RETROMANIAK #123: Dino Crisis – recenzja [PSX]
Jakiś czas temu pisałem o starych, dobrych survival horrorach na poczciwe PlayStation. Pośród tych klasyków wspominałem również o Dino Crisis – nieco zapomnianej dzisiaj serii Capcomu, która żywcem inspirowana jest horrorem z zombiakami w roli głównej. Najwyższa pora pochylić się nieco bardziej nad tym tytułem.
Dino Crisis zadebiutował w 1999 roku na pierwszym PlayStation, a rok później ukazały się konwersje na Dreamcasta oraz komputery osobiste. Dzisiaj skupimy się na oryginale, z którym mam najwięcej wspomnień – po raz pierwszy spotkałem się z tą grą przy okazji sprawdzania płyty Euro Demo 51, ale dopiero kilka miesięcy później udało mi się dorwać pełną wersję tego tytułu. Jak pisałem przy okazji artykułu o survival horrorach, nigdy nie ciągnęło mnie do dinozaurów. Minęło jednak bardzo dużo czasu i zdecydowałem się na odświeżenie pamięci. W końcu sięgnąłem ponownie po Dino Crisis… i już prawie byłem gotów odłożyć ją na wieczną półkę o nazwie „kiedyś ukończę”.
ŚWIAT
Akcja recenzowanej gry ma miejsce na tajemniczej wyspie Ibis w odległym, 2009 roku (znaczy się wtedy to była odległa przyszłość). Główną bohaterką jest Regina, która wraz z oddziałem agentów do zadań specjalnych zostaje wysłana na wspomnianą wyspę w celu przechwycenia naukowca, który rzekomo zginął w wypadku trzy lata wcześniej. Z raportu złożonego przez naszą wtykę okazuje się, że dr Edward Kirk wszystko upozorował, ma się świetnie i prowadzi ściśle tajne eksperymenty nad tzw. „trzecią energią”.
Nasz zespół będzie musiał zmierzyć się z niebezpieczeństwami czyhającymi w tajemniczym kompleksie badawczym. Na wstępie oddział traci jedynego agenta wyposażonego w radio – podczas lądowania nieszczęśnik trafił prosto do jadłospisu tyranozaura. Niedługo po rozpoczęciu misji Regina odkrywa, że w wyniku jednego z eksperymentów dr. Kirka doszło do incydentu, który zakłócił czasoprzestrzeń i sprowadził na wyspę całe zastępy mięsożernych gadów. Podczas rozgrywki przyjdzie nam podjąć różne decyzje, które ostatecznie będą miały wpływ na przebieg gry i losy bohaterów. Jak nietrudno się domyśleć, fabuła Dino Crisis nie jest szczytem bajkopisarstwa… Tak prawdę mówiąc, niektóre elementy żywcem czerpią inspirację z Parku Jurajskiego Stevena Spielberga.
ROZGRYWKA
Myli się ten kto twierdzi, że Dino Crisis to Resident Evil, tyle że z dinozaurami w roli głównej, zamiast zombie. I owszem, na pierwszy rzut oka ciężko przeoczyć wszechobecne podobieństwa, gdyż gra w znacznym stopniu przypomina zabawę znaną ze wspomnianej serii: gracz ma za zadanie eksplorować wyspę, zbierać przedmioty, rozwiązywać łamigłówki oraz walczyć z przeciwnikami przy użyciu broni palnej. Skupię się w takim razie na różnicach, które w dosyć jasny sposób wyróżniają Dino Crisis. Po pierwsze, zarządzanie ekwipunkiem odbywa się na zupełnie innych zasadach – nie uświadczymy tutaj znanego nam wszystkim niebieskiego inwentarza z kilkoma okienkami na broń, apteczki czy klucze. Nie oznacza to jednak, że mamy nielimitowaną przestrzeń do przechowywania: ograniczenia dotyczą przedmiotów do leczenia oraz miejsce na broń. W grze mamy raptem kilka pukawek, ale możemy wykorzystywać je z różnymi rodzajami nabojów. Co ciekawe, możemy przygotować liczne rodzaje pocisków usypiających o różnej sile i czasie działania. Jak na mój gust, jest to rozwiązanie wysoce niepraktyczne – ustrzelona gadzina zasypia, ale potem i tak musimy się z nią powtórnie użerać przy późniejszym przechodzeniu przez dane pomieszczenie.
W Dino Crisis nie znajdziemy również naszych ukochanych (a może i znienawidzonych?) szpulek z taśmą do zapisywania stanu gry. Przy wyjściu z poszczególnych pomieszczeń gra sama podpowiada możliwość zapisania rozgrywki. Kolejną nowością są zaprogramowane tu i ówdzie sceny walki o życie, kiedy to naszą bohaterkę dopada gadzina i pojawia się komunikat „DANGER”. W skrócie: łoimy wszystkie przyciski na padzie albo rozstajemy się z życiem. Wybór powinien być oczywisty. W Dino Crisis mamy kilka momentów, w których opowiadamy się za jednym z naszych kompanów: Gailem lub Rickiem – wybierając jednego z nich, otrzymujemy nieco inne zadanie do wykonania, a podjęte przez nas wybory poprowadzą nas do któregoś z trzech różnych zakończeń.
GRAFIKA I DŹWIĘK
W Dino Crisis lokacje świecą pustkami, posiadają niewielką liczbę szczegółów i nie zachwycają ogólnym wykonaniem. Całość stoi szczebel niżej niż seria o zombiakach, ale nie jest to bynajmniej wina nieudolności programistów. Wszystko to spowodowane jest tym, że gra nie korzysta z prerenderowanych bitmap, a z pełnoprawnie wygenerowanej grafiki 3D. Pod tym względem tytuł znacznie bardziej przypomina Resident Evil – CODE: Veronica, niż wcześniejsze odsłony serii. Oczywiście możliwości pierwszego PlayStation były dosyć ograniczone, to też w zasadzie nie wychodzimy poza obszar budynków, a dżungla otaczająca bazę… istnieje tylko w naszej wyobraźni. Dzięki zastosowaniu trójwymiaru, kamera miejscami podąża za naszą bohaterką, przybliża się lub oddala. Warto odnotować, że porozrzucane tu i ówdzie przedmioty wyświetlają się jako lewitujące elementy – w przeciwnym wypadku moglibyśmy ich nie dojrzeć grając np. na telewizorze kineskopowym. Co ciekawe, nie dotyczy to dokumentów, notatek itd. Generalnie dam dobrą notę, bo jednak uznaję wyższość 3D nad prerenderowanymi lokacjami; poza tym animacje między pomieszczeniami pokazują naszą bohaterkę wchodzącą do środka, a nie tylko samo otwierane drzwi!
Ścieżka dźwiękowa w pierwszym Dino Crisis nie powala… Prawdę mówiąc, przez większość gry jest kompletnie nijaka. Brakuje tutaj charakterystycznych motywów na modłę tych z siostrzanej produkcji CAPCOMU. Znowu o klasę niżej od Residenta! Po godzince rozgrywki soundtrack wydawał mi się równie obcy, co przed zagraniem. Większość z nas wie, że dobra ścieżka dźwiękowa jest w stanie zbudować świetny klimat w nawet niezbyt udanej grze, ale w moim odczuciu Japończycy zmarnowali świetną okazję na tchnienie nieco nastroju w swoją produkcję. Głosy postaci są całkiem w porządku, chociaż miejscami miałem wrażenie, że dialogi pisał Barry Burton z pierwszej odsłony Resident Evil…
JAKOŚĆ
Czysto technicznie nie mam większych zastrzeżeń – Dino Crisis robi całkiem niezły użytek z mocy obliczeniowej pierwszego PlayStation. Sama koncepcja gry jest natomiast sprawą dyskusyjną: przede wszystkim tytuł cierpi na bardzo duży problem, jakim jest (a jakże) brak zombie… Dinozaury może i stanowią o wiele większe zagrożenie dla Reginy, są szybsze i przyjmują większe ilości ołowiu, ale brakuje im jednego: w ogóle nie są straszne! Brak im elementu psychologicznego, który miałby oddziaływać na psychikę gracza, bo to nie są żywe trupy, demony z czeluści piekieł czy chociażby zmutowane potwory – to tylko zwierzęta, które wyglądają całkiem słodko, gdy śpią… Grając w Dino Crisis nie towarzyszył mi niepokój, strach, poczucie walki o przetrwanie itp. Co prawda te ponad dwadzieścia lat temu i tak robiłem w gacie, ale byłem wtedy dzieciakiem, a ogrywany nie tak dawno temu Resident Evil – CODE: Veronica o wiele bardziej trzymał mnie w napięciu. To ma być survival horror?!
Wspomniane dinozaury rodzą u mnie ogrom pytań pokroju „Ale jak one weszły do budynku?”, „Dlaczego nie walczą same ze sobą?”, „Gdzie są szczątki ich ofiar?” itd. Koniec końców, to tylko dzikie zwierzęta. W Raccoon City mieliśmy dziesiątki truposzy, powstałych z jeszcze nie tak dawno żywych ludzi – uciekających do budynków, zamykających się w pokojach, nagromadzonych w teoretycznie bezpiecznych lokacjach. Tutaj te gady po prostu są. Inną sprawą jest fakt, że w grze brakuje porządnych scen grozy – niby od czasu do czasu jakiś dinozaur przyszpili nas do ściany, załączy się sekwencja „DANGER”, albo też przyjdzie ogromny tyranozaur, ale wciąż brakuje mi tutaj dobrego straszenia. Na Boga, tytuł ukazał się w tym samym roku co Resident Evil 3: Nemesis – CAPCOM miał już całkiem sporo doświadczenia w tym temacie!
OCENA
Tu i ówdzie zgrzyta, aż chciałoby się odłożyć grę na półkę… Tytuł jest ciekawą wariacją na temat Resident Evil, ale brak mu rozmachu i polotu. Wyspa Ibis to nie Raccoon City, a przerośnięty tyranozaur nie budzi postrachu tak jak chociażby Tyrant T-00 z Resident Evil 2… Dino Crisis to gra z gatunku survival horror, chociaż tego drugiego jest tu akurat zdecydowanie najmniej. Tytuł raczej tylko dla fanów tego typu gier…
- Świat: 7/10
- Rozgrywka: 7/10
- Grafika: 8/10
- Dźwięk: 3/10
- Jakość: 6/10
Platforma testowa PSX
- +Trójwymiarowa grafika
- +Multum zagadek do rozwiązywania
- +Jednak różni się od RE
- +Trzy zakończenia gry
- –Klimat leży i kwiczy
- –Brak porządnego straszydła
- –Ścieżka dźwiękowa
- .
- .
- .
- .
Kiedyś nałogowo grał w Tony Hawka, dziś miłośnik gier roleplay i rpg – grind to dla niego podstawa. Mimo słabości do ubiegłych generacji nie pogardzi czymś świeżym. Z wykształcenia andragog, prywatnie gracz z dwudziestoletnim stażem.