RETROMANIAK #76: Tokyo Xtreme Racer 3 – recenzja [PS2]
Gra, której Need For Speed: Underground mógłby czyścić buty – gdyby nie to, że… nie została wydana w Europie. Jak ściga się po tokijskich autostradach w 2022 roku? Odpowiedź brzmi: szybko i zaskakująco dobrze. Recenzja Tokyo Xtreme Racer 3 po latach.
Japońskie gry i ich wydawnictwo od zawsze rządziły się swoimi własnymi prawami. Tym bardziej boli więc fakt, że wiele świetnych gier, zasługujących na sukces – sukcesu często nie osiągały, a już na pewno sukcesu dużych miar. Świetnym przykładem może być seria gier Yakuza, która należyty rozgłos w naszym kraju zdobyła zdecydowanie zbyt późno, uwzględniając datę premiery części pierwszej. Recenzja Tokyo Xtreme Racer 3 pokaże, że w tym przypadku może być podobnie.
Jak jest z TXR 3? Czy jest to produkcja niszowa, skrojona tylko i wyłącznie pod fanów anime takich jak Initial D i Wangan Midnight, czy też jest to tytuł, który zwojowałby cały świat, gdyby tylko dano mu należytą szansę? Mam nadzieję, że recenzja Tokyo Xtreme Racer 3 będzie wyczerpującą odpowiedzą na to pytanie. Retromaniacy – dzisiaj wkraczamy do świata nielegalnych, improwizowanych wyścigów samochodowych, które były zmorą niejednego japońskiego policjanta i inspiracją dla świata popkultury.
Świat
Zacząć warto od przytoczenia sytuacji, która miała miejsce w latach 90. naprawdę. W Japonii założono stowarzyszenie miłośników nielegalnych wyścigów, które tworzyli bogaci przedsiębiorcy. Funkcjonowało pod nazwą MidNight Club. Grupa ta ścigała się nocami, głównie po jeszcze nieoddanych do publicznego użytku, świeżo wybudowanych autostradach, w celu wyłonienia najszybszego kierowcy. Co ciekawe, kierowali się również swoim własnym kodeksem, a najważniejszą z zasad było niesprawianie zagrożenia dla osób postronnych.
Niestety, w 1999 roku doszło do poważnego wypadku, którego skutkiem było oficjalne rozwiązanie ekipy. Pozostało zapisanie się na kartach historii i stanie się ogromną inspiracją, z której ludzie czerpią do dzisiaj. Nie wspominam o tym przypadkowo: Genki – czyli producent gier, który w 2003 roku stworzył TXR 3 – można powiedzieć, że przełożył tę historię prawie że jeden do jednego. To znaczy: może niekoniecznie z tragicznym wypadkiem – ale za to z pięciem się po szczeblach „kariery” sceny ulicznej, tworzeniem własnej legendy oraz dominacją wszystkich innych grup. I to wszystko za pomocą naszego mocno przerobionego samochodu.
Jest to trzecia część z serii. Tym razem, oprócz samego Tokio, lądujemy na terenie Osaki oraz miasta Nagoya. Po raz kolejny pokażemy dotychczasowym bossom, gdzie jest ich miejsce, i przypomnimy o tym, kto jest największym specjalistą za kółkiem. To nie walka o bycie Most Wanted, bo tych fur i tak nie dogoniłaby policja – to walka o szacunek i uznanie. To pojedynki honorowe, przypominające kruszenie kopii, a nie zabawa dla dzieci w kotka i myszkę.
Rozgrywka
Król może być tylko jeden
W Tokyo Xtreme Racer 3 nie driftujemy, nie robimy zbędnych okrążeń po wyznaczonym torze, czy też nie robimy zbędnej pokazówki – w centrum naszego zainteresowania będą improwizowane walki uliczne, najczęściej jeden na jednego, które inicjujemy za pomocą mignięcia długimi, znajdując się tuż za przeciwnikiem. I to tak naprawdę wszystko: wybieramy miejsce, w którym zaczynamy naszą przejażdżkę, i startujemy, by się ścigać. Brzmi dosyć prymitywnie, ale zapewniam – prymitywnie nie jest; oj, zdecydowanie nie jest.
System ten jest zrealizowany naprawdę porządnie i z głową. Po pierwsze, chodzi o to, żeby znaleźć prawidłowych przeciwników samemu. W menu głównym mamy listę rankingową ekip, które rządzą [na] danym terytorium. Musimy wytropić członków, a potem, po kolei, ich dopaść – tak, by na samym końcu wyeliminować również lidera. A gdy pozbędziemy się liderów wszystkich ekip – czekać na nas będzie szef rejonu, któremu zdecydowanie nie podoba się nasz progres.
Po drugie, mamy do czynienia z lekką mechaniką hazardową. Nasza każda wygrana zwiększa mnożnik wygranej, a po dużej serii zwycięstw pieniądze na naszym koncie rosną coraz szybciej. Z tym że oczywiście twórcy znaleźli prosty, acz genialny w swojej prostocie sposób na utrudnienie nam życia. Otóż, zupełnie jak w rzeczywistości, nasze auto zaczyna się przegrzewać (zarówno olej, jak i woda), a opony tracą stopniowo przyczepność. Cały czas musimy pilnować wszystkich kontrolek i podejmować decyzję: ścigać się dalej, czy zjechać do pit stopu i dać naszej maszynie odpocząć?
Ricer vs. tuner
Czy może też zjechać do garażu i ją ulepszyć? Maniacy starszej japońskiej motoryzacji dostaną ślinotoku niczym pies Pawłowa, gdy zobaczą, czym dane będzie nam kierować. Toyota, Nissan, Mazda czy Mitsubishi – wszelkie legendarne marki samochodowe są tutaj obecne i czekają na nasze pieniądze. Jedyne czego (niestety) może brakować to marek, które produkują superauta – uwzględniając szczególnie Porsche, które było w rzeczywistości niedoścignionym królem japońskich autostrad. Co prawda, dostajemy Gemballa GTR 750, które jest nielicencjowanym odpowiednikiem, ale szczerze mówiąc – wolałbym oryginał.
A wydawanie pieniędzy na zakup nowego mechanicznego potwora to nie jedyny sposób na szybkie ogłoszenie bankructwa w naszym portfelu. Wszystkie auta można odpowiednio ulepszać, a możliwość wyboru części jest… OSZAŁAMIAJĄCA. Zacznijmy od tego, że zmiana chociażby wydechu to nie tylko opcja wizualna – idą za nią zmiany parametrów naszego wozu. Części aero, oprócz tego, że są odpowiednikami prawdziwych produktów, przychodzą w trzech różnych wersjach materiałowych, a te karbonowe możemy mieć w oryginalnym kolorze. I mój ulubiony element: poszerzenia błotników. W 2003 roku. Prosty bajer, ale jak cieszy. Można zbudować piękny samochód, a nie ricera jak w NFS.
Do tego dochodzi delikatny, acz wystarczający tuning. Zmieniać możemy czas trwania poszczególnych biegów, dopasować zawieszenie czy też zmienić balans siły dociskowej. Zwracać uwagę można również na ciężar samochodu, bo żadnym sekretem nie jest, że więcej koni mechanicznych przy mniejszej ilości kilogramów to prosty przepis na 10-sekundową furę (pod warunkiem, że zadbamy o przyzwoitą przyczepność). Każdy car freak będzie z pewnością zadowolony.
GRAFIKA I DŹWIĘK
Japońskie auta są zdecydowanie ładniejsze niż japońskie miasta i ulice. A przynajmniej w grze. Tak jak Gran Turismo 4, tak TRX3 swoją grafiką nie straszy. Spokojnie w 2022 roku można zrobić popcorn, nalać sobie do ulubionej szklanki coli i rozsiąść się wygodnie do grania, nie stresując się nadmierną pikselozą i kanciastymi modelami. Jednakże auta wykonane są o niebo lepiej niż miejsca, po których dane nam będzie się ścigać. Z jednej strony rozumiem decyzję twórców – skupili się na tym, co najważniejsze. Z drugiej? Szkoda, bo setting gry pozwalałby wycisnąć z doznań wizualnych zdecydowanie więcej.
Za to co męczy jeszcze bardziej niż nijakie widoki, jest to muzyka… Nie wiem, czyim pomysłem było zrobienie tylko jednego kawałka przewodniego do każdego z głównych miast, ale to był nad wyraz zły pomysł. Komu chce się słuchać tego samego w kółko, przez trzy godziny? Nikomu. Nawet gdybym był zmuszony odtwarzać swoje ulubione kawałki przez tak długi czas – przestałyby być moimi ulubionymi. Jedyne co się nie nudzi, to energiczna muzyka pojedynkowa. Trzeba oddać honor, że udaje jej się odpowiednio nastawić mentalnie gracza do walki. I dobrze, że chociaż dźwięki silników są na dostatecznym poziomie.
Interfejs gracza jest udany i przejrzysty. W menu głównym bez problemu połapiemy się we wszystkim, tak by wyruszyć na nocne łowy w pełni przygotowanym, a informacje na ekranie wyświetlane już podczas samej przejażdżki wystarczają do pełnej kontroli naszego wozu. Tutaj tak naprawdę jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to poinformowanie gracza, który kolor jest użyty do czego na minimapie. Zorientowałem się dopiero po godzinie lub dwóch, że pokonani przeciwnicy są innej barwy niż ci, których musimy dopaść. A wystarczyłaby przecież prosta legenda.
JAKOŚĆ
AI przeciwników czasami kuleje i potrafi prowadzić do kuriozalnych sytuacji. Moją ulubioną była ta, w której po kilku godzinach rozgrywki w końcu spotkałem głównego szefa rejonu. Miałem przegrzany silnik, zniszczone opony i duży mnożnik wygranych, a na dodatek moje auto odstawało mechanicznie od samochodu przeciwnika. Ryzyko było spore, z większą szansą na klęskę niż słodką wygraną, ale stwierdziłem, że raz się żyje. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się w trakcie pierwszych 10 sekundach wyścigu, że wygrałem, bo wróg na samym starcie wjechał w słupek i nie mógł z niego wyjechać. Szef rejonu?… A pomyłka jak u najgorszego amatora!
Tylko że jego sytuacja nie była spowodowana brakiem umiejętności, a głupim błędem. I to nie jego błędem, a błędem w działaniu AI. Niestety taka sytuacja nie zdarzyła mi się tylko raz. Jedni byliby zachwyceni tym, że wygrali cały rejon w prosty sposób, aczkolwiek ja uważam, że to zabiło całą otoczkę. Masz jakąś wizję przyszłości; wprowadzenie postaci, która ma być twoim arcygroźnym nemezis, tylko po to, żeby potem patrzeć na minimapie, jak nie potrafi obrócić się o 90 stopni. Absurd. Specjalnie powtarzałem wyścig, żeby wszystko odbyło się tym razem poprawnie.
Problemem jest również ich zachowanie podczas samego wyścigu, nawet gdy pozornie jest dobrze. Przeciwnicy potrafią oszukiwać i nie zwalniać poprawnie przed zakrętami, przez co pokonują zakręt szybciej niż powinni. Gdyby wprowadzić delikatny mechanizm uszkodzeń mechanicznych, to by już nie byli tacy cwani, ale niestety jest on nieobecny. A poza tym? Wszystko działa tak, jak powinno działać.
ocena
Oczywiście ta recenzja Tokyo Xtreme Racer 3 nie powstałaby, gdyby gra nie skradła mojego serca. Mimo kilku niedociągnięć technicznych, czy też utrudnionego dostępu do niej – TXR 3 jest przykładem, jak powinno się podchodzić do tematyki nielegalnych wyścigów w grach samochodowych. To samo serce kraja się, gdy człowiek uświadamia sobie, o ile więcej seria mogłaby zyskać, gdyby poszczególne jej części zostały docenione przez graczy.
- Świat: 9/10
- Rozgrywka: 7/10
- Grafika: 6/10
- Dźwięk: 3/10
- Jakość: 5/10
Platforma testowa PS2
- +Opcje tuningu
- +Realistyczne podejście do zagadnienia
- +Sensowne elementy hazardu
- –Głupia AI
- –Wygląd miast
- –Brak superaut
- –Utrudniony dostęp do legalnej kopii gry
- .
- .
- .
- .