Pokemony z karabinami! Wrażenia z gry PALWORLD
Palworld stało się pierwszym hitem tego roku i ostoją dla wszystkich, którzy szukają na PC namiastki Pokemonów. Ja także dałem się wessać w hype’owy wir i razem z żoną wyruszyliśmy na szlak w poszukiwaniu stworzonek, które można złapać, oswoić, wygnać do pracy, a nawet… zjeść! Jak wypada wczesny dostęp gry, która znalazła miliony nabywców na świecie w zaledwie kilka dni od premiery?
Nie będę w tym tekście udawać, że Pokemony nie istnieją. Oczywistą inspirację tymi stworkami widać na każdym kroku w omawianej dziś produkcji studia Pocket Pair Inc. Zarzutów o rzekomy plagiat nie mam zamiaru komentować, bo nie jestem ani marketingowcem, ani prawnikiem. Jestem za to zapalonym graczem i muszę przyznać, że pierwsze chwile w Palworld rzeczywiście są zjawiskowe i przywodzą na myśl wspaniałe młodzieńcze lata, podczas których przeżywałem przygody razem z Ashem i spółką.
Jako gracz trafiamy na jedną z wysp na rozległej mapie niczym w prawdziwym survivalu – niemal goli, bez grosza przy duszy i niepewni, co robić dalej; czyli niemal jak w Polsce, zaraz po zdaniu egzaminu dojrzałości. Po zebraniu kijków i patyków szybko uczymy się stawiać pierwsze budynki z gotowych ścian, tworzyć przedmioty oraz oczywiście łapać palsy, ponieważ tak nazywają się stworki w Palworld do złapania.
Palsów do schwytania jest w tej chwili sto jedenaście (w przyszłych aktualizacjach ma się pojawić więcej), a każdy z nich reprezentuje inny żywioł. Naszych milusińskich możemy trenować, uczyć nowych ataków, a także… wyposażać w broń! I to nie pałki czy miecze, lecz karabiny automatyczne czy wyrzutnie rakiet rodem ze współczesności! Ten miszmasz brzmi absurdalnie tylko na papierze, ponieważ w Palworld sprawdza się zaskakująco dobrze. Mimo wszystko zanim dojdziemy do endgame’u, nie będziemy mieli za bardzo sposobności wdawać się w strzelaniny, raczej stawiając na żywiołowe ataki naszych kompanów oraz klasyczny łuk i strzały dzierżone przez naszą postać. Naszych milusińskich możemy uczyć nowych ataków, nawet tych pierwotnie niezwiązanych z żywiołem danego palsa, co jest bardzo dużym plusem, gdyż przy odrobinie samozaparcia możemy wytrenować ulubionego stwora do poziomu pełnej użyteczności w walce przeciw większości przeciwników.
A skoro o walce mowa, należy ją pochwalić. Odbywa się ona w czasie rzeczywistym, więc musimy unikać ataków, strzelać z łuku bądź wspomnianych giwer oraz wybierać odpowiednich palsów tak, aby kontrowały żywioł przeciwnika. O ile zabicie pojedynczego wroga raczej nie stwarza problemów, to już grupa takowych na podobnym lub wyższym poziomie może skończyć się zgonem (i bieganiem po zwłoki jak w klasycznym survivalu). Na naszej drodze staną nie tylko inne stwory, ale także ludzie, którzy – co ciekawe – nie mają swoich palsów i próbują nas atakować albo wręcz, albo z broni palnej. Ich poziom inteligencji nie jest zbyt wytrawny – jeśli tylko nas zobaczą, to przypuszczą atak, a potem grzecznie dostaną łomot i odejdą do krainy wiecznych palsowych łowów, za jakiś czas respiąc się w tym samym miejscu. Inaczej ma się sprawa z bossami – w grze jest ich kilku i tutaj już trzeba przygotować się do potyczki, wręcz wielkiej bitwy, wybierając odpowiednie stworki, a sama walka jest dłuższa i bardziej angażująca. Poza tym, na wyspach znajdują się także ulepszone wersje stworków do złapania, które także potrafią napsuć nieco krwi, jeśli wybierzemy się na nich z mniejszym niż przewidywany poziomem.
W Palworld nasze stwory nie służą jednak wyłącznie do prania po mordach oponentów. Pod naszą nieobecność w wiosce palsy zbierają drewno, zajmują się całymi łańcuchami produkcji, a także w różnych zagrodach będą się rozmnażać bądź dostarczać potrzebne surowce, dlatego należy zwracać uwagę na statystyki naszych towarzyszy przypisanych do wioski, a także ich pasywki, które mogą się między sobą diametralnie różnić. Bardzo przyjemnie ogląda się biegające tam i z powrotem stworki, podlewające grządki czy dmuchające ogniem w paleniska. Muszę przyznać, że w tym względzie AI naprawdę daje radę; jedynie niekiedy musimy zresetować stworka zakleszczonego jakimś sposobem na dachu budynku, niczym Płotka w Wiedźminie, aby powrócił do swoich zajęć.
Czy polecam Palword? O dziwo… nie! A przynajmniej nie teraz. O ile pierwsze dwadzieścia godzin było naprawdę ciekawe i wciągające, tak po trzydziestym poziomie doświadczenia zaczęło wiać nudą niczym halnym na Kasprowym. Największym problemem jest pusty świat, który przemierzamy z emocjami równymi amatorskiej partyjce brydża w domu spokojnej starości. Skrzynie, które czekają na odblokowanie, często zawierają zwykłe śmieci; dungeonów jest mało i są robione na jedno kopyto, a w późniejszych fazach gry większość roboty odwalają nasi kompani. Mapa, mimo że duża, nie oferuje za wiele, a eksploracja właściwie nic nie daje poza odnajdywaniem nieco ulepszonych wersji palsów, zaś prawdziwych bossów można policzyć na palcach jednej ręki. Brak jest w Palworld celu, do którego można dążyć. W obecnej chwili jest to zdobycie pięćdziesiątego poziomu, ale już teraz wiem, że nie mam ochoty grindować tylko po to, by odkryć machine guna z drzewka rozwoju.
Myślę, że na tym właśnie polega fenomen Palworld. Bardzo ciekawy i wciągający początek gry zapoczątkował falę poleceń poprzez pocztę pantoflową, która w dobie Internetu przeobraziła się w wielką kulę śnieżną, na którą skusiła się masa ludzi (bodajże siedem milionów w tydzień od premiery!) – zanim wszyscy zorientowali się, że w tej grze po kilkunastu godzinach nie ma co robić. Dowodem tego jest chociażby lawinowo spadająca liczba graczy na Steamie – ponad siedemdziesiąt procent graczy już nie uruchamia tej produkcji regularnie. I ja także. Poczekam na aktualizacje i zobaczę, co przygotują dla nas twórcy. Na ten moment wiadomo, że pracują nad PvP i rajdami.
A Wy jakie macie zdanie o pierwszym tegorocznym hicie, drodzy gracze? Podzielcie się wrażeniami w komentarzach i na naszej grupie fejsbukowej!
Zagracie tutaj -> Palworld na Steamie
Fot.: Pocket Pair inc.