INDYK NA PARZE #7: Monarchy, czyli nowe i lepsze Kingdom!
Tak to jest, że gdy wychodzi gra całkiem popularna, wiele studiów chce ukroić swój kawałek tortu, serwując podobny pomysł z własną wizją, jak do niego podejść. W taki sposób Vampire Survivors przeistoczyło się w jedną z najważniejszych gier ostatnich lat, tworząc osobny gatunek tychże.
Taki przypadek nie spotkał za to bardzo oryginalne Kingdom z 2015, które bardzo szybko stało się oczkiem w głowie wydawcy Raw Fury (zresztą była ich to pierwsza wydana gra!). Przez prawie 10 lat nie powstała żadna gra inspirowana tym tytułem… aż dotąd.
Nie ma co się oszukiwać, Monarchy jest w stu procentach oparte na serii Kingdom. Rozgrywka polega na identycznym schemacie obrony naszych włości, starania, by przeżyć kolejną noc itd. Jednakże Monarchy bierze pomysł pixelowego indyka i tworzy z niego… lepszą grę? Zaraz do tego dojdziemy, wpierw trochę opisu.
Dziękujemy Brain Seal za udostępnienie klucza do recenzji.
Wcielamy się tu w króla lub królową, który/która musi zbudować swoje nowe królestwo od zera. Wybieramy więc dogodne miejsce w lesie i stawiamy namiot. Następnie trzeba zadbać o narzędzia dla naszych poddanych — rozstawiamy więc kramik z łukami i młotkami, a do obrony także prymitywne palisady. No dobrze, ale skąd brać ludzi? Tych najlepiej szukać w poukrywanych w lesie namiotach. Wystarczy jednorazowo im zapłacić, a podbiegną do wioski po swój przydział. Gdy nasze królestwo się rozwinie, możemy zacząć wznosić farmę, domy czy nawet katapulty. Bezpieczeństwo będzie tu równie ważne co zadbanie o miejsca pracy, ponieważ z każdą nocą zaatakują nas wrogowie. Zależnie od wybranej mapy, niemilcami będą bandyci lub rycerze. Zajmą się nimi łucznicy i nasze budowle.
Najważniejszym surowcem w grze są monety. Te możemy otrzymać zamawiając codziennie ich pewną ilość od przewoźnika (jeśli mamy dość gotówki, można wybrać kolejnego chłopa), jednak najlepiej zarabia się na farmach lub otwierając ukryte skrzynki w lesie. W dziczy znajdziemy również dużo ciekawych obiektów, w tym kopalnie, które pomogą nam w deficycie kruszcu. Przyda się on oczywiście do zatrudniana ludzi, stawiania budynków, kupowania sprzętu — praktycznie do wszystkiego. Celem gry więc będzie sprawne zarządzanie pracą robotników, umiejętne stawianie potrzebnych budowli i ciągłe liczenie monet na przyszłe inwestycje. Zwyciężamy, gdy rozwiniemy się na tyle, by dotrzeć do ukrytej w lesie chorągwi.
Gdy to mamy za sobą, muszę wspomnieć, dlaczego dzieło Brain Seal różni się od Kingdom. Po pierwsze, co widać od razu, grafika jest znacznie lepsza — choć zaliczam się do fanów tamtejszego pixel artu (wygląd wody to pixelowe arcydzieło), to ta bajkowa z Monarchy spodoba się większemu gronu graczy. I naprawdę jest na co tu popatrzeć, las stworzony jest bardzo ładnie, a animacje zwierząt stworzono starannie. W wodzie ponownie odbija się cały dwuwymiarowy świat, a szczególiki, jak wygląd ognia, mają zaskakująco wiele klatek.
Patrząc na rozgrywkę, nowością jest możliwość postawienia każdego obiektu w dowolnym miejscu (o ile jest w zakresie granic królestwa). Jest tutaj drobny problem, bo często nie wiemy, w którą stronę jest akurat odpowiednia polana, przez co zawalimy cały dzień, szukając odpowiedniego miejsca. Na trudniejszych mapach (tych jest trzy, letnia, jesienna i zimowa) kluczowe jest wybudowanie się jak najszybciej. Przyznam szczerze, że nie przetrwałem na najtrudniejszej nawet jednej nocy, gdy pewien jegomość jednym uderzeniem zniszczył mi dopiero co postawione obozowisko. W Monarchy postawiono bardziej na atak niż obronę, więc armię można zabrać ze sobą, a do możliwych budowli dodano prawdziwe machiny oblężnicze — i tak, wrogowie też je mają. Mapy są tu mniejsze, ale zaskakują pojawiającymi się z czasem obiektami, przez co ich zwiedzanie jest znacznie ciekawsze. Mniejszych i większych zmian jest więcej, więc cieszę się, że twórcy faktycznie postanowili zmodernizować pomysł Kingdom, zamiast tworzyć klona z lepszą grafiką. No, i powrócił lokalny tryb co-op (sterowanie zostało takie samo, możemy wspólnie zagrać na jednej klawiaturze)!
Na koniec powinienem polecić lub odradzić przedstawioną grę. Trudno jednak jednoznacznie powiedzieć, czy Kingdom/Monarchy przypadnie wam do gustu. To dość nietypowa strategia, choć bardzo spokojna, to równocześnie trzeba dobrze zaplanować plan na najbliższe inwestycje. Jeżeli nigdy w oryginał nie graliście, to wpierw sprawdźcie go — pierwsza część, Kingdom: Classic, jest darmowa, a Kingdom: New Lands był kiedyś rozdawany przez Epic Games Store. Gdy przypadnie wam do gustu i nie lubicie pikselozy, to zdecydowanie warto po Monarchy sięgnąć.
INDYK NA PARZE #5: Minute of Islands – artystyczna perełka na więcej niż minutę
Humanista, pasjonat historii i języków obcych (przede wszystkim angielskiego) oraz j. polskiego. „Pececiarz” od urodzenia, choć posiada obydwie kieszonsolki Sony. Spokojny człowiek, który lubi pisać to, co czytacie :P.