RETROMANIAK #88: Just Cause – recenzja [PC]
Egzotyczna wyspa, a na niej agent specjalny Rico Rodriguez – pracujący dla Agencji (łudząco przypominającej CIA). Odjąć od tego realizm, a w zamian dać wybuchy i akcję, której nie powstydziłby się sam Michael Bay – i mamy przepis na wciągającą grę.
Retromaniacy, w dzisiejszym odcinku pierwsze Just Cause!
W latach dwutysięcznych każdy producent chciał powtórzyć gigantyczny sukces Grand Theft Auto: San Andreas. Problemem było to, że mało osób wiedziało, jak to zrobić. Marne kopie pozostawały nadal marnymi kopiami – a rynek gier z otwartym światem pozostawał kuszącym kawałkiem tortu, po który wszyscy chcieli sięgnąć. Avalanche Studios stwierdziło, że również spróbuje własnych sił… ale po swojemu.
Po co, tworząc grę, naśladować inny tytuł, jeżeli od początku wiadomo, że będzie stała w cieniu konkurenta? Lepiej się tylko zainspirować i wyciągnąć tylko to, co najlepsze. Tak więc powstał Just Cause – dziwaczna mieszanina GTA, Far Cry i Total Overdose, która zasadom fizyki śmiała się prosto w twarz.
Świat
Akcja Just Cause dzieje się w San Esperito – fikcyjnym państwie, tropikalnej wyspy, znajdującej się w Ameryce Północnej. Wcielamy się w postać Rico Rodrigueza – szarmanckiego i zawadiackiego agenta specjalnego, którego Agencja wysyła wtedy, gdy chce mieć pewność, że jej działania pozostaną sekretem dla reszty świata. A właściwie – nawet nie same działania, tylko przynależność ich szpiega.
Jeżeli interesujecie się historią – na pewno wiecie, że Stany Zjednoczone lubią demokrację, a od niej jeszcze bardziej lubią upewniać się, że owa demokracja będzie demokracją wybieraną przez nich. Kuba, Irak, Nikaragua, Chile, czy Wietnam – lista jest naprawdę długa, a o lwiej części pewnie i tak nie wiadomo. Twórcy Just Cause postanowili wykorzystać ten motyw w scenariuszu swojej gry, dlatego głównym zadaniem Rodrigueza jest obalenie rządu dyktatora: Salvadora Mendozy.
Oficjalny powód działań? Kraj Mendozy podejrzany jest o posiadanie broni masowego rażenia. Ameryka przyodziewa więc pelerynę superbohatera i wysyła swojego człowieka, którego zadaniem jest uratowanie reszty świata przed niebezpieczeństwem. A jak ma to zrobić? Przy pomocy rewolucjonistów, prowadząc wojnę partyzancką. I utrzymując amerykańskie standardy: ma to zrobić w sposób efektowny i spektakularny, dbając o odpowiednią ilość wybuchów w tle i strzelając z obu pistoletów naraz.
Rozgrywka
Just Cause to shooter TPP z otwartym światem. Tak jak już wspomniałem – celem gracza jest obalenie złego dyktatora. W jaki sposób? Oczywiście wykonując misje. Pod tym względem gra ta nie wyróżnia się zbytnio od swoich konkurentów. Istnieją zadania fabularne, zadania poboczne; zaimplementowano system bycia poszukiwanym przez lokalne władze, jeśli jesteśmy zbyt niegrzeczni i przypadkiem zabijemy o kilka winnych/niewinnych osób za dużo. Są też różne środki transportu. Gdzie więc kryje się czynnik, który wyróżnia recenzowane Just Cause?
Just Cause nie jest grą poważną – i tego nie ukrywa. Jeżeli lubicie produkcje, które starają się naśladować rzeczywistość – odpuśćcie sobie. JC jest jak film akcji wyreżyserowany przez Michaela Baya i ma gdzieś, czy to, co dzieje się na waszych ekranach, jest realistyczne. Gra ta stawia na wybuchy, na strzelaniny, na szybkie pościgi helikopterami i motorówkami, a sama fabuła… Możecie potraktować ją z przymrużeniem oka, bo prawda jest taka, że istnieje ona tylko po to, żeby istnieć.
Jeżeli jesteście zaznajomieni z nowszymi grami z serii Just Cause, możecie zastanawiać się, czy w jedynce Rico posiada w swoim wyposażeniu hak z liną? Otóż ma, ale sprawa nie przedstawia się tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać – w pierwszej części funkcjonuje ona jako pistolet. Jeśli mieliście nadzieję, że będziecie siać zniszczenie z nieba, to niestety nie. Albo linka, albo pistolety. Dobrze, że Avalanche poszło po rozum do głowy przy tworzeniu następnych gier.
Grafika i dźwięk
Pierwsze Just Cause wykorzystuje autorski silnik Avalanche Engine 1.0. Niestety, porównując do innych gier (tym bardziej że JC czerpało z nich inspirację), strona wizualna nie przedstawia się świetnie. Wydaje mi się, że dobrym porównaniem będzie pierwszy Far Cry. Obie gry dzieją się w egzotycznym miejscu, w których królują dżungle, i obie swoje premiery miały w mniej więcej podobnym czasie. Tyle że… produkcja Cryteka wygląda o niebo lepiej.
Istnieją jednak ku temu powody. Far Cry przeznaczony był tylko na komputery osobiste, a w Just Cause zagrać można było na PC, na PS2 i na xBoksie. Można więc wybaczyć pewne graficzne niedociągnięcia – GTA: SA również z perspektywy czasu nie onieśmiela swoim widokiem. Z tą różnicą, że produkcja ze stajni Rockstar Games, moim zdaniem, ma lepsze animacje. Niestety, Just Cause momentami wydaje się “drewniane”, ale tak to jest, gdy korzysta się z nowego silnika, który dopiero co powstał – jego nowsze wersje nie mają już tego problemu.
GTA: SA zdecydowanie lepiej poradziło sobie również z głównym motywem dźwiękowym gry. Just Cause jakąś tam muzykę ma… ale kto o niej pamięta? Dlatego też nie ma zbytnio sensu o niej więcej mówić.
Jakość
Model jazdy? Kartonowy. Strzelanie? Takie sobie. Scenariusz gry? Pisany na kolanie. Dialogi? Momentami tak głupie, że aż nie chce się wierzyć. A jednak… Just Cause ma coś w sobie. Z tą grą jest trochę jak z filmem The Room – momentami jest tak źle, że aż zaczniecie się dobrze bawić.
Największą zaletą jakościową JC jest sam pomysł. Twórcy postarali się stworzyć coś nowego, podejść do tematu od innej strony. Saints Row również powstało w 2006 i chciało być tak bardzo GTA, że stało się nieświadomie komiczne. JC zdaje się świadome swojej głupkowatości i podejrzewam, że było również powodem, czemu następne części SR zaczęły iść w stronę komedii.
JC ma również problemy z bugami i głupią AI przeciwników, ale tego mogliście się spodziewać po poprzednich akapitach. Nadal jednak uważam, że ma to swój urok i nie jest to element przeszkadzający, tylko raczej element wyróżniający. Jeżeli nie lubicie gier, które zdają się niedopracowane – to drugi powód, żeby odpuścić sobie Just Cause.
Ocena
Just Cause zapewnia dobrą zabawę przez swoją głupkowatość. Największym minusem jest brak możliwości wykorzystania haku z liną jako wyposażenia dodatkowego – niepotrzebnie zwalnia to dynamikę, na której zależało twórcom. Polecam najbardziej zagorzałym fanom serii, których ciekawią początki Rico Rodrigueza, i osobom, które mają słabsze komputery.
- Świat: 6/10
- Rozgrywka: 8/10
- Grafika: 5/10
- Dźwięk: 3/10
- Jakość: 5/10
Platforma testowa PC
- Procesor: AMD Ryzen 5 3550H
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 1650
- Pamięć: 8 GB RAM
- System: Windows 10 Home
- Monitor: 22 cali BenQ G2220HDL
- Myszka: Natec Magpie
- +Pomysł
- +Wybuchy
- +Dopracowanie
- –Muzyka
- –Model jazdy
- –Scenariusz
- .
- .
- .
- .
- .
🙂