HORIZON Forbidden West Edycja Kompletna – recenzja [PC] | Z kamerą wśród maszyn
Dożyliśmy czasów, kiedy ekskluzywność gier powoli odchodzi do lamusa. No, może to jeszcze nie koniec, ale na pewno ostatnie premiery gier od SONY, w tym Forbidden West, to doskonały przykład tego nowego zjawiska.
Konsolowa premiera Forbidden West prawie przekonała mnie do zakupu PS5. W pamięci jednak miałem moją próbę przejścia poprzedniego Horizon na padzie. To nie były dobre wspomnienia. Dlatego też premiera PC, choć pozbawiona fajerwerków, napełniła moje serce radością. Może H:FW to nie rewolucja, ale na pewno solidna kontynuacja. Pozostaje jednak zadać sobie pytanie, czy w dobie świetnych gier z tego roku warto sięgać po produkcję, która tak naprawdę ma dwa lata? Zwłaszcza kiedy tegoroczne hity są równie dobre, co przede wszystkim świeże.
Dziękujemy wydawcy SONY za dostarczenie klucza do gry.
ŚWIAT
Pół roku minęło, odkąd Aloy uratowała świat przed HADESEM, zbuntowaną podfunkcją systemu terraformującego. Systemem ten był kierowany przez SI o imieniu GAJA i był odpowiedzią na katastrofę, która spotkała ludzkość tysiąc lat temu – tzw. Plagę Faro. Kiedy tajemniczy sygnał uczynił HADESA samoświadomym, GAJA wdrożyła procedurę autodestrukcji, tak, by uniemożliwić mu przejęcie kontroli nad swoimi systemami.
Jednak Ziemia pozbawiona GAI zaczyna się rozpadać. Potężne burze, trzęsienia ziemi i tajemnicza zaraza niszcząca plony coraz bardziej pustoszą odrodzoną Ziemię. Jedyną opcją, by zatrzymać ten proces, jest odnalezienie i przywrócenie kopii zapasowej SI. Jednak poszukiwania wydają się bezowocne i raz za razem Ruda (jak ją pieszczotliwie nazywają) wraca do punktu wyjścia. Niespodziewanie pomocną dłoń wyciąga Sylens, człowiek posiadający ogromną wiedzę (i przy tym szczątkowe sumienie). Wskazuje on podtytułowy zakazany zachód jako miejsce, gdzie w poszukiwaniu backupu powinna udać się Aloy. Nowe tereny, przeciwnicy i intrygi. Jest ona jednak zdeterminowana, by jeszcze raz uratować świat, który podarowali nam przedwieczni.
Fabuła Forbidden West to dla mnie ciężki temat. Nie jest ona zła, a raczej prowadzona w inny sposób
Aloy wie więcej, my wiemy więcej, a do tego twórcy nie mogą już grać kartą, jaką było odkrywanie tajemnic starego świata. Postawiono więc na bezpieczne rozwinięcie znanych nam już wątków i dodanie kilku nowych – tak, by czymś wypełnić główną oś fabularną. Nie mogę określić, czy jest to wadą dla każdego, ale dla mnie na pewno. Na szczęście nie jest to tak rażące, a świat gry bardzo łatwo odciąga naszą uwagę od niedoróbek fabularnych.
Mapa Forbidden West jest tylko trochę większa niż poprzedniczki, ale za to napakowanie jej zawartością sprawia, że wydaje się ona gigantyczna. W ramach wykonywanych zadań lub zwykłej ciekawości przyjdzie nam zwiedzić kawał Ameryki Północnej – Ruiny Las Vega, przejęte przez dżunglę San Francisco czy górskie przełęcze parku Yosemite. Wszystko to czeka, aż tam przyjdziemy i zaczniemy zwiedzanie. Znaczniki na mapie nie pozwolą nam ominąć cokolwiek… Ale w mojej opinii psują one trochę frajdę z odkrywania. Dzieje się tak, ponieważ poza nimi ilość rzeczy do samodzielnego odkrycia jest minimalna. Nie oznacza to, że szukanie poza pytajnikami jest daremne, po prostu nagrody bardziej dotykają naszej duszy niż sakwy.
Rozgrywka
Więcej, lepiej i szybciej. Prawdopodobnie tymi kryteriami kierowali się deweloperzy, kiedy projektowali Forbidden West
Jeżeli miałbym opisać jednym słowem to, co widzimy na ekranie, to byłaby to pewnie „płynność”. Aloy zyskała w tym aspekcie najbardziej. Za sprawą nowych umiejętności i narzędzi, niszczenie maszyn przynosi jeszcze większej satysfakcji. Tak jak w Zero Dawn mamy wolną rękę, jeśli chodzi o eliminację przeciwników, o tyle tu zyskaliśmy znacznie więcej narzędzi zniszczenia. Możemy żaglować naszym uzbrojeniem w biegu i dostosowywać je do bieżącej sytuacji. Potrzebujesz szybko zlikwidować kilku przeciwników na raz? Użyj krótkiego łuku o dużej szybkostrzelności. Walczysz z ciężko opancerzonym Behemotem? Użyj miotacza oszczepów i pozbaw go pancerza. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że to tylko sugestia, ponieważ każdego przeciwnika można pokonać na więcej niż jeden sposób. Jedynie walka wręcz dalej kuleje i wciąż jest tylko dodatkiem. Twórcy dodali co prawda system kombosów, jednak jest on nieintuicyjny i oparty na klikaniu lewym bądź prawym przycisku myszy. Po co więc mamy się męczyć, jeśli, w porównaniu z dobrym łukiem, nasza włócznia służyć może tylko za ozdobę?
Na płynności zyskało też przemieszczanie się
W trakcie gry Aloy dostaje nowe zabawki w postaci linki z hakiem, maski do nurkowania czy lotni. Przedmioty te wpływają w sposób niebywały na przemieszczanie się. Od tej pory skok nawet z najwyższej góry nie stanowi dla nas zagrożenia, a głębiny przestają być tajemnicą. Dominacja maszyn też zyskała i pula naszych wierzchowców zwiększyła się, a co za tym idzie: możemy przejść rumowska USA wzdłuż i wszerz, nie nudząc się przy tym ani chwili.
Wspinaczka też się nie nudzi, owszem. Ona tylko frustruje. Tak jak i w poprzedniej części, możemy się wspinać tylko w wyznaczonych miejscach. Co prawda teraz podświetlamy je sobie fokusem, zamiast szukać wszędzie żółtych lin, jednak nie zmienia to faktu, ze to wciąż ten sam ograniczony system, tylko przykryty warstwą pudru. Jednak ze względu na dodanie linki z hakiem, w wielu miejscach możemy jej po prostu użyć, by przyśpieszyć trochę proces mozolnego wdrapywania się na kolejną półkę skalną. Problemem pozostają jednak dłuższe etapy wspinaczkowe, które przez swego rodzaju nieczytelność bywają frustrujące. Nie zliczę, ile razy w San Francisco zaliczyłem lot w dół, ponieważ Ruda skakała totalnie nie tam, gdzie chciałem…
A czy przeciwnicy są warci naszej uwagi?
O ile wrogowie w postaci ludzi są dalej tylko troszkę bardziej niebezpieczni niż kukły treningowe, to maszyny należą do zupełnie innej ligi. Różnią się wszystkim. Zachowaniem, uzbrojeniem czy stosunkiem do postaci gracza. Żuwacz jest płochliwy, ale może nas zaatakować w celu ochrony stada. Solarptaki mogą ostrzelać nas plazmą, a potem ukryć się za tarczą energetyczną. Rzeźnikolec to gigantyczna maszyna bojowa, dysponująca potężnym arsenałem. Znalezienie sposobu na jak najszybsze położenie każdej z maszyn jest satysfakcjonujące, a starcia zawsze dostarczają dużej dawki adrenaliny.
GRAFIKA i dźwięk
Już od pierwszych minut grafika mnie oczarowała. Jest kolorowa, szczegółowa, a sztuczna mimika twarzy z jedynki zostało mocno udoskonalona. Nie bez powodu w 2022 roku Forbidden West wygrał plebiscyt Digital Foundry na najlepszą grafikę. Wspaniałe uzupełnienie dla osób lubiących postrzelać sobie fotki w trybie fotograficznym.
Udźwiękowienie jest wysoce immersyjne. Może sama muzyka nieszczególnie porywa, jednak na pewno dobrze współgra z klimatem gry. A dźwięki otoczenia potrafiły być tak realistyczne, że przy otwartym oknie w moim pokoju nie byłem pewien, czy słyszę ptaki w grze, czy na zewnątrz.
JAKOŚĆ
Po 60 godzinach spędzonych z portem PC Fordbidden West stwierdzam, że to kawał dobrej roboty. Nie napotkałem żadnych błędów uniemożliwiających dalsza rozgrywkę, tak samo artefaktów graficznych, i ani razu nie zostałem wywalony do pulpitu. Wszystko zostało dopracowane tak, że nawet na przeciętnej jakości sprzęcie można cieszyć się płynna rozgrywką. Twórcy ewidentnie odrobili lekcję po Zero Dawn i znikających ogniwach zasilających. Kilka razy też zdarzyło mi się przewinąć cut-scenkę, bo z przyzwyczajenia kinąłem spację, ale to już naprawdę czepianie się szczegółów.
Największe zastrzeżenia mam i będę miał do mechaniki wspinaczki. Kiedy wspinamy się w losowym miejscu, to nie ma problemu, czasem spadniemy i tyle. Są jednak miejsca, gdzie jest ciasno lub margines błędu jest praktycznie zerowy. W takich miejscach możemy spędzić długie minuty powtarzając dane segmenty.
ocena
Pomimo pewnych niedociągnięć, ta gra mnie oczarowała i wciągnęła. System walki niczym magnes jest przyciągający, oprawa audiowizualna jest przepiękna, a świat przedstawiony żywy i gotowy na eksplorację. Możliwe, że niektórych osób odrzuci kolejny tytuł z otwartym światem, jednak apeluję: dajcie szansę! Mam też nadzieję, że debiut trzeciej części będzie już równoległy na konsolach SONY i komputerach PC. Bardzo by to pomogło tej marce, bo rozdzielanie premier na pewno nie wpływa pozytywnie. A potencjał wciąż jest ogromny.
- Świat: 7/10
- Rozgrywka: 10/10
- Grafika: 10/10
- Dźwięk: 8/10
- Jakość: 9/10
Platforma testowa PC
- Procesor: Intel Core i5-12400F
- Grafika: NVIDIA GeForce GTX 4070 Ti
- Pamięć: 16 GB RAM
- System: Windows 11
-
- +Przepiękna grafika
- +Dopracowanie systemu walki
- +Płynność poruszania
- +Premiera na PC
- –Czasem wspinaczka potrafi drażnić