Steam Deck to wspaniały sprzęt, o którym szybko zapomnimy. Czy warto go kupić po roku od premiery?
Nie jestem konsolowym graczem. Nie jestem również konserwatywnym pecetowcem, bo w moich kieszeniach przewijały się i PSP, i Vita, która zresztą przeżywa obecnie drugą młodość. Switch? Było blisko, już sięgałem po portfel… ale wtedy pojawił się on!
Steam Deck – dzieło giganta i rewolucjonisty rynku PC. Maszyna, która zrównała granicę między handheldem a komputerem. Twór, który zmienia przyzwyczajenia i odradza zapomnianą radość z grania. A przynajmniej tak mówią; a teraz wreszcie i ja mogę dodać swoje trzy grosze.
Steam Decka kupiłem niedługo po jego pierwszych urodzinach, co nie oznacza, że nie miałem na niego chrapki wcześniej – praktycznie już po pierwszym pokazie w 2021 roku byłem pewien, że Deck może mocno namieszać na pecetowym rynku. Po długich problemach z dostępnością i hurraoptymistycznych opiniach przyszła pora na zakup. Jakie są ogólne wrażenia? Pozytywne, a jakże! Ale z paroma potknięciami…
Felieton Growy #4: W podróży i w poczekalni, czyli kilka słów o mobilnym graniu
Wygląd i funkcjonalność
Deck to spora bestia, którą jednak łatwo ujarzmić. Nie mogę powiedzieć, że jest to sprzęt na każdą okazję. Zdecydowanie przez swoją wielkość bardziej nada się na grę w domu, gdy rozgościmy się w łóżku czy fotelu. W takich sytuacjach to sprzęt bezkonkurencyjny – moc drzemiąca w środku jest ogromna, a wagę da się wybaczyć. Ogólnie rzecz biorąc, nawet osoba słaba fizycznie da radę utrzymać Decka, nawet nie opierając go o nic. Co innego u dzieci, tutaj naprawdę nie polecam go kupować.
Jest jednak inny problem w masywności sprzętu. Otóż gałki są w mojej opinii za daleko umiejscowione, głównie przez touchpady, szczególnie absolutnie niepotrzebny lewy panel dotykowy. Same „grzybki” mają delikatnie szorstki materiał, czego nigdy nie lubiłem (patrz – przyjemne gały w Vicie). Co więcej, są one w formie „dziurki”, a nie tradycyjnie półkoliste, przez co ich używanie może nie być przyjemne. Oczywiście zależy to od gustu, czuli na dotyk mogą jednak poczuć odciskanie ścian gałki. Dalej – przyciski. Zależnie od sposobu naciśnięcia (z góry czy z obłożonym całym palcem) wydają głośniejszy dźwięk. Jednakże dalej nie mogę narzekać, konstrukcja jest bardzo dobrze zrobiona, z dobrych materiałów i podzespołów. Szczególnie pochwalę niesamowicie przyjemne triggery rozpoznające siłę nacisku, spory ekran (wydawał mi się kiedyś brzydki przez sporą czarną obwódkę, ale znacznie lepiej wygląda to na żywo) i genialne głośniki. Tylne przyciski są raczej dodatkiem, pewnie w niektórych grach znajdą rozwiązanie. Tylko, do jasnej anielki, dlaczego absolutnie każdy producent sprzętu z wbudowanym głośnikiem jest głuchy. Nie da się ustawić idealnej głośności – albo jest za cicho, albo za głośno i trzeba grzebać w opcjach gry. Dajcie mi znać, czy ktokolwiek z Was kiedykolwiek zwiększał głośność, np. telefonu, na więcej niż połowę. W Decku połowę to chyba włączę tylko wtedy, gdy za oknem startowałby F-16. Albo wentylator.
No właśnie, opis sprzętu zakończę niechlubnym tematem wentylatora. Dostałem model Delta, czyli ten gorszy. Ogólnie nie mogę narzekać na pracę przy starszych grach. Dla przykładu GTA IV i ustawienia wysokie – jeśli ustawimy fpsy na mniej niż 50, jakakolwiek głośność gry zdoła zagłuszyć dźwięk wiatraka. Przy wymagających grach jest jednak bardziej słyszalny, ale nie nazwałbym go skwierczącym czy irytującym. Przypomina dźwięk ulewy zza okna. Jeśli jesteście sami w pokoju, nie powinien przeszkadzać, ale w innym przypadku rozważałbym wymienić wentylator na Huaying (ponad 100 zł na stronie iFixit).
Gry i aplikacje
Steam Deck działa na SteamOS czy też zmodyfikowanej wersji Linuksa. Oznacza to, że wraz z nakładką Big Picture/gaming mode dostajemy też w pełni działający system operacyjny. Dlatego, jeśli chcecie Decka zamienić w komputer stacjonarny – nie ma problemu. Sklep z aplikacjami Discovery ma ogrom popularnych aplikacji: biurowych (Libre/OpenOffice albo Word poprzez www), graficznych (działa nawet Blender), emulatorów (Yuzu!) czy przeglądarek. Interfejs da się szybko zrozumieć i zacząć brylować jak w Windowsie. „Okienka” zresztą także możecie na sprzęcie postawić, ale Deck nie jest aż tak potężny, by je udźwignąć wraz z wymagającymi grami. Zadziała też Epic Games Store, Gog, Uplay i każdy inny Windowsowy program, choć te niemające natywnych wersji na Linuksa trzeba odpalać za pomocą Lutrisa lub Protona. Nie jest to jednak nic trudnego, większym problemem może być zbugowany interfejs tychże. W przypadku Epic i Goga wystarczy zainstalować Heroic Games Launcher, który jest bardzo prosty w obsłudze i zastępuje natywne sklepowe launchery.
Wspomniany Big Picture jest tu całkiem sympatyczny. Łatwo można znaleźć i segregować bibliotekę czy nawet dodawać aplikacje spoza Steama, dzięki czemu nie trzeba z niego wychodzić, by odpalać gry z Epica czy Google Chrome. Oczywiście można też pisać do znajomych, przeglądać sklep – nic zaskakującego. Nie mogę jednak nie napomknąć o arcygenialnych opcjach szybkiego dostępu znajdującego się w trybie growym. Otóż z łatwością można sterować każdym podzespołem Steam Decka – procesorem (TDP), taktowaniem GPU, działaniem wiatraka, a także technologią FSR. Polecam także zainstalować pluginy wchodzące w skład Decky, które jeszcze bardziej rozszerzają opcje Decka, dla przykładu o szybki notatnik czy proponowane przez społeczność ustawienia danej gry. Dla fanów benchmarku znajdzie się też cała masa statystyk o natężeniu sprzętu. Taka gama ustawień sprawia, że Deck jest niesamowicie energooszczędny – możemy ustawiać, do ilu herców ma pracować ekran i z jaką intensywnością ma działać Deck. Inaczej mówiąc – przy indykach czy w takim Gothicu można ustawić limity, aby bardziej zaoszczędzić na baterii. A co o niej sądzę? Naprawdę nie mam się do czego przyczepić, średnia praca na baterii gier, o których zaraz wspomnę, to 3 godziny, ale im gra potężniejsza, tym bardziej czas będzie się zbliżać do nawet godziny. PS. Ładowarka skwierczy.
Nie wszystkie gry mogą działać na Decku. Przede wszystkim nie pogramy w wiele tytułów multiplayer, jeśli ich anti-cheaty nie są wspierane przez Linuksa. W przypadku gier single zazwyczaj wszystko działa, z rzadka trzeba tylko kombinować z wersjami Protonów, co sprowadza się do trzech kliknięć. Pora więc w końcu trochę porozmawiać o tym, jak one działają na Decku.
Fallout 4 – osobiście grałem na średnio-wysokich w 40 fps, da się grać w 60 przy niższych ustawieniach i ponad 3 godzinach na baterii, więc warto pokombinować. Przeszkadza tu głównie tragiczny silnik gry, jednak stabilne 40 klatek z nawet cichym wentylatorem robi niezłe wrażenie.
GTA IV – już wspominałem, że na wysokich ustawieniach da radę grać w stałych 60 klatkach. Zależnie od ustawień TDP i klatek wiatrak może być praktycznie niesłyszalny.
Ryse: Son of Rome – średnie ustawienia i słyszalny przy ładowaniach wiatrak podczas gameplay’a zwalnia do przyjemnego poziomu. Da radę grać w 60 fps, ja grałem w 40.
Metal Gear Solid: Ground Zeroes – w 60 fps da radę grać na nawet najwyższych ustawieniach (no, może ze spadkami 5 klatek), ale mamy wtedy słyszalny wiatrak. Problem ten zanika, gdy ustawimy jakość grafiki na jeden poziom niżej.
Embr – gra o ratowaniu ludzi z płonących budynków. Zależnie od ustawień da radę grać w 60 fps, ale w 40 klatkach i z mniejszym poborem mocy trudniej usłyszeć wentylator.
Puddle (GOG.com) – mały, prosty indyk. Nie ma co się zastanawiać. Nikogo tym nie obudzisz, szczególnie że gra się triggerami.
Batman Arkham Asylum (Epic Games Store) – czyściutkie i cichutkie 60 fps/ultra.
DMC Devil May Cry – podobnie jak Batman, 60 fps/ultra ze śmiesznie niskim TDP i niesłyszalnym wiatrakiem.
Crashday Redline Edition – śmieje się Deckowi w twarz, przyjmując prawie najniższy TDP. Podobnie jak Yoku’s Island Express.
Snake Pass – na koniec zostawiłem najciekawszy przypadek. Po ustawieniu najwyższych opcji graficznych sprzęt się tak dusi, że odpala się najgłośniejszy z wymienionych tu gier wiatrak. Zdecydowanie optymalizacja Snake Passa leży albo Proton nie jest jeszcze podrasowany pod niego (gra nie jest zweryfikowana). Gdy jednak ustawi się low, da się spokojnie grać.
Podsumowując: starsze gry i z czasów PS3/Xbox 360 nie sprawiają żadnych problemów. Od Xbox One i PS4 warto ciut zjechać z ustawień lub pomyśleć o 40/50 fps, a przy indykach, zależnie od jakości grafiki, sprzęt nawet się nie spoci. Najnowsze gry również chodzą, ale nie zawsze mogą dojść do choćby średnich ustawień. Te warto odpalać na usługach streamingowych, takich jak Xbox Cloud czy GeForce Now. W kwestii Protona to zdecydowanie gry zweryfikowane działają lepiej, jednak nie należy się obawiać, czy jakaś gra nie pójdzie. No, może poza multiplayerem.
Podsumowanie
Dochodzimy do końca wpisu, a co za tym idzie – mam obowiązek ocenić Steam Decka. Sprzętu, w którym się zakochałem od pierwszego pokazu. W końcu godnej konkurencji na rynku handheldów, a raczej urządzeniu, który stworzył handhelda na nowo. Bo cokolwiek bym powiedział o dziecku Valve, przenośne pecety mogą zawładnąć w przyszłości naszą branżą – dzięki swojej wielozadaniowości i mobilności orez temu, że wspaniałe tytuły możemy mieć gdziekolwiek, nie patrząc na to, czy jest dobre łącze (Cloud Gaming), czy że jakaś gra jest exclusivem (PSVita, Switch).
Ostatecznie jednak Steam Deck jest zaledwie złotym bobasem w rozpoczętej bitwie o handheldy PC. Do tego za szybko się starzejącym – jest zdecydowanie za duży i za słaby, by przetrwać kolejne lata. Niedawno pokazany Asus mami już dwa razy lepszym układem i o wiele cichszym chłodzeniem. Dlatego, jeśli marzy Wam się Steam Deck i wiecie, że jesteście jego odbiorcą, bierzcie już teraz (najlepiej najtańszy model) – to niesamowity sprzęt, dzięki któremu pokochacie swoje gry na nowo i zmienicie swoje podejście do kloca stojącego obok monitora. Dla niedzielnych graczy i młodszych zakup Decka mija się z celem, bo zbyt dużo tu dodatkowych opcji stworzonych dla pecetowców z krwi i kości, a jego mobilność będzie narażać Was na karanie za przynoszenie sprzętu do szkoły czy pracy. Kupując Decka, tak naprawdę zrozumiałem, jak ukochana PlayStation Vita (przechodząca teraz swój renesans) jest sprzętem idealnym i jak wiele rynku straciło PlayStation, dając się wygryźć Nintendo walkowerem…
Humanista, pasjonat historii i języków obcych (przede wszystkim angielskiego) oraz j. polskiego. „Pececiarz” od urodzenia, choć posiada obydwie kieszonsolki Sony. Spokojny człowiek, który lubi pisać to, co czytacie :P.