RETROMANIAK #98: PONG po pięćdziesiątce!
Na łamach Retromaniaka miewaliśmy produkcje bardzo stare, ale dzisiejsza niemal pobije rekord – bo w końcu ile gier wideo może pochwalić się wiekiem pięćdziesięciu lat? Tyle bowiem właśnie skończył PONG!
W dzisiejszym wydaniu zapuszczamy się w wyjątkowo ekscentryczne rejony RETRO, do których nawet najbardziej zatwardziali wyjadacze niechętnie zaglądają. Będzie obskurnie, brzydko i czarno – prawdziwie ultra retro. PONG to prymitywna gra wideo wydana w 1972 roku przez Atari Inc. Jest więc z nami od 50 lat! Droga, jaką przebyła w tym czasie branża gier elektronicznych, jest niewyobrażalna. Od produkcji ze szczątkową grafiką, za to bez fabuły i dźwięku, poprzez kolorowe gry 2D, z przewijaniem ekranu czy symulowaniem głębi, przez pełne 3D, aż po zaawansowane mechaniki czy technologie jak ray tracing. Rynek gier wideo jest dzisiaj ogromny, ale wszystko musiało mieć swój początek. Ten natomiast nierozerwalnie wiąże się właśnie z PONGIEM.
Gry komputerowe są z nami o wiele krócej niż na przykład muzyka czy filmy; ale jednocześnie na tyle długo, aby łączyć pokolenia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w PONGA grali wasi dziadkowie, czy nawet pradziadkowie! Tak, ciężko w to uwierzyć! Warto jednak wiedzieć, że PONG trafił również do Polski – co prawda nie w swojej oryginalnej wersji, gdyż w tamtym okresie zachodnie dobra były praktycznie niedostępne w krajach bloku wschodniego. Na nasz rynek trafiły liczne radzieckie podróbki. Ba! Pod koniec lat siedemdziesiątych pojawiła się nawet nasza rodzima konsola – TVG-10, będąca klonem Ponga!
Mity i podania
Można pokusić się o stwierdzenie, że wraz z PONGIEM rozpoczyna się era gier wideo. Samo to stwierdzenie nie jest w sumie dalekie od prawdy, ale narosło wokół niego dużo legend. Trzeba tutaj wspomnieć o bardzo ważnej kwestii – PONG nie był pierwszą grą elektroniczną w historii. Na dobrą sprawę nie wiadomo, czy mieści się nawet w pierwszej dziesiątce. Przed Pongiem pojawiło się kilka gier… głównie tekstowych. Dla przykładu, Civil War czy Hamurabi to tytuły napisane w 1968 roku. Czemu nikt o nich nie słyszał? Pewnie dlatego, że ówczesne komputery zajmowały powierzchnię porównywalną z przestronnym mieszkaniem, a do tego kosztowały prawdziwe miliony… Wspomniane gry i im podobne (te przed 1972) nie powsta(wa)ły po to, by cieszyć grono graczy, a raczej testować możliwości programistów i dostępnych dla nich maszyn cyfrowych i analogowo-cyfrowych.
Jeżeli ktoś myśli, że PONG był kompleksową, złożoną i zaawansowaną jak na tamte czasy grą, to również jest w błędzie. Wręcz przeciwnie – był tani w produkcji i prosty w obsłudze, przez co w znacznym stopniu przyczynił się do komercjalizacji gier wideo. Allan Alcorn, główny twórca PONGA, miał napisać grę w ramach ćwiczenia, którego nawet nie traktowano na poważnie! Warto wspomnieć, że w roku 1973 tytuł doczekał się wersji z podwójnymi paletkami, a w 1976 jego zmodyfikowana wersja dała początek kolejnej (równie genialnej) grze Breakout. Ta ostatnia zresztą osiągnęła ogromny sukces komercyjny, tylko umacniając pozycję Atari na raczkującym rynku gier komputerowych i konsolowych.
PONG nie był też pierwszą grą o tenisie stołowym – Tennis for Two powstał w 1958 roku, aż 14 (słownie: czternaście) lat wcześniej! Wspomniane dzieło było wyłącznie prototypem i działało na ekranie oscyloskopu, ale mimo wszystko należy się mu uznanie i chwała. Żeby było ciekawiej, pomysł na Ponga był częściowo ściągnięty z jeszcze innej (tym razem komercyjnie sprzedawanej) gry – Table Tennis, wydanej na Magnavox Odyssey. Swoją drogą, „odyseja” również ukazała się w 1972 roku, ale co najmniej kilka tygodni przed słynnym automatem Atari, a sama konsola otworzyła pierwszą generację gier telewizyjnych. A wracając do Ponga, Allan Alcorn oraz Nolan Bushnell, szef i współzałożyciel Atari, czerpali inspirację tak mocno, że Magnavox pozwał Atari Inc. o złamanie ich patentów. Obie firmy w końcu się dogadały, a Atari zgodziło się zapłacić za licencję na użyczenie „zasad, wizerunku i mechanik” produkcji z pierwszej konsoli do gier wideo w historii. Nie przeszkodziło to jednak w dalszej sprzedaży omawianych dziś automatów, z kultową, 50-letnią dziś, grą na pokładzie.
Sukces PONGA
Co więc sprawiło, że PONG odniósł tak wielki sukces? Na ten stan złożyło się kilka rzeczy. Jego prostota sprawiała, że opanowanie go trwało dosłownie kilka sekund. Każdy mógł cieszyć się z grania bez jakiegokolwiek przygotowania. Gra nie wymagała opanowania zasad, reguł, sterowania i wielu innych aspektów. PONG tak właściwie wymagał tylko jednego – chęci zagrania. Tutaj mamy dwie „paletki”, piłkę i licznik – prościej się nie da!
Atari Inc. zajmowało się produkcją automatów coin-up. Pakując Ponga do środka, firma nie musiała martwić się o reklamę gry – robiły to za nią wszystkie salony gier, bary, kluby itp. Za ćwierć dolara można było zaznać trochę luksusu i obcować z elektroniczną rozrywką. Atari błyskawicznie zaczęło zarabiać krocie, sprzedając automaty trzykrotnie drożej, niż koszt ich produkcji! Potem pojawiły się domowe konsole z prawdziwego zdarzenia – i każdy zapragnął mieć własnego Ponga u siebie w domu. W końcu można było pograć bez pakowania kolejnych drobniaków do ciężkiego, stacjonarnego automatu! Kupno domowej konsoli było więc swego rodzaju inwestycją i oszczędnością; płacisz raz i grasz, kiedy chcesz. Trzeba przyznać, że Atari świetnie poradziło sobie w czasach, w których nikt tak naprawdę nie wierzył w elektroniczną rozrywkę.
Najważniejszy jednak był fakt, że PONG nie miał żadnej konkurencji – wspomniana wcześniej konsola firmy Magnavox nie była uważana za wybitny rynkowy sukces; tak naprawdę spora część tego przełomowego sprzętu sprzedawała się właśnie z powodu popularności automatowego PONGA! Atari położyło solidne podwaliny pod elektroniczną rozrywkę, przy okazji błyskawicznie stając się prawdziwym potentatem na rynku. Komercyjny sukces PONGA sprawił, że gry wideo trafiły do serc i umysłów wielu osób na świecie.
Wszystko pod kontrolą
Oryginalny, automatowy PONG obsługiwany był przy użyciu pokrętła z potencjometrem, dzięki któremu nasza „kreska” (tj. paletka) poruszała się. Wspomniane rozwiązanie trafiło również do pierwszych domowych konsol. Pokrętła pozwalały na płynną regulację prędkości przesuwania paletki – ta poruszała się szybciej od piłki, więc każdy stracony punkt wynikał z błędu gracza. Nie każdy jednak wie, że potencjometr – mimo że nie był najbardziej intuicyjnym sposobem kontrolowania naszych poczynań – przez wiele lat był najrozsądniejszą i najlepszą metodą sterowania. Późniejsze klony PONGA czy Breakouta cierpiały na istotny problem związany ze sterowaniem. Wynikał on z faktu, że analogowy potencjometr został zastąpiony przez cyfrowe przyciski, uniemożliwiając regulację szybkości przesuwania paletki po ekranie; musiała mieć ona jedną, stałą prędkość. Ta często była zbyt duża, więc trafienie w piłkę było utrudnione, albo zbyt mała – wtedy paletka nie była w stanie przejechać przez całą rozpiętość ekranu, aby doścignąć uciekającą piłkę. Warto nadmienić, że chociaż później pojawiły się analogowe gałki w gamepadach, to nie do końca były w stanie dorównać precyzji starego, dobrego pokrętła.
Pong wiecznie żywy
Atari od czasu do czasu stara się przypomnieć graczom o swoim wielkim hicie. Po pięćdziesięciu latach moglibyśmy pomyśleć, że już nic więcej nie da się z tą marką zrobić… A jednak! W 2020 roku Atari wypuściło nową odsłonę omawianej gry!
PONG Quest to przygodówka inspirowana życiem doczesnym paletek i ich piłek. W grze przyjdzie nam wcielić się właśnie w tytułową kreskę i przemierzać niezliczone lochy w poszukiwaniu skarbów oraz walczyć z napotkanymi przeciwnikami. Oczywiście, nasze starcia będziemy realizować w klasycznej konwencji PONGA – czyli my, oni, i piłka! Gra pozwala nam również wprowadzać zmiany w wyglądzie naszej paletki.
To tyle z ciekawostek i krótkiej historii Ponga – jako gry i jako automatu. A wy graliście kiedyś w PONGA? Jeśli nie oryginalnego, to może w jego jedną z licznych podróbek? Koniecznie dajcie nam znać w komentarzach – pod tym wpisem oraz na naszej oficjalnej facebookowej grupie!
Kiedyś nałogowo grał w Tony Hawka, dziś miłośnik gier roleplay i rpg – grind to dla niego podstawa. Mimo słabości do ubiegłych generacji nie pogardzi czymś świeżym. Z wykształcenia andragog, prywatnie gracz z dwudziestoletnim stażem.