwości się nie wstydzi. Taka zaleta gier tworzonych przez twórców niezależnych – mogą oni pozwolić sobie na więcej.
Mało za to (o)powiedziane jest o głównym bohaterze. Poznajemy go wtedy, kiedy zmienia swoje dotychczasowe zatrudnienie, po przerwie spowodowanej załamaniem nerwowym. Z organizacji zwanej SEC Death Unit przechodzi on do tytułowego Cruelty Squad (CS). W porównaniu do, tej wcześniejszej, CS jest organizacją prywatną, zajmującą się fizycznym karaniem osób, które nie wywiązały się z umów zawartych z korporacjami.
ROZGRYWKA
Cruelty Squad jest taktycznym FPS-em. Dostajemy wytyczne od naszego przełożonego, wybieramy swoje wyposażenie i zaczynamy misję. Naszym zadaniem jest eliminacja celu – a częściej kilku, nie jednego. Grę przejść można szybko: patrząc na filmiki ze speedrunów, które jeszcze nadal nie gwałcą tak mocno mechanik gry, finisz może zająć tym bardziej pośpiesznym graczom kilkadziesiąt minut. Ja w grze spędziłem około 30 godzin. Jak to możliwe?!
Wszystko przez ogromny replay value. Każdy wybór broni i ekwipunku wymusza na nas inną strategię rozegrania poziomu, a levele mają swoje sekrety, i to nie byle jakie. Takie, jakby chciano oddać hołd shooterom z lat 90., w których, by znaleźć znajdźkę, trzeba było po omacku, przytulając się do każdej ze ścian, wciskać klawisz interakcji z otoczeniem. Tak, w recenzowanej grze nikt nie prowadzi nas za rękę. W pierwszym zleceniu zwróciłem uwagę na drzwi, które kryły się za wysoką siatką drucianą. Nie byłem w stanie przeskoczyć jej jeszcze przez długi czas, aż w końcu uzbierane fundusze pozwoliły mi na kupienie ulepszenia o nazwie gunkboosters, dzięki któremu mogłem używać podwójnego skoku. Drzwi skrywały przedmiot, który okazał się kluczowym elementem kolejnej tajemnicy, już w jednej z końcowych lokacji. Taki design zachęca do eksploracji, ale jednocześnie do niej nie zobowiązuje.
A jak ze spluwami? U każdego fana kanału YT „Forgotten Weapons” pojawi się uśmiech. Owiany już legendą bezłuskowy H&K G11, a także HK MP5 z nietypowym magazynkiem bębenkowym, radziecki SKS (którego siła rażenia skaluje się wraz z tym, ile środków posiadamy ulokowanych w inwestycjach) – to wszystko znajdziemy w grze. Oczywiście nie zabrakło również broni futurystycznej, takiej jak pistolet, który BEZPOWROTNIE psuje DNA przeciwnika. A może preferujesz ciche podejście? Do wyboru jest wytłumiony karabin snajperski, a z dodatkową pomocą przychodzą cyber-bio-ulepszenia. Dzięki grappendiksowi, który działa jak grappling hook z najnowszego HALO, dostaniesz się na dach budynku, gdzie uzyskasz najlepszą pozycję strzelecką. Chyba że wolisz podejście frontalne, agresywne? W takim razie proponuję połączenie MG42 i pancerza, stworzonego z tkanki żywej (który, trzeba zaznaczyć, delikatnie psuje widoczność). Przez te 30 godzin, ile miałem pomysłów, to tyle wprowadziłem ich w życie, bo taką możliwość zaserwowali mi twórcy.
GRAFIKA I DŹWIĘK
Na pierwszy rzut oka grafika jest odrażająca. Wygląda, jakby została stworzona przez młodego studenta grafiki komputerowej na zaliczenie przedmiotu, w ramach edgy żartu. Jaskrawe, mocno kontrastujące ze sobą kolory. Tekstury niskiej jakości, które nie pasują do przedmiotów, które pokrywają. Włączając grę po raz pierwszy, czułem się zaatakowany nawet przez menu główne. „Oho, twórcom chyba w ogóle nie zależy, żebym w to zagrał”, pomyślałem. Po wczytaniu pierwszego poziomu nie mogłem zrozumieć, czemu ramka otaczająca mój ekran jest tam już tak na stałe. Wskaźnik zdrowia, większy od głowy przeciwnika i dziwnie pulsujący, zasłaniał mi kluczowe punkty pola widzenia. Brzmi jak idiotyczne zarządzanie HUD-em, prawda?
Grając dalej, zorientowałem się, że autor zdecydował się na taką stylistykę posiadając konkretny zamysł. Po pierwsze: ma ona wywołać przeciążenie sensoryczne i uczucie niepokoju. Po drugie: każdy kolor, każda ramka, tekstura czy dźwięk mają tutaj znaczenie, na które trzeba wpaść samemu. Nawet bezużyteczne zdanie sformułowane przez jednego z NPC-ów o tym, że rozdzielczość 640 × 480 jest błogosławieństwem, nie jest tak naprawdę bezużyteczne. Początkowy szok i chaos, jeżeli tego chcemy – i poświęcimy kilka chwil – staje się nową harmonią, która o dziwo wciąga. Zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że ramka informuje nas o poziomie trudności. A zielona masa z napisem LIFE (lub fioletowa z DEATH)? Nie powiem, bo nie chcę zdradzić za wiele.
Wyobraźcie sobie człowieka ze średniowiecza, który znalazł się w maszynie do podróżowania w czasie, i ląduje w teraźniejszych nam czasach. Stawiając pierwsze kroki, doznaje szoku – wszystko wygląda… odpychająco i niezrozumiale. Lasy zamieniono na ogromne, neonowe i krzykliwe bilbordy reklamowe; zamki na niezliczoną ilość wielkich brył o kształcie sześcianów; a konie na dziwne machiny, które poruszają się według dotychczas nieznanych zasad fizyki. Tak jak człowiek z przeszłości został wrzucony w niezrozumiałą dla niego przyszłość i jej estetykę, tak gracze tu są wrzuceni w świat, którego nie mogą, a wręcz nie mają możliwości (ze względu na charakter czasu) pojąć pod względem wizualnym.
Dopełnieniem nietuzinkowej grafiki musi być odpowiednio nietuzinkowa muzyka. I to udało się autorom. Nasuwającym się skojarzeniem, pod względem vibe’u, jest tutaj momentami soundtrack z Hotline Miami. Z tą różnicą, że OST do Cruelty Squad została stworzona specjalnie do gry. Jest dziwna, jest elektroniczna, a momentami kakofoniczna. I to nadal pasuje i nie zaburza spójności świata, który tylko z pozoru wydaje się niespójnym!
JAKOŚĆ
OCENA
Czemu w 2022 roku tak mało osób kojarzy tę wyjątkową grę? Moim zdaniem dlatego, że Cruelty Squad nie walczy desperacko o atencję graczy. Nie pomagają również nieintuicyjne rozwiązania gameplayowe oraz stylistyka, której bliżej do sennego koszmaru, spowodowanego wysoką gorączką, niż do czegokolwiek, co mieści się w kanonie obrazów przez ludzi pożądanych. Dobra sztuka obroni się zawsze; o ile ktoś do niej najpierw dotrze.
Cruelty Squad to jedna z najciekawszych gier, które dane było mi odnaleźć pod koniec tamtego roku, a także bardzo dobry shooter – który nie dość, że spodoba się wielbicielom gier takich jak DOOM, to przypadnie do gustu też fanom skradanek. Na Steamie jest do kupienia za 71,99 zł. Gdyby cena była wyższa – sugerowałbym czekanie na promocję. Z obecną śmiało mogę powiedzieć, że zakupu możecie dokonać już teraz i nie będziecie żałować. Oczywiście, jeżeli dacie sobie (oraz grze) odrobinę czasu na wzajemne poznanie się.
- Świat: 8/10
- Rozgrywka: 7/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 8/10
- Jakość: 8/10
Platforma testowa PC
- Procesor: AMD Ryzen 5 3550H
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 1650
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 10 Home
- Monitor: 22 cali BenQ G2220HDL
- Myszka: Natec Magpie
- Model laptopa: ASUS TUF Gaming FX505D
- +Level design
- +Liczba broni
- +Świat i jego spójność
- –Większy potencjał na rozbudowę fabuły, który nie został wykorzystany