Kena: Bridge of Spirits – recenzja [PC]
Natłok otwartych światów w grach coraz częściej powoduje, że studia growe zwracają się w stronę mniej rozbudowanych produkcji. W wielu przypadkach prowadzi to do sukcesu. KENA: Bridge of Spirits jest świetnym tego przykładem.
Kena: Bridge of Spirits zadebiutowała na rynku we wrześniu ubiegłego roku na PlayStation 5, PlayStation 4 i PC. Po rocznej ekskluzywności w Epic Games Store, gra pojawiła się na Steamie w formie Deluxe, oferując kilka kosmetycznych dodatków i ścieżkę dźwiękową oraz wprowadzając aktualizację z Nową Grą Plus.
Dziękujemy studiu Ember Lab za dostarczenie klucza do gry.
Świat
Kena: Bridge of Spirits jest trzecioosobową przygodową grą akcji. Wcielamy się w niej w przewodniczkę dusz o imieniu Kena. Główna bohaterka dba o równowagę świata, a czyni to poprzez ratowanie uwięzionych i groźnych dusz, które nie potrafią znaleźć drogi do kolejnego życia. W toku fabuły protagonistka trafia do wioski objętej skażeniem. Zgnilizna rozciąga się na okoliczne tereny, a Kena próbuje rozwiązać zagadkę dziwnej klątwy, ratując przy okazji dusze szukające pomocy. Historia nie skupia się na głównej bohaterce, lecz na postaciach pobocznych spotykanych podczas gry. W wędrówce pomagają Kenie małe leśne stworzenia o słodkim wyglądzie, które w owym świecie nazywane są Rotami.
Gra oferuje wyłącznie kampanię dla jednego gracza. Produkcja Ember Lab jest do bólu liniowa i nie posiada zadań pobocznych. Struktura gry ma charakter korytarzowy. Przemieszczamy się po zamkniętych terenach, idąc po sznurku, tak jak fabuła nam każe. Z biegiem czasu świat nabiera charakteru półotwartego, lecz jest to tylko ułuda, ponieważ poza skrzyniami ze skarbami i znajdźkami niczego więcej nie znajdziemy. Kena: Bridge of Spirits pozwala na teleportację pomiędzy odkrytymi punktami mapy, lecz po wykonaniu w danej lokacji zadania fabularnego nie ma za wiele co robić. Na samym początku gry nie możemy pójść w każde miejsce: gra stwarza fabularne bariery, przez które nie przebrniemy, dopóki historia nas tam nie zaprowadzi.
Od samego początku gry mrok wdziera się w kolorowe, żywe krainy, przez co czerwień i czerń spowijają barwy zielonego lasu i błękitnej wody. W dużej mierze przemierzamy różnego rodzaju tereny leśne, ale nie zabrakło też pól, jaskiń, ruin czy terenów górskich.
Naszymi przeciwnikami są generalnie niespokojne dusze, które przybierają różne formy roślin o kształcie człowieka lub zwierząt. Zbudowane są z cierni i korzeni drzew. Posiadają różne uzbrojenie i mogą atakować w zwarciu lub na dystans. W grze natrafimy na wielu bossów, którzy w dużej mierze są silniejszą i wyższą formą normalnego potwora, ale nie zawsze. Walcząc z wrogami, warto zwrócić uwagę na ich słabe punkty, ponieważ po trafieniu w nie zadamy większe obrażenia, a nasze Roty odzyskają odwagę do walki.
Rozgrywka
Główne założenia walki z przeciwnikami są dość standardowe. Mamy lekki i ciężki atak, unik czy blok. Z biegiem fabuły wzbogacamy swój arsenał ofensywny o łuk, bomby, zdolności magiczne czy umiejętności. Dodatkowo w walce wykorzystujemy nasze Roty, których umiejętności ładują się pasywnie i/lub podczas otrzymywania oraz zadawania obrażeń (wszystko zależy od stopnia trudności). Ich liczba nie jest uzależniona wyłącznie od postępu fabuły, lecz twórcy doceniają eksplorację w ich poszukiwaniu. Zebranie konkretnych liczby Rotów powoduje dostęp do lepszych umiejętności do odblokowywania. Ponadto stworki mają zdolność odplątywania kwiatów, które leczą Kenę w walce.
Zdolności protagonistki pozwalają jej oczyszczać skażone strefy i przywracać równowagę. Przy wykonywaniu tej czynności często natkniemy się na proste zagadki środowiskowe. W wielu sytuacjach do odzyskiwania równowagi świata posłużą nam Roty, które po naładowaniu paska akcji potrafią skutecznie niszczyć serca martwych sfer. Na pewnym etapie gry nasze stworki w konkretnych miejscach zyskują zdolność łączenia się w grupę i niszczenia mrocznych barier.
Recenzowana tu produkcja firmy Ember Lab oferuje również proste elementy platformowe opierające się na skokach i wspinaczce.
W grze zdobywamy punkty karmy, które pozwalają nam odblokowywać nowe umiejętności oraz amulety. Jednakże, aby uzyskać efekt z talizmanu, to należy go wpierw znaleźć na mapie świata. Amulety mogą mieć efekty nie tylko pozytywne. Możemy natknąć się również na masę przedmiotów, z których wypadają niebieskie kryształy. Za tę walutę kupujemy w sklepiku nakrycia głowy dla naszych Rotów oraz stroje dla Keny.
Uwielbiam, kiedy gry stopniowo wprowadzają nowe mechaniki do rozgrywki. Recenzowany tytuł w zasadzie robi to do samego końca. Od pewnego momentu nasz kostur może stać się łukiem, co pozwala na strącanie elementów lub przyciąganie się do innych obiektów. Później dostajemy możliwość rzucania bomb, które wpływają na obiekty otoczenia i pozwalają dostawać się do nowych miejsc, kończąc na elemencie związanym z osobą Keny jako przewodniczki dusz, czyli przechodzeniu przez bramy dusz. Klasa!
W Kena: Bridge of Spirits natkniemy się na przeklęte skrzynie, które skrywają nagrodę. Aby ją otrzymać, należy wykonać proste wyzwania. W toku rozgrywki natkniemy się na wiele takich prób, a w głównej wiosce jest nawet miejsce przenoszące nas do specjalnych wyzwań, gdzie należy dostosować się do kilku wytycznych, aby otrzymać cenniejszą nagrodę o aspekcie wizualnym.
Grafika i dźwięk
Kena: Bridge of Spirits pod względem graficznym prezentuje się przepięknie. Cały świat jest taki żywy, kolorowy – zupełnie jak w cudownej baśni. Również detale otoczenia stoją na bardzo dobrym poziomie wykonania i pogłębiają immersję. Mam wrażenie, że twórcy również przyłożyli się do graficznego wykonania Rotów, bo wyglądają one ładnie i nie da się ich nie polubić. W grze uświadczymy wiele pięknych, filmowych animacji, na które moje oczy patrzyły z wielką przyjemnością.
Ścieżka dźwiękowa jest fenomenalna. W trakcie rozgrywki doświadczymy kapitalnie dostosowane brzmienia do akcji i klimatu. Dźwięki odpowiednio zwalniają i przyśpieszają. Słysząc spokojne przygrywki, ma się absolutną świadomość, że przebywa się w magicznym lesie. Generalnie muzyka wiernie oddaje nastrój lokacji, w której obecnie przebywamy. Również we wstawkach filmowych podkład muzyczny zachowuje odpowiednie natężenie. Bardzo dobrze wybrzmiewały dźwięki konkretnych instrumentów muzycznych. Mnie w ucho szczególnie zapadły melodie zagrane na flecie. Dialogów w grze za wiele nie uświadczymy, ale brzmią one okej, tak samo jak odgłosy śpiewania.
Jakość
W tej grze nie doświadczyłem spadków klatek na sekundę, jednakże parę razy uświadczyłem kilka lekkich ścinek. Mimo że świat jest zbudowany z naturalnych barier, poza które nie da się wyjść, to jakimś cudem w wielu miejscach przed granicą skał czy drzew natknąłem się na niewidzialne ściany nie do przejścia. W 2022 roku takie rozwiązanie jest nie do wybaczenia. Muszę również ponarzekać na sterowanie Rotami w miejscach zwanych Łzami Lasu, gdzie stworki łączą się w grupę, aby zniszczyć skażoną barierę. Poruszanie całą grupką jest bardzo toporne i odstaje od dobrego obrazu całości sterowania.
Gra zawiera polską wersję językową, ale tylko w formie napisów. Tekstów w grze nie ma dużo, ale na to, co tytuł oferuje, to rodzime tłumaczenie jest w porządku.
ocena
Muszę przyznać, że historia w Kena: Bridge of Spirits zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. To odcięcie od Keny, jako głównej bohaterki, a skupienie się na aspekcie przewodniczki dusz i położenie nacisku na poznanie historii mieszkańców skażonej wioski, wzbogaciło odczucia związane z odkryciem tajemnicy skażenia. Jednakże sam schemat jej prowadzenia opierający się na klasycznym rozwiązaniu – zebraniu trzech przedmiotów, aby iść dalej – pozostawia do życzenia. Jak już wspominałem wcześniej, uwielbiam, jak gry stopniowo odkrywają karty i wprowadzają nowe mechaniki. Ten aspekt rozgrywki w połączeniu z cudowną oprawą audiowizualną sprawia, że gra pozostanie w mojej pamięci.
Podchodząc do ogrywania Kena: Bridge of Spirits, mam do siebie wielki żal, że nie usiadłem do tej gry wcześniej. Miałem świadomość, że gra jest cudowna, a po jej przejściu uczucie to w sobie wzmocniłem. Nie wyobrażam sobie, aby produkcja studia Ember Lab nie otrzymała kontynuacji. Pomysł na bohaterkę i jej wpływ na świat zachowuje uniwersalność, fabuła tej odsłony pozostawiła pole do wznowienia historii i mocno liczę na to, że tak się stanie.
-
- Świat: 8/10
- Rozgrywka: 9/10
- Grafika: 9/10
- Dźwięk: 10/10
- Jakość: 8/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i9-9900KF
- Monitor: 24 cali MSI Optix MAG 241CR
- Grafika: NVIDIA GeForce RTX 2070 Super Gaming
- Pamięć: 32 GB RAM
- Dysk: Kingston SNVS 1000g
- System: Windows 10 Home
- Myszka: Tracer Gamezone Reika RGB USB
- Klawiatura: Genesis Rhod 420
- +Historia
- +Oprawa wizualna
- +Ścieżka dźwiękowa
- +Urozmaicanie rozgrywki nowymi mechanikami
- +Roty
- –Schemat prowadzenia fabuły
- –Błędy jakościowe
- –Korytarzowa konstrukcja świata
Pasjonat gier wideo od najmłodszych lat. Lubi wszystkie gatunki gier, ale serię Resident Evil wielbi ponad inne. Poza graniem uwielbia koszykówkę i gry planszowe.