The Elder Scrolls Online: High Isle — Recenzja [PC]
Gdy patrzę na kulawego pod każdym względem Fallouta 76, a później na TESO, zastanawiam się, jak w portfolio Bethesdy znalazł się tak wspaniały MMORPG.
Dziękujemy firmie Bethesda za dostarczenie klucza do gry.
Z The Elder Scrolls Online spotkałem się pierwszy raz ładne parę lat temu przy okazji dodatku Morrowind. Po wymaksowaniu wręcz wyspy Vvardenfell nie mogłem jednak przekonać się do kontynuacji swojej przygody w podstawce czy kolejnych dodatkach. Opuściłem więc Tamriel na parę lat, podczas których TESO rozwinęło się do gigantycznych rozmiarów. Gdy zobaczyłem jednak świetną zapowiedź High Isle, najnowszego rozdziału gry, postanowiłem znów założyć stary pancerz i wyruszyć tym razem do Archipelagu Systres…
Świat
Dodatek zabiera nas do zupełnie nowych lokacji, tytułowej Wysokiej Wyspy oraz mniejszej zwanej Amenos. Udamy się tam na życzenie Lady Arabelle Davaux, która zleca nam odkrycie, co się stało z trzema zatopionymi nagle statkami i ich załogami. Zwykłe zadanie wkrótce przerodzi się w konflikt na skalę całego Tamriel, a nam przyjdzie stawić czoła tajnemu zakonowi rycerzy pod przywództwem Lorda Ascendant.
Fabuła w tym dodatku może się podobać przez silny aspekt polityczny. Spiski, zdrady, tajemniczy wróg, walka między frakcjami — fani Gry o Tron mogą zacierać dłonie. Oczywiście, żeby nie było — to nadal nie jest singlowy RPG z wyborami czy cutscenkami. Patrząc jednak na gatunek zdefiniowany masą przeklikalnych questów, TESO to najbardziej singlowy MMORPG dostępny na rynku. Zadań nie ma przesadnie dużo, ale są tak rozpisane, by były osobnymi, ciekawymi i angażującymi fabułkami (są też na tyle ukryte, że nie zwiedzając wyspy możemy na nie nawet nie trafić). Dialogi warto czytać, książki i notatki przeglądać (których w grze jest ponad 5 tysięcy!), a nagrody często są unikalne. Takimi wyjątkowymi nagrodami są m.in. towarzysze. Ci, wprowadzeni po raz pierwszy w dodatku Blackwood (a więc rok temu), będą pomagać nam w walce, a sami mogą również levelować i znajdować ichniejsze wyposażenie podnoszące statystyki. W High Isle możemy zrekrutować czarodziejkę Ember oraz rycerza (rycerkę?) Isobel, wpierw wykonując dla nich zadania. Zyskując ich zaufanie, odblokujemy aż sześć kolejnych misji.
Świat Wysokiej Wyspy jest dostatecznie duży — da się zwiedzić go szybko, ale by odkryć jego zakamarki, trzeba zboczyć z nadawanych przez questy ścieżek i trochę poeksplorować. Tradycyjnie dla kolejnych wprowadzanych regionów, każda mapa zawiera ukryte niebiańskie odłamki (punkty doświadczenia), bossów, na których w pojedynkę nie warto iść czy małe instancje/publiczne lochy i groty. Znajdzie się też coś nowego — publiczne wydarzenia, w których będziemy musieli pozamykać wulkaniczne szczeliny. Bardzo przyjemną sprawą są małe, urozmaicające podróż drobiazgi — tu ktoś będzie chciał pomocy, tam napotkamy wędrownego handlarza, a jeszcze indziej po prostu porozmawiamy z NPC, co może nagrodzić nas osiągnięciem lub zaskakującym zakończeniem. Do tematu wyspy wrócę w dalszej części recenzji, a teraz… ktoś chętny na partyjkę Gwinta?
Rozgrywka
Ups, nie ta gra — miałem na myśli Tales of Tribute. Otóż dosyć innowacyjną i w założeniu genialną nowością jest wprowadzenie do gry minigry w karty. Graczy znajdziemy rozsianych po wyspie i w starych rejonach świata gry, a w ramach zwycięstw dostajemy kolejne talie kart (a także z questów niezwiązanych z karcianką). Zagrać możemy również z innymi graczami. No dobrze, ale czy warto?
Tales of Tribute najbliżej chyba do Magic the Gathering. Nie znajdziemy tu efektownych artów ani rozbudowania decków, a karty najczęściej mają podobne zdolności. Karcianka jest zaskakująco powolna, nieciekawa i przekombinowana. Trudno tu o ciekawe taktyki, a partie głównie polegają na klikaniu w każdą kartę w ręce, wzięciu kolejnej z gospody i czasami użyciu specjalnych umiejętności (np. zapłać dwie monety — odrzuć kartę. Nie, nie ma tu żadnej synergii). Zerknijcie zresztą na poniższy film. Sprawdźcie, na czym gra polega i oceńcie sami. Jeżeli spodobają Wam się partyjki, będziecie mieć okazję wspiąć się po szczeblach rankingu i odblokować niedostępne nigdzie indziej nagrody. Ostatecznie jednak, w grach tego typu to bardzo przyjemny dodatek, ale ogólnie po każdej partii miałem wrażenie, że tylko marnuję czas.
Reszta rozgrywki została taka sama. Jeżeli nigdy wcześniej nie graliście w TESO i chcecie w końcu ugryźć ten kawałek tortu, do końca tego akapitu objaśnię wam parę zalet gry. Przede wszystkim wyczujecie tu silny aspekt RPG — dynamiczny system walki, świetny crafting i przyjemne drzewko rozwoju inspirowane Skyrimem. Będziecie zaskoczeni, ile znajdziecie tu doświadczeń niczym z single’a — misje skradankowe, dołączanie do frakcji, sztuka złodziejstwa (fantów nie możemy sprzedać u byle sprzedawcy). Po dołączeniu do Mrocznego Bractwa (DLC) możemy nawet zabijać niewinnych NPC, którzy mogą mieć znaczenie w świecie gry. W pogłębieniu wrażenia pomaga fakt, że nic nie wymaga interakcji z innymi graczami — całą fabułę da się przejść w pojedynkę, nie ma tu fabularnych instancji, które wymagają ekipy. TESO to ostatecznie gigantyczny świat do zwiedzania, pełen ukrytych znajdziek, wyposażenia do odblokowania (także własnych domów) i udźwiękowionych, ciekawych questów do wykonania. Tego oczywiście High Isle nie zmienił.
Grafika i dźwięk
Wracając do samego dodatku — Wysoka Wyspa w pierwszym zwiastunie i na screenach zapowiadała się świetnie. Render jednak to render — nic nie ukryje faktu, że gra ma na karku 8 lat. Miasta wyglądają dobrze (choć NPCów jest jak na lekarstwo), ale poza murami już jest słabo. Widać mocno, że ładnie jest tylko tam, gdzie questy nas zaprowadzą. Reszta wyspy jest pustawa, płaska i niewarta zwiedzania. Sytuację ratuje północna część mapy, czyli wyspa-dżungla służąca jako więzienie (czułem tam klimat Risen 2 połączony z Doliną Górniczą). Dziwna jest też decyzja, by umieścić w dodatku wspomniane wulkaniczne szczeliny. Wygląda to, jak generator biomów z Minecrafta, który dostał złe dane. Wyspa z Morrowinda idealnie nadawała klimat i była unikatowa, zapamiętywalna. High Isle to niestety kolejna lokacja fantasy niezaskakująca niczym.
Muzyka trzyma ten sam poziom od samego początku TESO — raczej jej nie zapamiętam na dłużej, ale tam, gdzie jest potrzebna, spełnia swoją funkcję. Dobrze jest również z efektami audio — wspomniana dżungla ma fajny ambient i spory zasób dźwięków fauny. W końcu też muszę pochwalić dubbing — każdy dialog (a jest ich naprawdę dużo) jest świetnie nagrany. Dodatkowo starano też zmieniać akcenty, przez co głosy nie zlewają się tak bardzo. Jako ciekawostkę dodam, że usłyszymy tu Billego Boyda, czyli Pippina z trylogii Jacksona oraz Laurę Bailey, doskonale znaną z roli Abby z The Last of Us Part 2.
Jakość
Chyba największą wadą TESO jest jego system płatności. Tak, gra jest B2P, jednak abonament istnieje — i jest potrzebny. Przede wszystkim na samym początku gry, gdy plecak mieści mało lootu, zbieractwo to mordęga. Można na szczęście rozwijać go kilkoma darmowymi sposobami, ale dla graczy lubiących loot, ekwipunek będzie zawalony przedmiotami, które nie mają nawet żadnej wartości w złocie. Dzięki ESO+ dostajecie specjalny plecak na craftingowe przedmioty, a także dostęp do wszystkich DLC (obecnie oprócz High Isle!), jednak tylko do czasu wygaśnięcia abonamentu. Przy okazji bardzo polecam zainteresować się add-onami, które niezwykle uprzyjemniają rozgrywkę — wprowadzając mini-mapę czy lepsze sortowanie dziennika zadań. Wśród nich jest prawdziwe cudo — przygotowane przez fanów spolszczenie, które szalenie uprzejemnia czytanie tony linijek dialogów. Wysoka Wyspa nie prędko zostanie przetłumaczona, ale podstawowe regiony są już gotowe.
Z innych wieści, graczy nadal jest dużo. Społeczność jest raczej pomocna, gildie ciągle szukają rekrutów, a sam widziałem też ciekawe role play’e. Nie jest to Final Fantasy XIV, ale community jest w porządku. Co warto wspomnieć, świat TESO jest skalowany. Oznacza to, że niezależnie od tego, czy zaczynacie, czy jesteście w end-gamie, do High Isle możecie wpaść kiedykolwiek i z kimkolwiek. Efekt uboczny jest taki, że długość dodatku zależy od tego, jak często musicie wypakowywać swoje łupy i czy macie szybkiego wierzchowca (można codziennie go przyspieszać o jeden procent u stajennego). Widziałem więc i kompletnych nowicjuszy, jak i wymiataczy, którzy eliminowali wrogów jak tornado. A, swoją drogą — koniecznie przed rozpoczęciem Wysokiej Wyspy zagrajcie w jej prolog, skrzętnie ukryty warto dodać.
Ocena
Trudno jednoznacznie polecić High Isle. To kolejny długi dodatek rozszerzający o następny skrawek Tamriel, mający świetne questy i ciekawą fabułę. Z drugiej strony — nic nowego tu nie znajdziecie. A więc jeśli jesteś wyjadaczem gry i płacisz abonament — płyń na High Isle, poznasz kolejne historie i zgarniesz wyjątkowy loot. Dla nowych graczy polecałbym zbadać wpierw starsze regiony, by poznać podstawy fabuły tego uniwersum. TESO to świetny MMORPG, ogromny, zróżnicowany i posiadający świeże pomysły. Niestety ta świeżość musi się kiedyś skończyć…
- Świat: 9/10
- Rozgrywka: 8/10
- Grafika: 7/10
- Dźwięk: 8/10
- Jakość: 6/10
Platforma testowa PC
- Procesor: AMD FX 6100 3.30GHz
- Monitor: Samsung SyncMaster 961BW
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 660
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 7
- Myszka: TRACER Fairy Black RF NANO
- Klawiatura: Mechaniczna Tracer
- +Ciekawy, długi wątek główny
- +Różnorodne i dobrze napisane zadania poboczne
- +Spory świat z toną aktywności
- +Karcianka… od biedy przyjemny zajmowacz czasu
- –Graficzne odstaje coraz bardziej
- –Nieciekawy, bardzo podstawowy setting dodatku
- –Oprócz karcianki, żadnych większych nowości
- –Abonament i cena DLC
- .
- .
- .
- .
Humanista, pasjonat historii i języków obcych (przede wszystkim angielskiego) oraz j. polskiego. „Pececiarz” od urodzenia, choć posiada obydwie kieszonsolki Sony. Spokojny człowiek, który lubi pisać to, co czytacie :P.